Trzewiokracja, czyli co piszczy w polityce
felietonistyka , polecam / 17 grudnia 2025

Michał Rusinek Trzewiokracja, czyli co piszczy w polityce Wydawnictwo Znak, Kraków 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Lekcje anatomii Redaktor gazety, która ma w swych zasobach twórczych felietonistę pokroju Rusinka, może się uważać za szczęściarza i wybrańca bogów. Felietonista pokroju Rusinka to skarb – wcale nie mniemany, jeno żywy i kruszcodajny – rzekłbyś: nowy Midas – czego nie tknie swym umysłem i ręką – w złoto się zamienia. Gdybym w swoim czasie miał w ekipie redakcyjnej felietonistę pokroju Rusinka (i gdybym wiedział, po co go mam) gotów byłbym rabować na gościńcach, byle tylko nastarczyć środków na takowego godziwe utrzymanie. No, ale nie miałem i zapewne dlatego nie piszę teraz zza krat. A to zmienia optykę i daje dystans… Innymi słowy: felietonista pokroju Rusinka – wbrew entuzjastycznej apologii, sformułowanej w akapicie pierwszym – nie jest artykułem pierwszej potrzeby dla poważnej, opiniotwórczej gazety. Jeżeli felietonista (już nie tylko pokroju Rusinka, ale każdy) jest w ogóle jeszcze ważny dla prasy drukowanej – to raczej powinien być harcownikiem politycznym, morderczym i bezlitosnym krytykiem życia publicznego, bezkompromisowym szydercą, cynicznym kpiarzem i deprawatorem, brutalnym i nieprzekupnym analitykiem tzw. życia kulturalnego tudzież artystycznego, gorszycielem i obrazoburcą. Jak bardzo brakuje dziś na rynku takich fachowców, boleśnie i co…

Ludzie Hitlera
historia , monografia historyczna , polecam / 10 grudnia 2025

Richard J. Evans  Ludzie Hitlera. Twarze Trzeciej RzeszyPrzełożył Maciej Antosiewicz Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Rzesza przechodniów „…a dookoła, a dookoła, a dookołasami dobrzy Niemcy.” (wers z piosenki Magdaleny Zawadzkiej w kabarecie „Dudek” z 1966 roku; tekst Agnieszki Osieckiej bodajże) Fenomen Trzeciej Rzeszy – tysiącletniego w zamyśle państwa narodu niemieckiego, które wszelako fizycznie przerwało ledwie (i na szczęście, że tylko tyle…) dwanaście lat – wciąż jest intensywnie i pod wieloma aspektami badany (na ogół z użyciem metodologii ściśle naukowej i ze wszech miar obiektywnej, lecz nie tylko) przez liczne grono specjalistów najwyższej próby. Czemu? Bo istota tego fenomenu sprowadza się do nieoczekiwanej, błyskawicznej i silnej metamorfozy narodu, który ze znękanej klęską i post-wojenną traumą społeczności przegrywów, bez oporu przekształcił się w złowrogą, żądną rewanżu żelazną pięść. Jak to się stało? Czy zatem Zło istotnie jest tak banalne i powszechne? Odpowiedź brzmi: tak – Zło nie jest niczym szczególnym, do zakwitnięcia potrzebuje tylko potencjału. Co najmniej przyzwolenia, ale lepiej – przyswojenia, akceptacji, tożsamości, zgody wreszcie pospólnej. Atrakcyjność powszedniego Zła sprawia, że w poszukiwaniu tego potencjału Zło wcale nie musi mozolnie brnąć przez czasoprzestrzeń. Co i rusz bowiem napotyka społeczności gotowe udzielić mu daleko idącego wsparcia. Wszelako pod…

Zanim odlecą anioły
polecam , romans obyczajowy / 4 grudnia 2025

Natasza Socha  Zanim odlecą anioły Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 2/5 Ballada o lekkim zabarwieniu penitencjarnym,czyli paździerz z cynamonem Jak co roku (i raz do roku) o tej porze firma rekomenduje romans, wyciskacz łez, obyczajówkę o lekkim zabarwieniu metafizycznym… Tym razem z wirówki stochastycznej wypadło to coś, reklamowane jako „świąteczna opowieść” – pełna „ciepła, nadziei tudzież smaków i zapachów z dzieciństwa”. Tyz piknie! No i przypadkiem skorelowane z czasem nadchodzącym – czasem tradycyjnego bożonarodzeniowego smędzenia. Panie i panowie – firma T. Sas z o.o. rekomenduje prozę gatunkową, gatunkową jak bigos, pierogi czy pierniczki z lukrem i nutą imbirową – oraz zaprasza do stołu, znaczy do lektury… Natasza Socha już raz „wypadła” z mojej maszyny losującej, w czerwcu 2018 roku – z romansową obyczajówką „Mgły Toskanii” – banalną, konwencjonalną aż do bólu historyjką o niemożliwie pokręconej (ze względu na rodzinno-towarzyskie parantele obojga partnerów) miłości w bezwzględnie pięknych okolicznościach natury i architektury (Siena!). Nie była to wstrząsająca ani nawet interesująca lektura – w mojej klasyfikacji dałem jedynkę (słabe, lektura zbędna) i po siedmiu latach nie odczuwam żadnych wyrzutów sumienia w tym względzie. Pani Socha jest bowiem autorką mocno usytuowaną w obszarze stereotypowej konfekcji literackiej, producentką masówki (w stylu doprawdy…

Szaleństwo i śmierć spłyną z gór

Maryla Szymiczkowa  Szaleństwo i śmierć spłyną z gór Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2025 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 4/5 Miłość, miłość w Zakopanem (i kadawer ciupażką porąbany)… Kiedy jeszcze poruszanie się po stromiznach nie sprawiało mi problemów – tylko przyjemność, a zdrowie ogólnie pozwalało na wędrowny tryb życia, w stolicy polskich Tatr bywałem nader często – kilkadziesiąt pełnych sezonów i nie-sezonów by się z tego uzbierało. Można bowiem Zakopanego nie cierpieć – ale po prostu lepszej bazy do łażenia po „stromym” nie ma. Wszędzie w miarę blisko, infrastruktura zadowalająca, a w razie niepogody (częstej…) odpowiednie rozrywki na wyciągnięcie ręki. Z czego nie omieszkałem korzystać za każdym razem, gdym pod Giewontem bawił. Przez te bez mała półwiecze dorobiłem się tam grona znajomków i przyjaciół, miałem ulubiony bar („Anemon” na Krupówkach; oferta single maltów wzruszająco pełna), kilka oswojonych knajpek i restauracyj – z niezapomnianym „Porajem” na czele (nigdzie lepszych rydzów z patelni nie uświadczyłeś, że już o kanapce z awanturką do sety na rozgrzewającym śniadanku nie wspomniawszy…), miałem nawet zaprzyjaźnione stragany owocowe i oscypkowe oraz znajomą bacówkę na Drodze pod Reglami… Wspomnę jeszcze kawiarnię „Samanta” (te kremówki, które zwykłem nazywać – przekorny Kongresowiak – napoleonkami!) na Witkiewicza, Przynajmniej dwa schroniska górskie na…

Zimne wybrzeża

Szczepan Twardoch  Zimne wybrzeża Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2025 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 4/5 Przekąska białego misia Kanibalizacja… Tak w żargonie mechaników samolotowych (i nie tylko) określa się zabieg pobierania części z unieruchomionych maszyn, by uzdatnić do użytku inne zdefektowane, które się jeszcze do ruchu nadają. Szerzej dylemat kanibalizacji ujmując – chodzi w gruncie rzeczy o robienie nowego ze starego. Krawcy nazywali to nicowaniem (czyli wywracaniem na nice) – pruciem odzieży (po szwach!), wywracaniem tkaniny na lewą stronę i ponownym zszywaniem. A w literaturze? Bierzemy tekst, któremu się nie powiodło na rynku – znaczy wydali, lecz poprzez splot niekorzystnych okoliczności ani bestsellerem nie został, ani autorowi sławy oczekiwanej nie przyniósł. A może wydawca był słaby, prowincjonalny i nie miał środków na promocję? Albo proza była za bardzo „gatunkowa”, zbyt rozrywkowa – i jako taka nie zdobyła sympatii koteryjnych i zblatowanych recenzentów, uganiających się zbiorowo, z wywieszonymi ozorami, za Wielką Powieścią Polską? Jak było – to na razie nieistotne. Dość, że autor, wespół z ambitnym nowym wydawcą, wzięli stary tekst, wydany po raz pierwszy w 2009 roku, więc w innej jakby epoce, poddali go skrupulatnej rewizji (czyli niewykluczone, że trochę… skanibalizowali) i postanowili odświeżone truchło rzucić jeszcze raz na rynek. Niech żyją…

