Ostra

22 listopada 2023

Marek Krajewski 


Ostra
Wydawnictwo Znak, Kraków 2023

Rekomendacja: 3/7
Ocena okładki: 3/5

Tępa dzida

Jakby debiut… W zasadzie ponowny, albowiem dopuścił się debiutowania autor wybitny, od lat najlepszy w krajowej branży kryminałów, thrillerów i sensacyjnych fabuł szpiegowskich – tyle że posadowionych w czasach skądinąd nieodległych, ale w sensie literackiej kategoryzacji – historycznych. „Najstarsze” z nich sięgają początków XX wieku (chronologicznie najwcześniejsze „mocki” sprzed I wojny czy krakowska „Demonomachia”). Marek Krajewski – wrocławski filolog klasyczny (wykładowca uniwersytecki, żeby nie było…) – z własnego wyboru został specem od rozrywkowej literatury sensacyjnej w historycznych dekoracjach. Jego profesjonalizm w tej mierze nie jest żadną uzurpacją – ma solidne podstawy na gruncie tzw. opinii publicznej. No, po prostu wszyscy uznają jego mistrzostwo niedościgłe…

Więc skąd zwrot? Znudziło mu się? Chce się sprawdzić na cudzym boisku? Zmienia płeć? Nie swoją – swoich bohaterów – bo chce być bardziej trendy? Wpadł mu do głowy pomysł intrygi i nie chce tego zmarnować? Nieważne – pisarzowi wolno wszystko i nic komu do tego. Liczy się rezultat – a ten nie jest aż taki oczywisty, jak to zwykle w przypadku Krajewskiego bywa – i nie taki, do jakich przywykliśmy, odkładając po skończeniu lekturę „mocków” czy „popielskich”. Innymi słowy: mówiąc wprost – coś się pokićkało. Ale co? No cóż – okazało się, że poszukiwanie nowej formuły ani proste, ani łatwe nie jest. Zwłaszcza gdy chce się wszechświat solennie i nieodwołalnie zadziwić…

W każdym razie zaskoczenie pełne jest: Krajewski nie tylko wysiadł ze swego (cokolwiek sfatygowanego ostatnio) wehikułu czasu. Za jednym zamachem pozbył się domniemanej, ale skądinąd wyrazistej maseczki mizogina. Jego dwaj bohaterowie – Mock i Popielski – zasadniczo demonstrowali supersamcze usposobienie, a kobiety traktowali przeważnie instrumentalnie, by nie rzec: użytkowo, w charakterze „przydawki”. Nawet gdy jakaś postać odmienna płciowo od głównych bohaterów skupiła na sobie uwagę prozatorskiego kreatora – to bez przesady… Głębi emocjonalnej w tym nie ma – jeno powierzchowne arabeski. Czasem fajne, czasem nie. Niezależnie zatem od intencji będącej częścią projektu literackiego – zamierzonej, wymyślonej mizoginii, trawiącej i Mocka, i Popielskiego, autor Krajewski kilkakrotnie dał znać, że kobiety w jego literaturze raczej nie wybiją się na niepodległość. Ale nie ostała się ta linia… Ni z tego, ni z owego w „Ostrej” rządzą kobiety. Dwie naraz.

A obie stereotypowe jak się patrzy – jakby Krajewski sam ze sobą szedł w zawody, która z jego bohaterek bardziej przypomina wszystkie główne bohaterki całej puli literatury kryminalnej w kraju i za granicami. Pierwsza z nich to niejaka Ewa Skoczek, waleczna drobna brunetka i kobieta po przejściach, była policjantka, zaś aktualnie prywatna pani detektyw. Druga – Gośka Drewnowska – wzięta i obrotna pani mecenas, kobieta potężnej postury i z głosem jak przegazowany czołgowy diesel (wobec czego zwano ją Godzillą), do tego z przeszłością również, choć nie tak intensywną jak ta pierwsza – w przeciwnym razie nie mogłaby być adwokatem, gdyż nie spełniałaby warunku nieskazitelności charakteru. Obie utkane z funkcjonujących w literaturze kryminalnej stereotypów, choć ta pierwsza jakby bardziej, albowiem wyłącznie schematyczna jest, bowiem drugą chytry Krajewski wyposażył w pewne indywidualne, zupełnie niestereotypowe cechy płciowe. Mianowicie obarczył ją piętnem pewnej przypadłości anatomicznej w obrębie narządów płciowych – sinus pudoris, czyli przerostem warg sromowych mniejszych (znanym też jako tzw. fartuszek hotentocki…). Tajemnica była wstydliwa i poniekąd utrudniająca współżycie płciowe (do czasu przeprowadzenia zabiegu z zakresu tzw. chirurgii plastycznej w pewnej klinice w Holandii). I jak się wydaje – wywarła pewien wpływ na psychiczną konstrukcję pani mecenas – na zawsze… Krajewski nie byłby sobą, gdyby do zbioru cech którejś ze swych głównych bohaterek nie dołączył odrobiny grozy lub choćby osobliwości panoptykalnych. To jego stały chwyt literacki, jakby podpis seryjnego mordercy, który chce, by go szybko i bezbłędnie zidentyfikowano…

