Trzy tragedie i karnawał
komediodramat sceniczny , polecam / 18 stycznia 2025

Sławomir Mrożek  Trzy tragedie i karnawał Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Czy autor już zszedł ze sceny? Pomysł osobliwy, ale konstruktywny: grupować sceniczne teksty Mrożka wedle sensu (lub non-sensu), opakować w sążnistą przedmowę i rzucać na rynek. A to w oczekiwaniu na nowe wydanie zbiorowe dzieł wszystkich, przejrzane, poprawione i podstemplowane przez zaufanych krytyków i spadkobierców (kimkolwiek oni są i będą…). Takowe jednak prędko nie nastąpi, więc pomalutku. I się Mrożka ponownie skomercjalizuje… Bo Mrożek to wciąż Firma. Przynosząca same korzyści, więc w drogę ku wydawniczym sukcesom… Nie mam nic przeciwko temu. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że co się Mrożka tyczy – niewiele już pozostało do odkrycia. Ale co do upowszechnienia – proszę bardzo. Oczywiście nie mam nadziei, że w dającej się przewidzieć przyszłości nastąpi jakiś liczący się sceniczny renesans Mrożka – nawet na jedną sztukę w jednym teatrze (z tych, ma się rozumieć, dotowanych z pieniędzy publicznych, bo o prywatnych, dbających o zysk, nawet nie odważyłbym się pomyśleć…) nadzieja bardzo krucha jest. Więc Mrożek, bestia par excellence sceniczna, pozostanie na razie domeną literatury drukowanej. Teatralna epoka Mrożka minęła – czy bezpowrotnie – nie wiem. Ale zakładam, że może wrócić na deski tylko w…

Wczorajsza mgła

Leonardo Padura  Wczorajsza mgła Przełożył Adam Elbanowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Kuba wyspa jak wulkan gorąca… Pożytki z rewolucji komunistycznej w sferze subtropikalnej nigdy nie były znaczące wobec tego, co udawało się przejściowo osiągnąć tejże rewolucji w strefie klimatu umiarkowanego i subpolarnego. Ta nader zuchwała – by nie rzec, iż arogancka na swój sposób i obcesowa – teza mogłaby stać się kanwą poważnej monografii pod prowizorycznym tytułem „klimat a rewolucja”. Ale się nie stanie, bo kogo to obchodzi. Rewolucja marksistowska utraciła (nie mówię, że na stałe – co to, to nie) wszelkie walory atrakcyjności poznawczej. Ale taka Kuba… No cóż, ta karaibska spora wyspa była laboratorium, w którym tę utratę przećwiczono, wszechstronnie obmacano i parokrotnie nad wyraz skutecznie prowokowano. Choćby teraz, gdy zgasło światło, zabrakło prądu do lodówek, a paliwo do awaryjnych agregatów w szpitalach się kończy. Bankructwo? Ani chybi… Każda konsekwentna rewolucja pożera swoje dzieci. Ale nie ze szczętem – na szczęście. Na Kubie zostało jeszcze wiele do ocalenia. Jaki będzie ten kraj, gdy się otrząśnie – nie wiem. Można się spodziewać i mieć nadzieję, że być może kondycję odzyska niezłą. A to dzięki (cóż za diabelski paradoks!) tak zwanym zdobyczom rewolucji…

The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę
grand-reportaż , media , naukowa monografia , polecam / 10 stycznia 2025

Michał Choiński The New Yorker. Biografia pisma,które zmieniło Amerykę Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Drożdże dziennikarstwa Nie ma w całej sferze kultury słowa i poza nią – właściwie w całej cywilizacji Gutenberga – zajęcia, które można porównać z robieniem gazety – a w sensie bardziej ścisłym: z procesem jej redagowania (a sam proces redagowania to dwa odrębne przedsięwzięcia: pierwsze to redagowanie tekstów, czyli przysposabianie produktów dziennikarskich oraz innych do druku tudzież zaprezentowania czytelnikom; drugie – to składanie tego wszystkiego, z czego robi się gazetę – tekstów, ilustracji, grafik i reklam – w jedną spójną, sensowną całość). Nie ma zajęcia bardziej fajnego i przynoszącego porównywalną satysfakcję. Nawet twórcze pisanie (czy to do szuflady, czy na sprzedaż…) takim zajęciem nie jest. Wiem coś o tym, bo przez prawie pół wieku należałem do grona szczęściarzy, którym dane było wykonywanie tej roboty – czyli robienia gazet. Uważam się właśnie za szczęściarza, bo przez pół wieku zawodowej aktywności robiłem to, co lubię najbardziej w świecie (oprócz towarzystwa – połączonego z dyskretnym nadzorem – mojej żony, dobrych lektur, whisky talisker i tytoniu erinmore albo kentucky bird do fajki). Robiłem to, co lubię – i jeszcze mi za to płacili… Wierzcie mi – gdy…

Nóż
autobiografia , polecam / 27 grudnia 2024

Salman Rushdie  Nóż Przełożył Jerzy Kozłowski Wydawnictwo Rebis, Poznań 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Ostre narzędzie wyobraźni? Jakiś czas temu (dokładnie 31 marca 2022 roku) rekomendowałem w tym blogu (entuzjastycznie – jeśli to właściwe słowo z uwagi na kontekst) książkę Philippe’a Lancona „Strzęp”. Philippe był felietonistą satyrycznego paryskiego tygodnika „Charlie Hebdo” i dokładnie w środę 7 stycznia 2015 roku (to już dziesięć lat…) uczestniczył w kolegium redakcyjnym pisma – kolegium dosłownie rozstrzelanym przez braci-zamachowców Saida i Cherifa Kouachich. Philippe z zamachu wyszedł z życiem – i to raczej cudem, zważywszy na liczbę i umiejscowienie ran zadanych przez pociski kaliber 7,62 (orientujecie się zapewne, jakiej broni użyto…), wystrzelone z najbliższej odległości, niemal z przyłożenia. Po licznych operacjach i długotrwałej rehabilitacji Lancon, dotknięty pełnoobjawowym PTSD, postanowił wyjść ze stresu, z udziałem mnóstwa brutalnych szczegółów opisując swoje przejście do drugiego życia. Bo był człowiekiem słowa i tylko używając narzędzia, jakie najlepiej znał, mógł swoją traumę pokonać… To wstrząsająca książka, sposobna do lektury – ale tylko raz w życiu. Nie sądziłem, że ledwie po dwóch latach nadejdzie okazja do powtórki. Ale świat pełen jest niespodzianek, wśród których bezsensowna, krwawa zbrodnia miejsce zajmuje poczesne i rosnącą ma częstotliwość. 12 sierpnia 2022 roku wielkiego pisarza…

Plus ultra
historia , nauka – popularyzacja , polecam / 19 grudnia 2024

Norman Davies  Plus ultra. Sięgaj dalej.Wyprawa na horyzonty historii Przełożył Bartłomiej Pietrzyk Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2024 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 4/5 Dałem się nabrać… Co jest naturalnym, przyrodzonym obowiązkiem historyka – poza mówieniem prawdy zawsze i wszędzie? Nie jestem historykiem, więc nie wiem na pewno. Intuicja podpowiada, że coś w tym uprawianiu historii winno być ponadto. Jeszcze jakiś obowiązek. Nie chcę tego przesądzać. Ale wydawać się może, iż nie będzie przesadą, gdy poczynimy założenie (z istoty swej bardziej publicystyczne niż akademickie…) – że obowiązkiem tym, oprócz rzetelnego penetrowania przeszłości, jest zadawanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi dotyczących przyszłości. W sensie ścisłym zatem każdy uczciwy historyk jest… futurologiem. Tylko ostrożniejszym i bardziej odpowiedzialnym (poza nielicznymi wyjątkami), niż futurolog zwyczajny. Ale nie jestem pewien, czy cała zawodowa dykasteria historyków byłaby skłonna taki pogląd przyjąć i się zastosować. Większość historyków bowiem boi się przyszłości. Przeto szlifują swe rewiry badawcze w tę i nazad do najdrobniejszego szczegółu. Grzęzną w przyczynkarstwie, plączą się w girlandach ciekawostek i odcedzają przetakiem okruchy z nurtu rzeki zapomnienia. Ale przed siebie nie patrzą… Niektórzy (tym akurat wydaje się, że są oryginalni) stawiają przewrotne-wywrotne pytanie – co by było, gdyby było inaczej, gdyby nurt dziejów odmiennym potoczył się korytem? Inni…

