Hjem. Na północnych wyspach
polecam , relacja podróżnicza , reportaż / 18 października 2025

Ilona Wiśniewska  Hjem. Na północnych wyspach Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Tupot białych mew… Co to takiego, ów hjem? Dobre pytanie – a jednoznacznej odpowiedzi-definicji nie ma… Bywalcy tamtejsi (znaczy norwescy) twierdzą, że hjem to mniej więcej to samo co dom, ale nie w sensie ścisłym – czyli budowla z czegoś tam, co pod ręką (kamień, drewno, torfowa cegła…), oddzielająca nas od zjawisk pogodowych, chroniąca przed kaprysami Matki Natury. Ów obiekt budowlany to hus… Albo hytte. Natomiast hjem ma znaczenie szersze, nawet metafizyczne. Oznacza dom w sensie miejsca zamieszkania, pochodzenia, bytowania. Wikingowie starej daty mawiali, że hjem to miejsce, gdzie kończy się vik (znaczy tyle co zatoka) i dalej fiordem się już płynąć nie da – gdy drakkar szoruje po dnie, to znak, że osiągnęliśmy przystań, gdzie trzeba wyjść na ląd i pobudować jakieś chaty na kawałku piasku czy kamienistej plaży. Innymi słowy: osiedlić się, rozejrzeć za jakimś zarobkowym zajęciem, zdobyć coś do jedzenia i ogrzania na zimę; no i baby jakieś by się przydały… Czyli kawałek ojczyzny, o którym mówi się, że idzie się do domu, do miejsca, w które się wraca, bo jest własne. Coś takiego jak Heimat u naszych jeszcze bliższych niż Norwegowie…

Oślizgłe macki, wiadome siły
esej polityczny , monografia historyczna , polecam / 9 października 2025

Piotr Tarczyński  Oślizgłe macki, wiadome siły Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Ameryka ze spuszczonymi portkami Podtytuł tej książki brzmi „Historia Ameryki w teoriach spiskowych”. Ta rekomendacja wyczerpuje opis istoty samej publikacji. Ameryka bowiem, a konkretnie Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – demokratyczna (ciągle jeszcze) republika federacyjna, położona z grubsza w południowej połówce (wyjąwszy Alaskę, bo odlegle Hawaje możemy się nie martwić…) kontynentu północnoamerykańskiego – jest państwem, które w wyniku spisku, zbrojnego sprzysiężenia i w końcu otwartej rebelii przeciw „prawowitej” władzy powstało. Spiski prawdziwe i towarzyszące im tzw. teorie spiskowe są zatem nieodrodnym składnikiem tamtejszego pejzażu życia publicznego. Od zawsze… Chronologicznie pierwszy z mitów założycielskich amerykańskiej republiki – czyli tzw. herbatka bostońska z 16 grudnia 1773 roku – nie był spontanicznym aktem nieposłuszeństwa wkurzonych obywateli, lecz dobrze i długo przygotowanym przez sprzysiężenie Synów Wolności – organizację przeciwników nakładanych przez króla na kolonie podatków i zwolenników bojkotu handlu z Centralą. Spiskowcy w przebraniu Indian wtargnęli na trzy statki w bostońskim porcie i wyrzucili do morza 300 skrzyń z herbatą. Romantyczna aura po dziś dzień spowijająca imponderabilia tego absurdalnego „heroicznego” gestu rewolucyjnego wciąż jest opowiadana jako chwalebny mit założycielski republiki. Dwa i pół roku później akt założycielski republiki…

Ziemia jednorożca. Podróż po Szkocji
grand-reportaż , polecam / 3 października 2025

