Paul Strathern Wenecja. Od Marco Polo do Casanovy Przełożył Maciej Miłkowski Wydawnictwo Otwarte (Znak), Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Piętnaście wieków na wodzie… To był wczesny jesienny poranek, nieledwie jeszcze świt. W pejzażu miasta dominował jeden akcent: tuman gęstej mgły; nożem można było kroić… Wyciągniętą rękę jakoś było widać, za to dalej… Góra dziesięć – piętnaście metrów, ale niewyraźnie. Jedyna pociecha w tym, że kłęby mgielne trochę opalizowały, a kolor miały zielonkawozłotawy. To znak niezbity, że wyżej niebo było czyste, a słońce czekało cierpliwie na swój czas. Subtelna, ledwo dostrzegalna gra kolorów sprawiała jednak, że espresso doppio senza zucchero wypite dwoma łykami w dopiero co otwartym barku „na stojaka” (trzeba było chwilkę poczekać, aż antyczny aparat marki Pavoni się zagrzeje…) przy Riva del Vin smakowało jakoś bardziej krzepiąco. Można się było rozejrzeć, choć spowity mgłą prospekt Canal Grande nie przypominał widoczku z pocztówek. W zasięgu wzroku z kilku większych kryp wyładowywano jakieś skrzynki i zafoliowane palety na parapet rivy. A połowę szlaku wodnego zajmowali ruchliwi (skądinąd też cisi i dyskretni) śmieciarze, którzy na swą łódź ładowali setki czarnych, ciemnozielonych i żółtych plastikowych worów z krawędzi rivy. Widok codzienny; gdyby nie mgła, mógłby być nadzwyczaj fotogeniczny. I wtedy z…
Niall Ferguson Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat Przełożyła Beata Wilga Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024 (wydanie III) Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 The World is not enough – świat to za mało… Rule, Britannia! Britannia, rule the waves!Britons never, never, never will be slaves. (refren pieśni Thomasa Augustine’a Arne’a ze słowami Jamesa Thomsona z 1740 roku…) Historia Brytyjskiego Imperium – jeśli potraktować ją osobno, bez związku z dziejami reszty świata – jawi się jako splot szczęśliwych przypadków, zbiegów okoliczności i heroicznych zrywów tam, gdzie wystarczyłaby porządna robota… Taka odseparowana od reszty świata historia brytyjskiego imperium to nieustający festyn ignorancji – a właściwie głupoty, parada arogancji, zbrodniczego zuchwalstwa, krwawej indolencji, bałwaństwa i bęcwalstwa, kryminalnego wręcz poczucia wyższości oraz implementowanych z pokolenia na pokolenie zasad rzekomo honorowego, jakoby dżentelmeńskiego postępowania, nie będących w istocie niczym innym, niż statutem stowarzyszenia egoistycznych bufonów, megalomanów i cynicznych fanfaronów… Fenomen Imperium Brytyjskiego polega na tym, że gdy jego dzieje – w całości i bez zabiegów redakcyjnych – „wyświetlimy” na tle globalnej historii ludzkiej cywilizacji – nagle te piramidy bezmyślnego kretynizmu oblekają się w szaty umiarkowanego postępu, mądrej i troskliwej pieczy, sprawiedliwości bez mała, tolerancji, rozumu tudzież praworządności. Czemu? Tego nie wie nikt na pewno… Ale…
Timothy Garton Ash Homelands. Historia osobista Europy Przełożył Bartłomiej Pietrzyk Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 3/5 Uwiedzenie, uprowadzenie, uratowanie… Urodziłem się w Europie roku pańskiego (używam tej formuły, albowiem zostałem regularnie ochrzczony i wprowadzony do wspólnoty kościoła katolickiego, chociaż dziś się do niczego takiego nie poczuwam) tysiąc dziewięćset czterdziestego i ósmego – trzy lata po wielkiej wojnie, która przeorała wewnątrzkontynentalne granice, zabiła miliony istnień, spustoszyła do cna wielkie terytoria, zmieniła w gruz gigantyczny majątek i przepędziła również miliony europejskich