Ćwiczenia z dysonansu
felietonistyka , filozofia , polecam / 14 listopada 2025

Tomasz Stawiszyński  Ćwiczenia z dysonansu Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Felietony niezgodne, czyli jak oswajać świat, żeby nie bolało… Od wczesnej młodości jestem miłośnikiem felietonu – osobliwego i osobnego gatunku twórczości gazetowej, bez którego robienie dobrej prasy periodycznej, zwłaszcza tej edytowanej w cyklach tygodniowych, ale innej też (od codziennej do miesięcznej) jest bezsensowne. Coś o tym wiem – w końcu ponad czterdzieści lat robiłem rozmaite (co do gatunku) gazety. Ba, próbowałem też pisywać felietony – regularnie i rytmicznie. I nabrałem wtenczas pewności, że bez felietonu gazeta nie jest sobą. Jest imitacją, uzurpacją, samogwałtem intelektualnym i papierową wydmuszką. Dlaczego tak ostro? Bo sam doświadczyłem i nie zamierzam się miarkować. Robienie gazety w tym aspekcie przypomina dobrze znaną wszystkim początkującym (i nie tylko) tenisistom grę ze ścianą. Jesteś ambitny i walisz w tę ścianę wszystkim najlepszym, co masz. Podania są cholernie mocne – aż do bólu. Piłki sprytnie podkręcane, zmyłkowe; grzmocisz pod finezyjnymi kątami, wrzucasz na przemian loby i płaskie smecze, zakrzywiasz siłą woli trajektorie, celujesz (oczyma duszy) w bolące, nadwyrężone punkty… A ściana jak to ściana: bomby zamienia w szmaty, fikuśne serwy wyrzuca na aut, wymierzone, plasowane uderzenia bezładnie rozprasza w polu gry i poza…

Cesarzowa Piotra. Tom I
polecam , powieść historyczna / 29 października 2025

Kristina Sabaliauskaite  Cesarzowa Piotra. Tom I Przełożyła Eliza Deszczyńska Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Wielkie uwiedzenie Przed kilkoma laty cztery tomy „Silva rerum” pani Sabaliauskaite (używam słowa „pani’ wbrew panieńskiemu, tradycyjnemu na Litwie zapisowi nazwiska z końcówką -aite – bowiem pani Kristina podobno zamężna jest i ma dzieci; ale litewskie prawo obecnie dozwala – mimo zamążpójścia – na pozostawienie panieńskiego zapisu nazwiska; nie trzeba już końcówki obligatoryjnie zmieniać na -iene) zrobiły duże wrażenie na publiczności – piszącego te słowa nie wykluczając. Litewska tetralogia z epoki XVII i XVIII wieku wywróciła na nice ściśle polonocentryczny punkt widzenia naszej literatury o tamtych czasach – z litery i ducha sienkiewiczowskiej. Pokazała inne możliwości opowiadania oraz interpretacji – z niezrównanym mistrzostwem słowa i narracji. Dowiodła, że nie jesteśmy pępkiem Wszechświata, że wszyscy wokół mają swoje historie (nawet jeśli są trochę sztuczne i naciągane) – i nie da się rozstrzygnąć, która jest „najmojsza”… A poza wszystkim pani Sabaliauskaite uwiodła mnie „na zawsze” swoją fenomenalną, nieposkromioną wyobraźnią i siłą kreacji. Bo czymże innym niż wielkim arcydziełem imaginacji prozatorskiej być może scenka, gdy pijaniusieńki w trąbę, zażywny pułkownik carskiej infanterii po wyjściu z bani rzuca się goły w zaspę świeżego śniegu, przy pomocy…