Patrycja Bukalska  Ziemia jednorożca. Podróż po Szkocji Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Across the land of thistle & barleycorn Gdybym z jakichś powodów nie mógł mieszkać w kraju i mieście, w którym się urodziłem i nie dałbym rady zakotwiczyć się w Mediolanie – to Szkocja byłaby oczywistym i pierwszym wyborem. A konkretnie miasteczko Kirkwall na Orkadach, Stornoway na hebrydzkiej wyspie Lewis względnie Drumnadrochit nad Loch Ness lub Kyleakin na wyspie Skye. Nic w tym dziwnego – przewędrowałem po Szkocji wiele tysięcy kilometrów (a w zasadzie to mil; jedna mila = 1,609 kilometra; gdy podróżowałem tamże, o systemie metrycznym jeszcze nie warto było nawet wspominać) i uroczyście zaświadczam, że nie ma na całej kuli ziemskiej sposobniejszego miejsca do życia (no, może Patagonia…). Oczywiście, jeżeli ktoś lubi jednostajne wycie upierdliwego wiatru z nordu lub westu, siekący poziomo lodowaty deszcz, dym z tlącego się torfu, smak haggisu i zawartość szklaneczki z słonawym taliskerem. Przez trzy czwarte roku… Ja akurat lubię, więc żadnych nie miałbym oporów przed osiedleniem się gdzieś na północ od Glasgow czy Edynburga. Niestety, nie złożyło się – jak to w życiu bywa. Ale sentymentalną skłonność wciąż żywię i chłonę z upodobaniem wszelkie relacje z tamtych stron……

Pierwsza dama
biografistyka , polecam , wywiad-rzeka / 26 września 2025

Jolanta Kwaśniewska, Emilia Padoł Pierwsza dama Grupa Wydawnicza Foksal – wydawnictwo wab, Warszawa 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Pouczające ple, ple, ple… Raz przez trzydzieści pięć lat istnienia wolnej Polski z jej ustrojem prezydenckim mieliśmy dwukadencyjne szczęście obcowania z idealną parą w Pałacu – prezydentem Aleksandrem i pierwszą damą Jolantą Kwaśniewskimi. To nie tylko mój prywatny pogląd – tak przesądza w badaniach opinia publiczna. A przewaga tej pary w rankingach jest duża i z upływem czasu nie podlega jakimś istotnym fluktuacjom. Reszta się nie liczy – może poza emblematycznym i zgoła historycznym stadłem Lecha i Danuty Wałęsów. A nad obecną parą prezydencką lepiej spuścić zasłonę milczenia i cierpliwie odliczać dni (dużo!) do końca jej wspólnej misji; czas szybciej i spokojniej zleci, gdy nie będziemy się nimi zajmować i przejmować. W sumie zatem w ciągu 35 lat sześć było par prezydenckich i w tym tylko jedna bardzo dobra. Co tu ukrywać, wynik dość kiepski (choć w warunkach środkowoeuropejskich w pewnym sensie normalny…) jak na nasze narodowe aspiracje. Ale nie w tym rzecz – funkcjonalnie kwestię ujmując, byt Pierwszego Stadła Rzeczypospolitej nie jest problemem pierwszorzędnej wagi państwowej – ani konstytucyjnie, ani prawnie, protokolarnie, regulaminowo czy zwyczajowo wreszcie. Sam prezydent tak –…

Dzieci Świętej Małgorzaty
humoreska , polecam / 22 września 2025

Ante Tomić  Dzieci Świętej Małgorzaty Przełożyła Dorota Jovanka Ćirlić Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Ćevap jest dobry na wszystko… Od edycji „Cudu w Dolinie Poskoków” (rekomendowałem książkę w tym blogu 7 maja 2024 roku) Ante Tomicia czekałem (bez emocji, ale czekałem) na drugą prozę tegoż autora, która nie mogła przecież być niczym innym, tylko kontynuacją tamtej pikarejskiej fabułki – lecz bardziej zuchwałą i szaloną. Ale nic z tego… Jest bowiem dobrze, ale nie lepiej… O ile bowiem „Cud…” nosi wyraźne piętno brawurowego post-wojennego klimatu (z masowym używaniem broni palnej włącznie), o tyle „Dzieci Świętej Małgorzaty” są pacyfistycznie usposobionym manifestem sielankowego życia na dalmatyńskiej wysepce (parę razy dziennie prom do Splitu i nazad) zaludnionej przez osobliwą gromadkę autochtonów i przybyszów, szukających słońca, taniego wina, jeszcze tańszej ryby i zupełnie darmowej popierdółki (jak się nadarzy…). W takich dekoracjach i zachwycających okolicznościach przyrody nie może być mowy o awanturniczych ekscesach fabularnych, podobnych do tych z „Cudu…” A poza wszystkim święta Małgorzata, patronka tej nieznanej z nazwy wyspy dalmatyńskiego archipelagu, ma dość osobliwą i nader ścisłą specjalizację opiekuńczą – zajmuje się mianowicie wspieraniem małżeństw długo i uporczywie starających się o potomstwo. Już sam udział w dorocznej procesji ku…

