Jesteś wędrówką

11 maja 2018

Paulina Młynarska

Jesteś wędrówką
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2018

Rekomendacja: 4/7
Ocena okładki: 2/5

To droga jest celem…

„Idź nieoznaczonymi ścieżkami, nie spiesz się;
gdy zobaczysz siebie, idącego naprzeciw,
zawróć, napij się herbaty i rozważ wszystko,
co ujrzałeś. To był twój cel…”
lama Dhondup z monastyru w Leh, stolicy Ladakhu

Książka ukazuje się w samą porę. Zaczyna się bowiem sezon ucieczek. Stateczne gospodynie domowe w średnim wieku (nie żeby zaraz ryczące czterdziestki…) jakoś tak w czasie późnej wiosny doznają przełomu w bulwie – szafę przenoszą do walizeczki na kółkach, torebeczkę od Vuittona (albo pikowaną chanelkę) przeładowują kosmetykami, swoją złotą visę (która jeszcze nigdy nie zawiodła…) melinują gdzieś blisko ciała (nie podpowiadam, gdzie najbezpieczniej…) i przytulają kochany smartfon w różowym etui (by było czym wysłać esemesa i selfie z Bali na przykład…). Po czym znikają za horyzontem. Bo czują przymus, zew natury, by zrobić wreszcie coś ze swoim życiem… Podobno trzy z każdej (!) czwórki kobiet doznają tego uczucia, ale albo nie wiedzą, co z tym zrobić, albo się boją. Jedna na tysiąc odpowiada na zew, podejmuje decyzję i porzuca miejsce postoju na rzecz dynamicznego przemieszczania się. I dobrze – gdyby ich było choćby tylko dwa razy więcej, cywilizacja ludzka załamałaby się z hukiem i legła w gruzach…
Statystycznie nieznaczna populacja gotowych na wszystko uciekinierek w liczbach bezwzględnych tworzy całkiem sporą grupę, która może być obiektem zainteresowań uczonych, publicystów, polityków – nawet rynkowym „targetem”. Paulina Młynarska córka Wojciecha nie bez powodu podjęła trud usystematyzowania tych pragnień, skodyfikowania sposobów działania, identyfikacji i zdefiniowania celów… Po pierwsze: sama ma naturę, instynkt niepokornej buntowniczki i wieloletni tym samym bagaż obserwacji uczestniczącej w diasporze wędrujących uciekinierek. Po drugie: ma lekko schizofreniczne poczucie winy, że… ucieka, podczas gdy jej dusza podświadomie łaknie stabilizacji, miłości, akceptacji (cztery małżeństwa, ale zarzeka się, że to już koniec…). Stąd zapewne wieczny w niej konflikt między potrzebą racjonalizacji skłonności nomadycznych, a irracjonalnym – bo tak mi się chce… To gwarancja obiektywizmu widzenia… Po trzecie: Matka Natura obdarzyła ją niepoślednią umiejętnością werbalizacji (po Tatusiu?) obserwacji, myśli i poglądów wierszem i prozą; z czego obficie i bez skrępowania korzysta. I dobrze… Po czwarte: bodajże prowadzi działalność gospodarczą nakierowaną na… ułatwianie kobiecych ucieczek i eskapad w poszukiwaniu nowych bodźców i duchowej mocy… A więc darzbór!
Młynarska jest wszechstronna. Udostępnia swym czytelniczkom, potencjalnym wędrowczyniom w nieodległej przyszłości, szerokie spektrum potrzebnych informacji – od gruntownego wykładu filozofii wędrówki oraz emocjonalnego tudzież intelektualnego uzasadnienia potrzeby tejże, po katalog praktycznych zasad zachowania się w samotnej podróży, regulamin pakowania się i spis najpotrzebniejszych rzeczy wraz z instrukcją użytkowania. A wszystko w oprawie pouczających anegdot z życia i praktyki autorki, dowodzących, że niefrasobliwe pomyłki, dezynwoltura i lekceważenie zasad mają bolesne konsekwencje… Szczególnie wiele uwagi autorka poświęca autodestrukcji, bowiem sama długo się uwalniała od tego „wbudowanego w system mechanizmu” psychologicznego samoudręczenia.
To nie jest przewodnik dla czytelniczek prasy kobiecej, które wreszcie mogłyby uwolnić się z okowów myślenia „po babsku”. Czytelniczkom prasy kobiecej dojrzały bunt na ogół się nie udaje. Bo jest za późno… Bo wyprzedaż w Zarze… Bo nowy trener w naszej siłowni… Bo paznokietki trzeba zrobić… Bo trzeba wypróbować dietę makaronikową… I po co gdzieś jechać, skoro można się strzaskać w turbosolarce… No właśnie. Po co?
Potencjalne czytelniczki Młynarskiej to kobiety ze skazą – zagubione, spanikowane, winne, zakompleksione… Przeczuwające, że wystarczy jeden szybki, silny ruch, by zerwać z ust kneblujący plaster – i ruszyć, nie bacząc na rany. Rany się zagoją, a zmiana zaowocuje. Tylko się odważyć. Nie każdemu (każdej) jest bowiem dane uwicie szczęśliwego gniazdka i kurczowe trzymanie się jego ciepełka. Ale każda kobieta od tego zaczyna… Trzeba jednak wyczuć, gdy ten model zbankrutuje i podnieść kotwicę – dyskretnie, bez awantur i wrzasków. Oczywiście spakować się według wskazówek pan Pauliny i ruszać. Droga jest celem, droga przynosi ukojenie, droga potrafi zasypać pyłem drobnych zdarzeń i wrażeń zaprzeszłe gruzowiska nadziei, nietrafionych inwestycji uczuciowych i niefortunnych wyborów… Słowo daję – gdybym był małą dziewczynką, młodszą, zdrową i nieobciążoną zobowiązaniami, spotkalibyśmy się raczej na trekkingu pod Machhapuchhare, na piwie w Punta Arenas albo podczas picia wieczornej herbaty zagotowanej w „wulkanie” przez sympatycznego Tarqui na pustyni Rio de Oro… I tyle byście mnie widzieli między Odrą a Bugiem…
No, ale nie jestem tą dziewczynką. Zamiast tego nadałem sobie samozwańczo przywilej rekomendowania książek, co ściśle łączy się z obowiązkiem ich czytania. W przypadku Młynarskiej nie był to obowiązek lekki, łatwy ani przyjemny. Czasem wypadło pomyśleć, zerknąć w głąb swoich doświadczeń życiowych, przypomnieć sobie to i owo… Osobliwie własne ekstrawagancje i wpadki. Dopiero wtedy lektura Młynarskiej daje popalić…
A dwa jej przekazy wydają się godne podkreślenia i powtarzania przy każdej możliwej okazji. Jeśli możesz – podróżuj samotnie; każdy duet czy grupa wymaga kompromisu, dostosowania się do kogoś innego, bardzo często z pobudek uczuciowych. To błąd o fundamentalnym znaczeniu, odbierający twej podróży cały urok i frajdę. A po drugie – nie bój się zawracać; nie wstydź się zawracać. Kiedyś spróbujesz jeszcze raz.
Tomasz Sas
(11 05 2018)


Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *