Marek Krajewski Słowo honoru Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Długie pożegnanie… Czy natolińczycy z puławianami wdali się tylko w spór ideologiczny, owocujący tu i ówdzie (ale ubocznie…) jakimiś konsekwencjami materialnymi i ofiarami personalnymi? Czy prowadzili pełnoskalową wojnę o władzę i wpływy w państwie – wojnę brutalną, w której jeńców nie brano, a wroga (jeśli się go dopadło ze spuszczonymi portkami) wypalano do trzecich pokoleń wstecz i naprzód, aż do gołej ziemi? Wiele wskazuje, że raczej to drugie – ale kogo to dzisiaj obchodzi? Poza historykami oczywiście. I to nie wszystkimi – zainteresowanych tym fragmentem dziejów jest może kilku, a i tak połowa z nich to funkcjonariusze policji historycznej spod sztandarów IPN. A poza wszystkim – wszystko wiadomo – kto z kim, przeciw komu i dlaczego. Wielu tajemnic w tym już nie ma. I zapewne ani jednej takiej, której warto byłoby poświęcić czas i środki śledcze tudzież wszelkie inne. Ale co komu szkodzi spróbować? Zwłaszcza w literaturze, która na ogół karmi się fikcją i zmyśleniem (nawet jeśli sięga po zdarzenia prawdziwe i „fakty autentyczne”), bo taka jest jej natura. Ważne dla urody oraz sugestywności samego procesu jednak jest, by robiła to elegancko – z poczuciem realizmu i…
Marek Krajewski Ostra Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Tępa dzida Jakby debiut… W zasadzie ponowny, albowiem dopuścił się debiutowania autor wybitny, od lat najlepszy w krajowej branży kryminałów, thrillerów i sensacyjnych fabuł szpiegowskich – tyle że posadowionych w czasach skądinąd nieodległych, ale w sensie literackiej kategoryzacji – historycznych. „Najstarsze” z nich sięgają początków XX wieku (chronologicznie najwcześniejsze „mocki” sprzed I wojny czy krakowska „Demonomachia”). Marek Krajewski – wrocławski filolog klasyczny (wykładowca uniwersytecki, żeby nie było…) – z własnego wyboru został specem od rozrywkowej literatury sensacyjnej w historycznych dekoracjach. Jego profesjonalizm w tej mierze nie jest żadną uzurpacją – ma solidne podstawy na gruncie tzw. opinii publicznej. No, po prostu wszyscy uznają jego mistrzostwo niedościgłe… Więc skąd zwrot? Znudziło mu się? Chce się sprawdzić na cudzym boisku? Zmienia płeć? Nie swoją – swoich bohaterów – bo chce być bardziej trendy? Wpadł mu do głowy pomysł intrygi i nie chce tego zmarnować? Nieważne – pisarzowi wolno wszystko i nic komu do tego. Liczy się rezultat – a ten nie jest aż taki oczywisty, jak to zwykle w przypadku Krajewskiego bywa – i nie taki, do jakich przywykliśmy, odkładając po skończeniu lekturę „mocków” czy „popielskich”. Innymi słowy: mówiąc wprost…
Marek Krajewski Pasożyt Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Nasz agent z rozgotowanym makaronem w smudze cienia… Przed wojną (drugą światową, ma się rozumieć…) polski wywiad na kierunku sowieckim sukcesy miał umiarkowane, choć uczciwiej i zgodnie z prawdą byłoby powiedzieć – nie miał żadnych. Pewien oficer, długotrwale (sam zadbał o to, by nie miał kto go zastąpić…) stojący na czele Referatu „Wschód” Drugiego Oddziału Sztabu Głównego – kapitan Jerzy Niezbrzycki – aczkolwiek doświadczony oraz intelektualnie przygotowany do swej funkcji, nie miał zbyt wielu cech osobowości, decydujących o przydatności dla służby wywiadowczej: ponad miarę był ambitny, skrajnie zazdrosny, patologicznie nieufny wobec współpracowników, kolegów, podwładnych i przełożonych (czyli wszystkich w zasadzie…) – praktycznie socjopata i paranoik pełną gębą, do tego braku sukcesów się przyczynił. No cóż – na stan umysłu Niezbrzyckiego niewątpliwie najsilniej wpłynęła okoliczność silnego sponiewierania załogi referatu wschodniego naszego wywiadu przez aferę MOCR-Trustu. Cóż to takiego było? MOCR, czyli Monarchistyczna Organizacja Centralnej Rosji to głęboko zakonspirowana, dywersyjno-terrorystyczna wieloelementowa komórka, złożona z niedobitków formacji białogwardyjskich oficerów, gotowych do płatania psikusów – zbrojnie i wywiadowczo – zwycięskim, triumfującym bolszewikom. Jakoś tak się złożyło, że mocrowcy – zwolennicy restauracji caratu – szybko (i podejrzanie łatwo, ale któżby się tam przejmował…