Jak wychować zająca
polecam , reportaż , zapiski / 22 października 2025

Chloe Dalton  Jak wychować zająca Przełożył Tomasz Bieroń Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Podaj rączkę zajączkowi… Szarak… Zając europejski (Lepus europaeus, sklasyfikowany przez Linneusza w 1758 roku, który nazwał zwierzaka Lepus timidus…). Ssak średniej wielkości (ale blisko dolnej granicy tej średniości), lądowy, rozpowszechniony w zasadzie na wszystkich kontynentach, poza Antarktydą naturalnie – z tym, że w Ameryce Południowej i w Australii pojawiał się sporadycznie, na krótko i raczej zawleczony przez człowieka. Zidentyfikowano i wyodrębniono 35 podgatunków zająca (oraz pewnie z dziesięć rodzajów tzw. kopalnych, czyli wymarłych przed tysiącleciami…). Jaki jest zając – każdy wie. Bo każdy widział zająca raz czy dwa – na polu albo w chaszczach, kicającego majestatycznie, nasłuchującego czy pędzącego przed siebie jak pocisk z ergiepepanca. Wrażenia estetyczne przy oglądaniu i podglądaniu zajęcy – to najwyższa klasa. Zwierz to pospolity, żyjący w stanie dzikim, aczkolwiek zagrożony – populacja stale maleje; aktualnie w Polsce szacuje się ją na jakieś pół miliona osobników (niedawno było ponad trzy miliony; nadwyżkę zajęcy odławialiśmy i… eksportowaliśmy do krajów, które miały deficyt zajęczy i decydowały się na reintrodukcję…). Główni wrogowie zająca to człowiek i lis. Ten pierwszy – bo unowocześnia technologie uprawy roślin, odbierając zającom ich naturalne środowisko i zaburzając…

Oślizgłe macki, wiadome siły
esej polityczny , monografia historyczna , polecam / 9 października 2025

Piotr Tarczyński  Oślizgłe macki, wiadome siły Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Ameryka ze spuszczonymi portkami Podtytuł tej książki brzmi „Historia Ameryki w teoriach spiskowych”. Ta rekomendacja wyczerpuje opis istoty samej publikacji. Ameryka bowiem, a konkretnie Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – demokratyczna (ciągle jeszcze) republika federacyjna, położona z grubsza w południowej połówce (wyjąwszy Alaskę, bo odlegle Hawaje możemy się nie martwić…) kontynentu północnoamerykańskiego – jest państwem, które w wyniku spisku, zbrojnego sprzysiężenia i w końcu otwartej rebelii przeciw „prawowitej” władzy powstało. Spiski prawdziwe i towarzyszące im tzw. teorie spiskowe są zatem nieodrodnym składnikiem tamtejszego pejzażu życia publicznego. Od zawsze… Chronologicznie pierwszy z mitów założycielskich amerykańskiej republiki – czyli tzw. herbatka bostońska z 16 grudnia 1773 roku – nie był spontanicznym aktem nieposłuszeństwa wkurzonych obywateli, lecz dobrze i długo przygotowanym przez sprzysiężenie Synów Wolności – organizację przeciwników nakładanych przez króla na kolonie podatków i zwolenników bojkotu handlu z Centralą. Spiskowcy w przebraniu Indian wtargnęli na trzy statki w bostońskim porcie i wyrzucili do morza 300 skrzyń z herbatą. Romantyczna aura po dziś dzień spowijająca imponderabilia tego absurdalnego „heroicznego” gestu rewolucyjnego wciąż jest opowiadana jako chwalebny mit założycielski republiki. Dwa i pół roku później akt założycielski republiki…

Ziemia jednorożca. Podróż po Szkocji
grand-reportaż , polecam / 3 października 2025

Patrycja Bukalska  Ziemia jednorożca. Podróż po Szkocji Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Across the land of thistle & barleycorn Gdybym z jakichś powodów nie mógł mieszkać w kraju i mieście, w którym się urodziłem i nie dałbym rady zakotwiczyć się w Mediolanie – to Szkocja byłaby oczywistym i pierwszym wyborem. A konkretnie miasteczko Kirkwall na Orkadach, Stornoway na hebrydzkiej wyspie Lewis względnie Drumnadrochit nad Loch Ness lub Kyleakin na wyspie Skye. Nic w tym dziwnego – przewędrowałem po Szkocji wiele tysięcy kilometrów (a w zasadzie to mil; jedna mila = 1,609 kilometra; gdy podróżowałem tamże, o systemie metrycznym jeszcze nie warto było nawet wspominać) i uroczyście zaświadczam, że nie ma na całej kuli ziemskiej sposobniejszego miejsca do życia (no, może Patagonia…). Oczywiście, jeżeli ktoś lubi jednostajne wycie upierdliwego wiatru z nordu lub westu, siekący poziomo lodowaty deszcz, dym z tlącego się torfu, smak haggisu i zawartość szklaneczki z słonawym taliskerem. Przez trzy czwarte roku… Ja akurat lubię, więc żadnych nie miałbym oporów przed osiedleniem się gdzieś na północ od Glasgow czy Edynburga. Niestety, nie złożyło się – jak to w życiu bywa. Ale sentymentalną skłonność wciąż żywię i chłonę z upodobaniem wszelkie relacje z tamtych stron……

Wojsko z tektury
komentarz polityczny , polecam / 18 września 2025

Edyta Żemła  Wojsko z tektury Wydawnictwo Czerwone i Czarne,Warszawa 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Jawa i mrzonka Na wstępie ostrzeżenie: to nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. To też nie jest książka dla ludzi o nerwach jak postronki. To nawet nie jest książka dla ludzi o kompleksji psychofizycznej i twardości wzorowanej na strukturze rdzenia pocisku przeciwpancernego, zrobionego ze zubożonego uranu. To nie jest także książka dla ludzi w ogóle pozbawionych receptorów odczuwania emocji. Podczas lektury szlag trafi każdego – nie ma w tym kraju nikogo, kto bez uszczerbku na ciele i umyśle (zwłaszcza na tym drugim) zniesie próbę przebrnięcia przez 260 stron druku. Po co więc to czytać? Bo czasem trzeba porzucić strefę komfortu i skonfrontować się z faktami. Bo nie ma dostatecznie wygodnego usprawiedliwienia dla zawinionej niewiedzy. Bo strach się bać. Akurat pora ku temu pojawiła się sposobna, gdy w naszą jakoby pilnie strzeżoną przestrzeń powietrzną wleciało nader swobodnie i naraz kilkadziesiąt ruskich dronów typu gerań. Podkreślam: swobodnie i jednocześnie… Jak dla mnie – szok. Mam już swoje lata, ale ciągle pamiętam, że cztery z nich (w drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku) upłynęły na bliższych stosunkach z wojskiem, dzięki „pośrednictwu” niezapomnianego studium wojskowego mej macierzystej…

3174 filmy mojego życia
esej autobiograficzny , polecam , wywiad-rzeka / 6 września 2025

Juliusz Machulski, Krzysztof Varga  3174 filmy mojego życia Wydawnictwo Sonia Draga,Katowice 2025 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Mastershot Mastershot (ujęcie mistrzowskie) – to długie, nieprzerwane ujęcie filmowe, które obejmuje całą scenę, fragment dramaturgiczny lub kluczowe wydarzenia bez cięć montażowych. (tako rzecze AI, czyli sztuczna inteligencja…) Trzy tysiące sto siedemdziesiąt cztery… Coś jak kapitał zakładowy jednoosobowej działalności gospodarczej – może nawet wystarczający, by po swojemu opowiadać świat. Ale czy na pewno? W sumie nie jest to oszałamiająco dużo – mój przyjaciel, zawodowy recenzent filmowy Marek Sadowski (tylko o niespełna dekadę starszy od Machulskiego), obejrzał (jak dotąd – bo wciąż to robi…) w kinie dziewięć tysięcy czterysta pięćdziesiąt pełnometrażowych „jednostek ekranowych” (razem z tytułami telewizyjnymi będzie bliżej dwunastu tysięcy), ale nie wymachuje kwitami ze swych notatek i nie robi sensacji z tego, co jest kwintesencją jego pracy. Bo to w jego życiu normalne. Zresztą to dobry układ – płacą mu za to, co i tak lubi robić ze wszystkiego najbardziej. Oglądać filmy znaczy… Dobrodziejstwa tego układu zapewne i sam Machulski doświadcza – płacą mu za to, co lubi i umie robić w życiu najlepiej: opowiadać historie i dobrze je sprzedawać. I o to mniej więcej w całej tej naszej egzystencji chodzi –…