Rzeka dzieciństwa

Andrzej Stasiuk  Rzeka dzieciństwa Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Płynie, wije się rzeczka jak błękitna wstążeczka… Taki lekko spleśniały suchar mi się przypomniał: – Gdzie leży granica między hobby a zajobem? – Na Bugu… Na tej rzece, zdaniem wielu, leży też granica między Europą a Azją. Mentalna, emocjonalna – w tej mierze mówią, że na pewno. Kulturowa – zapewne. Intelektualna – być może. I jakieś jeszcze inne. Nie wiem. Byłem tam parę razy, ale nic ekstremalnego, krawędziowego, granicznego nie widziałem. Oprócz łąk, chęchów, starorzeczy, meandrów. Identycznych na lewym, jak i prawym brzegu. Więc może to tylko takie gadanie. Wieki całe rzeka płynęła przez środek Polski, jaka wtedy była – i żadnych pretensji ani do łączenia, ani do dzielenia czegokolwiek i kogokolwiek nie miała. To znaczy na wschód od jej nurtu, ale jednak nieco dalej, był Wołyń, a na zachód – Lubelszczyzna. Ale to tak dla pamięci, bo wszędzie wokół Polska była, choć nie wszędzie sami Polacy. Ergo: Bug jest rzeką zwykłą polską, a zatem europejską – ale z tych kapryśnych, nieobliczalnych, nieuregulowanych, samodzielnych, wymagających i słabo tolerujących człowiecze zuchwalstwo. Daje i zabiera, zabiera i daje – wedle woli własnej. I lepiej z nim nie polemizować, wykorzystując…

Uwolniona

Igor Brejdygant  Uwolniona Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Marzenie ściętej głowy… Kamandir Antonio zdemaskowany jako agent GRU. Nic takiego jeszcze się nie wydarzyło. I być może się nie wydarzy. Pewnie nie… Ale brzmi pięknie – co przyznaję bez szczególnego oporu, ale i bez satysfakcji. Pod tym bowiem względem rzeczywistość bardziej jest kulejąca. Ale literatura? Ba, ta może sobie pozwolić na więcej – na spekulację, igrce wyobraźni, na aluzje i w ogóle fikcję rodem ze świata równoległego, wyspekulowanego na podstawie chwiejnych przesłanek. Chociaż po tym, co publicznie ujawnił generał Pytel, nic nie wydaje się niemożliwe, a fakty znienacka stawiają pytania. Lecz czy ktoś tu i teraz szuka właściwych, pasujących odpowiedzi? To z kolei dobre pytanie… Z gatunku tych, na które oficjalnie, pod nazwiskiem, nikt nie odpowie. A możliwe spekulacje będą kwitowane wzruszeniem ramion lub (w wersji hardcorowej) pukaniem się w czoło. Nie dlatego, że nie ma tam nic na rzeczy – raczej dlatego, że wszystko jest tajne jak cholera, łamane – nie, nie przez poufne – kołem łamane (gdy zwrot ten potraktujemy niemetaforycznie, dosłownie raczej…). Wychwalanie Igora Brejdyganta w tej sytuacji jawi się jako czynność rutynowa, prawo zwyczajowe (tej samej kategorii co ius primae noctis na przykład…)…

Głupie ptaki Polski

Marek Maruszczak Głupie ptaki Polski Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 4/5 Lata ptaszek po ulicy… Długo zastanawiałem się po lekturze, dla kogo właściwie jest ta książka? To znaczy wróć – jest dla wszystkich, którzy posiedli umiejętność czytania, a procesowi oddawania się lekturze nie czyni przeszkód ani religia, ani zanikający organ wzroku. Ale nie sposób nie zauważyć, iż występują w przyrodzie autorzy – znaczy ludziowie, które umią słowa układać w zdania jedno za drugim; czasem nawet przyjemne dla oka (i ucha, gdy się takowe powie na głos) – którzy teksty swe kierują ku konkretnej, zdefiniowanej pokoleniowo, mentalnie, intelektualnie, płciowo (i jak tam jeszcze chcecie) grupie docelowej, zwanej też targetem. Pan Maruszczak (nie mam pojęcia, kim jest; podobno to lubiany bloger…) – ze względu na osobliwości swej prozy – długo mi się wymykał próbom takiej właśnie „targetowej” klasyfikacji. Aż się klapka otworzyła: tak, on pisze dla starszej młodzieży gimnazjalnej. Gdyby nie fakt, że „jęta szałem” (przy okazji – z czego to cytat jest, gołąbeczki?) madame Zalewska akurat te gimnazja zlikwidowała, target gimnazjalny pasowałby jak ulał. Czemu? No cóż, zgromadziło się trochę dowodów… Pierwszy z nich to przymus sadzenia dowcipasów werbalnych i fabularnych różnej proweniencji w każdym fragmencie tekstu. Najczęściej…

Homelands. Historia osobista Europy

Timothy Garton Ash Homelands. Historia osobista Europy Przełożył Bartłomiej Pietrzyk Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 3/5 Uwiedzenie, uprowadzenie, uratowanie… Urodziłem się w Europie roku pańskiego (używam tej formuły, albowiem zostałem regularnie ochrzczony i wprowadzony do wspólnoty kościoła katolickiego, chociaż dziś się do niczego takiego nie poczuwam) tysiąc dziewięćset czterdziestego i ósmego – trzy lata po wielkiej wojnie, która przeorała wewnątrzkontynentalne granice, zabiła miliony istnień, spustoszyła do cna wielkie terytoria, zmieniła w gruz gigantyczny majątek i przepędziła również miliony europejskich obywateli w tę i nazad. Gdy się urodziłem, dawno już umilkły działa, na kontynencie trwała cisza, choć była to cisza konfrontacyjna, bowiem nie wszyscy byli zajęci – jak to winno być po wojnie – własnymi sprawami; a tzw. żelazna kurtyna nie była tylko chwytem retorycznym, publicystycznym, wymyślonym przez weterana globalnej polityki – stawała się prawdziwym, uzbrojonym (czy ktoś jeszcze pamięta, czym był tzw. Pas Trettnera?) płotem. Urodziłem się w niebogatym (ale i niebiednym, choć w dolnej połówce statystycznego zbioru zamożności) mieście przemysłowym średniej (biorąc pod uwagę standardy europejskie) wielkości – i mieszkam w nim do dzisiaj; raz tylko zmieniłem w jego obrębie miejsce pobytu, przemieszczając się o niecałe cztery kilometry. Owszem, wielokrotnie podróżowałem po świecie (nawet bardzo daleko)…

Złodziej sztuki

Michael Finkel Złodziej sztuki Przełożyła Maria Borzobohata-Sawicka Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Fatalne zauroczenie? Psychiatrzy i psychologowie zameldowali niedawno, że odkryli nową jednostkę chorobową: coś w rodzaju kulturoholizmu, czyli nałogowego „konsumowania” wytworów kultury i dzieł sztuki, ale mającego nieco inny przebieg i inne objawy niż zwyczajne uzależnienie. Jest to raczej coś w rodzaju „szoku termicznego”, polegającego na tym, że częste tudzież intensywne obcowanie z dziełami sztuki lub wyrobami twórców kultury – czyli tak zwane przebodźcowanie – doprowadza do niewytłumaczalnych, skrajnych zmian behawioralnych. A to ofiara wpada w stupor, a to bywa nadmiernie pobudzona (nawet do fazy agresji bądź autoagresji), a to zachowuje się dalece nieracjonalnie – czasem zgoła zuchwale lub maniakalnie… Zwłaszcza nieprzygotowani na masowe zderzenie ze sztuką uczestnicy zbiorowych wycieczek, przepędzanych przez muzea, bywają poszkodowani przez ten apolliński objaw (tak to sobie roboczo nazwałem…). Syndrom szoku wywołanego intensywnym, bezrefleksyjnym i niekontrolowanym dawkowaniem-obcowaniem ze sztuką może być – zdaniem wielu psychiatrów i kryminologów – okolicznością łagodzącą w wypadku popełnienia przestępstwa pod jego (udowodnionym) wpływem. Jest to zjawisko podobne do opisanej już ponad pół wieku temu przez pewną włoską profesor psychiatrii z Florencji przypadłości trapiącej turystów w tym mieście – trwającego nawet kilka godzin ataku zawrotów głowy,…

Ostrygi i kamienie. Opowieść o Normandii, Bretanii i Pikardii

Krzysztof Varga  Ostrygi i kamienie. Opowieść o Normandii,Bretanii i Pikardii Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Smutek trupików… Mój ulubiony hipopotam Varga porzucił wreszcie swe ziemnowodne legowisko i panujące w nim obyczaje, w drogę się udając przez krainy nieoczywiste. Aczkolwiek realne i w sumie nieodległe. Dlaczego hipopotam? A, to już musicie przeczytać „Dziennik hipopotama” autorstwa tegoż Vargi (sam rekomendowałem tę książkę, w tym blogu, 7 września 2020 roku). Zanim to zrobicie, przyjmijcie hipopotamowatość Vargi na wiarę. Marszruta Jego Hipopotamiej Mości wiodła tym razem nie przez rodzinne (i chyba spenetrowane do calizny) kraje madziarskie, ani nie przez inne środkowoeuropejskie dziedziny. Varga poszedł durch przez Europę – na wskroś i na Zachód – na Normandię, Bretanię, Pikardię… Krainy de iure francuskie – ale jak im się tak dobrze przyjrzeć – troszkę osobne. Zresztą cała Francja – jeśli pominąć ten niewielki, nieregularny trapezowaty czworokąt z wierzchołkami w Reims, Lugdunum, Orleanie i Lutecji (a co to Lugdunum i Lutecja – sprawdźcie sobie sami…) – składa się z samych osobności. Taka na przykład Alzacja jest inna od Prowansji, a ta z kolei od Bretanii – jak, nie przymierzając zbytnio, Falklandy od Zaporoża. Jedynie zapach kawy i gauloise’ów w przydrożnych barach jest taki…

Flirt z Paralipomeną

Jan Gondowicz Flirt z Paralipomeną Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Pocotokomu – czyli małpa z brzytwą (Ockhama) Paralipomena to po grecku rzeczy, zdarzenia, osoby, okoliczności bądź zjawiska pominięte (bo niepotrzebne). Ma to pojęcie zastosowanie w całym obszarze działalności ludzkiego gatunku, ale w bardziej ścisłym sensie – tam, gdzie następuje werbalizacja, czyli proces zamiany myśli w ekspresyjny komunikat: na piśmie lub wyrażony słowem, gestem lub jakąś kombinacją akustyczno-mimiczną. Zawsze wtedy ktoś, kto komunikat formułuje, w trakcie samego procesu usuwa wszystko, co mu na myśl przyszło, ale nie będzie potrzebne ani możliwe w zaplanowanym komunikacie. Gdy komunikat nabierze pierwotnie zamierzonego kształtu, w drugiej fazie formułowania następuje jeszcze czasem redakcja-redukcja, lub przeciwnie: wzbogacenie formuły samego przekazu. Z tym drugim mamy do czynienia, gdy prosty w swej istocie przekaz-komunikat (na przykład „spierdalaj”) przybiera formę bardziej złożoną: „czy zechciałbyś pospiesznie oddalić się poza zasięg mego wzroku?”. Ale co do istoty swej redagowanie to redukowanie (nie ma takiego tekstu, któremu by na dobre nie wyszło skrócenie go o połowę), zaś wszystko, co pozostaje – to oczywiście paralipomena. Zgrabne słówko, choć niewprawionemu, nieosłuchanemu może może sprawiać pewne trudności – już to z wymową, już to z pojęciem sensu. Bo takowy się rozrastał… Zdaniem…

Słowo honoru
polecam , thriller sensacyjny / 20 czerwca 2024

Marek Krajewski  Słowo honoru Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Długie pożegnanie… Czy natolińczycy z puławianami wdali się tylko w spór ideologiczny, owocujący tu i ówdzie (ale ubocznie…) jakimiś konsekwencjami materialnymi i ofiarami personalnymi? Czy prowadzili pełnoskalową wojnę o władzę i wpływy w państwie – wojnę brutalną, w której jeńców nie brano, a wroga (jeśli się go dopadło ze spuszczonymi portkami) wypalano do trzecich pokoleń wstecz i naprzód, aż do gołej ziemi? Wiele wskazuje, że raczej to drugie – ale kogo to dzisiaj obchodzi? Poza historykami oczywiście. I to nie wszystkimi – zainteresowanych tym fragmentem dziejów jest może kilku, a i tak połowa z nich to funkcjonariusze policji historycznej spod sztandarów IPN. A poza wszystkim – wszystko wiadomo – kto z kim, przeciw komu i dlaczego. Wielu tajemnic w tym już nie ma. I zapewne ani jednej takiej, której warto byłoby poświęcić czas i środki śledcze tudzież wszelkie inne. Ale co komu szkodzi spróbować? Zwłaszcza w literaturze, która na ogół karmi się fikcją i zmyśleniem (nawet jeśli sięga po zdarzenia prawdziwe i „fakty autentyczne”), bo taka jest jej natura. Ważne dla urody oraz sugestywności samego procesu jednak jest, by robiła to elegancko – z poczuciem realizmu i…

Pandemia populistów

Wojciech Sadurski  Pandemia populistów Przełożyła z angielskiego Anna Wójcik Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Gęby za lud krzyczące… Gdy podaż głupoty i kłamstwa w przestrzeni publicznej rośnie – jak zachowuje się popyt? No cóż, nie maleje… Wprost przeciwnie: też rośnie, nadążając za rozkwitającą podażą – często nawet takową wyprzedzając. Głupota i kłamstwo są bowiem wydajnym paliwem, napędzającym tzw. stosunki międzyludzkie i międzyplemienne w życiu publicznym. Im bardzie takowe gęstnieją, tym więcej potrzeba źródeł energii, wprawiającej tę antropomorficzną melasę w ruch… Głupota i kłamstwo mają się dobrze, cieszą się ze sprzyjającej koniunktury. Ba, nieustannie zyskują wspólników i nowych towarzyszy drogi. Bo są smaczne i pożywne. Brutalne chamstwo, knucie i snucie intryg, hejt nasz powszedni, rękoczyny i inne ekstremalne ekscesy… Ale przede wszystkim: bezinteresowna zawiść, a nawet w zasadzie nienawiść bez żadnej racjonalnej przyczyny. To najważniejsza klientela głupoty i kłamstwa. Razem tworzą agregat „intelektualny” nie do pokonania. To znaczy: nie głupota ani kłamstwo, ani nienawiść same w sobie. To tylko byty abstrakcyjne. Ich nosicielami są ludzie – konkretni, łatwi do zdefiniowania i wylegitymowania w razie potrzeby, ale póki co anonimowi, gniewni i zjednoczeni. Jednym z największych, stale zyskującym na znaczeniu i realnych wpływach na bieg spraw publicznych, „zjednoczeń…

Nadchodząca fala

Mustafa Suleyman, Michael Bhaskar  Nadchodząca fala Przełożył Justyn Hunia Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Chatbot je ciastko Przewiduję, że niebawem w zglobalizowanym świecie będzie musiała powstać całkiem nowa, chroniona ściśle przed penetracją (a z powodu reżimów tej ochrony – w pewnym sensie autarkiczna), międzynarodowa organizacja pożytku publicznego, którą powinno się nazwać Brygadą Śledczą imienia Alana Turinga… Obiór patrona dobrze poinformowanym wskazuje, o co chodzi. Alan Turing – genialny brytyjski matematyk – w czasie II wojny światowej kierował odkodowaniem niemieckiego szyfru Enigma (wedle koncepcji polskich kryptologów Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego), a potem zajął się budowaniem i projektowaniem oprogramowania dla elektronicznych maszyn cyfrowych (dziś nazywamy je komputerami); jednym z ubocznych (ale, jak się okazało, ważnych na zawsze) projektów naukowej aktywności matematyka był tzw. test Turinga – eksperyment pozwalający ustalić, czy „rozmówca” eksperymentatora jest człowiekiem, czy maszyną. Taki test był i jest kluczowym elementem badań nad tzw. sztuczną inteligencją… Przy czym Turingowi wcale nie chodziło o narzędzie sposobne do demaskowania, czy rozmówca eksperymentatora-arbitra jest maszyną. Intencją Turinga było, by kiedyś w przyszłości (możliwie nieodległej) maszyna zdała jego test i wyprowadziła w pole człowieka, który uznałby, że rozmawia z drugim człowiekiem. Innymi słowy – chodziło o osiągnięcie stanu, w którym…

Alfabet polifoniczny

Tomasz Jastrun Alfabet polifoniczny Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 2/5 Pępizm nasz niepowszedni Lubię takie książki… W miarę bezczelne, minoderyjne (popatrzcie na okładkę tej książeczki!), narcystyczne, kabotyńskie, plotkarskie ponad przyzwolenie (naciągnięte, bo formuła tzw. alfabetu – twórczo sprokurowana przez Urbana – na to pozwala…), ale przede wszystkim skrywające potężne kompleksy, fobie, natręctwa i manie pod pikarejską peleryną samozadowolenia. Życie okazuje się fajne, nieprawdaż? Zwłaszcza gdy można komuś z towarzystwa, elity (nie jakiemuś jednemu – wielu „komuś”) przypierdolić zawiesiście, po staropolsku… Do tego trochę liryki, trochę aforyzmów – z tych mniej popularnych (żeby nie było, że wtórne); na koniec pamiętać, żeby hołdy oddać komu tam trza i skrupulatnie jeszcze raz przebadać listę pominiętych – to jest bowiem źródło prawdziwej satysfakcji cynicznego manipulatora. Tomasz Jastrun osiągnął w tej branży mistrzostwo – mimo przeszkód osobistych, o których zresztą pisze szczerze i obszernie. Ale jest to mistrzostwo całkowicie uprawnione, ze wszech miar usprawiedliwione, zasłużone – a z tym wszystkim wartościowe intelektualnie. Nie wiedzieć czemu… Nawet jak się dokona rozbioru. Może dlatego, że Tomasz Jastrun przede wszystkim jest poetą. A czym jest poezja? Tego to już zupełnie nie wiadomo. Zresztą spróbujcie sami zdefiniować – wyjdzie jakiś potworek epistemologiczny. Niezależnie od tego, ile w…

Dziki Wschód. Transformacja po polsku 1986 – 1993

Michał Przeperski Dziki Wschód. Transformacja po polsku 1986 – 1993 Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Gdzie drwa rąbią… Doktor Michał Przeperski, historyk z PAN, autor fenomenalnej biografii Mieczysława F. Rakowskiego, badacz dziejów najnowszych, nie przestaje mnie zadziwiać. Rozmachem, zasięgiem perspektywy badawczej i – last but not least – odwagą. Bo tak jak pewnej dozy odwagi wymagało sporządzenie w miarę uczciwej biografii naczelnego redaktora „Polityki”, premiera i ostatniego pierwszego sekretarza Partii rządzącej (a wszystko wbrew krzykliwej propagandzie funkcjonariuszy policji historycznej z IPN) – tak i przygotowanie odcedzonego ze „słusznej” ideologii obrazu polskiej transformacji ustrojowo-mentalnej zapewne nie było wolne od dylematów, które pokonać można było tylko dzięki naukowej rzetelności tudzież śmiałości pewnej takiej – we współczesnych warunkach „ciśnienia” wywieranego przez rozmaite środowiska historyków – śmiałości graniczącej z heroizmem… Przeperski sam urodził się w roku 1986, a więc pierwszym, od którego zakreśla ramy czasowe swej „monografii”, przeto w sposób oczywisty sam świadomie nie przeżył (jako uczestnik czy choćby tylko świadomy rzeczy obserwator) ani jednego dnia z tych dwu i pół tysiąca dni, o których pisze. Co oznacza, że wykonał gigantyczną reserczerską robotę, bo własnej pamięci nie miał, a odwoływanie się do rodzinnej mitologii familii Przeperskich to jednak zbyt mało. No…

Elegia dla bidoków

J.D. Vance Elegia dla bidoków Przekład: Tomasz S. Gałązka Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018 Rekomendacja:4/7 Ocena okładki: 3/5 Zardzewiały wsiok skarży się na los – czyli dlaczego Trump wygrał wybory… [Autor tej książki J.D. Vance ma poważne szanse, by zostać kolejnym wiceprezydentem USA (w tandemie z Donaldem Trumpem) – toteż przypominam rekomendację „Elegii dla bidoków” z 28 lutego 2018 roku…] Uogólniona opinia analityków amerykańskiego życia politycznego podstawową przyczynę zwycięstwa Donalda Trumpa odkryła w powolnym, niemal niedostrzegalnym „przebiegunowaniu” opinii, postaw i wymagań obywateli USA, zamieszkujących tzw. Pas Rdzy, czyli uprzemysłowiony dość intensywnie w nieodległej przeszłości (lata 50. i 60. ubiegłego stulecia) region od Wielkich Jezior po Massachusetts, obejmujący m.in. stany Michigan, Ohio, Pensylwanię, Indianę, Wirginię Zachodnią… Czyli tam, gdzie doszło do zmiany preferencji wyborczych między Demokratami a Republikanami (drugi taki rejon to stan Wisconsin…). Region ten w końcu lat 40. i na początku lat 50. zasiedliła fala przybyszów z górskich regionów Appalachów, białych tubylców, Szkoto-Irlandczyków, do tej pory pracujących w appalachijskim górnictwie, kiepsko wykształconych, z aspiracjami nie przekraczającymi poziomu standardowej klasy średniej – domek na przedmieściu (na kredyt oczywiście), niewielki kapitał rezerwowy w banku, ford albo chevy na podjeździe… No i stała robota – w samochodach, stali albo maszynówce, jednak lżejsza niż…