Księga morza, czyli jak złowić rekina giganta z małego pontonu na wielkim oceanie o każdej porze roku
esej antropologiczny , reportaż / 17 lipca 2017

Morten A. Strøksnes Księga morza, czyli jak złowić rekina giganta z małego pontonu na wielkim oceanie o każdej porze roku Przekład: Maria Gołębiewska-Bijak Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Navigare necesse est… To prawdopodobnie najlepsza książka o tym (i o tych…), co na morzu, od czasów „Moby Dicka” Melville’a, „Smugi cienia” Conrada, „Starego człowieka i morza” Hemingwaya oraz „Okrętu” Buchheima… I ta konstatacja nie jest w żadnym razie persyflażowym dowcipem. Formalnie to prosta historia. Dwaj przyjaciele (aczkolwiek nie do samego końca) postanawiają (bo jeden z nich MUSI, a drugi chce się przekonać i opisać dla potomności, jak to jest…) złowić rekina polarnego (Somniosus microcephalus) w wodach Vestfjordu – długiej zatokocieśniny, oddzielającej archipelag Lofotów od stałego lądu Norwegii. Złowić z małej łodzi: plastikowej czternastostopówki (4 metry długości z ogonkiem…) albo szybkiego pontonu typu RIB firmy Bombard. (Alain Bombard, francuski lekarz, w 1952 roku przepłynął Atlantyk pontonem niewiele większym od dętki traktora z Kanarów na Karaiby…) Złowić mieli rybkę tradycyjną techniką na hak z przynętą, umocowany przyponem ze stalowego łańcucha do czterystumetrowej liny (a ta z kolei do sporej bojki…). Pomysł taki sobie: dostatecznie zwariowany, dostatecznie romantyczny, dostatecznie nostalgiczny. W sumie: bardzo norweski; każdy, kto choć trochę zna przymioty…