Wojsko z tektury
komentarz polityczny , polecam / 18 września 2025

Edyta Żemła  Wojsko z tektury Wydawnictwo Czerwone i Czarne,Warszawa 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Jawa i mrzonka Na wstępie ostrzeżenie: to nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. To też nie jest książka dla ludzi o nerwach jak postronki. To nawet nie jest książka dla ludzi o kompleksji psychofizycznej i twardości wzorowanej na strukturze rdzenia pocisku przeciwpancernego, zrobionego ze zubożonego uranu. To nie jest także książka dla ludzi w ogóle pozbawionych receptorów odczuwania emocji. Podczas lektury szlag trafi każdego – nie ma w tym kraju nikogo, kto bez uszczerbku na ciele i umyśle (zwłaszcza na tym drugim) zniesie próbę przebrnięcia przez 260 stron druku. Po co więc to czytać? Bo czasem trzeba porzucić strefę komfortu i skonfrontować się z faktami. Bo nie ma dostatecznie wygodnego usprawiedliwienia dla zawinionej niewiedzy. Bo strach się bać. Akurat pora ku temu pojawiła się sposobna, gdy w naszą jakoby pilnie strzeżoną przestrzeń powietrzną wleciało nader swobodnie i naraz kilkadziesiąt ruskich dronów typu gerań. Podkreślam: swobodnie i jednocześnie… Jak dla mnie – szok. Mam już swoje lata, ale ciągle pamiętam, że cztery z nich (w drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku) upłynęły na bliższych stosunkach z wojskiem, dzięki „pośrednictwu” niezapomnianego studium wojskowego mej macierzystej…

3174 filmy mojego życia
esej autobiograficzny , polecam , wywiad-rzeka / 6 września 2025

Juliusz Machulski, Krzysztof Varga  3174 filmy mojego życia Wydawnictwo Sonia Draga,Katowice 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Mastershot Mastershot (ujęcie mistrzowskie) – to długie, nieprzerwane ujęcie filmowe, które obejmuje całą scenę, fragment dramaturgiczny lub kluczowe wydarzenia bez cięć montażowych. (tako rzecze AI, czyli sztuczna inteligencja…) Trzy tysiące sto siedemdziesiąt cztery… Coś jak kapitał zakładowy jednoosobowej działalności gospodarczej – może nawet wystarczający, by po swojemu opowiadać świat. Ale czy na pewno? W sumie nie jest to oszałamiająco dużo – mój przyjaciel, zawodowy recenzent filmowy Marek Sadowski (tylko o niespełna dekadę starszy od Machulskiego), obejrzał (jak dotąd – bo wciąż to robi…) w kinie dziewięć tysięcy czterysta pięćdziesiąt pełnometrażowych „jednostek ekranowych” (razem z tytułami telewizyjnymi będzie bliżej dwunastu tysięcy), ale nie wymachuje kwitami ze swych notatek i nie robi sensacji z tego, co jest kwintesencją jego pracy. Bo to w jego życiu normalne. Zresztą to dobry układ – płacą mu za to, co i tak lubi robić ze wszystkiego najbardziej. Oglądać filmy znaczy… Dobrodziejstwa tego układu zapewne i sam Machulski doświadcza – płacą mu za to, co lubi i umie robić w życiu najlepiej: opowiadać historie i dobrze je sprzedawać. I o to mniej więcej w całej tej naszej egzystencji chodzi –…

Kandydat
polecam , powieść polityczna / 26 sierpnia 2025

Jakub Żulczyk  Kandydat Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Mieliśmy wybór, ale rozumu zabrakło… Gdy pisarz Żulczyk w roku 2020 użył wobec urzędującego prezydenta Dudy (w mediach społecznościowych) zwięzłego i jednoznacznie definiującego określenia „debil”, prokuratura Rzeczypospolitej oskarżyła go o znieważenie głowy państwa. Szparko, krzepko, zdecydowanie Żulczyka zbrodniarzem stanu mianowano. Na szczęście są jeszcze sądy w Warszawie… Przeto tamtejszy Sąd Okręgowy nierychliwie umorzył postępowanie, dopatrując się w domniemanym zbrodniczym czynie pisarza „znikomej szkodliwości społecznej”. Godzi się zauważyć, iż Wysoki Sąd zastosował w tym przypadku (podobnie jak w setkach innych…) pewien przewidziany przez prawo zabieg formalny (a w zasadzie unik), pozwalający nie rozstrzygać o rzeczywistym znaczeniu inkryminowanego określenia we wszystkich kontekstach, w jakich zostało użyte. Nie dowiedzieliśmy się zatem, czy słusznie i prawdziwie Żulczyk nazwał Dudę debilem – czy nie. Wiemy natomiast, że szkoda (społeczna – cokolwiek to znaczy) powstała po użyciu inkryminowanego określenia, jest zdaniem sądu znikoma (cokolwiek to znaczy). Znikomość bowiem to kategoria ocenna i wyjątkowo nieostra – żadną miarą niekwantyfikowalna; policzyć znikomości się jednoznacznie nie da. Ba, nawet wyznaczyć przybliżone granice znikomości (akceptowalne przez większość) nie sposób. Po prostu – curia locuta, causa finita… Sąd zawyrokował, sprawa zakończona. Co zresztą potwierdził niebawem sam Sąd Najwyższy,…

Fundacja
polecam , powieść detektywistyczna / 20 sierpnia 2025

Donna Leon  Fundacja Przełożył Marek Fedyszak Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Bo to zła kobieta była… Problem zaczął się od wczesnego średniowiecza, gdy włoscy kupcy wynaleźli i wdrożyli w życie mniej więcej nowoczesny (stosowany praktycznie do dziś) obieg pieniądza w gospodarce. Banco to włoskie słowo oznaczające ławę (albo kontuar) – podstawową infrastrukturę używaną przy wymianie i innych czynnościach strukturalnej alokacji zasobów finansowych. Wynalazek ten sprawił, że modyfikacjom musiał też ulec sposób pozyskiwania środków poza legalnym i chronionym przez prawo boskie i ludzkie mechanizmem obiegu. Do tej pory wystarczały malownicze i zuchwałe techniki zbójeckie (pałą w łeb, sztyletem pod żebra itp.) i determinacja w ucieczce. Teraz wypadało obmyśleć bardziej wyrafinowane sposoby podłączania się do głównego nurtu obiegu środków, by jakiś niewielki na oko, ale zadowalający strumyczek skierować do własnej kiesy. Od tamtej pory w globalnej gospodarce trwa nieustanny proces doskonalenia i przyspieszania obrotu kapitału – wraz z towarzyszącą mu wojną między zabezpieczaczami tego procesu a amatorami uszczknięcia tego i owego i skierowana do swoich sejfów. „Fundacja” Donny Leon dokładnie właśnie o tym traktuje. I nie zostawia złudzeń: kraj, w którym wynaleziono banki, giełdy i w ogóle cały tak zwany kapitalizm – nadal skutecznie walczy o…

Cyklop
polecam , thriller szpiegowski / 16 sierpnia 2025

Marek Krajewski  Cyklop Wydawnictwo Znak, Kraków 2025 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 4/5 Ekstremalne udręczenie Słowo daję: odetchnąłem, gdy Krajewski wrócił z ostatniego (i wielce nieudanego – co tu kryć) wypadu w rewiry literatury fantasy. „Ostatni pisarz” – który to tekst rekomendowałem (choć to może zbyt odważne słowo) 31 marca w tym blogu – nie wróżył bowiem nic dobrego w dorobku mego ulubionego autora. Wprost przeciwnie – znaczącą zwiastował degrengoladę. Ale powrót na sprawdzone terytoria dokonał się w niezłym stylu i może będzie w całej tej literackiej szamotaninie Krajewskiego faktorem trankwilizującym. Żywię taką nadzieję. Bohaterem „Cyklopa” bowiem znów jest nasz stary znajomy – Edward Popielski ze Lwowa… Policjant i po godzinach agent wywiadu. Ze znacznymi osiągnięciami na wschodzie i zachodzie – jak na amatora na pół etatu. Choć może ostatnio Krajewski przesadził, kreując wywiadowcze sukcesy swego bohatera. Byłyby one możliwe tylko przy założeniu, że cała Abwehra nie dość, że jest głupia, to jeszcze ślepa jak świeżo narodzony miot szczeniąt. Co oczywiście było możliwe w obszarze tzw. fikcji literackiej, ale w rzeczywistości raczej nie miało miejsca. A przecież możliwie spore prawdopodobieństwo jest filarem mądrości dobrze opowiedzianej historii szpiegowskiej czy choćby tylko do mądrości aspirującej… Tym razem jednak intryga zapowiadała się obiecująco –…

