Piotr Tarczyński Rozkład. O niedemokracji w Ameryce Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2023 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Bo to jest Ameryka, to słynne USA… Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – kraina-legenda, mit szczęścia i bogactwa dostępnego dla każdego, wzorzec do naśladowania, ziemia mlekiem i miodem płynąca, ostoja pokoju, opoka prawdziwej demokracji, meta grzeszników szukających odkupienia, gotowych je kupować za szelką cenę; gdzie amerykańska wiza i zielona karta imigracyjna są symbolami szansy jednej na milion, wręcz niemożliwej do zmarnowania. Innymi słowy: „świetliste miasto na wzgórzu”, czyli jeden z najżywotniejszych biblijno-arturiańskich mitów fundamentalnych Ameryki. Urodę tej wizji mamy na uwadze, bo długo w nią wierzyliśmy. Byliśmy wszak w końcówce lat 50. i w latach 60. ubiegłego stulecia pilnymi czytelniko-oglądaczami sfatygowanych (ale i tak nadal eleganckich), przechodzących z rąk do rąk egzemplarzy magazynu „Ameryka”. Wszelako żyjąc w prawdzie, z bólem musimy ogłosić co następuje: takie Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, jakie kwitły w onirycznych wizjach kandydatów na emigrantów, jeśli kiedykolwiek istniały, to dziś już na pewno nie istnieją. A to zniknięcie jest nieodwracalne. Oczywiście istnieje szansa, by owe „świetliste miasto na wzgórzu”, taką Cameloto-Jerozolimę z szlachetnych snów, odbudować – powoli i systematycznie, jeśli przedtem nie dojdzie do otwartego konfliktu, czegoś w rodzaju wojny domowej,…
Dariusz Joński i Michał Szczerba Wielkie żniwa. Jak PiS ukradł Polskę Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 But w drzwiach czy daremny trud? Spisane będą czyny i rozmowy… Przestroga wielkiego Wieszcza Czesława już ponad siedemdziesiąt lat funkcjonuje w polskiej przestrzeni publicznej, ale rzadko – zbyt rzadko! – zamieniała się w realny, prawdziwy kamień, ciśnięty w środek debaty. Nawet gdy komuś się chciało „spisywać czyny i rozmowy”, to i tak nikt nie chciał tego czytać… Owszem: raporty specjalnych komisji, tajne przemówienia do zaufanych towarzyszy, bulwersujące wyznania i zeznania zdrajców, konwertytów i uciekinierów, białe księgi, czarne księgi, odtajnione akta służb wszelakich, teczki, donosy, podsłuchy, raporty z inwigilacji, stosy korespondencji, dokumenty gromadzone w tajnych kancelariach, kompromaty i fantazmaty – to wszystko naprawdę istniało i nadal istnieje. Ba – jest niewyczerpaną pożywką dla hordy policjantów historycznych, strażników świętego ognia tudzież moralistów zdalnych, czyli zajmujących się cudzymi walorami etycznymi, a pomijających własne moralne kwalifikacje do czegokolwiek… Ale cała ta papierowa „góra hańby”, rozdrapywana z równą zaciekłością przez rzeczników ofiar, wolontariuszy triumfującej ideologii, koniunkturalnych ścierwojadów oraz archiwalnych mend, to temat na inne opowiadanie. Nie to Poeta miał na myśli, pisząc „Który skrzywdziłeś…” A co miał? Nie grzebanie w starych papierach i obciążanie…
Wojciech Sadurski Demokracja na czarną godzinę Wydawnictwo Austeria, Kraków-Budapeszt-Syrakuzy 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Malleus maleficarum, czyli demokraci – łączcie się! Tomasz Garrigue Masaryk, pierwszy prezydent Czechosłowacji, tuż po narodzinach swej republiki powiedział, jaki jest jej największy problem – mamy już demokrację, ale nie mamy wciąż wystarczająco dużo demokratów… Zdaniem profesora Sadurskiego dziś dylemat się odwrócił: demokratów nadal mamy wielu, ale nie mamy już demokracji, nie mamy w państwie instytucji demokratycznych. Efektowny paradoks, wnikliwa oraz inteligentna „profesorska wrzutka” poczyniona ku uatrakcyjnieniu dyskursu politycznego? To zapewne… Ale zarazem bolesna konstatacja rzeczywistego stanu spraw publicznych w Rzeczypospolitej dzisiaj… Bo cóż się stało? Na arenie politycznej miota się gromada zdezorientowanych działaczy, myślicieli, polityków, publicystów, którzy nie zauważyli (a właściwie teraz już zauważyli – z dużym opóźnieniem…), jak im się zmienił kraj. No bo jakże to? Na budynkach państwowych wciąż wiszą szyldy z dumnymi nazwami – tu trybunał, ówdzie sąd, dalej sejm z senatem pospołu, tu instytut, tam komisja, gdzieś kapituła, z prawej – fundacja, z lewej – izba, obok rada… Szyldy są czerwone, litery białe – widać je z daleka. Ale za szyldami nie dzieje się nic, co znamionowałoby ustrój demokratyczny w ruchu, w działaniu. Jakieś pozorne drgawki – tylko do kasy…
Aleksander Hall Anatomia władzy i nowa prawica Wydawnictwo Znak, Kraków 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Ballada o suchym pysku Sprawowanie władzy w sensie czysto ludzkich doznań, w sensie emocjonalnym – czym właściwie jest? Bo przecież nie obowiązkiem, nie obywatelską posługą ani profesjonalnym ciężarem… Długo już się nad tym zastanawiam, analizuję rozmaite obserwacje, czytam i słucham – i dochodzę do wniosku, że tradycyjnie podnoszone szlachetne motywacje, górnolotne manifesty tudzież pełne wszelakiego dobra obietnice – to wszystko o kant dupy potłuc. Naprawdę – cynicznie i brutalnie kwestię traktując – chodzi o frajdę, wieloaspektową radochę z rządzenia. I prawie o nic więcej. Bo o ile wolność jest możnością niczym nieskrępowanego stanowienia o sobie, o tyle władza to takaż możność nieskrępowanego niczym stanowienia o innych… Oczywiście – przyzwoite motywacje w dążeniu do zdobycia i sprawowania władzy zdarzają się – choćby takie jak pragnienie czynienia dobra czy walka ze złem. Podobnie jak inne motywy altruistyczne – na przykład zamiar urządzenia świata na nowo (by był lepszy niż ten obecny i każdy inny – oczywiście) w oparciu o silne przeświadczenie, że tylko JA wiem, jak to zrobić, bowiem posiadłem PRAWDĘ. Częste bywają również pobudki metafizyczne – wtedy aplikant do zdobycia władzy sytuuje się jako uświadomiony…
Anne Applebaum Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu Przełożył Piotr Tarczyński Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Mądremu biada… 31 grudnia 1999 roku pani Anne Applebaum wespół z mężem – panem Radosławem Sikorskim – wydali bal sylwestrowy w swej posiadłości w Chobielinie (hen, na Pomorzu gdzieś…). Gości przybyło ze stu, może więcej – z całego świata: od Moskwy do Nowego Jorku, a ich wspólną cechą młodość była (no tak, dobre dwie dekady temu…) i poglądy liberalno-konserwatywne tudzież antykomunistyczne. Generalnie: prawicowe… Wszyscy bawili się dobrze i rozumieli też niezgorzej; byli przecież wspólnotą – ideową, emocjonalną, intelektualną, wreszcie polityczną. Po latach pani Applebaum z omaszczonym nostalgią żalem konstatuje, iż drogi balowiczów kompletnie się rozeszły. Połowa z nich drugiej połowy nie cierpi, nienawidzi może nawet. I wzajemnie. Większość jest gotowa żarliwie zaprzeczyć, że w ogóle na tym balu byli. Nie rozmawiają ze sobą, a jeśli – to w tonie kłótni śmiertelnej. Na ogół, gdy kogoś znajomego zobaczą, przechodzą na drugą stronę ulicy… Dlaczego tak się porobiło? – pyta Applebaum. [Mam swoją ściśle osobistą hipotezę w tej kwestii, choć nie jest ona ani ideologiczna, ani polityczna. Raczej… kulinarna. Applebaum wspomina: „(…) nagotowałyśmy z teściową kilka garów gulaszu i pieczonych buraczków.” No i…
Edwin Bendyk W Polsce, czyli wszędzie. Rzecz o upadku i przyszłości świata Wydawnictwo Polityka Sp. z o.o., Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Kongres ślepych linoskoczków na klifie Seneki Nad potoczkiem hań, wedle Łysej Polany, gazda pewien z Bukowiny siedział sobie na gałęzi okazałego buczka i zawzięcie rżnął takową gałąź piłą ode pnia. Na co nadszedł od Palenicy ceper jeden i gado: – Gazdo, jak będziecie tak rżnąć, to zarozki do potoka rzycią spadniecie, prosto na kamienie. – Yiii! – sceptycznie i ze wzruszeniem ramion odparował gazda, rżnięcia nie przerywając. Na takie dictum ceper też wzruszył ramionami i odszedł we gmie ku Wierch Porońcu. Jescek cień ostry onego było widać, jak gałąź trzasła i gazda rymsnął rzycią na kamory. Rozcierając ręką bolący zadek przez portki bukowe, cyfrowane, z niechętnym podziwem mruknął – Prorok jakowyś, czy co? Dykteryjka ta zawsze mi się przypomina, gdy biorę do ręki księgę jakowąś mądrą o przesłaniu pro futuro, dającą wykład o tym, co się stanie niebawem (lub bawem w najlepszym razie…), jeśli nie przedsięweźmiemy kroków następujących… W tym momencie autor wylicza enumeratywnie, co takiego mianowicie zrobić nam wypada. Co mianowicie? A to różnie. Ale przeważnie to postulaty z zakresu ekologii, dbałości o klimat i…
