Lincoln w bardo
proza obca / 9 stycznia 2019

George Saunders Lincoln w bardo Przełożył Michał Kłobukowski Wydawnictwo Znak, Kraków 2018 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Na granicy światów: hucpa czy arcydzieło? Koncept nienowy: zmarli mają swój świat, w którym kontynuują… Nikt w literaturze nie spożytkował go lepiej, wyraziściej i piękniej niż amerykański poeta Edgar Lee Masters w „Umarłych ze Spoon River” (1915). Reszta to chłam (wyjąwszy może zabawną Fannie Flagg i jej niedawne „Całe miasto o tym mówi”). Nawet jeśli ktoś wnikliwie przestudiował „Tybetańską Księgę Umarłych” i wielkim umysłem swym zgłębiał tanatologiczną koncepcję bardo – czyli osobliwego stanu pośredniego egzystencji duszy po śmierci pierwotnego ciała-nosiciela do momentu wejścia w nowy stan powtórnych lub zgoła kolejnych narodzin, reinkarnacji – to literacki rezultat tej lekcji nie dorówna Mastersowi. Zwłaszcza gdy poziom dowcipu zbliża się niebezpiecznie do finezji spisywanych pod kołderką w gimnazjalnym internacie elukubracji Alfreda Jarry’ego… W systemie religijnych wierzeń chrześcijan najbliższy pojęciu barda byłby czyściec, gdyby nie to, że ta idea przechowalni dusz ma charakter równie ostateczny – przesądzony jak idee niebieskiego raju i otchłani piekielnych… Ale to bardo u Saundersa to jednak czysty buddyzm w ortodoksyjnej wersji lamaizmu Nyingma; 60-letni amerykański profesor uniwersytecki z Syracuse w Nowej Anglii jest bowiem praktykującym wyznawcą tego religijnego obrządku… Nic w tym…