obywateli w tę i nazad. Gdy się urodziłem, dawno już umilkły działa, na kontynencie trwała cisza, choć była to cisza konfrontacyjna, bowiem nie wszyscy byli zajęci – jak to winno być po wojnie – własnymi sprawami; a tzw. żelazna kurtyna nie była tylko chwytem retorycznym, publicystycznym, wymyślonym przez weterana globalnej polityki – stawała się prawdziwym, uzbrojonym (czy ktoś jeszcze pamięta, czym był tzw. Pas Trettnera?) płotem. Urodziłem się w niebogatym (ale i niebiednym, choć w dolnej połówce statystycznego zbioru zamożności) mieście przemysłowym średniej (biorąc pod uwagę standardy europejskie) wielkości – i mieszkam w nim do dzisiaj; raz tylko zmieniłem w jego obrębie miejsce pobytu, przemieszczając się o niecałe cztery kilometry. Owszem, wielokrotnie podróżowałem po świecie (nawet bardzo daleko)…
Alberto Manguel Historia czytania Przełożyła Hanna Jankowska Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Czytam, więc jestem… Na coś takiego czekałem całe życie. A na pewno tak długo, jak długo świadomie czytam. To znaczy przyznać muszę, że czekałem na więcej… Historia czytania to połowa problemu. Drugą połowę dwie wypełniają kwestie: teoria samego czytania (wraz z filozoficznymi odniesieniami do teorii epistemologicznych, obserwujących lekturę jako sposób przyswajania wiedzy o rzeczywistości) oraz ogląd krytyczny praktyk czytania – rozmaitych osobliwości, nawyków i technik czytelniczych (dla przestrogi i nauki zarazem). No, ale na razie mamy historię czytania – na niej więc się skupmy. Wszakże za chwilę… Nie sposób bowiem nie zauważyć, że samo czytanie jest czynnością następczą. Bowiem aby cokolwiek przeczytać, to cokolwiek musi być wprzódy napisane. Przeto wszelkie studia i inne czynności badawcze należałoby rozpocząć od zgłębienia teorii tudzież historii pisania samego w sobie jako takiego. Pisanie samo w sobie względem czytania samego w sobie zajmuje bowiem pozycję pierwotną. Paradoksalnie jednak najpierw uczymy się czytać, a potem pisać – twierdzi Manguel. Czytanie sensu largo to „odczytywanie” (w sensie: tłumaczenie samemu sobie i w efekcie ujednolicanie tak, jak je umiemy rozumieć…) powszechnie obowiązującego sensu znaków, pozostawionych przez innych ludzi oraz Matkę Naturę…
Michaił Szyszkin Pokój czy wojna? Przełożyła (z niemieckiego) Magdalena Jatowska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Moskwa zdemaskowana, czyli rosyjska dusza pędzi na golasa… Nie ujezżaj, ty moj gołubczik,Pieczalno żyt’ mi biez tiebia.Daj na proszczanije obieszczanije,Czto nie zabudiesz ty mienia!Pierwsza zwrotka starego rosyjskiego romansu na gitarę i głos solo: męski (bas ew. baryton) lub żeński (koniecznie alt) – zależnie od fantazji wokalnej i pobranych do organizmu środków dopingujących… Bezsprzecznie – mamy do czynienia z fenomenem. W sensie, że nie ma na całym świecie niczego podobnego (nie licząc kilku „obiektów” jeszcze gorszych, ale o dużo mniejszych rozmiarach i też zdecydowanie mniejszym znaczeniu). Mam tu na myśli Rosję – ze wszystkim co jej, czyli ze wszystkim co rosyjskie: terytorium, narodem, władzą, językiem, kulturą, historią, zasobami i paroma imponderabiliami, które (aczkolwiek prawie niewidoczne, trudne do zidentyfikowania i zdefiniowania) razem ze wszystkim tym wymienionym są „statutowymi” komponentami „rosyjskości”. Z powodu tego niepodobieństwa do czegokolwiek innego opisywanie Rosji i rosyjskości (zwanej poufale, ale z pewną taką trwogą, russkim mirem…) jest wyzwaniem ambitnym. Sam nie wiem, skąd się to niepodobieństwo bierze i na czym dokładnie polega – ale ono jest i nie podlega dyskusji. Jest bowiem założeniem pierwotnym i arbitralnym. Od…