Konflikt. Militarna historia wojen po 1945
historia , naukowa monografia , polecam / 16 grudnia 2024

David Petraeus, Andrew Roberts Konflikt.Militarna historia wojen po 1945 Przełożył Arkadiusz Romanek Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 3/5 Jak to na wojence ładnie, gdy generał z byka spadnie… Ta książka w zasadzie nie powinna być napisana. Miało bowiem nie być już powodu, by powstała. Innymi słowy: miało nie być wojen. Już tzw. Wielka Wojna 1914-1918, nie bez powodu nazywana przez współczesnych jej polityków, publicystów i historyków Matką Wszelkich Wojen (ze względu na masywne rozmiary zaangażowanych środków, zasięg oddziaływania w kręgach cywilizacji i liczbę ofiar, idącą w miliony), pod koniec swego dziania się ewokowała silne przekonania, wręcz prądy intelektualne tudzież ideowo-moralne, przepojone pacyfistyczną myślą, by wszelkim wojnom położyć kres. Idealistyczny pacyfizm lub może pacyfistyczny idealizm – obficie oba podlane religijnym sosem – zostały cynicznie wykorzystane (w białych rękawiczkach!) przez zwycięzców wojny do próby definitywnego udupienia pokonanego wroga. Owszem – zastosowano nagie narzędzia represji: reparacje i kontrybucje, sankcje, okupacje, zmiany granic, wymuszenia reform. Ale ich brutalność zamaskowano racjami wyższego rzędu – a w tym pokój nade wszystko grał rolę niepoślednią; nikt przecież przeciw pokojowi powszechnemu nie odważy się protestować. Nie ulega jednak wątpliwości – gdyby przyjrzeć się z bliska figurom świata dyplomacji, uczestniczącym w tym pokojowym kontredansie, można byłoby…

Kochanek bez stałego adresu

Carlo Fruttero & Franco Lucentini  Kochanek bez stałego adresu Przełożyła Barbara Sosnowska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Miłość i inne dramatyczne wypadki w Wenecji I znów jesteśmy w Wenecji – panie i panowie! Lecz tym razem nie z pobudek kryminalnych ani narcystycznego chwalipięctwa buszującego bez sensu po kanałach autora – ale po prostu w poszukiwaniu pełnokrwistego, sentymentalnego romansu – una storia d’amore assoluta… Przy czym nie ma to być kolejna wersja czy wariacja sławnej Mannowskiej „Śmierci w Wenecji”. Przeciwnie – chodzi o historię miłosną par excellence – starego typu, starego kroju – oczywistą acz niedomówioną, obiecującą, chociaż z góry skazaną na niedokończenie. A poza wszystkim nadziei pełną – bo pamiętajmy: w Wenecji może wydarzyć się wszystko (no, prawie – ale to bez różnicy). Bo czymże jest Wenecja? Od wielu wieków jest nieskończoną (w sensie metafizycznym – terytorialnym, nie temporalnym) sceną – czułą, szaloną, zapewne trochę niemoralną, ekstrawagancką, liryczną i dyskretną (no, do pewnego stopnia…) – dla kochanków wrażliwych nie tylko na siebie nawzajem, ale na urodę i tajemnicę miasta na lagunie. Wenecja, choć bywa nieobliczalna, kapryśna i surowa, ma w sobie gen troskliwej akceptacji (to nic, że przeważnie za pieniądze…) tudzież tolerancji. Kochać się…

Nikczemny narrator

Juliusz Machulski  Nikczemny narrator Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Gołe pośladki karzełka (sorry: niskorosłego…) Gdy w 2003 roku zobaczyłem w Teatrze Telewizji sztukę „19. Południk” (a potem przeczytałem uważnie jej tekst), zorientowałem się, że jej autor, wybitny reżyser filmowy Juliusz Machulski, oprócz wielkiego talentu do wymyślania i realizowania opowieści obrazkowych dla kina i telewizji, ma zadatki literackie – i to od razu na akceptowalnym poziomie. Bo proza sceniczna to jednak coś więcej niż scenariusz filmowy… Inna kategoria – nie żeby zaraz lepsza, ale inne spożytkowująca umiejętności i zasoby. Oprócz talentu – talent w obu przypadkach musi być wielki i najwyższej próby… Zresztą scenariuszy filmowych nikt nie drukuje w charakterze ogólnodostępnych dzieł literackich (poza rzadkimi wyjątkami – dziełami wielkich artystów, noszącymi samodzielne znamiona geniuszu) – ich bowiem zasadniczą zaletą jest ewokowanie sekwencji obrazów w umyśle i wyobraźni jednego czytelnika, czyli przyszłego reżysera (plus ewentualnie jego operatora obrazu, a czasem także producenta…). Scenariusz bowiem to tekst (czasem można nawet powiedzieć, że – ho, ho! – literacki…) o charakterze roboczym (nie do rozpowszechniania), ustanawiający ścisłe związki funkcjonalne między słowem a projektowanym obrazem. Tak ścisłe, że ani urodziwe, ani nawet dość mądre na pierwszy rzut oka; chodzi w nich…

Wenecja. Od Marco Polo do Casanovy
esej historyczny , historia , polecam / 20 listopada 2024

Paul Strathern  Wenecja. Od Marco Polo do Casanovy Przełożył Maciej Miłkowski Wydawnictwo Otwarte (Znak), Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Piętnaście wieków na wodzie… To był wczesny jesienny poranek, nieledwie jeszcze świt. W pejzażu miasta dominował jeden akcent: tuman gęstej mgły; nożem można było kroić… Wyciągniętą rękę jakoś było widać, za to dalej… Góra dziesięć – piętnaście metrów, ale niewyraźnie. Jedyna pociecha w tym, że kłęby mgielne trochę opalizowały, a kolor miały zielonkawozłotawy. To znak niezbity, że wyżej niebo było czyste, a słońce czekało cierpliwie na swój czas. Subtelna, ledwo dostrzegalna gra kolorów sprawiała jednak, że espresso doppio senza zucchero wypite dwoma łykami w dopiero co otwartym barku „na stojaka” (trzeba było chwilkę poczekać, aż antyczny aparat marki Pavoni się zagrzeje…) przy Riva del Vin smakowało jakoś bardziej krzepiąco. Można się było rozejrzeć, choć spowity mgłą prospekt Canal Grande nie przypominał widoczku z pocztówek. W zasięgu wzroku z kilku większych kryp wyładowywano jakieś skrzynki i zafoliowane palety na parapet rivy. A połowę szlaku wodnego zajmowali ruchliwi (skądinąd też cisi i dyskretni) śmieciarze, którzy na swą łódź ładowali setki czarnych, ciemnozielonych i żółtych plastikowych worów z krawędzi rivy. Widok codzienny; gdyby nie mgła, mógłby być nadzwyczaj fotogeniczny. I wtedy z…

Powrót fatum

Tomasz Stawiszyński  Powrót fatum Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Młot na czarownice Radykalni, fundamentalni racjonaliści i inni bywalcy Świątyń Rozumu (symbolicznych, bo prawdziwych już chyba nie ma…) – podczas lektury nowego Stawiszyńskiego zapnijcie pasy! Inaczej ładunek emocjonalny tudzież intelektualny „Powrotu fatum” wysadzi was z „siodła”, zepchnie z kursu, pozbawi gruntu pod nogami, omami, zbałamuci i do poważnej konfuzji doprowadzi. Nie licząc innych uszkodzeń na ciele i duszy… Zostaliście ostrzeżeni, więc w drogę. Dodatkowo zastrzegam, że autor jest jednym z nas – zwolennikiem rozumu, fizyki i kosmologii, ewolucji, logiki tudzież brzytwy Ockhama. Gdy wyrusza (a my razem z nim, w jego załodze) w rejs po oceanie niepewności, automanipulacji, zabobonu, wulgarnej teozofii, okultyzmu i metafizyki – wbrew prądom i wiatrom, w poszukiwaniu narzędzi falsyfikacji wiary – sekundujmy mu i nie przeszkadzajmy w nawigacji. Nie chodzi bowiem o to, czy moja racja jest najmojsza, ale jaki naprawdę jest świat – jak wygląda i co się z nim (i w nim) dzieje, ku czemu zmierza. A jak wygląda – każdy widzi, lecz dalece nie każdy potrafi to zwerbalizować i zdiagnozować, nie używając słów powszechnie uznanych za… Idzie zatem o życie. W sensie ścisłym – a dokładniej: o ten…

Zegar piaskowy
esej cywilizacyjny , polecam , zapiski / 6 listopada 2024

Ryszard Kapuściński  Zegar piaskowy Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Rozterki zdrożonego Reportera Reporter jest zmęczony, a świat nie wydaje się mu już tak wspaniały, jak niegdyś. Za to wydaje mu się, że miałby coś jeszcze do powiedzenia. I na ogół ma. Lata i doświadczenia wykonywania swego zawodu nauczyły go, żeby wszystko zapisywać – istotne i nieistotne, na razie bez selekcji. Bo się przyda. Lata i doświadczenia nauczyły go, by niczego nie powierzać samej pamięci. Owszem – pamięć przechowuje zarówno fakty, jak i wrażenia, zapachy, powidoki, dźwięki, smaki, obrazy… Ale przechowując, dodaje bezwiednie rozmaite „konserwanty”, „ulepszacze”, „spulchniacze” i „poprawiacze smaku”. Więc pamięć jest dobra, ale notatki lepsze. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba opisać obraz, dokładnie przytoczyć słowo, utrwalić sytuacje, ustawienia, zapisać ruch, zagwarantować powtarzalność recepty, opowiedzieć emocje, zdefiniować umykające (za szybko…) imponderabilia. Reporter jest znużony i niezdrów. Fach dał mu w kość – najzdrowszy to on nie jest, ten fach reporterski. Stres, wątroba (wiadomo…), żołądek, nerki, kręgosłup, nogi… Choroby tropikalne (same szczepienia na takowe to udręka), pasożyty, sraczka… Upały, słońce, deszcze, śniegi i mrozy. Lasy deszczowe z miliardami robali i inną gadziną, pustynie z wodą racjonowaną naparstkami, góry i płaskowyże z chorobą wysokościową. Brud, głód, syfilis i HIV……

Prawdziwa historia Jeffreya Watersa i jego ojców
polecam , proza polska / 15 października 2024

Jul Łyskawa Prawdziwa historia Jeffreya Watersai jego ojcówWydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Stół z powyłamywanymi nogami Jul Łyskawa… Mówi wam to coś? Bo mnie nic – nul, zero, nada, rien, nicht. A zarazem coś mówi – jak wiejący od beskidzkich, łemkowskich ostępów zapaszek chucpy, mistyfikacji, chichotu buczynowych duszków w kupie liści… Łyskawa, Łyskawa – tak, to zręczna kontaminacja: jak whisky z kawą. Co może oznaczać na przykład upamiętnienie ulubionej przez autora (lub nawet autorów – tego nie przesądzam) mieszaniny płynów napędzających obroty zwojów mózgowych. A Jul? No cóż, imię poniekąd historyczne (osobliwie zapisane w historii polskiej literatury). W sumie wygląda jak persyflażowa kreacja literacka (nawet ze zdjęciem i czymś na kształt szczątkowego profilu – osobliwie rozczulił mnie ten „psychofan Darłówka”; czy Łyskawa ma świadomość, że to się da wyleczyć, że lekka lobotomia wystarczy?), na potrzeby dobrej zabawy ulepiona przez jakiegoś zawodowca (lub zawodowców – tego nie przesądzam) – dowcipnego/dowcipnych jak wszyscy diabli. Tak mniej więcej, jak niegdyś skutecznie Romain Gary ulepił fantom Emile Ajara – toutes proportions gardees. Aż mu nagrodę Goncourtów za ten żart dali… Samo tylko wydawnictwo Czarne ma w swoich resursach przynajmniej kilkanaście na tyle utalentowanych „osób literackich”, które mogłyby taką humbugową mistyfikację z…