Rowerem przez Polskę Ludową
esej podróżniczy , grand-reportaż / 3 grudnia 2023

Bernard Newman  Rowerem przez Polskę Ludową Przełożyła Ewa Kochanowska Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Bond pedałuje po słowiańskiej głuszy… Od czasu gdy pisarz angielski Jerome Klapka Jerome wydał (w 1889 roku) książeczkę „Three Men in a Boat (To say nothing of the Dog)” – czyli fenomenalnych, wznawianych do dziś z sukcesami „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” – każdy kawałek prozy autorstwa dowolnego poddanego Brytyjskiej Korony (jeśli tytuł ma czytelne na pierwszy rzut oka konotacje wędrownicze) jest z góry podejrzewany o pokrewieństwo z dziełem tamtego genialnego humorysty. Polski tytuł książki Bernarda Newmana sugeruje takie gatunkowe podobieństwo (angielski nie – to „Portrait of Poland”), ale tylko dlatego, że jest kontynuacją dwóch poprzednich relacji Newmana, gdy to – zwłaszcza w czasie akcji tej pierwszej, w roku 1934 – istotnie jakoś tak poruszał się po drogach i bezdrożach Polski… „Rowerem przez II RP” naprawdę ma wiele autentycznych welocypedowych sekwencji. W roku 1945 już nie było tak łatwo, a w 1958 autor jeździł przeważnie koleją. Mimo to wydawca zdecydował się pozostawić nieszczęsny rower w tytułach (dla zachowania łączności całego cyklu), co sugeruje nieco lżejszy, może nawet przygodowo-humorystyczny aspekt główny zawartości dzieła. Ot, jowialny angielski gentleman w tweedowej marynarze…

Lato z Rimbaudem

Sylvain Tesson  Lato z Rimbaudem Przełożyła Agata Kozak Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Podeszwy z wiatru Szczęśliwa Francja… Gdy rodzi się tam poeta (a owi rodzą się tamże licznie nad wyraz), to chociaż raz może być geniusz, co wszystko powie i napisze na nowo – nie za, nie przeciw, nie obok, nie zamiast – ale od początku, na surowym korzeniu, jak gdyby nigdy nic, nie bacząc na historię oraz imponderabilia. 20 października 1854 roku urodził się właśnie ktoś taki – w Charleville (po połączeniu się z sąsiednim miasteczkiem, dziś znane jako Charleville-Mézières) w Ardenach, nad Mozą akurat. Ale mógł gdziekolwiek; a samo Charleville nie ma tu żadnego znaczenia wobec aktu narodzin poety. Arthur Rimbaud… Tak wielki, że od czasów Franciszka Villona nie ma go z kim porównać – chyba że z Charlesem Baudelaire’em. W innych ważnych językowych „hemisferach” – anglosaskiej, niemieckiej, luzytańskiej, hiszpańskiej, rosyjskiej, arabskiej czy chińskiej – próżno szukać kogoś podobnego (chociaż nie zniechęcam – szukajcie, może znajdziecie). Może w anglosaskiej Yeats i Eliot, może w rosyjskiej „Jebłokowa” – gdyby udało się w jedno skleić Jesienina, Błoka i Achmatową… Rzecz nie w tym jednak, by Rimbauda sklasyfikować i posadowić na należnym mu miejscu…

Rzeki, których nie ma

Maciej Robert  Rzeki, których nie ma Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Hydrologia pamięci Od jednej z tych rzek – nie-rzek, wzmiankowanych przez Macieja Roberta, mieszkam w Łodzi już sporo ponad pół wieku – w oddaleniu stu, może dwustu metrów. A więc praktycznie na skraju dawnej doliny rzecznej, z czasów przedindustrialnych, gdy sporej wielkości ciek wodny zuchwale i potoczyście płynął sobie tzw. dolnym biegiem przez grunta rządowe przy wsiach Wólka i Rokicie, by niebawem zasilić wody znacznie większego Neru. Rzeka nazywa się Jasień (rodzaju męskiego – ten Jasień…) i jest jedną z tych dwóch (ta druga nazywa się Łódka) najważniejszych rzek-weteranek, bez których nie byłoby ani mojego miasta, ani centrum przemysłu włókienniczego, którym moje miasto nagle się stało i po niespełna dwustu latach jeszcze bardziej nagle być przestało. O ile jednak obfitość wód rzecznych na wiślano-odrzańskim wododziale w środku ziem Królestwa Polskiego była jakimś istotnym argumentem podczas narodzin miasta i jego biznesowego przeznaczenia, o tyle ta sama „obfitość” wód (w tzw. międzyczasie zamieniona w stan bliski parametrom pustynnym) nie miała już żadnego wpływu na gwałtowną, morderczą degradację miasta i jego powolne konanie (notabene zabójcy chodzą na wolności, ale to temat na inne opowiadanie…). Więc rzeki, nad którą…

