Maciej Kisilowski i Anna Wojciuk (red.) + 34 innych autorów, fabularyzatorów i komentatorów płci obojga… Umówmy się na Polskę Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Jajo z inkubatora albo dajcie się wreszcie napić Florianowi… Różne wizje Polski i jej ustroju miałem okazję poznać (niektóre obserwowałem w działaniu i nie były to krzepiące obserwacje) w ciągu swego umiarkowanie długiego życia, ale nigdy nie poznałem niczego podobnego, nawet w jakimś przybliżeniu, do propozycji wyeksplikowanej w tej książce. Gdyby wizja (nie bez powodu nie używam słowa utopia, ale o tym potem…) ta miała się ziścić – niekoniecznie jeden do jednego, ale choćby w paru tylko węzłowych szczegółach – byłby to ustrojowy przewrót kopernikański. A nasz piękny kraj zmieniłby nazwę na Samopolska (po angielsku może być Selfpoland – tyz piknie!). Czemu? Istota tej nowej propozycji ustrojowej dla Rzeczypospolitej zawiera się w klauzuli: demokratyczna republika samorządowa… Jakim zaś cudem miałaby się ona pojawić? Ano – w trybie nowej umowy społecznej. Między Polakami zawartej – w trybie bodajże referendalnym. Zaraz po wygranych przez obecną opozycję wyborach parlamentarnych – autorzy tej książki zakładają, że stanie się to już jesienią 2023 roku. Nie ukrywam, że to także moje pragnienie – i że zrobię wszystko, co…
Piotr Tarczyński Rozkład. O niedemokracji w Ameryce Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2023 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Bo to jest Ameryka, to słynne USA… Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – kraina-legenda, mit szczęścia i bogactwa dostępnego dla każdego, wzorzec do naśladowania, ziemia mlekiem i miodem płynąca, ostoja pokoju, opoka prawdziwej demokracji, meta grzeszników szukających odkupienia, gotowych je kupować za szelką cenę; gdzie amerykańska wiza i zielona karta imigracyjna są symbolami szansy jednej na milion, wręcz niemożliwej do zmarnowania. Innymi słowy: „świetliste miasto na wzgórzu”, czyli jeden z najżywotniejszych biblijno-arturiańskich mitów fundamentalnych Ameryki. Urodę tej wizji mamy na uwadze, bo długo w nią wierzyliśmy. Byliśmy wszak w końcówce lat 50. i w latach 60. ubiegłego stulecia pilnymi czytelniko-oglądaczami sfatygowanych (ale i tak nadal eleganckich), przechodzących z rąk do rąk egzemplarzy magazynu „Ameryka”. Wszelako żyjąc w prawdzie, z bólem musimy ogłosić co następuje: takie Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, jakie kwitły w onirycznych wizjach kandydatów na emigrantów, jeśli kiedykolwiek istniały, to dziś już na pewno nie istnieją. A to zniknięcie jest nieodwracalne. Oczywiście istnieje szansa, by owe „świetliste miasto na wzgórzu”, taką Cameloto-Jerozolimę z szlachetnych snów, odbudować – powoli i systematycznie, jeśli przedtem nie dojdzie do otwartego konfliktu, czegoś w rodzaju wojny domowej,…
Wojciech Sadurski Demokracja na czarną godzinę Wydawnictwo Austeria, Kraków-Budapeszt-Syrakuzy 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Malleus maleficarum, czyli demokraci – łączcie się! Tomasz Garrigue Masaryk, pierwszy prezydent Czechosłowacji, tuż po narodzinach swej republiki powiedział, jaki jest jej największy problem – mamy już demokrację, ale nie mamy wciąż wystarczająco dużo demokratów… Zdaniem profesora Sadurskiego dziś dylemat się odwrócił: demokratów nadal mamy wielu, ale nie mamy już demokracji, nie mamy w państwie instytucji demokratycznych. Efektowny paradoks, wnikliwa oraz inteligentna „profesorska wrzutka” poczyniona ku uatrakcyjnieniu dyskursu politycznego? To zapewne… Ale zarazem bolesna konstatacja rzeczywistego stanu spraw publicznych w Rzeczypospolitej dzisiaj… Bo cóż się stało? Na arenie politycznej miota się gromada zdezorientowanych działaczy, myślicieli, polityków, publicystów, którzy nie zauważyli (a właściwie teraz już zauważyli – z dużym opóźnieniem…), jak im się zmienił kraj. No bo jakże to? Na budynkach państwowych wciąż wiszą szyldy z dumnymi nazwami – tu trybunał, ówdzie sąd, dalej sejm z senatem pospołu, tu instytut, tam komisja, gdzieś kapituła, z prawej – fundacja, z lewej – izba, obok rada… Szyldy są czerwone, litery białe – widać je z daleka. Ale za szyldami nie dzieje się nic, co znamionowałoby ustrój demokratyczny w ruchu, w działaniu. Jakieś pozorne drgawki – tylko do kasy…
Oksana Zabużko Najdłuższa podróż Przełożyła Katarzyna Kotyńska Wydawnictwo Agora, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Prowizoryczny esej spisany z pamięci Co robi pisarz, gdy w trakcie dwudniowego wypadu promocyjnego do sąsiedniej zaprzyjaźnionej stolicy zostaje odcięty od domu – i to nie przez nagłą ingerencję sił przyrody, kataklizm czy coś w tym rodzaju – ale przez wojnę. Najprawdziwszą – z wybuchającymi znienacka rakietami, alarmami bombowymi, nacierającymi czołgami i ostrym strzelaniem z broni palnej: od karabinków kalibru 7,62 mm po armatohaubice z pociskami 155 mm. Co robi pisarz? Nie wraca, bo wyperswadowali mu bliscy, przekonali, że bardziej się przyda w ogólnym wysiłku obronnym jego wolny głos, jego świadectwo wśród sojuszników i przyjaciół. Zostaje zatem na mieliźnie – z dwiema zmianami bielizny i jakimiś przypadkowymi fatałaszkami w walizeczce. Bez własnego komputera, bez biblioteki, bez rodziny, bez dostępu do świeżych informacji i ludzi, których zna i którym ufa. Ma tylko siebie, w głowie sto pomysłów na godzinę i zapas nieopowiedzianych historii. Właśnie coś takiego przydarzyło się ukraińskiej pisarce Oksanie Zabużko 24 lutego 2022 roku. Wojna zatrzymała ją w Warszawie. I to akurat dobrze… Odcięta od korzeni, zyskała szansę przeistoczenia się w tych korzeni podróżującego ambasadora, tłumacza i delegata. Robota na pełen etat… Więc…
Marcin Matczak Tajne państwo z kartonu Wydawnictwo Znak, Kraków 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Intelektualny plan odbudowy tego i owego… Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostająNa łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy dotrwają piosenka „W żółtych płomieniach liści” Andrzeja Zielińskiego (Skaldowie) z tekstem Agnieszki Osieckiej;śpiewała Łucja Prus A nas przy tym nigdy nie było,Wianki dziewicze na naszej skroni.To przecież tylko kilka osób robiło:To oni, to oni, to oni!piosenka z Kabaretu Olgi Lipińskiej (1990),autorstwa Włodzimierza Korcza (muzyka)i Wojciecha Kejne (słowa) …bo przecież nie wszystkiego i nie od razu. Fundamentalne pytanie – co po PiS i jak to zrobić? – dręczy mózgi, emocje i sumienia (a w innych przypadkach – instynkty samozachowawcze) wielu z nas, współobywateli (mimo wszystko) Rzeczypospolitej. Od pewnego czasu bowiem jasne się staje, że coś się zmieni, że rządzący reżim nie utrzyma się raczej – kolaps blisko, a co po nim? No co? Niedokładnie wiadomo, a oczekiwania są sprzeczne – i to w sposób tak dokładnie rozbieżny, jak to tylko możliwe… Wiele, bardzo wiele przemawia za tym, że kontynuacji nie będzie. Jeśli zatem poczynimy założenie, iż nadchodzący akt elekcyjny w konstytucyjnym terminie i na warunkach ustanowionych prawem zasadniczo zmieni układ sił politycznych, to…
Maciej Lasek, Grzegorz Rzeczkowski Kłamstwo smoleńskie? Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Prawda nie obroniła się sama… Na Macieja Laska zwróciłem baczniejszą (niż to zazwyczaj czynię wobec „gadających głów” w telewizorze…) uwagę, gdy w jakiejś rozmowie na ekranie – zapewne w TVN – powtórzył, po wyczerpaniu całego argumentarium przeciw tezom oszołomów i cynicznych graczy o smoleńskim zamachu, sławne słowa Marcina Lutra. – Tu stoję, inaczej nie mogę – odrzekł wielki reformator, poproszony przez cesarza Karola V w 1521 roku na sejmie Rzeszy w Wormacji, by odwołał swoje nauczanie. No i nie odwołał… Bardzo to było emocjonalne, ekstremalne oświadczenie – i tamto Lutra, i to Laska – choć przecież nieporównywalne. Tamto dotykało kwestii fundamentalnej, transcendentalnej, bo reformy definiującej na nowo zasady wiary w Boga i ewangeliczny porządek wspólnoty odmienionego kościoła. To – tylko przyczyn katastrofy lotniczej, samej w sobie dość banalnej (bo bez ingerencji sił przyrody – a z technicznego punktu widzenia bezusterkowej, składającej się wyłącznie z sumy wielu błędów ludzkich), podobnej do wielu innych. Fakt, że Maciej Lasek zdecydował się przywołać tego rodzaju ultima ratio, jak respons Lutra, przesądził, że uznałem go za człowieka jednoznacznie wiarygodnego i prawego. Tylko pewny swego profesjonalista, uzbrojony w wiedzę i…
Robert Krasowski O Michniku Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2022 Rekomendacja:5/7 Ocena okładki: 4/5 Co za kłopot z tym Adasiem… Rok temu mniej więcej w tym blogu (a dokładnie 2 kwietnia 2021 roku) rekomendując (niechętnie i bez czytelniczego entuzjazmu…) „Demiurga” Romana Graczyka, czyli obszerną (choć poza tą szczegółowością niewiele mającą zalet) biografię Adama Michnika, wyraziłem pogląd, że teraz kolejni kandydaci na biografów tegoż Michnika wezmą na wstrzymanie i pozwolą publiczności ochłonąć. Założyłem bowiem, że długo potrwa, zanim ktokolwiek coś sensownego i szczegółowego o Michniku napisze. Graczyk bowiem odstręcza skutecznie – jak smrodliwa maść na szczury. Ale nie miałem racji. Widać Michnik to atrakcyjny temat – na tyle, by zwały usypane przez Graczyka zutylizować, odgarnąć, dotknąć istoty „kwestii Michnika”. Roboty podjął się Robert Krasowski, ale jej rezultatem żadną miarą nie jest ponowna biografia – ani postawiona obok, ani w kontrze do Graczyka, ani neutralna, ani polemiczna. Po prostu to inna gatunkowo książka, na dużo wyższym poziomie refleksji intelektualnej, na poziomie nieosiągniętym (bo przecież skądinąd nieosiągalnym) dla i przez prostego biografa – Graczyka. „O Michniku” autorstwa Krasowskiego to wyrafinowana próba (jak się wydaje, wielce udana) rzetelnej analizy politycznej, krytycznego przetworzenia wszystkiego, co Michnik mówił, pisał i zdziałał na scenie publicznej i w…
Aleksander Hall Anatomia władzy i nowa prawica Wydawnictwo Znak, Kraków 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Ballada o suchym pysku Sprawowanie władzy w sensie czysto ludzkich doznań, w sensie emocjonalnym – czym właściwie jest? Bo przecież nie obowiązkiem, nie obywatelską posługą ani profesjonalnym ciężarem… Długo już się nad tym zastanawiam, analizuję rozmaite obserwacje, czytam i słucham – i dochodzę do wniosku, że tradycyjnie podnoszone szlachetne motywacje, górnolotne manifesty tudzież pełne wszelakiego dobra obietnice – to wszystko o kant dupy potłuc. Naprawdę – cynicznie i brutalnie kwestię traktując – chodzi o frajdę, wieloaspektową radochę z rządzenia. I prawie o nic więcej. Bo o ile wolność jest możnością niczym nieskrępowanego stanowienia o sobie, o tyle władza to takaż możność nieskrępowanego niczym stanowienia o innych… Oczywiście – przyzwoite motywacje w dążeniu do zdobycia i sprawowania władzy zdarzają się – choćby takie jak pragnienie czynienia dobra czy walka ze złem. Podobnie jak inne motywy altruistyczne – na przykład zamiar urządzenia świata na nowo (by był lepszy niż ten obecny i każdy inny – oczywiście) w oparciu o silne przeświadczenie, że tylko JA wiem, jak to zrobić, bowiem posiadłem PRAWDĘ. Częste bywają również pobudki metafizyczne – wtedy aplikant do zdobycia władzy sytuuje się jako uświadomiony…
Title: Pakuję walizkę Author: Marcin Król Genre: esej polityczny Publisher: Wydawnictwo Iskry, Wrszawa Release Date: 24 12 2021 Pages: 231 Marcin Król Pakuję walizkę Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Filozof o drogę nie pyta… W przypadku krytycznej analizy i takiegoż opisu dzieła historyka idei, czyli badacza zaprzeszłych produktów myśli ludzkiej (nie każdej myśli oczywiście – o czym za chwilę…) wydaje się niezbędna pewna dwoistość spojrzenia. Przyglądamy się zatem, jakimże to dawnym i niedawnym ideom nasz historyk poświęcił (a właściwie poświęcał) najwięcej uwagi w ciągu swego procesu badawczego (odnotowując też te idee, którym czasu poświęcał mniej…). Zidentyfikowanie obszaru głównych zainteresowań wiele mówi. Jeżeli nasz badacz idei całe życie zajmował się transcendentalną legitymizacją władzy monarszej, a habilitował się z tennoizmu (po półrocznym stypendium w Kioto) – możemy sobie darować dalsze dociekania. Lecz jeśli na przykład tkwił w nurcie opisywania demokratycznych fundamentów władzy w państwie prawa (nawet jeśli czynił to w czystym duchu Kelsenowskim) – zasługuje na baczniejszą uwagę i lekturę (jeśli publikował). Bo zapewne ma to związek (bliższy niż myślicie) z praktyką polityki dnia powszedniego. W bezmiarze dorobku myśli ludzkiej – tylko tym wypowiedzianym, jakoś sformułowanym, zapamiętanym, zapisanym, rozpowszechnionym, skodyfikowanym – idee, którymi chce zajmować się historyk, wyróżniają…
Anne Applebaum Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu Przełożył Piotr Tarczyński Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Mądremu biada… 31 grudnia 1999 roku pani Anne Applebaum wespół z mężem – panem Radosławem Sikorskim – wydali bal sylwestrowy w swej posiadłości w Chobielinie (hen, na Pomorzu gdzieś…). Gości przybyło ze stu, może więcej – z całego świata: od Moskwy do Nowego Jorku, a ich wspólną cechą młodość była (no tak, dobre dwie dekady temu…) i poglądy liberalno-konserwatywne tudzież antykomunistyczne. Generalnie: prawicowe… Wszyscy bawili się dobrze i rozumieli też niezgorzej; byli przecież wspólnotą – ideową, emocjonalną, intelektualną, wreszcie polityczną. Po latach pani Applebaum z omaszczonym nostalgią żalem konstatuje, iż drogi balowiczów kompletnie się rozeszły. Połowa z nich drugiej połowy nie cierpi, nienawidzi może nawet. I wzajemnie. Większość jest gotowa żarliwie zaprzeczyć, że w ogóle na tym balu byli. Nie rozmawiają ze sobą, a jeśli – to w tonie kłótni śmiertelnej. Na ogół, gdy kogoś znajomego zobaczą, przechodzą na drugą stronę ulicy… Dlaczego tak się porobiło? – pyta Applebaum. [Mam swoją ściśle osobistą hipotezę w tej kwestii, choć nie jest ona ani ideologiczna, ani polityczna. Raczej… kulinarna. Applebaum wspomina: „(…) nagotowałyśmy z teściową kilka garów gulaszu i pieczonych buraczków.” No i…