Krawiec
polecam , thriller szpiegowski / 21 lipca 2025

Vincent V. Severski  Krawiec Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Tęcza i nożyce… Wraz z wzięciem do ręki „Krawca” poszukiwania stosownej lektury na urlop – trzymającej w napięciu, z dobrze skonstruowaną intrygą, a zarazem lekkiej jak piórko i fascynującej, mimo klimatu mrocznego a gęstego – możecie uznać za zakończone. Severski bowiem nie zawodzi; kupujcie go w ciemno – stawiam w zakład swoją reputację (cokolwiek jeszcze takowej mam…). Jest tylko jeden problem: dla nieprzygotowanych debiutantów i innych żółtodziobów może to być lektura trudna, wymagająca i wyzywająca (nie w sensie epitetów lecz stawianych wymagań). Severski jest bowiem seryjnym. Nie, nie zabójcą – seryjnym pisarzem, nosicielem (ale nie w sensie, że zaraźliwym…) i wytwórcą fabularnych tajemnic, przekraczających rozmiary pojedynczej książki. Thrillery szpiegowskie i awantury inwigilacyjne tylko wtedy są coś warte, gdy mają jakieś początki, czyli prequele, oraz nasze ulubione ciągi dalsze, zwane sequelami. Robota wywiadowcza nie ustaje nigdy – i literatura też nie powinna. Severski zaś należy do elitarnego grona piszących seryjnych, którzy swe pierwsze tomy piszą dla zainteresowanych amatorów ciekawej lektury, natomiast ciągi dalsze – już dla przyjaciół… W strukturze twórczości Severskiego „Krawiec” zajmuje miejsce szczególne. Formalnie jest to prequel czterotomowej serii „Sekcja” („Zakręt”, „Odwet”, „Nabór”, „Dystopia”), bowiem…

Hiroszima
grand-reportaż , polecam / 16 lipca 2025

John Hersey  Hiroszima Przełożył Jerzy ŁozińskiWydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2025 Rekomendacja: 6/7Ocena okładki: 5/5 Co zapamiętało sześcioro hibakusha? Zanim otworzycie okładkę tej książki, by sięgnąć do tekstu, przyjrzyjcie się okładce uważnie, choć z pozoru, na pierwszy rzut oka wydaje się, że obrazek ten, aczkolwiek pozornie skomplikowany, pełen szczegółów i aż proszących się o komentarz anegdotek, nie nastręcza żadnych trudności interpretacyjnych. Ot, parkowa sielanka w sobotnie letnie popołudnie. No, może tylko wcinający się w kompozycję pasek z kojarzącym się jednoznacznie i złowrogo tytułem „Hiroszima”, zaburza nieco ten bukoliczny schemacik… Więc wyobraźcie sobie, że paska nie ma, obrazek (autorstwa Charlesa E. Martina) oglądacie w całości – tylko u góry narzucona jest nazwa pisma (The New Yorker), data (31 sierpnia 1946) i cena (piętnaście centów – dacie wiarę!?) – z przenikaniem, bez własnego tła. Co to może być? Zapowiedź relacji o tym, jak się bawią w letnie weekendy nowojorczycy, którzy nie wyjechali na urlopy? Nic z tych rzeczy… Oglądacie rezultat jednego z najzuchwalszych zabiegów redaktorskich w dziejach całej prasy drukowanej. Człowiek, który zdecydował świadomie użyć kontrastu między idyllicznym obrazkiem a dramatyczną treścią za nim, miał przebłysk niepospolitego geniuszu. W środku bowiem, między okładkami tygodnika (z którego na ten raz wyrzucono wszystkie inne…