Michael Wolff Trump pod ostrzałem Przełożyli Magda Witkowska, Bartosz Sałbut, Magdalena Moltzan-Małkowska Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2019 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki:4/5 Pomarańczowy zawrót głowy… Zakładałem, że po wydawniczym sukcesie „Ognia i furii” Michael Wolff przyczai się, zbierze amunicję i ponownie wypali do Trumpa, gdy zbliży się czas reelekcji. Ale trumpologia zatacza coraz szersze kręgi, staje się coraz atrakcyjniejszym terytorium badawczym, coraz liczniejsza jest ekipa dużych graczy, z „pulitzerowskimi” nazwiskami. Trzeba ostro zasuwać, jeśli chce się utrzymać pozycję i laur pioniera trumpologii. Wolff porzucił zamiar leniwego spożywania owoców swego sukcesu i rzucił się w wir prac badawczych. Musiał tylko na nowo przemyśleć strategię. Ze zrozumiałych względów nie mógł stosować (jak w „Ogniu i furii”) techniki „muchy na ścianie” – cichego, dyskretnego i biernego, anonimowego obserwatora akcji z tak bliska, jak tylko się dało (konkretnie z rogu kanapy w Zachodnim Skrzydle…). Teraz nie mógł się przecież zbliżyć do Białego Domu na odległość mniejszą niż zasięg skutecznego strzału snajpera z Secret Service… Wolff wybrał technologię human resources. Liczba personelu Białego Domu, usunięta od początku kadencji, idzie w setki. Niektórzy z nich są dobrze poinformowani, niektórzy mniej, jedni są bystrzy i inteligentni, drudzy – zwyczajnie głupi. Ale wszyscy są porządnie wkurwieni, zaś pojęcie…
James Comey Wyższa lojalność. Prawda, kłamstwa i przywództwo Przełożył Andrzej Wojtasik Wydawnictwo Insignis, Kraków 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Alicja (policja?) w Krainie Czarów Dyrektor Federalnego Biura Śledczego (czyli po prostu FBI) to – zważywszy na ustawowe uprawnienia Biura – niezwykle ważna postać, wręcz kluczowa, zarówno w formalnej, jak i nieformalnej strukturze systemu sprawowania władzy w USA… Od epoki wszechpotężnego Johna Edgara Hoovera minęło już wprawdzie sporo czasu i żaden z jego następców nawet nie zbliżył się do pozycji tamtego „inżyniera kadr” i „kolekcjonera haków”, ale zawszeć dyrektor FBI to ktoś de facto ważniejszy, niżby na to wskazywała jego pozycja na drabince formalnej hierarchii urzędowej w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej… To niby tylko szef jednej z agencji federalnych, czyli formacji o charakterze policyjnym, tyle że powołanej (już w 1908 roku) do ścigania najpoważniejszych przestępstw. Potem to sformalizowano do tzw. przestępstw federalnych (ich katalog ustawowy to fragment „twardego rdzenia” podstawowej wiedzy prawniczej w USA – tamtejsze prawo jest pod tym względem niezwykle skomplikowane…). Biuro pełni też funkcje kontrwywiadu, nadzoru nad rezerwatami Indian oraz policji etycznej, czyli strażnika moralności dla funkcjonariuszy najwyższych władz państwa, prezydenta nie pomijając. Więc taki koleś to jest ktoś… Powołuje go prezydent na jedną dziesięcioletnią kadencję za…