Mary L. Trump Zbyt wiele i nigdy dość Przełożył Janusz Ochab Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Czy wreszcie powiecie mu – you’re fired!? „Jak moja rodzina stworzyła najniebezpieczniejszego człowieka na świecie” – tak brzmi podtytuł, objaśniający zawartość książki, którą Mary Lea Trump w całości poświęciła swemu stryjowi, młodszemu bratu jej ojca Fredericka Christa Trumpa Juniora – Donaldowi Johnowi Trumpowi – czterdziestemu piątemu (daj Boże, jeszcze tylko przez parę tygodni, ale to oczywiście nadal nic pewnego; na dwoje babka wróżyła…) prezydentowi Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wybór tej osobliwej kreatury był pierwszym w dziejach ponaddwustuletniej tamtejszej demokracji ustrojowym „wypadkiem przy pracy”, który się zdarzyć żadną miarą nie powinien. Ale jednak się zdarzył… Obywatele wybrali idiotę, psycho- i socjopatę, zakłamanego megalomana, narcyza niezdolnego do jakichkolwiek uczuć, osobnika niezbornego intelektualnie, niewyznającego żadnych wartości – poza pragnieniem wielkiej forsy i jeszcze większej forsy, mitomana, oszusta, demagoga i w zasadzie paranoicznego nieudacznika. Coś takiego stało się pierwszy raz w historii USA, ale wciąż przecież niewiele trzeba, by mogło się powtórzyć. Dlaczego tak się stało? To dobre pytanie. I nie ma na nie jednej dobrej odpowiedzi. Nadal. Może niebawem się do takowej zbliżymy… Na razie godzi się jednak zauważyć, że Donald Trump nie…
Leopold Tyrmand Porachunki osobiste Wydawnictwo mg, Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Nobody’s perfect Postanowiłem definitywnie pożegnać się z Tyrmandem, dokonując przy okazji sui generis rozliczenia, zbilansowania wzajemnych stosunków autor – czytelnik, a jeśli okoliczności pozwolą – dokonując też natychmiastowej wypłaty różnicy, z tego bilansu wynikającej. Mam bowiem dość Tyrmanda – w sensie literackim, intelektualnym, emocjonalnym… W każdym sensie. Osobliwości literacko-polityczno-społecznego losu Leopolda Tyrmanda najlepiej (bo najkrócej) opisuje bon mot: pierwszorzędny pisarz drugorzędny. Był-ci on na pewno niedoścignionym mistrzem autokreacji (lepszy od niego w tej wąskospecjalistycznej konkurencji był chyba tylko młodszy o dekadę pisarz Jerzy Kosiński), był skrzętnym organizatorem życia wokół siebie (w tym własnego), był fantazyjnym, ozdobnym stylistą – wodzirejem. Bywał też czasami rygorystycznym moralistą w nieco talmudycznym porządku (choć obrządku nie kultywował…), a z drugiej strony nie unikał zabawy – jakby chciał na tym luzie odrobić wojenne straty. Człowiek, który wiele przeżył (a jeszcze więcej mu się zdawało) i ocalał niemalże bez szwanku, po wszystkim poczuł, że do tego wszystkiego dostał od Matki Natury dar werbalizacji – przyjemnej dla oczu, uszu i umysłów innych, posługujących się tym samym językiem. Innymi słowy: że talent ma pisarski… Mieć a skorzystać – to dwie różne sprawy, z różnych porządków intelektualnych….
