Javier Cercas Zamek Sinobrodego.Terra Alta III Przełożył Adam Elbanowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Amok w tunelu Trzecia część wieloksięgu Javiera Cercasa „Terra Alta” nie jest już kryminałem w sensie ścisłym. Ale w zamian wyposażona jest we wszelkie atrakcyjne atrybuty thrillera sensacyjnego (z akcentami obyczajowymi tudzież społecznymi). Tego się w zasadzie spodziewałem – Cercas bowiem, mimo podejmowanych i z szacunkiem docenianych wysiłków reorientacji gatunkowej, do pisania powieści kryminalnych nie ma smykałki. Znaczy potrafi, ale nie na tyle, by się korzystnie odróżniać na rynku i odnosić sukcesy finansowe. Za to w dziedzinie literatury sensacyjnej, wspartej na solidnym podłożu historycznym i reporterskim zbieractwie faktów, nie ma sobie równych dziś w Hiszpanii. Autor fenomenalnych „Żołnierzy spod Salaminy” i „Anatomii chwili” jest po prostu pisarzem politycznym, zaangażowanym głęboko w proces „rekonkwisty” hiszpańskiej tożsamości i zgody narodowej, nadszarpniętej w słusznie minionej epoce frankizmu (niech mu ziemia ciężką będzie…). Toteż trzecia „Terra Alta” otwarcie zrzuca kostium kryminalny i przynależną gatunkowi maskę inteligentnej rozrywki, stając się powieścią sensacyjno-społeczną pełną gębą. Ale taki już jest ten Cercas – i nie ma co wybrzydzać. Ważne, że rezultat tego przepoczwarzenia się między gatunkami jest wysoce zadowalający, to znaczy czyta się bez dyzgustu, za to…
Mario Vargas Llosa To dla pani ta cisza Przełożył Tomasz Pindel Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Posiedzenie na kahonie Pisanie o muzyce bez odsłuchu wydaje się zajęciem ryzykownym, ale gdy ma się talent Llosy, nie ma w tym nic trudnego. Zresztą on mógł sobie przy robocie puszczać do woli te wszystkie walce peruwiańskie, marinery czy zamacueki z płytoteki. Ale czytelnik w Polsce? Ilu znajdzie się takich, którzy od ręki z zakamarków pamięci wygrzebią, jak brzmi typowa marinera? Na szczęście wszystko jest w internecie, więc można się wspomóc tysiącami nagrań z YouTube’a chociażby. Po krótkim seansie muzycznym lektura Llosy staje się przystępniejsza. I już nie jest taka nieznośnie dźwiękoszczelna… Nie w tym rzecz wszelako, by usłyszeć – o czym tu mowa. To łatwizna. „To dla pani ta cisza” jest czymś innym, niż powieścią o ludowej muzyce z dalekiego kraju gdzieś na świata skraju. Owszem – można tekst sklasyfikować jako gawędę etnograficzną, próbę kulturowej rekonstrukcji narodzin świadomości muzycznej pewnego narodu. W całym jej bogactwie i odrębności. A że w formie i formule powieści? Nie szkodzi – to przecież całkiem możliwe. Aha – tak przy okazji… Nie mówcie, że cokolwiek wiecie o peruwiańskiej muzyce, bo kiedyś na Krupówkach w Zakopanem…
Craig Symonds Nimitz na wojnie Przełożyli Łukasz Hajdrych, Łukasz Witczak Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Dobry admirał Pearl Harbor – nie, Pearl nie – w trakcie (i od roku przedtem) tej haniebnej, straszliwej i dalekosiężnej w swych skutkach klęski floty on – Chester William Nimitz – dowodził… biurkiem w sztabach US Navy w Waszyngtonie. W stopniu dwugwiazdkowego admirała. Po angielsku nazwa stopnia brzmi rear admiral upper half, co dosłownie znaczyłoby „tylny admirał górnej połowy” – jakoś tak bez sensu… Ale rear admiral to nazwa stopnia mająca swe źródło i początek w odwiecznej taktyce floty, operującej kolumnami okrętów w szyku torowym; admirałowie i wiceadmirałowie dowodzili eskadrami od czoła, zaś oficer funkcyjny w stopniu rear admiral… no cóż – pilnował tyłów i porządku na redzie, gdy flota gromadziła się przed walką. Po polsku ten stopień nazywa się kontradmirał (zresztą w kilku innych marynarkach świata też, np. we włoskiej: contrammiraglio – tyz piknie, nieprawdaż?). No – ale w marynarce USA tych rear admirałów są dwie grupy – lower half i upper half (czyli dolna i górna połowa) – więc jak poszukać polskiego odpowiednika nazewniczego? Kontradmirałem bezspornie jest rear admiral lower half (jednogwiazdkowiec), ale czym jest rear admiral upper…
Stanisław Tym Tym bardziejWydawnictwo Polityka, Warszawa 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Felietonista zimozielony… Polska to wciąż duży kraj. Nawet gdy pojawiają się mniemania, iż dwie są Polski, rowem-okopem przecięte nienawiści, to i tak każda z nich z osobna nadal jest duża. Pojedynczy Polak-szarak wielkości nie ogarnia; trzeba mu tę Polskę – jego Polskę (niezależnie od tego, która jego jest) opowiedzieć. Opowiadanie Polski – wielka rzecz. Było w dziejach kilku wyznaczonych, nominowanych, wybranych, namaszczonych świętymi olejami specjalistów „inżynierii dusznej” – z patentami, certyfikatami i rozkazami od najwyższej władzy. Ale się jakoś nie przyjęli. O większe sukcesy pokusili się amatorzy opowiadania, samozwańczy heroldowie, whistleblowerzy i wędrowni grioci (robiący w branży za miskę zupy i kieliszeczek czegoś mocniejszego). W każdym razie opowiadanie Polski innym Polakom to zajęcie typu full time job – ale niekoniecznie etatowe. W zasadzie w pełni samodzielne (niesamodzielni żyją krótko i karier nie robią). A do tego uzurpatorskie (z pewną taką nutką bezczelności – ale nadto z niezbędną przyprawą talentu). Ot, pojawia się w przestrzeni publicznej ktoś, kto potrafi przyrządzić tekst (lub inną formę przekazu) na tyle interesujący, że dysponenci fragmentów tej przestrzeni – fragmentów zajmowanych przez tzw. media – są gotowi zaoferować takowemu wikt i opierunek (plus kieszonkowe)…
Maciej Jarkowiec Na bulwarach czyhają potwory. Filmowa historia Ameryki Wydawnictwo Agora, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Jak kino stworzyło naród… Kino jest najważniejszą ze sztuk – orzekł Lenin, ale nie dane mu było tej hipotezy w pełni sprawdzić, zrealizować w życiu publicznym. Na pewno on i jego spadkobiercy polityczni udowodnili tylko, że kino jest doskonałym narzędziem propagandy, indoktrynacji i fałszowania obrazu świata. Fikcja i iluzja na wielką skalę… Do tego na sprzedaż – bo fikcja i iluzja są towarem. Powstaje zatem osobliwe narzędzie – podmioty poddane obróbce chętnie za to płacą. Kino nas mami, oszukuje, straszy, nabiera, karmi fałszem i bajką – a my za to płacimy. Czy potrzebujemy tego od świata, w którym żyjemy? Domagamy się odrobiny nierzeczywistości za własne pieniądze? Sukces kina zaświadcza, że tak. Ale dlaczego? Aaa – to już temat na wielkie studium psychologiczne, zaczynające się od analizy percepcji ruchomych obrazów przez nasz mózg (oczywiście z rozbiorem funkcjonowania samych synaps…). Osobliwie pilnie i wnikliwie należałoby zbadać cerebralnie fazę, którą w skrócie można nazwać „wyjściem z kina”. Chodzi o narysowanie i opisanie tego szczególnego momentu pracy neuroprzekaźników, gdy kończy się i zamiera fala sztucznie zaprogramowanych i wywołanych bodźców, a jej miejsce zajmują na powrót bodźce…
Sławomir Mrożek Trzy tragedie i karnawał Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Czy autor już zszedł ze sceny? Pomysł osobliwy, ale konstruktywny: grupować sceniczne teksty Mrożka wedle sensu (lub non-sensu), opakować w sążnistą przedmowę i rzucać na rynek. A to w oczekiwaniu na nowe wydanie zbiorowe dzieł wszystkich, przejrzane, poprawione i podstemplowane przez zaufanych krytyków i spadkobierców (kimkolwiek oni są i będą…). Takowe jednak prędko nie nastąpi, więc pomalutku. I się Mrożka ponownie skomercjalizuje… Bo Mrożek to wciąż Firma. Przynosząca same korzyści, więc w drogę ku wydawniczym sukcesom… Nie mam nic przeciwko temu. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że co się Mrożka tyczy – niewiele już pozostało do odkrycia. Ale co do upowszechnienia – proszę bardzo. Oczywiście nie mam nadziei, że w dającej się przewidzieć przyszłości nastąpi jakiś liczący się sceniczny renesans Mrożka – nawet na jedną sztukę w jednym teatrze (z tych, ma się rozumieć, dotowanych z pieniędzy publicznych, bo o prywatnych, dbających o zysk, nawet nie odważyłbym się pomyśleć…) nadzieja bardzo krucha jest. Więc Mrożek, bestia par excellence sceniczna, pozostanie na razie domeną literatury drukowanej. Teatralna epoka Mrożka minęła – czy bezpowrotnie – nie wiem. Ale zakładam, że może wrócić na deski tylko w…
Leonardo Padura Wczorajsza mgła Przełożył Adam Elbanowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Kuba wyspa jak wulkan gorąca… Pożytki z rewolucji komunistycznej w sferze subtropikalnej nigdy nie były znaczące wobec tego, co udawało się przejściowo osiągnąć tejże rewolucji w strefie klimatu umiarkowanego i subpolarnego. Ta nader zuchwała – by nie rzec, iż arogancka na swój sposób i obcesowa – teza mogłaby stać się kanwą poważnej monografii pod prowizorycznym tytułem „klimat a rewolucja”. Ale się nie stanie, bo kogo to obchodzi. Rewolucja marksistowska utraciła (nie mówię, że na stałe – co to, to nie) wszelkie walory atrakcyjności poznawczej. Ale taka Kuba… No cóż, ta karaibska spora wyspa była laboratorium, w którym tę utratę przećwiczono, wszechstronnie obmacano i parokrotnie nad wyraz skutecznie prowokowano. Choćby teraz, gdy zgasło światło, zabrakło prądu do lodówek, a paliwo do awaryjnych agregatów w szpitalach się kończy. Bankructwo? Ani chybi… Każda konsekwentna rewolucja pożera swoje dzieci. Ale nie ze szczętem – na szczęście. Na Kubie zostało jeszcze wiele do ocalenia. Jaki będzie ten kraj, gdy się otrząśnie – nie wiem. Można się spodziewać i mieć nadzieję, że być może kondycję odzyska niezłą. A to dzięki (cóż za diabelski paradoks!) tak zwanym zdobyczom rewolucji…
Michał Choiński The New Yorker. Biografia pisma,które zmieniło Amerykę Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Drożdże dziennikarstwa Nie ma w całej sferze kultury słowa i poza nią – właściwie w całej cywilizacji Gutenberga – zajęcia, które można porównać z robieniem gazety – a w sensie bardziej ścisłym: z procesem jej redagowania (a sam proces redagowania to dwa odrębne przedsięwzięcia: pierwsze to redagowanie tekstów, czyli przysposabianie produktów dziennikarskich oraz innych do druku tudzież zaprezentowania czytelnikom; drugie – to składanie tego wszystkiego, z czego robi się gazetę – tekstów, ilustracji, grafik i reklam – w jedną spójną, sensowną całość). Nie ma zajęcia bardziej fajnego i przynoszącego porównywalną satysfakcję. Nawet twórcze pisanie (czy to do szuflady, czy na sprzedaż…) takim zajęciem nie jest. Wiem coś o tym, bo przez prawie pół wieku należałem do grona szczęściarzy, którym dane było wykonywanie tej roboty – czyli robienia gazet. Uważam się właśnie za szczęściarza, bo przez pół wieku zawodowej aktywności robiłem to, co lubię najbardziej w świecie (oprócz towarzystwa – połączonego z dyskretnym nadzorem – mojej żony, dobrych lektur, whisky talisker i tytoniu erinmore albo kentucky bird do fajki). Robiłem to, co lubię – i jeszcze mi za to płacili… Wierzcie mi – gdy…
Salman Rushdie Nóż Przełożył Jerzy Kozłowski Wydawnictwo Rebis, Poznań 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Ostre narzędzie wyobraźni? Jakiś czas temu (dokładnie 31 marca 2022 roku) rekomendowałem w tym blogu (entuzjastycznie – jeśli to właściwe słowo z uwagi na kontekst) książkę Philippe’a Lancona „Strzęp”. Philippe był felietonistą satyrycznego paryskiego tygodnika „Charlie Hebdo” i dokładnie w środę 7 stycznia 2015 roku (to już dziesięć lat…) uczestniczył w kolegium redakcyjnym pisma – kolegium dosłownie rozstrzelanym przez braci-zamachowców Saida i Cherifa Kouachich. Philippe z zamachu wyszedł z życiem – i to raczej cudem, zważywszy na liczbę i umiejscowienie ran zadanych przez pociski kaliber 7,62 (orientujecie się zapewne, jakiej broni użyto…), wystrzelone z najbliższej odległości, niemal z przyłożenia. Po licznych operacjach i długotrwałej rehabilitacji Lancon, dotknięty pełnoobjawowym PTSD, postanowił wyjść ze stresu, z udziałem mnóstwa brutalnych szczegółów opisując swoje przejście do drugiego życia. Bo był człowiekiem słowa i tylko używając narzędzia, jakie najlepiej znał, mógł swoją traumę pokonać… To wstrząsająca książka, sposobna do lektury – ale tylko raz w życiu. Nie sądziłem, że ledwie po dwóch latach nadejdzie okazja do powtórki. Ale świat pełen jest niespodzianek, wśród których bezsensowna, krwawa zbrodnia miejsce zajmuje poczesne i rosnącą ma częstotliwość. 12 sierpnia 2022 roku wielkiego pisarza…
David Petraeus, Andrew Roberts Konflikt.Militarna historia wojen po 1945 Przełożył Arkadiusz Romanek Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 3/5 Jak to na wojence ładnie, gdy generał z byka spadnie… Ta książka w zasadzie nie powinna być napisana. Miało bowiem nie być już powodu, by powstała. Innymi słowy: miało nie być wojen. Już tzw. Wielka Wojna 1914-1918, nie bez powodu nazywana przez współczesnych jej polityków, publicystów i historyków Matką Wszelkich Wojen (ze względu na masywne rozmiary zaangażowanych środków, zasięg oddziaływania w kręgach cywilizacji i liczbę ofiar, idącą w miliony), pod koniec swego dziania się ewokowała silne przekonania, wręcz prądy intelektualne tudzież ideowo-moralne, przepojone pacyfistyczną myślą, by wszelkim wojnom położyć kres. Idealistyczny pacyfizm lub może pacyfistyczny idealizm – obficie oba podlane religijnym sosem – zostały cynicznie wykorzystane (w białych rękawiczkach!) przez zwycięzców wojny do próby definitywnego udupienia pokonanego wroga. Owszem – zastosowano nagie narzędzia represji: reparacje i kontrybucje, sankcje, okupacje, zmiany granic, wymuszenia reform. Ale ich brutalność zamaskowano racjami wyższego rzędu – a w tym pokój nade wszystko grał rolę niepoślednią; nikt przecież przeciw pokojowi powszechnemu nie odważy się protestować. Nie ulega jednak wątpliwości – gdyby przyjrzeć się z bliska figurom świata dyplomacji, uczestniczącym w tym pokojowym kontredansie, można byłoby…
Paul Strathern Wenecja. Od Marco Polo do Casanovy Przełożył Maciej Miłkowski Wydawnictwo Otwarte (Znak), Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Piętnaście wieków na wodzie… To był wczesny jesienny poranek, nieledwie jeszcze świt. W pejzażu miasta dominował jeden akcent: tuman gęstej mgły; nożem można było kroić… Wyciągniętą rękę jakoś było widać, za to dalej… Góra dziesięć – piętnaście metrów, ale niewyraźnie. Jedyna pociecha w tym, że kłęby mgielne trochę opalizowały, a kolor miały zielonkawozłotawy. To znak niezbity, że wyżej niebo było czyste, a słońce czekało cierpliwie na swój czas. Subtelna, ledwo dostrzegalna gra kolorów sprawiała jednak, że espresso doppio senza zucchero wypite dwoma łykami w dopiero co otwartym barku „na stojaka” (trzeba było chwilkę poczekać, aż antyczny aparat marki Pavoni się zagrzeje…) przy Riva del Vin smakowało jakoś bardziej krzepiąco. Można się było rozejrzeć, choć spowity mgłą prospekt Canal Grande nie przypominał widoczku z pocztówek. W zasięgu wzroku z kilku większych kryp wyładowywano jakieś skrzynki i zafoliowane palety na parapet rivy. A połowę szlaku wodnego zajmowali ruchliwi (skądinąd też cisi i dyskretni) śmieciarze, którzy na swą łódź ładowali setki czarnych, ciemnozielonych i żółtych plastikowych worów z krawędzi rivy. Widok codzienny; gdyby nie mgła, mógłby być nadzwyczaj fotogeniczny. I wtedy z…
Ryszard Kapuściński Zegar piaskowy Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Rozterki zdrożonego Reportera Reporter jest zmęczony, a świat nie wydaje się mu już tak wspaniały, jak niegdyś. Za to wydaje mu się, że miałby coś jeszcze do powiedzenia. I na ogół ma. Lata i doświadczenia wykonywania swego zawodu nauczyły go, żeby wszystko zapisywać – istotne i nieistotne, na razie bez selekcji. Bo się przyda. Lata i doświadczenia nauczyły go, by niczego nie powierzać samej pamięci. Owszem – pamięć przechowuje zarówno fakty, jak i wrażenia, zapachy, powidoki, dźwięki, smaki, obrazy… Ale przechowując, dodaje bezwiednie rozmaite „konserwanty”, „ulepszacze”, „spulchniacze” i „poprawiacze smaku”. Więc pamięć jest dobra, ale notatki lepsze. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba opisać obraz, dokładnie przytoczyć słowo, utrwalić sytuacje, ustawienia, zapisać ruch, zagwarantować powtarzalność recepty, opowiedzieć emocje, zdefiniować umykające (za szybko…) imponderabilia. Reporter jest znużony i niezdrów. Fach dał mu w kość – najzdrowszy to on nie jest, ten fach reporterski. Stres, wątroba (wiadomo…), żołądek, nerki, kręgosłup, nogi… Choroby tropikalne (same szczepienia na takowe to udręka), pasożyty, sraczka… Upały, słońce, deszcze, śniegi i mrozy. Lasy deszczowe z miliardami robali i inną gadziną, pustynie z wodą racjonowaną naparstkami, góry i płaskowyże z chorobą wysokościową. Brud, głód, syfilis i HIV……