Barbarossa. Jak Hitler przegrał wojnę

Jonathan Dimbleby  Barbarossa. Jak Hitler przegrał wojnę Przełożył Arkadiusz Bugaj Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Wróg mojego wroga moim przyjacielem mimo wszystko jest… Pytanie zasadnicze jest jedno i brzmi tak: czy Hitler przegrał wojnę ze Stalinem już w momencie, gdy ją rozpoczął, czyli 22 czerwca 1941 roku (są tacy, co twierdzą, że stało się to wcześniej, zanim padły strzały, tylko Wódz III Rzeszy o tym nie wiedział…), czy widmo przegranej pojawiło się później (a jeśli tak, to kiedy dokładnie), zaś w czasie dzielącym oba te zdarzenia wszystko mogło się wydarzyć – tak lub nie-tak? Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi oznacza w gruncie rzeczy napisanie historii – TEJ HISTORII – od początku. Kategoryczna odpowiedź jednoznaczna, niezależnie od tego, czy skłania się do wariantu pierwszego (klęska przesądzona w momencie ataku), czy drugiego (wyrok zapadł później) – wymaga od odpowiadającego, by to napisał niejako od nowa, po swojemu – i skupił się na argumentach. Nie lekceważąc faktów, bowiem na wojnie fakty są najlepszymi argumentami. Jak dobra artyleria, albo i lepiej… Dlatego Jonathan Dimbleby o operacji „Barbarossa” napisał od początku, choć w całej światowej historiografii II wojny literatura jej poświęcona to jeden z większych tematycznych zbiorów. Ale tak mu kazało poczucie…

Amsterdam
polecam , proza obca / 14 września 2023

Ian McEwan  Amsterdam Przełożył Robert Sudół Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2023 (wyd. III) Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 4/5 Śmiertelna umowa, czyli gentleman’s agreement Krótki oddech od polityki, ale nie za bardzo… Bieżące lektury polityczne napierają z impetem i postawić im tamę nie sposób. Ale krótki, jednorazowy unik… Czemu nie? Zawsze z zainteresowaniem sięgam po teksty penetrujące świat, w którym żyłem intensywnie przez pół wieku. Mam tu na myśli utwory prozatorskie traktujące o zawodzie dziennikarskim. A gdy już się trafi taki konkretny, mięsisty, ze środka redakcji, tyczący bezpośrednio żurnalistycznej codzienności – czyli o tym, jak się robi gazetę – jestem poruszony, mocno zainteresowany i zgoła rozczulony. W zasadzie powinienem napisać oddzielony myślnikami fragment poprzedniego zdania w czasie przeszłym. Czyli „jak się robiło gazetę”. Bo już się tak nie robi… Jeśli w ogóle jeszcze się robi gazety… Ale w „Amsterdamie” McEwana – ponieważ jeden z protagonistów – niejaki Vernon Halliday- jest redaktorem naczelnym ogólnokrajowego, poważnego i opiniotwórczego (więc z tej racji tracącego czytelników w trybie jednostajnie przyspieszonym…) dziennika „The Judge” (tytuł miał oznaczać, że pismo z natury rzeczy jest obiektywne – ani konserwatywne, ani liberalne, ani socjalistyczne, ani populistyczne, a już na pewno nie bulwarowo-tabloidowe) – przynajmniej połowa akcji dzieje się w redakcji,…

