Stukanie do mych drzwi

20 października 2016

David Jackson
Stukanie do mych drzwi
Przekład: Bartosz Kurowski
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2016

Rekomendacja: 3/7
Ocena okładki: 3/5

Ptaszek na uwięzi albo popamiętajcie nasze dusze…

Co zrobisz, gdy nocą w twoje okno wali dziobem wielkie czarne ptaszysko, ani chybi złowieszczy kruk? Pewnie lekko sparaliżuje cię natychmiastowe skojarzenie z Hitchcockiem… A gdy dostrzeżesz, że ptak łomocze jak oszalały, bo jest przywiązany? Wyjdziesz na zewnątrz, by odwiązać opierzonego awanturnika i poszukasz drania, który to zrobił. Bo ptak sam się nie unieruchomi drutem albo sznurkiem… I wtedy znienacka dostajesz w łeb, a zaczajony sprawca odprawia krwawy rytuał (oszczędzę na razie szczegółów…). Przy twoich zwłokach zostaje martwy ptak, definiując sytuację w sposób na razie nieczytelny dla postronnych, osobliwie zaś dla prowadzących śledztwo funkcjonariuszy policji. W Liverpoolu… Gmatwanina się potęguje (także w sensie ścisłym, zgoła algebraicznym), gdy z ptasich zbrodni robi się seria, a ofiarami padają tylko policjanci (płci obojga) – zwykli posterunkowi, raz wybrani z rozmysłem, innym razem zupełnie przypadkowo. Splątane tropy donikąd wiodą, śladów (w fizycznym sensie, jak w amerykańskich bajkach – CSI-ajkach) nie ma niemal wcale. Trzeba rozciągnąć sieć na dużej połaci, zrobić trochę rejwachu, może ptaszek się spłoszy, popełni błąd i w pułapkę wpadnie. Rutynowa, regulaminowa policyjna robota.
W taki mniej więcej sposób zaczyna się jeden z inteligentniejszych, dobrze pomyślanych i skonstruowanych (gorzej opowiedzianych – to fakt…) kryminalnych thrillerów o mocno psychologizującym profilu, jakie czytałem ostatnimi czasy. I pomyśleć, że autor (onże David Jackson) jest na poły amatorem, zaś jego głównym źródłem utrzymania – etat wykładowcy na Uniwersytecie Liverpoolskim, na wydziale… informatyki, gdzie zajmuje się ewolucją systemów komputerowych, programami edukacyjnymi, logiką i językami pisania programów dla komputerów-symulatorów (ponad 70 publikacji…). Sześć lat temu napisał kryminał „Pariah” (z bohaterem – detektywem nowojorskiej policji Callumem Doyle’em…); dostał nagrodę dla debiutanta, więc uwinął się i machnął jeszcze trzy „callumy”. Seria cieszy się powodzeniem, ale David już powędrował w inne rejony – jego piąty kryminał, czyli „Stukanie do mych drzwi”, zakotwiczony jest w Liverpoolu – rodzinnym mieście Jacksona, a bohater to niejaki Nathan Cody, detektyw-sierżant miejscowej policji. Po przejściach…
(Na marginesie, gdyby ktoś zechciał poznać bliżej młodego autora, to jest okazja: od tego roku akademickiego prowadzi on warsztaty kreatywnego pisania w bibliotece we wsi West Kirby, na półwyspie Wirral, jakieś 15 kilometrów od centrum Liverpoolu – 2,5 godziny zajęć kosztuje tylko 15 funtów. W West Kirby David zresztą mieszka – z żoną graficzką komputerową, dwiema córkami i zwierzęcą menażerią, m.in. jednookim królikiem i kotem, który pije wodę tylko wtedy, gdy takowa leci prosto z kranu…)
Z kolei wspomniany już Nathan Cody mieszka na Rodney Street, w starym centrum Liverpoolu, sam na trzecim piętrze budynku, w zasadzie opanowanego przez wytworne i drogie gabinety stomatologiczne, co za dnia daje niezapomniane efekty akustyczne wierteł dentystycznych w akompaniamencie jękliwych skarg pacjentów, za to w nocy oferuje błogą ciszę, zaakcentowaną dyskretnym zapachem chemii antyseptycznej. Choć czasem w sterylnych lokalach coś stuka i trzeszczy; ale Cody nie sprawdza – co… Swoje fobie, obsesje i lęki trzyma na wodzy (albo tak mu się wydaje…). Detektyw-sierżant Cody sporo przeszedł (był tajniakiem i został okaleczony przez brutalnych gangsterów…), a teraz z najwyższym trudem utrzymuje się w służbie, choć w zasadzie powinien być pacjentem kliniki stresu pourazowego. Nie, nie chcecie wiedzieć (przynajmniej przed lekturą) – dlaczego tak…
Sprawca też ma za sobą rujnujące psychikę doświadczenie. Potworne i dewastujące definitywnie – gdy mu się bliżej przyjrzeć… Co zresztą jest czytelnikom dane (pod sam koniec ekscytującej rozgrywki; zdradzę tylko, że causa proxima całej intrygi ma kontekst piłkarski – jeśli ktoś pamięta datę 15 kwietnia ’89, to już wie, o co chodzi…). Przy tak narysowanej opozycji głównych bohaterów nie sposób się dziwić, że jedyna możliwa i w pełni wydajna oś fabularnej intrygi zasadza się na nieuniknionym starciu Cody’ego i Sprawcy – bo tylko dwaj tak kompletni porąbańcy mogą stanąć naprzeciw siebie, a szanse wygranej rozkładają się prawie równo. Prawie, bo jednak Cody ma za sobą (niezbyt sprawny, ale zawsze lepiej mu w drogę nie wchodzić…) cały aparat policji, a Sprawca tylko determinację, dobre przygotowanie i motyw. Wciśnięty w każdy zakamarek mózgu, niemożliwy do pominięcia.
Samo zderzenie (bo reszta fabuły nie…) psychicznych dewiacji detektywa-sierżanta Cody’ego i Sprawcy zrelacjonowane jest fascynująco; widać rękę fachowca, któremu nieobca jest sztuka sugestywnego opowiadania. Niby to oszczędnego w emocjach, a jednak mocnego, gdy rozważymy długofalową siłę efektu. Naprawdę robi wrażenie i dobrze rokuje pisarskiej przyszłości Jacksona (bo zakładam, że to nie jednorazowe olśnienie amatora, jeno erupcja umiejętności prawdziwego profesjonalisty…). Musi on tylko popracować nad tymi elementami opowieści, które relacjonują policyjną rutynę; Rankina niech poczyta albo coś podobnego…
A ptaki? No cóż, to symbol Liverpoolu (w herbie miasta od średniowiecza), ale naprawdę ukochane od chwili, gdy w 1911 roku na dwóch wieżach zbudowanego w porcie Liver Building (siedziby towarzystwa ubezpieczeniowego) umieszczono miedziane (przeto dziś z natury rzeczy zielone…) figury dwóch ptaków, roztaczających opiekę nad miastem, patrzących gdzieś w morze nad wodami ujścia rzeki Mersey… Na pierwszy rzut oka gatunkowo przypominają już to gęsi, już to łabędzie (tak mi się też wydawało…), ale w istocie są… kormoranami. Liver Birds są elementem głównym herbu klubu FC Liverpool, więc ich związek z intrygą staje się jasny… Sprawca planował wiele zbrodni, trzymał w klatkach 96 ptaków, symbolizujących 96 dusz, niedających o sobie zapomnieć. Ale Nathan Cody był szybszy, co nadzieją karmi, że nasz ulubiony ciąg dalszy wprędce nastąpi…
Tomasz Sas
(20 10 2016)


 

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *