Giles Milton D-Day Przełożył Marek Fedyszak Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Dzień do innych niepodobny… Gdy w 1959 roku irlandzko-brytyjski dziennikarz, korespondent wojenny i publicysta Cornelius Ryan wydał swój monumentalny monograficzny reportaż heroiczny „Najdłuższy dzień” („The Longest Day” – oczywiście o otwierającym drugi front desancie Sprzymierzonych na plażach Normandii 6 czerwca 1944 roku) – można było przypuszczać, że długo nikt się na coś podobnego nie porwie, zważywszy na: a) brawurową genialność dzieła Ryana, b) wyczerpanie tematu, c) upływ czasu, bezlitośnie likwidujący dostęp do najlepszych źródeł takiego tekstu, czyli rozmów z bezpośrednimi uczestnikami, żołnierzami, którzy brodzili po piaskach plaż Omaha, Utah, Gold, Juno i Sword, czy skakali ze spadochronami wprost pod lufy kaemów MG-42 w Sainte-Mère-Église (a także z tymi, którzy z tych kaemów strzelali). Gdy Ryan zaczął zbierać materiały do swej pracy, od zakończenia wojny upłynęło ledwie dziesięć lat, mógł więc rozmawiać dosłownie z dziesiątkami tysięcy uczestników zdarzeń – wciąż młodych i sprawnych, pamiętających wiele (czasem zbyt wiele…), a zarazem do swych wspomnień nabierających krytycznego dystansu. Ryan wykonał sam (z niewielką pomocą przyjaciół) gigantyczną robotę dokumentacyjną, zbierając tysiące relacji i dokumentów ponad własne potrzeby; po ostrej selekcji wykorzystał niewielką część swej kolekcji. Ryan wypracował…
Giles Milton Ministerstwo Niedżentelmeńskich Działań Wojennych Przełożył Krzysztof Obłucki Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2018 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Zabij albo zgiń! Każdy, kto myśli, że wojnę da się prowadzić dżentelmeńskimi metodami, rodem z boiska do krykieta, jest już trupem, tylko jeszcze o tym nie wie… Ten typ myślenia nie był powszechny w brytyjskich siłach zbrojnych (wyjąwszy może niektóre formacje imperialne z kolonii) przed II wojną światową. Armia, a w zasadzie podejmujący decyzje jej korpus oficerski, nasączony był do szpiku kości ideologią szlachetnej wojny, według reguł honorowych i zasad fair play, sprawdzających się od dziesięcioleci na boiskach angielskich szkół (nawet tej w Rugby, gdzie wynaleziono zabawę o dość mocnych, jak na angielskie obyczaje, prawidłach…); przecież jak trzeba było komuś dać w mordę, robiono to wedle zasad boksu, skodyfikowanych przez markiza Queensberry… W sumie to ciekawe – skądinąd przecież armie i floty Ich Królewskich Mości miały w „dorobku” mocne epizody i krwawe wyczyny na polu walki. By nie sięgać daleko w przeszłość, zacznijmy od powstania sipajów w Indiach, wojen afgańskich, konfliktu z plemionami Zulusów, wojny burskiej (to tam wynaleziono obóz koncentracyjny…), awantur w Chinach… To nie były wojenki dżentelmenów. Podobnie jak Wielka Wojna, dziś zwana pierwszą światową – to…