Marek Orzechowski Chaos. Nowy porządek świata Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2018 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Rien ne va plus! Czy to już koniec gry? Marek Orzechowski jest dziennikarzem z wieloletnim doświadczeniem, wytrawnym i przenikliwym analitykiem tzw. sytuacji międzynarodowej tudzież dociekliwym, spostrzegawczym reporterem. Czyli ma wszystkie niezbędne przymioty, by nieodwołalnie zostać… pesymistą. Pesymizm ten ma rozmiary iście monumentalne – podobnie jak monumentalne są zagrożenia (już nie potencjalne – boleśnie realne…) porządku świata. Zagrożenia takie, jak je widzi Orzechowski. A w zasadzie jedno zagrożenie: chaos, Ustabilizowany bowiem porządek świata, jaki znaliśmy przed zamachem 11 września, upadkiem Lehman Brothers i katastrofą Niemiec na mundialu w Rosji, se ne vrati – przynajmniej w dającej się przewidzieć czy ekstrapolować przyszłości. Chaos, zdaniem Orzechowskiego, nie jest w gruncie rzeczy rezultatem biegu spraw, który to bieg, mówiąc delikatnie, wymknął się spod kontroli. Chaos jest narzędziem sprawowania władzy silnych nad słabymi; pod ciężarem chaosu słabi padną, a silni jakoś sobie poradzą. Innymi słowy: chaos nie jest rezultatem procesów niekontrolowanych, jeno zaplanowanym instrumentem osiągania i utrwalania dominacji jednych nad drugimi. I jako taki będzie trwał, bo ma trwać. Trwa mać… Zdaniem Orzechowskiego – szybko z tego nie wyjdziemy, jeśli w ogóle… W każdym zaś razie pod…
Michał Majewski Tak to się robi w polityce Wydawnictwo Czerwone i Czarne Sp. k., Warszawa 2018 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Encyklopedia brudu… Byłem przy tym… Od VIII kadencji Sejmu PRL (1980 – 1985) do końca I kadencji Sejmu Rzeczpospolitej (mówią na nią, że była trzecia, tamta Rzeczpospolita…) w 1993 roku, zakończonej upadkiem rządu Suchockiej i rozwiązaniem parlamentu przez prezydenta Wałęsę… Nie jako poseł ani urzędnik. Byłem sprawozdawcą parlamentarnym, czyli akredytowanym dziennikarzem, członkiem klubu sprawozdawców, stałym niemal lokatorem zadymionej kwatery klubowej na parterze starego hotelu poselskiego, tuż za pierwszym sławnym barkiem za kratą i przed drzwiami do biblioteki, blisko schodów wiodących wprost do restauracji, obok dolnej palarni i wejścia w półokrągłe kuluary obiegające salę obrad… W pokoiku kłębiło się zawsze około dwudziestu sprawozdawców płci obojga, wydzierających sobie skąpo wydzielane druki projektów ustaw, słuchających transmisji z sali obrad (przez archaiczną instalację typu „kołchoźnik”), ustalających kolejkę do paru rozklekotanych maszyn do pisania i jedynego teleksu marki Zbrojovka, uzbrojonego jednakowoż w polskie czcionki… Inna to była epoka: Sturm und Drang Periode niemalże – przeobrażającej się gwałtownie demokracji parlamentarnej. Nie żałuję nawet jednej minuty tam spędzonej; cieszę się, że przy tym byłem. W sumie – w dwóch ustrojach, trzech różnych parlamentach – przez trzynaście…
Roman Giertych Kronika dobrej zmiany Wydawnictwo Eco Redonum, Warszawa 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Przerośnięty (lekko) Koszałek Opałek – kronikarz doskonały… Lubię mecenasa Romana. Liberał-ci z niego doskonały, by nie rzec: wzorowy, modelowy wręcz. I dowód na słuszność teorii ewolucji. A jego ojciec, profesor dendrologii, kreacjonista i polityk Maciej Giertych, teorii ewolucji (tej klasycznej,w ujęciu lamarckowsko-darwinowskim, jak i wszelkim jej nowszym modyfikacjom i mutacjom) zaprzecza. Po prostu. A przecież w domu ma dowód… Mecenas Roman Giertych zaczynał bowiem swą karierę publiczną w 1989 roku jako Młody Wszechpolak, a gdy dorósł, działał w partyjkach endeckich, by w 2001 roku założyć Ligę Polskich Rodzin – partię, która w 2005 roku utworzyła koalicję rządową z Prawem i Sprawiedliwością braci Kaczyńskich i Samoobroną Leppera. W tej sytuacji przewodniczący LPR Roman Giertych został wicepremierem i ministrem edukacji – nader ortodoksyjnym, kontrowersyjnym, konserwatywnym acz niekonwencjonalnym, Koalicja potrwała ledwie dwa lata… Jarosław Kaczyński usiłował zjeść „przystawki”, ale obie się nie dały i mieliśmy przyspieszone wybory… W tych wyborach LPR znalazła się pod progiem wyborczym, a Giertych powoli wycofał się z uprawiania polityki, założył togę z zielonymi wypustkami, założył kancelarię adwokacką, ma urozmaiconą i wielce zapewne zyskowną praktykę, ciekawych klientów (często konkurentów z przeciwnej strony w czasach,…