Marek Krajewski Błaganie o śmierć Wydawnictwo Znak, Kraków 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Never say never again… Niewiarygodne i niesłychane! Autor Marek Krajewski oświadczył de publicis, że tym tomem zamyka historię Eberharda Mocka i rozstaje się ze swym bohaterem. Ba, tegoż bohatera także poinformował o ostatecznej „nieodwołalności” swego postanowienia, co ówże przyjął spokojnie, acz nie bez cienia ironii – jakby swemu kreatorowi głęboko i fundamentalnie nie wierzył. To jest jakiś cień nadziei, jakiś otworek w monolicie decyzji Krajewskiego. Ale na razie jest, jak jest – Mock (zdaniem swego autora) doszedł do kresu jako kreacja literacka (bo jako fikcyjny bohater zmarł w Nowym Jorku w 1960 roku…). Po prostu, jak się wydaje, wyczerpały się nie tylko twórcze możliwości Krajewskiego – na tyle, że nie zobaczył już przed swym wytworem dostatecznie obiecujących możliwości fabularnych; autora być może dopadło też znużenie, zmęczenie moralne pewną taką jednostajnością okoliczności towarzyszących. Mock bowiem na prozatorskiej atrakcyjności zyskiwał tym bardziej, im głębiej zanurzony był w gównie – sama zbrodnia to dla tego wrocławskiego policjanta za mało. Prosty mord z miłości, zazdrości czy innych niskich pobudek – na przykład chęci poprawy statusu społecznego lub materialnego – w zasadzie nigdy nie interesował Mocka ani jego kreatora. Zabijający się…
Marek Krajewski Czas zdrajców Wydawnictwo Znak, Kraków 2022 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Miłość ci wszystko wybaczy… …smutek zamieni ci w śmiech,miłość tak pięknie tłumaczyzdradę, i kłamstwo, i grzech.(piosenka Henryka Warsa ze słowami Juliana Tuwima;Hanka Ordonówna nagrała ją w 1933 roku do filmu„Szpieg w masce” Mieczysława Krawicza) Czwarty występ lwowskiego policjanta Edwarda Popielskiego w szarych barwach służb arcytajnych II Rzeczypospolitej – wedle enigmatycznych (zgodnie z zasadami budowania napięcia) napomknień zapowiednych autorsko-wydawniczych – miał być intrygą skomplikowaną, wirtuozerską grą na wielu (celowo fałszywie zestrojonych) instrumentach jednocześnie, intrygą przebiegłą zarazem i krwawą, rozsypującą się nieledwie pod ciężarem dylematów moralnych nie do zniesienia nawet dla cyników i twardzieli, zaprawionych w bojach na tajnym froncie. Miał być, ale czy jest? Dylemat poznawczy bowiem narodził się we mnie taki, iż cała ta intryga mogła zaistnieć i pobiec w dal tylko dzięki niedopuszczalnej i niewiarygodnej głupocie tudzież niefrasobliwości wysokich funkcjonariuszy Abwehry, Sicherheitsdienstu i innych służb policyjnych SS. Że o krajowych asach nie wspomnę… Z końcówki mocno pogmatwanej i niespecjalnie prawdopodobnej intrygi „Miasta szpiegów” – poprzedniej (chronologicznie przede wszystkim, ma się rozumieć, bo z akcją od lata 1933 do jesieni 1934 roku) awantury z udziałem Popielskiego jako agenta Dwójki w Wolnym Mieście Gdańsku, wynikło, że nasz…
Title: Demonomachia Autor: Marek Krajewski Gatunek: thriller Wydawca: Wydawnictwo Znak Data wydania: 23 02 2022 Strony: 320 Marek Krajewski Demonomachia Wydawnictwo Znak, Kraków 2022 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Miała baba dybuka… No i stało się wreszcie to, czego się i obawiałem, i co przeczuwałem – Krajewski porzucił (mam wszelako nadzieję, że nie na dobre) swoje sprawdzone, oswojone (i może faktycznie nieco już wyeksploatowane) prozatorskie klimaty – ten z Breslau i ten ze Lwowa. Zostawił Mocka, zostawił Popielskiego. Rzucił kotwicę na podkrakowskim Podgórzu – w szalonej, zdeprawowanej, nieco delirycznej, dekadenckiej i fantasmagoryjnej epoce przełomu stuleci XIX i XX. Nie wiedzieć czemu… To znaczy wiedzieć, a w zasadzie domyślać się – z bliskim rzeczywistości prawdopodobieństwem. W fizyce i różnych teoriach inżynieryjnych nazywa się to zmęczeniem materiału. Na zewnątrz nic nie widać, a nawet dość subtelne pomiary (robione w stanie spoczynku) nie są w stanie uchwycić zmian. Ale one są: są mikro, ukryte, niewyczuwalne… No i sumują się, też niedostrzegalnie. Gdy siła przestaje działać, materiał powinien się odbarczyć, wrócić do stanu wyjściowego. Gdyby był idealny – ale takich nie ma… Każdy materiał, poddawany nieustannemu ściskaniu, skręcaniu, zgniataniu, ścinaniu, zginaniu lub innym jeszcze fizycznym torturom, ma swój resurs bezpiecznego użytkowania – potem wszystko…
Title: Diabeł Stróż Serie: – Autor: Marek Krajewski Gatunek: kryminał Wydawca: Wydawnictwo Znak, Kraków Data wydania: 26 10 2021 Strony: 445 Marek Krajewski Diabeł Stróż Wydawnictwo Znak, Kraków 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Konspiracja sierotek Z niemałym zdumieniem skonstatowałem, że łączy mnie z Eberhardem Mockiem przypadkowy zapewne, ale za to dość osobliwy zbieg okoliczności: oto z woli autora ma on tożsamą z moją dzienną i miesięczną datę urodzin – osiemnastego września… Nie mam pojęcia – dobry to, czy zły omen. Lecz jakikolwiek by to omen nie był, to okoliczność bez zasadniczego znaczenia, albowiem z zasady nie wierzę w takie znaki na niebie i ziemi. Ale zawszeć to miło, gdy się natrafi na tego rodzaju splot sytuacyjny… W najnowszym „mocku” Marek Krajewski nie tylko ujawnia szczegóły daty przyjścia na świat swego bohatera, w Wałbrzychu zresztą. W posłowiu do „Diabła Stróża”, krom zwyczajowych podziękowań dla konsultantów tudzież redaktorów oraz zaklęć, by błędy wytykać autorowi bezpośrednio (jest nawet adres e-mail…), Krajewski podejmuje pewien dość istotny wopros (jak mawiają za Bugiem) prozy rozrywkowej, popularnej, który w pewnym uproszczeniu można nazwać dylematem Ben Akiby – a mówiąc inaczej: wszystko już było… Autor kaja się – że tak powiem – wyprzedzająco. Na jego korzyść przemawia…
Marek Krajewski Miasto szpiegów Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2021 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Nareszcie, nareszcie – Popielski w Wolnym Mieście! Doczekałem się… Kilka razy „namawiałem” Krajewskiego (tylko w tym blogu; innymi sposobami raczej nie), by z akcją szpiegowsko-dwójkarskich „popielskich” zawitał do Wolnego Miasta Gdańska. W latach międzywojennych Freie Stadt Danzig to była osobliwa konstrukcja prawna i terytorialna, owoc traktatu wersalskiego – o skomplikowanych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych (w tym głównie z Polską), zaprojektowanych przez grono angielskich, francuskich i włoskich dyplomatów, tak zwanych entuzjastów traktatowych, skupionych wokół organizującej się centrali Ligi Narodów w Genewie, wspieranych przez teoretycznie neutralnych prawników amerykańskich. No, ale to temat na osobne opowiadanie, podejmowane zresztą wielokrotnie tu i ówdzie, przez tych i owych… Gdańsk w epoce Wolnego Miasta (zanim Hitler ugruntował swą władzę w Rzeszy) odgrywał na scenie międzynarodowej rolę gospodarczą i polityczną istotnie wykraczającą poza formalne, definiowane przez sprawozdania statystyczne, możliwości. Owszem, był to spory port i centrum przemysłu morskiego, centrum handlu – lecz w istocie jego prawdziwe znaczenie w obrocie międzynarodowym polegało na potencjale stworzonych w tej quasi-państwowej strukturze szans operatywnego działania. Kto się umiał w tym potencjale połapać, zarabiał. Kto miał dostęp do informacji, zarabiał po dwakroć. Nic więc dziwnego, że w dziedzinie…
Marek Krajewski Moloch Wydawnictwo Znak, Kraków 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Mock i ciemne moce Miło skonstatować, że twój ulubiony autor znów w formie – jak za najlepszych lat. Zaprawdę, Markowi Krajewskiemu posłużył kolejny powrót do swego klasycznego, najstarszego bohatera, czyli funkcjonariusza wrocławskiej policji kryminalnej Eberharda Mocka. Nowy „mock” trzyma poziom tych najdawniejszych – kipiących fabularnymi pomysłami, nieudziwnionych (choć aż nadto „zakręconych”, eksploatujących ponure zakamarki ludzkiej duszy), nieprzekombinowanych, sprawnie i perfekcyjnie opowiedzianych. No i bohater… Bohater znów jest wykreowany z zachowaniem wymogów brzytwy Ockhama (nie mnożyć bytów ponad potrzebę…), a jego konieczne dla powodzenia fabuły „oboczności charakterologiczne” autor ma pod kontrolą. Innymi słowy: kreacja zdyscyplinowana… Polubicie tego Mocka – czułego twardziela, sukinsyna o niezłomnych drogowskazach moralnych, zachowującego się jak brutal na wieczystym, gigantycznym, chronicznym kacu nałogowca (choć w tym akurat tomie Mock tkwi szczęśliwie – a może nieszczęśliwie – w okresie pełnej, choć wielce dokuczliwej wstrzemięźliwości, wywołanej delirycznym wstrząsem natury osobistej, ale objawy właściwe dla stanu postalkoholowego towarzyszą mu upierdliwie, chociaż akurat teraz w zasadzie nie pije…). Stary, dobry Krajewski, stary, dobry Mock… Jakiż to kontrast z dwiema poprzednimi książkami Krajewskiego – o lwowskim policjancie Edwardzie Popielskim – tym razem uwikłanym w działalność służb kontrwywiadowczych u zarania II Rzeczpospolitej,…
Marek Krajewski Pomocnik kata Wydawnictwo Znak, Kraków 2020 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Pieriepały z Razwieduprem Po raz pierwszy, odkąd mam do czynienia z Krajewskim i jego twórczością, osobną i wysokie zajmującą miejsce w mojej prywatnej hierarchii i historii krajowej literatury współczesnej, nader powściągliwe namawiam (a właściwie: nie namawiam) do lektury jego najnowszego dzieła, czyli „Pomocnika kata”. Rekomendacja „niekoniecznie, ale gdy czasu nie szkoda…” – aczkolwiek sformułowana ostrożnie, w istocie przecież może znaczyć: dajcie spokój, słabizna! W istocie… Przykro mi to pisać, ale amicus Plato… Nowy „krajewski” to kontynuacja rozpoczętego niedawno szpiegowskiego wątku przygód podkomisarza lwowskiej policji Edwarda Popielskiego – długoletniego (jak ten czas leci; to już dziewiąty „popielski”!) równoległego „towarzysza” nieco większego, sławniejszego i… lepszego cyklu o Eberhardzie Mocku, policjancie z Breslau. Jest już dziesięć „mocków”, znanych, tłumaczonych na liczne języki obce (podobno ktoś kupił nawet prawa do sfilmowania „mocków”). Pierwszy sensacyjno-szpiegowski „popielski” to była wydana jakoś tak rok temu „Dziewczyna o czterech palcach” (rekomendowałem ją – pozytywnie, niemal entuzjastycznie – w tym blogu 16 maja 2019 roku…) – o tajnej (ale nieustępliwej i krwawej…) wojnie na pograniczu toczonej przez polski kontrwywiad, policję i KOP, z sowieckim Razwieduprem (razwiedywatielnoje uprawlienie – zarząd wywiadowczy, oddział sztabu generalnego Armii Czerwonej, od…