Symetryści

Mariusz Janicki, Wiesław Władyka  Symetryści Wydawnictwo Polityka, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Symetria jest religią idiotów… Pogląd, który ujawniam w tytule tego tekstu, towarzyszy mi od dawna – ponad pół wieku, znaczy – od wczesnej młodości. Aczkolwiek nigdy nie myślałem o symetrii jako o problemie politycznym; zawsze była raczej kategorią estetyczną, dotyczyła przeważnie organizacji przestrzeni – nie tylko w sensie materialnym, duchowym również… Po prostu zawsze mniemałem, że układy i struktury symetryczne – tyle samo po lewej, co po prawej, tyle samo z dołu, co z góry, tyle samo z przodu, ile z tyłu – ergo: skrajnie uporządkowane (przynajmniej na oko…) – są objawem religijnej wręcz skłonności do porządku. Słówko „religijny” oznacza w tym przypadku nie tyle wyznanie wiary, co dogmatyczną predylekcję (graniczącą z maniakalną żądzą lub nerwicą natręctw – jak kto woli…) do oddawania czci – boskiej zgoła – ładowi (obliczonemu matematycznie) jako objawowi organizacji świata. Przyznaję wszelako, że ład nie zawsze być musi równoznaczny z idiotyzmem. Bywa nim tylko wtedy, gdy jest bezkrytyczną akceptacją dla fetyszy, totemów regularności, gdy jest jedynym kryterium prawdy. Symetryczny ład ma niejakie zastosowanie i ograniczoną rację bytu w architekturze, w sztuce ekonomicznego konstruowania obiektów inżynierskich w przestrzeni. Taka regularność ma znaczenie…

Ardeny 1944

Antony Beevor  Ardeny 1944 Przełożył Andrzej Goździkowski Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2023 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Ostatni zryw, ostatnia szansa, ostatnie lanie… Historycy zajmujący się II wojną światową – niezależnie od kraju pochodzenia, opcji ideologicznej, przynależności do konkretnych, czasem przeciwstawnych zupełnie „szkół historycznych”, afiliacji do osobnych tendencji interpretacji źródeł i w końcu do różnych obozów politycznych (tak bywa; obiektywizm naukowy historyków zajmujących się przełomowymi dla dziejów cywilizacji zdarzeniami, często bywa ofiarnie składany na ołtarzach „prawdy czasu”) – w zasadzie zgodnie uważają, że zimowa (grudzień 1944 – styczeń 1945) ofensywa Wehrmachtu w Ardenach nie była w zasadzie dobrym pomysłem, zgodnym z regułami sztuki wojennej i nagromadzonymi dotąd doświadczeniami operacyjnymi oraz planistycznymi, a jej zamysł strategiczny nie odznaczał się finezją ani przenikliwością (rzucimy ze dwie armie pancerne przez górki szpicą w kierunku na Antwerpię – dopóki starczy paliwa, a potem się zobaczy: może nawet uda się wypchnąć Brytyjczyków z wojny…). Więcej w tym pomyśle było straceńczej desperacji przypartego do muru (do granicy Niemiec znaczy…) przegrywającego hazardzisty, nie liczącego się z siłami przeciwnika ani informacjami wywiadu – niż chłodnego namysłu militarnych profesjonalistów, planujących efektywnie odwrócić los kampanii przy użyciu pozostających do dyspozycji sił i środków. I to się musiało tak skończyć, aczkolwiek…

Dziennik inwazji

Andriej Kurkow  Dziennik inwazji Przełożył Krzysztof Obłucki Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Nie wiem, co z sobą zrobić, więc piszę Wojna to osobliwy czas dla literatury. Żadnej tam próby – porzućmy te górnolotne slogany, banalne frazesy… Literatura ani sama nie próbuje wojny, ani się próbie wojny nie poddaje. Więc nie o sprawdzian tu chodzi – ani o weryfikację cech charakteru, ani o odporność na ciosy czy po prostu o prawdomówność lub szczerość. Jeśli zatem nie czas próby – to co? W zasadzie – jeśli porównać układ zależności literatury od wojny do operacyjnego systemu w każdym komputerze – to wojna jest siłą wyższą, wektorem niezależnym – ale wymuszającym na literaturze czynność nazywaną w żargonie IT zmianą ustawień. Niektóre, bardziej zaawansowane systemy operacyjne mają już zawczasu wbudowane warianty programów „na czas wojny”; wystarczy je tylko uruchomić. Inne – uboższe i bardziej oszczędne – trzeba będzie przeprogramować lub zgoła napisać od nowa, by sprostać wymaganiom nowej wojennej rzeczywistości. Ludzie uprawiający literaturę w większości swej jakoś zareagują na wojnę. Ale są takie „jednostki literackie”, które w ogóle nie odpowiedzą na potrzebę wprowadzenia trybu wojennego. Są bowiem przeświadczone (i utrwalone w tym przekonaniu), że żadna zmiana zewnętrzna, nawet tak…

Potwór z Florencji

Douglas Preston, Mario Spezi  Potwór z Florencji Przełożyła Kaja Gucio Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Piąty wymiar? Wymiar sprawiedliwości… Jeśli zdecydujecie się na lekturę – a całą swą reputacją zaręczam, że bardzo warto! – w miarę postępów tejże lektury zacznie ogarniać was zdumienie, acz po malućkiej chwili wypierane przez niedowierzanie, poczucie abstrakcyjnego absurdu, udziału w czymś nieprawdopodobnym, irracjonalnym, idiotycznym zgoła, by nie rzec – kretyńskim. Maestro Franz Kafka nie miałby pojęcia, czym być może ekstremalne wypiętrzenie jego własnych kafkowskich klimatów – sam nie dałby rady zabrnąć tak daleko i tak wysoko, jak niektórzy bohaterowie i protagoniści „Potwora z Florencji”. Mam wykształcenie prawnicze, ale starej daty i w zasadzie praktycznie nieużywane – a więc w sumie sporo po upływie terminu przydatności do spożycia. Mimo to żywię zasadne podstawy, by mniemać, że przynajmniej kilka reguł i znaczeń zaczerpniętych z prawa rzymskiego (dzięki nieodżałowanym preceptorom – profesorowi Cezaremu Kunderewiczowi oraz doktorowi i przyjacielowi Tomkowi Fijałkowskiemu) – tkwi w mym systemie wartości na stałe i na zawsze. Problem wszelako w tym, że pryncypia owe tyczą się prawa materialnego cywilnego i takiegoż procesu. Rzymskie prawo karne i stosowna dlań procedura kołaczą się w pamięci mgławicowo – już to jako system przysięgowo-kontrprzysięgowy,…

Wisła. Biografia rzeki

Andrzej Chwalba Wisła. Biografia rzeki Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Modra rzeko… Znów woda. Znów płynąca, ale w ilości takiej, iż „rzeki, których nie ma” zalałyby się na amen… Największa, z jaką możemy mieć do czynienia w naszym kraju. Znaczy się Wisła. Krajowa potęga, choć w Europie dopiero na piętnastym miejscu względem długości (a są statystycy geograficzni, ustalający ten ranking Wisły dopiero na siedemnastym…). Nie wiem, jak wyglądałaby taka tabelka, gdyby za kryterium przyjąć masę toczonej wody (w metrach sześciennych na sekundę, liczoną u ujścia), ale też pewnie niezbyt dla wzmiankowanej Wisły imponująco. W każdym razie Wisłę z jej tysiącem i czterdziestoma siedmioma kilometrami zostawiają w tyle nie tylko takie potęgi jak Wołga, Wołga mat’ radnaja (3688 km), Dunaj piękny i modry (2850) i bat’ko Dnipro szyrokij (2285), ale także graniczny (z Azją – a co!) Ural (2534), Dniestr (1362), Ren (1233), Łaba (1165) lub taka Oka (1500) nostalgiczne wspominana w wojennej pieśni. A przecież są jeszcze dłuższe od naszej Wisełki cieki wodne, o który pies z kulawą nogą nie słyszał, a od dziesięcioleci (gdy kibitki i cziornyje worony przestały kursować) nikt z tutejszych nie widział: Kama, Peczora, Biełaja (ki czort?), Don z Dońcem, Desna… W…

Zagadki bytu
opowiadania - zbiór , polecam , proza polska / 14 sierpnia 2023

Sławomir Mrożek  Zagadki bytu Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 …nie wiedziałem nawet, że spadam Mrożek nie jest tylko pisarzem polskim – jednym z wielu, choć niewątpliwie czołowym (na pewno mieszczącym się w pierwszej dwudziestce, od Kochanowskiego po Tokarczuk) i dla wielu ważnym, najważniejszym. Wszelako żadnemu z tych dwudziestu autorów płci obojga nie został nadany tak szeroki przywilej istnienia symbolicznego w kulturowym zasobie polszczyzny, zrozumiałego chyba dla wszystkich, którzy polskim posługują się jako językiem rodzinnym, w nim odbyli edukację i nim się wspierając, posiedli pewne podstawowe kompetencje intelektualne tudzież emocjonalne. Inaczej mówiąc: zapasy swej wiedzy indywidualnej i społecznej zrobili po polsku. Po drodze też je w tym języku uzupełniali. Więc czym jest Mrożek? To symbol, pojemna metafora, epitet zastępczy, definiujący coś takiego… Ale co? Mrożek to skrót intelektualny, w zasadzie synonimicznie równoważny ze słowem „absurd”. Ale nie ze wszystkim… Prawie. Bo możliwe do wyobrażenia zakresy znaczeniowe „Mrożka” i „absurdu” nie całkiem się pokrywają. Absurdy mają bowiem swoje toporne, chamskie, prostackie i pospolite desygnaty. Ale gdy mówimy, że „to coś to czysty Mrożek” albo „Mrożek by tego nie wymyślił” bądź „sytuacja jak z Mrożka” – często mamy na myśli okoliczności i zdarzenia bardziej wyrafinowane, wysublimowane czy…

Chłopcy. Idą po Polskę
esej polityczny , grand-reportaż , polecam / 4 sierpnia 2023

Marcin Kącki  Chłopcy. Idą po Polskę Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Gówniarze maszerują… Nie wiem, jaki jest realny udział konfederastów (i pobrzeżnej ich otoczki rozmaitego sortu – od faszystów po „tylko” genetycznych antysystemowców) w całej populacji potencjalnych posiadaczy czynnego i biernego prawa wyborczego w Polsce. Mam tu na myśli wyłącznie „twardych” konfederastów, czyli jądro owej formacji – konfederastów holistycznych, znaczy całościowych: konserwatywnych, fanatycznych, arcykatolickich, szowinistycznych, ksenofobicznych, mizoginistycznych w każdym z aspektów swej intelektualnej (choć boję się, czy to nie jest nadużycie: pospołu konfederaści i intelekt?) struktury programowej. Nie biorę pod uwagę „konfederastów miękkich”, pobierających na sztandary i transparenty po jednym hasełku programowym, wedle własnych potrzeb – na przykład to o obniżeniu podatków aż do zera, albo totalnym zakazie aborcji czy zniesieniu rozwodów. Nie, takich farbowanych konfederastów wykluczam z rachunku, chociaż to realnie istniejące głosy wyborcze. W celach zliczeniowych – jak mniemam – można przyjąć że tych twardzieli o ustalonych poglądach, nie oddalających się koniunkturalnie od ortodoksyjnego faszystowsko-nacjonalistyczno-katolickiego trzpienia, jest może ze dwa, góra trzy procent populacji mającej głos i mogącej takowego użyć… No to dlaczego w czasach przedwyborczych ekstremistom i innym antysystemowcom tudzież nieregularnym, ochotniczym formacjom politycznym poparcie skacze do dziesięciu procent? Czy to zagadka…

Rzeki, których nie ma

Maciej Robert  Rzeki, których nie ma Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Hydrologia pamięci Od jednej z tych rzek – nie-rzek, wzmiankowanych przez Macieja Roberta, mieszkam w Łodzi już sporo ponad pół wieku – w oddaleniu stu, może dwustu metrów. A więc praktycznie na skraju dawnej doliny rzecznej, z czasów przedindustrialnych, gdy sporej wielkości ciek wodny zuchwale i potoczyście płynął sobie tzw. dolnym biegiem przez grunta rządowe przy wsiach Wólka i Rokicie, by niebawem zasilić wody znacznie większego Neru. Rzeka nazywa się Jasień (rodzaju męskiego – ten Jasień…) i jest jedną z tych dwóch (ta druga nazywa się Łódka) najważniejszych rzek-weteranek, bez których nie byłoby ani mojego miasta, ani centrum przemysłu włókienniczego, którym moje miasto nagle się stało i po niespełna dwustu latach jeszcze bardziej nagle być przestało. O ile jednak obfitość wód rzecznych na wiślano-odrzańskim wododziale w środku ziem Królestwa Polskiego była jakimś istotnym argumentem podczas narodzin miasta i jego biznesowego przeznaczenia, o tyle ta sama „obfitość” wód (w tzw. międzyczasie zamieniona w stan bliski parametrom pustynnym) nie miała już żadnego wpływu na gwałtowną, morderczą degradację miasta i jego powolne konanie (notabene zabójcy chodzą na wolności, ale to temat na inne opowiadanie…). Więc rzeki, nad którą…

Ptak Dodo, czyli co mówią do nas politycy
esej polityczny , felietonistyka , polecam / 28 lipca 2023

Michał Rusinek  Ptak Dodo, czyli co mówią do nas politycy Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Ryży Kieł albo mów pan po ludzku… Od urodzenia przebywam w sferze języka, w świecie słowa, w miarę możliwości – najwyższego gatunku. Ojciec był dziennikarzem radiowym, więc to słowo (gdy on był głównym domowym nadawcą) było w swym pierwotnym, mówionym sensie i aspekcie doskonałe jakościowo; ojciec dbał, by między publiczną, profesjonalną eksploatacją słów a prywatnym językiem familijnej ekspresji różnice były stosunkowo niewielkie. Żadnego infantylnego szczebiotu, żadnego gaworzenia i upraszczania – ani formy, ani sensu. Ojcu zawdzięczam niewolniczą wręcz skłonność do nieustannego czytania i pewną taką łatwość mówienia oraz pisania. A wszystko to, zanim rozpocząłem zorganizowaną edukację na kilku szczeblach. Z bólem niejakim i poczuciem winy (choć nie wiem, skąd mi się takowe wzięły) na starość wyznaję, że w trakcie owej edukacji nie posiadłem żadnych umiejętności rękodzielniczych, żadnego rzemiosła. W zasadzie cały czas znów szlifowałem słowo i język. Po czasie nauki odziedziczyłem fach po ojcu i przez pół wieku najpierw pisałem to i owo, ale wprędce zacząłem czytać cudze teksty, poprawiać i robić z nich gazety rozmaite. Gdy przestałem redagować, nadal czytam i piszę na własny użytek – czego rezultaty macie przed…

Wiersze wszystkie
poezja polska , polecam / 26 lipca 2023

Wisława Szymborska  Wiersze wszystkie Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 Rekomendacja: 6/7 Ocena okładki: 4/5 Nic dwa razy się nie zdarza… …i nie zdarzy. Z tej przyczynyzrodziliśmy się bez wprawyi pomrzemy bez rutyny. (początek wiersza z 1955 roku, dwa lata później zamieszczonegow tomie „Wołanie do Yeti”) Wiersze są wszystkie, a nawet więcej! Wydawcom, redaktorom i sporemu tłumkowi zaangażowanych filologów przydarzył się bowiem casus jeden na tysiąc, może na sto tysięcy albo milion zgoła, a w istocie swej (niezależnie od częstotliwości i rozmiarów wspomnianej proporcji) właściwie nieprawdopodobny. Przy edycji „wszystkich” dzieł zebranych zasługujących na takie pomniki autorów zdarzają się na ogół pominięcia, zagubienia (przeważnie jakichś juveniliów) czy klasyczne „niedoliczenia się”. Wydawcy się kajają, obiecują solennie braki i opustki naprawić w kolejnych edycjach (czasem nawet się wywiązują). Tymczasem tutaj doszło do ekscesu na odwyrtkę: pierwsza edycja „Wierszy wszystkich” noblistki Szymborskiej dotknięta jest niezwykle rzadkim błędem, co do istoty jednak szalenie podobnym – tylko a rebours… W „Wierszach wszystkich” są wiersze wszystkie plus. Bo jeden na pewno – co ustalono ponad wszelką wątpliwość – nie jest autorstwa poetki. Tak się zdarzyło niefortunnie w efekcie nadmiaru, wręcz kumulacji nie całkiem zdrowych emocji, towarzyszących całożyciowemu dziełu poetki. Osobliwie w epoce już post-noblowskiej. Ktoś nawet zaaranżował konkurs na…