Norman Davies Europa walczy 1939 – 1945 Przełożyła Elżbieta Tabakowska Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 (wyd. II) Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Lekcja uzgodnień i proporcji Jeżeli ktoś potrzebuje materialnego odpowiednika dla epitetu „monument”, książka Normana Daviesa nadaje się idealnie – podobnie jak paryski Łuk Triumfalny, gromadka chłodni kominowych elektrowni w Bełchatowie czy rakieta Starship Elona Muska – na platformie startowej… Bowiem „Europa walczy 1939 – 1945” spełnia z naddatkiem wszelkie możliwe i niemożliwe cechy monumentalizmu intelektualnego, czyli ambitnego przedsięwzięcia umysłowego, wysoko się plasującego na tej linii aktywności, której zwieńczeniem wydaje się być ogólna teoria wszystkiego. Bo księga profesora Daviesa realizuje właśnie taki zamiar i cel – oczywiście tylko wobec kwestii dziejów i znaczenia II wojny światowej. Ale – nawet jeśli założymy, że pomysł jednorazowego wszechogarnięcia ważnego wycinka dziejów wydaje nam się awanturniczy i megalomański – to nigdy nie ośmielimy się sformułować tego dylematu w postaci zarzutu. Że to naiwne i fałszywe – na przykład. Albo celowo oszukańcze w aspekcie wywiedzionych hipotez i wniosków. Albo subiektywnie jednostronne – gloryfikujące jednych, poniżające (albo zgoła wymazujące z dziejów) drugich. Nic z tych rzeczy. Bo profesor Davies nie ma ambicji potrząsającego kaduceuszem polihistora – jedynego sprawiedliwego w Sodomie historyków: krainie pełnej skłębionych namiętności, niemoralnych…
Paul Strathern Florencja. Od Dantego do Galileusza Przełożyli Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak Wydawnictwo Hi:story (Wydawnictwo Otwarte), Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Genius loci… Nie ma drugiego takiego miasta na świecie, które możnaby z Florencją porównać, i które w wyniku takiego porównania dotrzymałoby na równi z Florencją choćby połowy użytych kryteriów komparatystycznych. Po prostu – to miasto nad miastami… A przecież u zarania dziejów nic takiej kariery nie wróżyło stosunkowo niewielkiej osadzie ludu Etrusków, chociaż lud to był niegłupi i robotny. Ale sąsiedni Rzymianie mieli więcej szczęścia niż rozumu… Dopiero Juliusz Cezar docenił urodę wzgórz nad płynącą z Apeninów bystrą rzeką Arno i na miejscu dogorywającej, zniszczonej w wojnach domowych mieściny ufundował kolonię dla weteranów swoich legionów. Emerytowani żołnierze z różnych krain rodzącego się Imperium okazali się trwałym i gospodarczo aktywnym, pożytecznym „czynnikiem miastotwórczym”. A gdy Zachodnie Imperium dobiegło kresu i całą Italię objęła smuta inwazji germańskich barbarzyńców, Florencja jakoś się uchowała w miarę bezpiecznie, absorbując i na własną korzyść obracając aktywność rozmaitych plemiennych hord najeźdźców. Gdy na progu drugiego tysiąclecia sytuacja polityczna w Italii zrobiła się w miarę stabilna (to znaczy skrystalizowały się i utrwaliły siły naprzemiennie oddziałujące na bieg spraw, osobliwie stronnictwa gibelinów i gwelfów), Florencja…