Fenua

Patrick Deville  Fenua Przełożył Jan Maria Kłoczowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Dużo wysp, czyli ćwiczenie z wyobraźni – jak księżyc nad Tahiti złotą lampą lśni… Największy ocean Ziemi, dla zamaskowania jego rzeczywistego oblicza (w sensie hydro, meteo i w ogóle mocy fizycznego oddziaływania na resztę globu), z pobudek propagandowych i marketingowych nazwano Spokojnym. W istocie rzeczy Pacificus po łacinie znaczy nie tyle spokojny wedle usposobienia, co raczej pokojowy, pokojowo nastawiony, obiecujący pokój, sprawca pokoju, pokój niosący; a pokój to nie to samo co spokój – to, jak się wydaje, kwestia poza sporem – no ale tak to przetłumaczono niegdyś na polski, nie całkiem trafnie… Mylna tradycja to jednak też tradycja – więc utrwaliła się niechcący. Wszelako i tak to bez znaczenia, albowiem gigantyczny akwen ten ani pokojowy, ani spokojny nie jest. Onże Pacyfik (jest w kalendarzu chrześcijańskim takie imię męskie, ale u nas jakoś niezalecane – wedle opinii komitetu językoznawców) to w istocie wielka dziura w Ziemi, głębokie (średnio ponad cztery kilometry) zapadlisko skorupy naszego globu między dwoma (albo trzema, jeśli doliczyć ląd antarktyczny) trzonami kontynentalnymi: amerykańskim i australo-azjatyckim – w poprzek ma to coś prawie dwadzieścia tysięcy kilometrów, czyli połowę obwodu globu,…

Tatuaż z tryzubem

Ziemowit Szczerek  Tatuaż z tryzubem Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022 – wydanie III Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 2/5 Russkij wajennyj karabl’ – idi nachuj! Z ciężkim sercem i pewną taką ostrożnością – niepewnie rekomenduję lekturę tego „szczerka”. Autora – Ziemowita Szczerka (rocznik 1978; jest akurat w wieku mojego syna…) – dziennikarza, publicystę, wędrownego reportera i prozaika – lubię, poważam i zaliczam do ścisłej czołówki najtęższych (metaforycznie, nie w sensie ścisłym) piór, jakie się przytrafiły Polsce w jego pokoleniu. „Siódemka” i „Międzymorze” Szczerka to dwie książki o podstawowym znaczeniu – jeśli ktoś chce zrozumieć współczesną Polskę i ten świata wyimek dookoła Polski. Ba, pozwalam sobie śmiało postawić tezę, że w kwestii zrozumienia tego „wyimka świata dookoła Polski” (ergo: Bałkania z omastą i przyległościami…) Szczerek dogonił klasyka Stasiuka, a może nawet ździebko przeskoczył. „Międzymorze” to zaś naprawdę dzieło fundamentalne (i demaskatorskie) w sensie ścisłym. Owszem – pisze Szczerek w stylu zwanym gonzo, niekoniecznie powszechnie akceptowanym w kręgach wysoce zintelektualizowanych. Mnie wszelako nie przeszkadza awanturnicze zuchwalstwo, wielce osobista nuta i pikarejska w istocie natura jego narzędzi, którymi lepi słowa w zdania. Co więcej – mniemam, iż styl gonzo ma dodatkowo właściwości terapeutyczne… Chorym na nadciśnienie, migotanie i inne przypadłości sercowo-krwionośne znany jest zbawienny wpływ…

Duch śniegów

Sylvain Tesson Duch śniegów Przełożyła Anna Michalska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Irbis – miłosne zaklęcie francuskiego włóczykija… Pantera śnieżna (Panthera uncia), zwana też irbisem (słowo pochodzi zapewne z któregoś z języków turkijskich albo jednego z licznych dialektów tybetańskich; zważywszy na zbitkę -rb- stawiałbym raczej na pochodzenie turkijskie…) jest drapieżnikiem z rodu kotowatych, skrajnie zagrożonym wyginięciem. Tam, gdzie jest panter macierzysta kraina, czyli w Tybecie i górach otaczających ten płaskowyż, żyje ich nie więcej niż pięć tysięcy; w ogrodach zoologicznych nie więcej niż 200 – 300 osobników. To znaczy, że jeszcze jedno, góra dwa pokolenia człowiecze i nikt już nie zobaczy irbisa na wolności, w jego naturalnym biotopie. Za szkodnika uważają go hodowcy jaków, a wyznawcy tzw. medycyny chińskiej za cenne źródło surowców leczniczych. A zatem los śnieżnej pantery wydaje się być przesądzony… Więc skoro tak, to trzeba tam pojechać, by zobaczyć panterę w jej ojczystych śniegach. Sylvainowi Tessonowi takiego zaproszenia dwa razy powtarzać nie trzeba. Choć ostatnio, po upadku z fasady pewnego budynku w Grenoble, jego skłonności do awanturniczych wypraw z powodów medyczno-fizjologicznych wyraźnie zmalały, No cóż, jak ktoś miał takie osobliwe hobby – mógł się spodziewać. Trzeba bowiem wiedzieć, że poza pasją…