Marek Krajewski Mock. Golem Wydawnictwo Znak, Kraków 2019 Rekomendacja: 4/7Ocena okładki: 3/5 Nie ma tego złego, czyli policjant pod presją… Pierwszy „rzut” serialu kryminałów o policjancie Mocku, rozpoczęty w 1999 roku, Marek Krajewski przewidująco „utkał” luźno (i niechronologicznie…), z wielkimi okami czasu, umożliwiającymi teraz wypełnianie pustych, wolnych miejsc biografii Eberharda Mocka nowymi przygodami. Sześć pierwszych powieści o Mocku zakończył Krajewski w 2009 roku. Ostatnia (szósta) w tym rzucie „Głowa Minotaura” to był mischung (mówiąc poprawnie: wspólne śledztwo…) przygód bohatera Mocka z przygodami drugiego (wykreowanego w tzw. międzyczasie) bohatera – lwowskiego komisarza policji Edwarda Popielskiego. Tegoż Popielskiego Krajewski poprowadził aż do lat powojennych (i do biologicznego wyczerpania prawdopodobieństwa egzystencji w stanie zdatnym do pełnienia służby). Podobnie jak w przypadku Mocka zabieg luźnego, niechronologicznego tkania fabularnej materii pozwala teraz wracać do postaci i uzupełniać kolekcję nowymi epizodami. „Dziewczyna o czterech palcach” (rekomendowałem tę powieść w blogu pięć miesięcy temu – 16 maja…) to właśnie nowy „popielski” – rok 1922, śmierć Narutowicza, wojna wywiadu polskiego z sowieckim… A z kolei w drugim rzucie „mocków” Krajewski wydał już cztery powieści, licząc z najnowszym „Golemem”. W ten sposób wybitny (i niemniej sprytny – co pochwalam wielce, bo dzieje się to z korzyścią dla czytelników, uwolnionych…
Marek Krajewski Dziewczyna o czterech palcach Wydawnictwo Znak, Kraków 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Feliks Edmundowicz wścieka się… Wojna polsko-bolszewicka w 1920 roku nie zakończyła się w chwili ustania działań zbrojnych, utrwalenia na piśmie preliminariów pokojowych w tzw. traktacie ryskim i technicznego zakończenia prac delimitacyjnych na granicy obu państw. Wojna wtedy przeszła w stan sui generis anabiozy. Na zewnątrz wszystko było w porządku – wymieniono jeńców, nawiązano stosunki dyplomatyczne, wręczano listy uwierzytelniające, zaczęły kursować pociągi do Moskwy, Piotrogrodu i Kijowa, handel ruszył, w obu kierunkach repatriowano trochę ludzi. Normalizacja… Ale to pozór – pod powierzchnią zdarzeń odnotowywanych w kronikach agencji prasowych buzowało „drugie życie” pogranicza – i nie tylko… Między oboma państwami i narodami zbyt wiele narosło bolesnych zaszłości, aby dojść mogło do choćby prowizorycznego pojednania i unormowania wzajemnych stosunków. Z jednej strony „komunista” był straszakiem uniwersalnym: gwałty, pożoga, mordy, imbecylizm, mongoloidalne skojarzenia, chamstwo, przemoc, wojujący ogniem i mieczem ateizm, brud, syf, smród i pewne takie deficyty w sferze edukacji tudzież kultury osobistej. Miał się go tak samo bać Żyd (okradnie, pierzyny rozpruje i na koniec zabije i synagogę spali…), chłop (babę wyonaczy, świnię zarżnie i zeżre, żyto sfajczy razem ze stodołą…) i pan (rozstrzela portrety przodków, wytłucze porcelanę,…
Marek Krajewski Mock. Pojedynek Wydawnictwo Znak, Kraków 2018 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Piekielne wezwanie Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że tym razem Krajewski – wrocławski filolog klasyczny, od dawna zawodowo oddany literaturze – usadowił się na szczycie. Nieodwołalnie. Po prostu jest najlepszy. I to nie tylko w wąskiej, aczkolwiek popularnej grupce Wielkich Rekonstruktorów Historii, budujących swoje wyimaginowane (chociaż w miarę możliwości, cierpliwości i talentu – wierne wypreparowane ze starych kronik) kosmosy-scenografie z przeszłości, w których rozgrywają swe kryminalne intrygi fabularne. Krajewski dawno prześcignął kolegów rekonstruktorów; twory większości z nich – zestawione z jego mistrzowskimi kreacjami -przypominają dekoracje teatrzyków marionetek albo makiety domków dla lalek. O autorach tzw. powieści historycznych już nawet nie chce mi się wspominać – dość powiedzieć, że większość z nich realia zaprzeszłych epok traktuje niezwykle umownie, idealizująco i fałszywie – osobliwie z kompletną niewrażliwością na zapachy. Ktoś taki precyzyjny (mimo używania, a nawet nadużywania realizmu magicznego…) jak na przykład Sapkowski (ze swą trylogią husycką i Reynevanem z Bielawy) to rara avis w tym zacnym towarzystwie. Przypadek Krajewskiego jest szczególny. Wielkie cmokando znawców literatury, niosące się przez kraj cały po każdym kolejnym tomie z Mockiem czy Popielskim, a dotyczące jego umiejętności rekonstruktorskich, zasłaniało albo zgoła pomniejszało krytyczną ocenę…
Marek Krajewski Mock. Ludzkie zoo Wydawnictwo Znak, Kraków 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Wojna hybrydowa w jądrze ciemności Krajewski kwitnie… Ba, zgoła szaleje! Jego wyobraźnia fabularna, karmiąc się okruchami wiedzy tajemnej, internetowym badziewiem i bezkresnymi (tak przynajmniej zdaje się…) zapasami jego własnej, klasycznej erudycji grecko-łacińskiej, zatacza kręgi zgoła niepoddające się już kontroli rozumu. No i bardzo dobrze! O cóż bowiem idzie bój na niwie literatury kryminalnej? Nie ten w sumie stosunkowo lekki bój z konkurentami do względów wydawców, z innymi autorami. Ten prawdziwy, ciężki bój spotkaniowy stoczyć trzeba z naprawdę wymagającym, dobrze uzbrojonym, wyćwiczonym i zdeterminowanym przeciwnikiem: czytelnikiem, weteranem wielu walk, zwycięskich na ogół, ze słabiej przygotowanymi autorami, których kości bieleją w składowiskach taniej, przecenionej książki na wszystkich zaludnionych kontynentach świata… Wygrać niełatwo; ale Krajewski nie jest lekkozbrojnym podlejszego autoramentu. To stary wiarus, kombatant z imponującą listą przewag nie tylko o wartości artystycznej – ale również w jednej osobie prokurent i właściciel przedsiębiorstwa, które cieszy się sukcesem na rynku. Wymiernym. I to bardzo… Wszystko zatem wskazuje na to, że autor powieści kryminalnych (sensu largo) Marek Krajewski posiadł tajemnicę jakowejś Wunderwaffe, która mu ten sukces odnieść pozwoliła. Czymś powalił czytelników na kolana, czymś uwiódł, jakoś sięgnął do portfeli. Ostatnio po…
Marek Krajewski Mock Wydawnictwo Znak, Kraków 2016 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 1/5 W pętli czasu zbrodnia… „Był sobie skrzypek Hercowicz, co grał z pamięci jak z nut, z Szuberta on umiał zrobić – no brylant, no istny cud.” (Osip Mandelsztam; przekład Wiktora Woroszylskiego; z muzyką Andrzeja Zaryckiego śpiewała Ewa Demarczyk) Wdzięczny jestem głęboko i czołobitnie (jako czytelnik ze skromnych najskromniejszy…) Markowi Krajewskiemu, filologowi klasycznemu z Wrocławia, za autorską woltę, której się dopuścił, wracając do postaci literackiej, od której zaczął był swą karierę popularnego autora powieści kryminalnych. Siedemnaście lat i szesnaście książek (w tym sześć w sensie ścisłym; lub siedem; zależy jak liczyć…) temu Krajewski wykreował postać policjanta. Echt Breslauer (aczkolwiek pochodzący z Wałbrzycha…) und Schlesier Eberhard Mock – tęgi żarłok (powiedzmy raczej: smakosz na miarę posiadanych środków…) i opój, zwolennik tanich dziwek, niedokończony filolog klasyczny (czyli mógłby o mało co karierę zrobić gimnazjalnego profesora – jednego z filarów, obok instruktora musztry w regimencie pruskiej piechoty, systemu wychowawczego i społecznego Rzeszy), posiadacz osobliwymi drogami chadzającego intelektu tudzież nosiciel żarliwego poczucia sprawiedliwości per fas et nefas, za wszelką cenę, do końca i bez zważania na przeszkody egzekwowanego. Że już o chwycie szczęk (w sensie symbolicznym, śledczym) godnym bullterriera, gwałtownym charakterze, od demonstrowania…