Jonathan Dimbleby Barbarossa. Jak Hitler przegrał wojnę Przełożył Arkadiusz Bugaj Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Wróg mojego wroga moim przyjacielem mimo wszystko jest… Pytanie zasadnicze jest jedno i brzmi tak: czy Hitler przegrał wojnę ze Stalinem już w momencie, gdy ją rozpoczął, czyli 22 czerwca 1941 roku (są tacy, co twierdzą, że stało się to wcześniej, zanim padły strzały, tylko Wódz III Rzeszy o tym nie wiedział…), czy widmo przegranej pojawiło się później (a jeśli tak, to kiedy dokładnie), zaś w czasie dzielącym oba te zdarzenia wszystko mogło się wydarzyć – tak lub nie-tak? Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi oznacza w gruncie rzeczy napisanie historii – TEJ HISTORII – od początku. Kategoryczna odpowiedź jednoznaczna, niezależnie od tego, czy skłania się do wariantu pierwszego (klęska przesądzona w momencie ataku), czy drugiego (wyrok zapadł później) – wymaga od odpowiadającego, by to napisał niejako od nowa, po swojemu – i skupił się na argumentach. Nie lekceważąc faktów, bowiem na wojnie fakty są najlepszymi argumentami. Jak dobra artyleria, albo i lepiej… Dlatego Jonathan Dimbleby o operacji „Barbarossa” napisał od początku, choć w całej światowej historiografii II wojny literatura jej poświęcona to jeden z większych tematycznych zbiorów. Ale tak mu kazało poczucie…
Andrzej Chwalba Wisła. Biografia rzeki Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Modra rzeko… Znów woda. Znów płynąca, ale w ilości takiej, iż „rzeki, których nie ma” zalałyby się na amen… Największa, z jaką możemy mieć do czynienia w naszym kraju. Znaczy się Wisła. Krajowa potęga, choć w Europie dopiero na piętnastym miejscu względem długości (a są statystycy geograficzni, ustalający ten ranking Wisły dopiero na siedemnastym…). Nie wiem, jak wyglądałaby taka tabelka, gdyby za kryterium przyjąć masę toczonej wody (w metrach sześciennych na sekundę, liczoną u ujścia), ale też pewnie niezbyt dla wzmiankowanej Wisły imponująco. W każdym razie Wisłę z jej tysiącem i czterdziestoma siedmioma kilometrami zostawiają w tyle nie tylko takie potęgi jak Wołga, Wołga mat’ radnaja (3688 km), Dunaj piękny i modry (2850) i bat’ko Dnipro szyrokij (2285), ale także graniczny (z Azją – a co!) Ural (2534), Dniestr (1362), Ren (1233), Łaba (1165) lub taka Oka (1500) nostalgiczne wspominana w wojennej pieśni. A przecież są jeszcze dłuższe od naszej Wisełki cieki wodne, o który pies z kulawą nogą nie słyszał, a od dziesięcioleci (gdy kibitki i cziornyje worony przestały kursować) nikt z tutejszych nie widział: Kama, Peczora, Biełaja (ki czort?), Don z Dońcem, Desna… W…
Patrick Deville Fenua Przełożył Jan Maria Kłoczowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Dużo wysp, czyli ćwiczenie z wyobraźni – jak księżyc nad Tahiti złotą lampą lśni… Największy ocean Ziemi, dla zamaskowania jego rzeczywistego oblicza (w sensie hydro, meteo i w ogóle mocy fizycznego oddziaływania na resztę globu), z pobudek propagandowych i marketingowych nazwano Spokojnym. W istocie rzeczy Pacificus po łacinie znaczy nie tyle spokojny wedle usposobienia, co raczej pokojowy, pokojowo nastawiony, obiecujący pokój, sprawca pokoju, pokój niosący; a pokój to nie to samo co spokój – to, jak się wydaje, kwestia poza sporem – no ale tak to przetłumaczono niegdyś na polski, nie całkiem trafnie… Mylna tradycja to jednak też tradycja – więc utrwaliła się niechcący. Wszelako i tak to bez znaczenia, albowiem gigantyczny akwen ten ani pokojowy, ani spokojny nie jest. Onże Pacyfik (jest w kalendarzu chrześcijańskim takie imię męskie, ale u nas jakoś niezalecane – wedle opinii komitetu językoznawców) to w istocie wielka dziura w Ziemi, głębokie (średnio ponad cztery kilometry) zapadlisko skorupy naszego globu między dwoma (albo trzema, jeśli doliczyć ląd antarktyczny) trzonami kontynentalnymi: amerykańskim i australo-azjatyckim – w poprzek ma to coś prawie dwadzieścia tysięcy kilometrów, czyli połowę obwodu globu,…