Edwin Bendyk W Polsce, czyli wszędzie. Rzecz o upadku i przyszłości świata Wydawnictwo Polityka Sp. z o.o., Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Kongres ślepych linoskoczków na klifie Seneki Nad potoczkiem hań, wedle Łysej Polany, gazda pewien z Bukowiny siedział sobie na gałęzi okazałego buczka i zawzięcie rżnął takową gałąź piłą ode pnia. Na co nadszedł od Palenicy ceper jeden i gado: – Gazdo, jak będziecie tak rżnąć, to zarozki do potoka rzycią spadniecie, prosto na kamienie. – Yiii! – sceptycznie i ze wzruszeniem ramion odparował gazda, rżnięcia nie przerywając. Na takie dictum ceper też wzruszył ramionami i odszedł we gmie ku Wierch Porońcu. Jescek cień ostry onego było widać, jak gałąź trzasła i gazda rymsnął rzycią na kamory. Rozcierając ręką bolący zadek przez portki bukowe, cyfrowane, z niechętnym podziwem mruknął – Prorok jakowyś, czy co? Dykteryjka ta zawsze mi się przypomina, gdy biorę do ręki księgę jakowąś mądrą o przesłaniu pro futuro, dającą wykład o tym, co się stanie niebawem (lub bawem w najlepszym razie…), jeśli nie przedsięweźmiemy kroków następujących… W tym momencie autor wylicza enumeratywnie, co takiego mianowicie zrobić nam wypada. Co mianowicie? A to różnie. Ale przeważnie to postulaty z zakresu ekologii, dbałości o klimat i…
Grzegorz Rzeczkowski Katastrofa posmoleńska. Kto rozbił Polskę Wydawnictwo Tarcza Sp. z o.o., Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Kto to bude platit’? Napomknienie o każdym bajzlu, rozgardiaszu i rozpiździaju, czynionym niefrasobliwie (acz w imię najwyższych idei…) przez pleno titulo polityków polskich – pijanych władzą, zaczadzonych najmojszą racją, wzdętych godnością, szalonych duchem – przywodzi mi na myśl to pytanie. U nas nieznane (albo zbywane wzruszeniem ramion), za to często stawiane przez trzeźwych, racjonalnych i konkretnych do bólu braci Słowian za południową granicą… Zawsze, gdy sam je zadaję – w dowolnych skądinąd okolicznościach, znam odpowiedź – ja, ty, oni… Innymi słowy: my wszyscy płacimy lub zapłacimy za awantury naszych przedstawicieli, zresztą poniekąd legalnie przez nas samych wybranych. Tak stanowi prawo od rzymskich czasów – culpa in eligendo (wina za błędny wybór osoby) to podstawa do roszczenia wobec wybierającego, gdy działania lub zaniechania wybranego wyrządzają szkodę…Wybrałeś idiotę, cynicznego bandytę, łachmytę bez sumienia – prędzej czy później za niego zapłacisz. Katastrofa lotnicza, która wydarzyła się o późnym poranku 10 kwietnia 2010 roku w strefie dolotu, w zasadzie w obrębie lotniska (lotniska – to może trochę za dużo powiedziane, raczej dość prymitywnego i w zasadzie porzuconego lądowiska…) Smoleńsk Siewiernyj w Rosji, nie była zdarzeniem…
Mariusz Janicki, Wiesław Władyka Brat bez brata. Dokąd prowadzi Polskę Jarosław Kaczyński Wydawnictwo Polityka, Warszawa 2019 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Nie sposób być prorokiem we własnym kraju… Tygodnik „Polityka” zebrał i wydał jeszcze przed wyborami najistotniejsze teksty duetu swych najlepszych publicystów politycznych (a skoro „Polityka” jest najlepszym pismem politycznym w kraju, ergo: ci dwaj są najlepszymi krajowymi publicystami politycznymi…) – Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki. Teksty te mają w zasadzie charakter analityczno-profetyczny i są poświęcone badaniu oraz rozbiorowi myśli, idei tudzież krytycznemu opisaniu czynów jednego z ważnych polityków krajowych doby obecnej – Jarosława Kaczyńskiego. Decyzji wydawcy się nie dziwię: tekst w tygodniku (jak sama nazwa wskazuje) żyje tydzień; rzadko dłużej – gdy rozkręci się dyskusja czy polemika. A i tak już w połowie „akcji’ wszyscy zapominają, o co chodziło autorom i zajmują się narcystycznymi idiosynkrazjami nieudolnych polemistów. Publicystykę gazetową – z natury rzeczy ulotną, o krótkim terminie naturalnej świeżości i przydatności do spożycia – wydawać w trwalszej postaci solennych ksiąg warto z dwóch powodów. Pierwszy z nich ma znaczenie sentymentalne, trochę „upomnikowiające” tematy bądź autorów (popatrzcie, jacy byliśmy fajni i mądrzy już wtedy…). Drugi powód staje się ważny, gdy nagle odkrywamy, że stare teksty gazetowe znów stają się paląco…