Rzecz cała toczy się w metropolii średnich rozmiarów, mieście nienazwanym wprawdzie, ale polepionym z fragmentów znanych skądinąd, aspirującym do wielkości. Detektywka Ewka i pani mecenas Gośka przyjaźnią się od studiów, wspierają i współpracują. Klasyka – adwokat i prywatny detektyw to typowy schemat literacki, tandem pełen interesujących fabularnych możliwości prowadzenia akcji. I wykreowania postaci; znakomitej większości autorów prozy kryminalnej wydaje się, że im bardziej porąbanych (zgoła ocierających się o patologię) tropicieli zbrodni wymyślą, tym większe ich szanse na sukces rynkowy (publisia podobno lubi oszołomstwo) i zarazem artystyczny (ten ostatni to oczywiście poklask koterii i sprzysiężeń krytyków). Ale dobre bohaterki to ledwie pół sukcesu – intryga jest jeszcze potrzebna…

Mistrzostwo Krajewskiego w dziele snucia dobrych intryg kryminalnych – samych w sobie atrakcyjnych i absorbujących umysły czytelników – jest powszechnie znane. W starych „mockach” i „popielskich” jego pomysły na dobrą zbrodnię, goniąc po krawędzi kryminologicznego prawdopodobieństwa, na ogół docierały do granicy dobrego smaku (i – bywało – ochoczo takową przekraczały), ale zawsze w sposób usprawiedliwiony – choćby jednorazową potrzebą kreacji artystycznej. Albo ekspresji „odautorskiej”. Innymi słowy: okropieństwa tamtych zbrodni nie budziły sprzeciwu. Intryga wymyślona na potrzeby „Ostrej” – aczkolwiek prawdopodobna i w świetle zawartości lokalnych kronik kryminalnych wielce możliwa – wygląda przy tamtych jak rzeczna mielizna stająca do konkursu piękności z Himalajami.

O co bowiem chodzi? O kawał atrakcyjnej ziemi w mieście, gdzie pewien szemrany biznesmen urządził wielki śmietnik i składowisko zużytych opon. Ale agresywna spółka deweloperska stara się chłopa zmiękczyć, bo akurat na tę działeczkę ma swój pomysł. W tle są też wybory prezydenta miasta i konflikt wokół „strefy rozrywki” na rzecznej wyspie (w istocie knajpiano-narkotykowego zagłębia…). Gdy na oponiarskim składowisku dochodzi do pożaru ze skutkiem śmiertelnym (w ogniu zginął prawdopodobnie wynajęty podpalacz), pani mecenas podejmuje się reprezentowania interesów właściciela śmietnika, a przyjaciółka-detektywka pomaga jej szukać świadków tudzież innych dowodów… I tak to się zaczyna. Szczegóły oczywiście przemilczymy, pozostawiając, jak zwykle, czytelnikom pole do samodzielnej interpretacji faktów w trakcie lektury. Dodam tylko, że zdziwicie się, natykając się w tej prowincjonalnej, prozaicznej intrydze na długie łapy Kremla… Ale z woli autora stało się i tak…

Rozwiązanie intrygi, konwencjonalne do bólu (dzielne służby nasze, zbrojne i zawsze gotowe, wkroczyły na grząski teren i popędziły kota ludziom złym), stawia jednak pod znakiem zapytania zabieg autorsko-edytorski z nadaniem całości tytułu „Ostra”. Nic tu bowiem nie jest ostre, zaś w szczególności ostre nie są obie główne bohaterki. Dlaczego? Bo w rzeczywistości rzadko trafia się na coś ostrego (wyjąwszy kawałki rozbitego szkła). Rzeczywistość jest tępa. Jak tępa dzida. Obie bohaterki Krajewskiego takie są – tępe dzidy… I to nie jest żaden zarzut – Boże uchowaj! Po prostu pisał sobie, pisał – i tak mu wyszło. Ostrość bowiem to w ogóle inna kategoria epistemologiczna; kobiety w strukturze powieści kryminalnej są albo ostre, albo prawdziwe. Autorowi wyszło to drugie. Chociaż jego zabiegi, by wrażenie było inne, są rozczulająco zabawne – mamy nawet czechowowską strzelbę, która wisi na ścianie, ale w trzecim akcie nikt z niej nie strzela. Jedna z bohaterek mianowicie regularnie oddaje się żmudnemu treningowi tzw. krav magi – izraelskiej sztuki walki – ale ani razu z tych umiejętności nie korzysta. Mamy tu zatem do czynienia z błędem prozatorskiego nadmiaru. Krajewski najwidoczniej nie wziął sobie do serca „brzytwy Ockhama” – reguły, by nie mnożyć bytów ponad potrzebę. Chyba że to delikatne napomknienie, iż pojawić się może coś takiego, jak nasz ulubiony ciąg dalszy…

Ale na razie nic tu ostre nie jest – powtarzam z uporem. Krajewski chyba się w tym połapał, ale zabrakło mu pomysłu, jak tytuł swego tekstu dostosować do obrazu wykreowanego świata. A może przywiązał się do tej „Ostrej”? Nie szkodzi (tu mimo wszystko zdziwienie) – i tak się dobrze czyta!

Tomasz Sas
(22 11 2023)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *