Wczorajsza mgła

Leonardo Padura  Wczorajsza mgła Przełożył Adam Elbanowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Kuba wyspa jak wulkan gorąca… Pożytki z rewolucji komunistycznej w sferze subtropikalnej nigdy nie były znaczące wobec tego, co udawało się przejściowo osiągnąć tejże rewolucji w strefie klimatu umiarkowanego i subpolarnego. Ta nader zuchwała – by nie rzec, iż arogancka na swój sposób i obcesowa – teza mogłaby stać się kanwą poważnej monografii pod prowizorycznym tytułem „klimat a rewolucja”. Ale się nie stanie, bo kogo to obchodzi. Rewolucja marksistowska utraciła (nie mówię, że na stałe – co to, to nie) wszelkie walory atrakcyjności poznawczej. Ale taka Kuba… No cóż, ta karaibska spora wyspa była laboratorium, w którym tę utratę przećwiczono, wszechstronnie obmacano i parokrotnie nad wyraz skutecznie prowokowano. Choćby teraz, gdy zgasło światło, zabrakło prądu do lodówek, a paliwo do awaryjnych agregatów w szpitalach się kończy. Bankructwo? Ani chybi… Każda konsekwentna rewolucja pożera swoje dzieci. Ale nie ze szczętem – na szczęście. Na Kubie zostało jeszcze wiele do ocalenia. Jaki będzie ten kraj, gdy się otrząśnie – nie wiem. Można się spodziewać i mieć nadzieję, że być może kondycję odzyska niezłą. A to dzięki (cóż za diabelski paradoks!) tak zwanym zdobyczom rewolucji…

Kochanek bez stałego adresu

Carlo Fruttero & Franco Lucentini  Kochanek bez stałego adresu Przełożyła Barbara Sosnowska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Miłość i inne dramatyczne wypadki w Wenecji I znów jesteśmy w Wenecji – panie i panowie! Lecz tym razem nie z pobudek kryminalnych ani narcystycznego chwalipięctwa buszującego bez sensu po kanałach autora – ale po prostu w poszukiwaniu pełnokrwistego, sentymentalnego romansu – una storia d’amore assoluta… Przy czym nie ma to być kolejna wersja czy wariacja sławnej Mannowskiej „Śmierci w Wenecji”. Przeciwnie – chodzi o historię miłosną par excellence – starego typu, starego kroju – oczywistą acz niedomówioną, obiecującą, chociaż z góry skazaną na niedokończenie. A poza wszystkim nadziei pełną – bo pamiętajmy: w Wenecji może wydarzyć się wszystko (no, prawie – ale to bez różnicy). Bo czymże jest Wenecja? Od wielu wieków jest nieskończoną (w sensie metafizycznym – terytorialnym, nie temporalnym) sceną – czułą, szaloną, zapewne trochę niemoralną, ekstrawagancką, liryczną i dyskretną (no, do pewnego stopnia…) – dla kochanków wrażliwych nie tylko na siebie nawzajem, ale na urodę i tajemnicę miasta na lagunie. Wenecja, choć bywa nieobliczalna, kapryśna i surowa, ma w sobie gen troskliwej akceptacji (to nic, że przeważnie za pieniądze…) tudzież tolerancji. Kochać się…

Nikczemny narrator

Juliusz Machulski  Nikczemny narrator Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Gołe pośladki karzełka (sorry: niskorosłego…) Gdy w 2003 roku zobaczyłem w Teatrze Telewizji sztukę „19. Południk” (a potem przeczytałem uważnie jej tekst), zorientowałem się, że jej autor, wybitny reżyser filmowy Juliusz Machulski, oprócz wielkiego talentu do wymyślania i realizowania opowieści obrazkowych dla kina i telewizji, ma zadatki literackie – i to od razu na akceptowalnym poziomie. Bo proza sceniczna to jednak coś więcej niż scenariusz filmowy… Inna kategoria – nie żeby zaraz lepsza, ale inne spożytkowująca umiejętności i zasoby. Oprócz talentu – talent w obu przypadkach musi być wielki i najwyższej próby… Zresztą scenariuszy filmowych nikt nie drukuje w charakterze ogólnodostępnych dzieł literackich (poza rzadkimi wyjątkami – dziełami wielkich artystów, noszącymi samodzielne znamiona geniuszu) – ich bowiem zasadniczą zaletą jest ewokowanie sekwencji obrazów w umyśle i wyobraźni jednego czytelnika, czyli przyszłego reżysera (plus ewentualnie jego operatora obrazu, a czasem także producenta…). Scenariusz bowiem to tekst (czasem można nawet powiedzieć, że – ho, ho! – literacki…) o charakterze roboczym (nie do rozpowszechniania), ustanawiający ścisłe związki funkcjonalne między słowem a projektowanym obrazem. Tak ścisłe, że ani urodziwe, ani nawet dość mądre na pierwszy rzut oka; chodzi w nich…

Kamienne miasto

Mariolina Venezia  Kamienne miasto Przełożył Krzysztof Żaboklicki Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Tropem niedużej perfekcjonistki No cóż, nawet na pojemnym i chłonnym rynku rozrywki kryminalnej ulokowanie (z sukcesem) nowego cyklicznego bohatera powieściowej serii nie jest przedsięwzięciem łatwym. Ale Mariolina Venezia ani nie kalkulowała zysków i strat, ani nie zastanawiała się długo nad pomysłem, ani nie spekulowała, jaka formuła kreacji przyjmie się najlepiej (za to jak najmniejszym kosztem). Poszła przebojem na skróty i wymyśliła bohatera (żeby nie było – od razu seryjnego) w zasadzie mocno różniącego się od standardu fabularnego włoskiej powieści kryminalnej (i zarazem mocno w ten standard wpasowanego pod niektórymi względami…). Bo ten włoski standard jest poniekąd specyficzny. „Seryjna osoba śledcza” na ogół jest policjantem jednej z dwóch ważniejszych formacji – karabinierów albo policji państwowej; funkcjonariusza policji finansowej czy gminnego posterunkowego raczej w literaturze nie spotkasz – ich kreacyjne możliwości narracji fabularnej są raczej mało atrakcyjne prozatorsko… „Seryjna osoba śledcza” jest oficerem oczywiście – komisarzem zapewne albo nawet inspektorem. Ma mniej więcej czterdzieści lat, choć zdarza się, że zbliża się do pięćdziesiątki; ten przedział wiekowy ma same zalety fabularne: już duże doświadczenie, do tego w sile wieku – żadnego wypalenia ani tęsknoty za…

Demon i mroczna toń

Stuart Turton   Demon i mroczna toń Przełożył Jacek Żuławnik Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2021 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Na tropie Latającego Holendra? Jakieś sto lat po przełomowym rejsie eskadry Cristofora Colombo – genueńskiego awanturnika, nawigatora i wizjonera w służbie Izabeli, królowej hiszpańskiej Kastylii – wyglądało na to, że sytuacja polityczna odkrytych lądów i tych znanych od dawna, ale do tej pory z powodów technicznych niedostępnych, jest oczywista i ustabilizowana. Traktatami w Tordesillas i Saragossie podzielono znaną i nieznaną jeszcze powierzchnię planety na strefę dominacji hiszpańskiej i strefę przynależną do Portugalii; Nabierające sił królestwa Anglii i Francji nie miały zamiaru uznawać tych układów za wiążące, więc ufne w sprawność swych flot oraz artylerii same z dobrym skutkiem wykrawały terytoria dla siebie. Nazwiska Drake’a, Raleigha, Frobishera, Cabota czy Cartiera w krainach latynoamerykańskich i luzytańskich raczej budziły trwogę. A tu jeszcze w dwóch ostatnich dekadach XVI stulecia do konfliktów o terytoria zamorskie dołączyła kolejna, nowa potęga europejska – republika Zjednoczonych Prowincji (we Francji zwana Pays-Bas, a w ich własnym języku flamandzkim Nederlanden), która po pozbyciu się dominacji hiszpańskich Habsburgów zaczęła rozglądać się za odpowiednim ujściem dla swego kapitału, siły i ponadprzeciętnej aktywności. Nie ma co dodawać, że i oni mieli w głębokim poważaniu…