Giles Milton Berliński szach-mat Przełożył Marek Fedyszak Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Berlin miasto w Niemczech leży… Lektury wojennych, okołowojennych i post-wojennych tekstów historycznych Miltona zawsze wprawiają mnie w zakłopotanie. A to z powodu niezwykłej pracowitości ich autora – niezwykłej nawet jak na historyka zawodowego, którym zresztą Milton po części jest. Należy do Royal Historical Society, jest członkiem czcigodnego grona kuratorów London Library – jednego z największych księgozbiorów Zjednoczonego Królestwa, z kompletnymi kolekcjami druków gromadzonych od XVI wieku. Ale przede wszystkim jest pisarzem i publicystą, autorem już piętnastu prac par excellence historycznych, aczkolwiek klasyfikowanych jako popularnonaukowe (czyli „niepełnowartościowe” – ku cichej satysfakcji dyplomowanych badaczy historii, którzy nie napisali nawet jednej trzeciej tego co Milton, nie wspominając już o zawstydzającym fakcie, iż nie zdobyli nawet ćwierci jego sławy…). Universum Gilesa Miltona swym zasięgiem geograficznym obejmuje niemal cały świat (na razie poza Australią, Ameryką Południową i Antarktydą – ale to nic przesądzonego), zaś w czasie rozciąga się od Średniowiecza po epokę zimnej wojny w II połowie XX wieku (też na razie). Elastyczna wszechstronność godna podziwu! Zadebiutował wszak w 1996 roku błyskotliwą robotą detektywistyczną, demaskującą ostatecznie sporną i długo wątpliwą historię domniemanego podróżnika XIV-wiecznego sir Johna Mandeville’a,…
Oksana Zabużko Najdłuższa podróż Przełożyła Katarzyna Kotyńska Wydawnictwo Agora, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Prowizoryczny esej spisany z pamięci Co robi pisarz, gdy w trakcie dwudniowego wypadu promocyjnego do sąsiedniej zaprzyjaźnionej stolicy zostaje odcięty od domu – i to nie przez nagłą ingerencję sił przyrody, kataklizm czy coś w tym rodzaju – ale przez wojnę. Najprawdziwszą – z wybuchającymi znienacka rakietami, alarmami bombowymi, nacierającymi czołgami i ostrym strzelaniem z broni palnej: od karabinków kalibru 7,62 mm po armatohaubice z pociskami 155 mm. Co robi pisarz? Nie wraca, bo wyperswadowali mu bliscy, przekonali, że bardziej się przyda w ogólnym wysiłku obronnym jego wolny głos, jego świadectwo wśród sojuszników i przyjaciół. Zostaje zatem na mieliźnie – z dwiema zmianami bielizny i jakimiś przypadkowymi fatałaszkami w walizeczce. Bez własnego komputera, bez biblioteki, bez rodziny, bez dostępu do świeżych informacji i ludzi, których zna i którym ufa. Ma tylko siebie, w głowie sto pomysłów na godzinę i zapas nieopowiedzianych historii. Właśnie coś takiego przydarzyło się ukraińskiej pisarce Oksanie Zabużko 24 lutego 2022 roku. Wojna zatrzymała ją w Warszawie. I to akurat dobrze… Odcięta od korzeni, zyskała szansę przeistoczenia się w tych korzeni podróżującego ambasadora, tłumacza i delegata. Robota na pełen etat… Więc…
Eric Vuillard Porządek dnia Przełożyła Katarzyna Marczewska Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Gwóźdź wbity w mózg Rok 2017 to musiał być dziwny rok. Przynajmniej we Francji. Posucha zapanowała na niwach literatury i wyjałowiła miejscową prozę ogniem piekielnym. Do tego stopnia, że prześwietne jury sławetnej i tradycjami wielkimi obciążonej nagrody Goncourtów w dość osobliwy sposób skorzystało ze swego unikatowego przywileju kreowania wielkości (co najmniej jednorocznej…) w obrębie literatury francuskiej i laur za najlepszy w roku utwór fikcyjny napisany prozą (taka sobie skądinąd, ale wymowna definicja powieści) przyznało Ericowi Vuillardowi za „Porządek dnia”. Plus 10 euro, bo tyle zostało z kapitału zakładowego, oraz obiad uroczysty z jurorami i zarządem stowarzyszenia (wedle francuskiego sznytu – Akademii…) imienia braci Goncourtów, za który to obiad laureat na szczęście nie musi płacić… „Goncourtyzacja” tekstu zawiera zatem w sobie sugestię, że to ma być powieść. Francuski tekst regulaminu nie pozostawia wątpliwości: „un ouvrage d’imagination en prose”… Dzieło wyobraźni napisane prozą. „Porządek dnia” niewątpliwie napisany jest prozą. I to rzetelną, prawdziwą prozą – nie żadną molierowską krotochwilą z panem Jourdain… A co z postulatem fikcji, produktu wyobraźni? No cóż – w tym miejscu można podjąć dyskusję, która prędko się nie skończy. Co jest bowiem…
Title: Bitwa o Midway. Najważniejsza bitwa morska XX wieku Autor: Craig L. Symonds Gatunek: naukowa monografia hstoryczna Wydawca: Wydawnictwo Znak Horyzont Data wydania: 26 05 2022 Strony: 512 Craig L. Symonds Bitwa o Midway Przełożył Fabian Tryl Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Nieudana poprawka Kidō Butai, Kidō Butai… Brzmi łagodnie – jak jakiś egzotyczny kwiat albo nazwa potrawy typu miseczka ryżu na słodko z sojowym mleczkiem. Takie to już są osobliwości języka japońskiego… Z samego brzmienia słów – poza nielicznymi wyjątkami – nie sposób niczego wywnioskować o ich ładunku emocjonalnym. Ale dajmy pokój lingwistycznym splątaniom – tym bardziej, że nie mają jakiegokolwiek znaczenia, poza zabawą (pamiętacie „Barwy ochronne” Zanussiego?). W japońskiej rzeczywistości epoki II wojny światowej, a zwłaszcza militarnej, nazwa Kidō Butai oznaczała wszystko, co najlepszego Dowództwo Połączonej Floty Cesarstwa Nipponu mogło wystawić do boju przeciw każdemu przeciwnikowi, którego łaskawie, kierując się wolą bogów i najwyższym rozumem, wskazałby cesarz. Dokładnie oznacza to „siła mobilna”, choć istotę rzeczy samej lepiej oddaje tłumaczenie „siła uderzeniowa”. Co to było? Zgodnie z doktryną wojenną floty (skądinąd dość świeżej daty), doktryną spersonalizowaną przez admirała Isoroku Yamamoto (dowódcę floty od 1 września 1939 roku…), ale wymyśloną głównie przez genialny „strategiczny mózg”…
Agnieszka Krzemińska Grody, garnki i uczeni Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Skąd nas tu przygnało, czyli skarby z latryny Dość odważna ta trawestacja klasycznego tytułu… „Grody, garnki i uczeni” – wszak to brzmi prawie dokładnie jak „Bogowie, groby i uczeni” – czyli tytuł wielkiej pracy popularnonaukowej wydanej u Rowohlta w 1949 roku o początkach archeologii, rozkwicie i największych sukcesach. Jej autor – niemiecki pisarz, wydawca i dziennikarz Kurt Wilhelm Marek – pseudonim C. W. Ceram przybrał dla zatarcia niemiłego epizodu życiowego, jakim była wojenna praca w „oddziałach literackich” ministerium propagandy doktora Josepha Goebbelsa, gdzie herr Marek robił karierę jako autor seryjnych opowiastek (coś w rodzaju popularnych u nas w latach 50. i 60. „tygrysów”) mitotwórczych ku pokrzepieniu serc i patriotyczno-militarnego entuzjazmu cywilów (z naciskiem na młodzież nieletnią, zrzeszoną w Hitlerjugend) – o przewagach niemieckiego oręża i bohaterskich tegoż oręża nosicielach z Wehrmachtu, Kriegsmarine i Luftwaffe… Zabieg zamaskowania niechlubnej przeszłości powiódł się herr Markowi z nadwyżką, gdy zainteresował się archeologią, korzystając z lekka tylko nadpalonych w rezultacie wojny, przebogatych archiwów licznych niemieckich instytutów zajmujących się od połowy XIX wieku odkopywaniem przeszłości i gromadzeniem (dodajmy, że raczej rabunkowym – wedle dzisiejszych norm etycznych) zbiorów artefaktów. „Bogowie, groby i…