Społeczeństwo populistów

15 października 2023

Przemysław Sadura, Sławomir Sierakowski 


Społeczeństwo populistów
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 3/5

Gra w pojedynkę, gra w poprzek…

No cóż – populizm, najszerzej pojmowany jako osobliwy stosunek jednostek, większych organizmów i całych (nazwijmy je tak umownie) „plemion” do rzeczywistości społecznej i ekonomicznej tudzież politycznej – ma wiele definicji i zastosowań. Bywa diagnozą, bywa epitetem albo mentalnym podglebiem ludowej, klasowej bądź „solidarnościowej” rabacji. W wyrafinowanej wersji może być nawet postmodernistycznym buntem przeciw rzekomej tyranii rozumu lub opresji tzw. prawdy, czy przymusu bycia „dobrym”… Ale co to takiego? Sadura i Sierakowski nie definiują populizmu wprost, bezpośrednio i jednoznacznie, albowiem milcząco zakładają, że „koń jaki jest, każdy widzi”. Znaczy populizm to abstrakcyjny obiekt intelektualny, ale nie wymagający definiowania ani dowodzenia, albowiem jest notoryjny – czyli powszechnie znany i zawsze jednakowo rozumiany, gdy się nań powołujemy – jak kolejność dni tygodnia, bitwa pod Grunwaldem, jesienny deszcz czy cycki i tyłki Kardashianek.

Założenie Sadury i Sierakowskiego potraktujmy jednak jako nazbyt optymistyczne i zdefiniujmy (by uniknąć nieporozumień) populizm jako ideologię polityczną (ale nie tylko…) forsującą wolę „ludu” nade wszystko i nad wszystkim. Tak – populus (lud, ale niekoniecznie w klasycznym rzymskim rozumieniu) jest źródłem władzy, a jego wola – ponad prawem (które przecież jest narzędziem opresji elit nad ludem właśnie…). Innymi słowy: to celowo nieprecyzyjnie określona, nazwana i wyodrębniona rzeczywistość, w której wola ludu jest narzędziem i sposobem sprawowania władzy, a strukturalne mechanizmy objawiania i materializowania tej woli ludu – niedokładne są i niekontrolowane. Tak rozumiany populizm nie ma nic wspólnego z demokracją, aczkolwiek obficie korzysta z jej udogodnień i instytucji jako fasady dla swego postępowania. Lud z natury swej rzeczy nie jest urządzeniem demokratycznym – ale czasem nim bywa. I szalenie trudno odróżnić, połapać się, kiedy udaje demokrację, a kiedy nią jest… Lud też to nie to samo co grecki demos. Demos jest podmiotem, zaś lud w dowolnej konfiguracji mentalnej – raczej przedmiotem, obiektem eksploatacji sił realnie sprawujących władzę. Lud to poręczna kreacja, tyle że raczej publicystyczna, figura polityczna, w rzeczywistości nieistniejąca. Ale wywierająca ogromne ciśnienie na życie publiczne. Użycie wytrycha „lud” onieśmiela krytykę (wyjąwszy tę z kierunków ultraprawicowych), ucisza oponentów, daje alibi dla wszelkiego bezeceństwa, wybiela intencje, usprawiedliwia nawet zbrodnie. Nie ma takiego świństwa, którego by się nie dopuszczono „w imieniu ludu”.

Czymkolwiek zatem jest populizm – ideologia prymatu „ludu” – zasługuje na zbadanie. Zawsze bowiem warto wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Sadura i Sierakowski przyłożyli się do zadania badawczego w sposób klasycznie naukowy. Przebadali literaturę przedmiotu – skądinąd obfitą, bogatą w rozmaite punkty widzenia, ideologiczne „kotwice” tudzież intelektualne oraz emocjonalne elukubracje. Niestety, bogatą również w ideologiczne zafałszowania, naginane tezy, projekcje osobliwych mniemań przedstawianych jako fakty… To wielka i uciążliwa robota, ale wykonalna, czego Sadura z Sierakowskim dowiedli zadowalająco.

Ale rezultaty, w postaci hipotez sformułowanych przez obu autorów, strasznie ciężko zaakceptować, zwłaszcza na gruncie wyznawania demokracji liberalnej i republikańskiej (w sensie, że wspólnotowej, w ramach prawa i przyzwoitości) wizji uprawiania polityki i w ogóle życia publicznego. Oto na przykład projektanci tegoż życia publicznego, wywodzący się z kręgów liberalnych demokratów, doszli do wniosku, że społeczeństwo obywatelskie winno być „apolityczne i koncentrować się na działalności charytatywnej, spędzaniu wspólnie wolnego czasu i rozwiązywaniu pojedynczych problemów społecznych” – piszą Sadura z Sierakowskim. Wprędce okazało się, że sposobiącym się do zdobycia władzy ideologom populizmu taka filozofia przeciwników bardzo odpowiada, bowiem w tym stylu zaprojektowane społeczeństwo, z jego „estetycznymi” dylematami i iluzjami, oni mają po prostu w dupie… Gdyby jednak społeczeństwo obywatelskie było prawdziwe – to znaczy politycznie aktywne i partycypacyjne (innymi słowy: było niezawodną bazą uprawiania polityki) – sytuacja populistów w życiu publicznym nie byłaby taka łatwa. Nie mieliby z kim gadać – po prostu…

Ale okazało się, że jednak mieli – zaczęli przecież seryjnie wygrywać wybory. Więc może dotarł swój do swego? Może populizm to nie tylko filozofia pretendentów do władzy – może ten plebs, mający głos tylko co kadencję (i wtedy zagłaskiwany umizgami na śmierć), przynajmniej w części (a może w połowie co najmniej?) urabiania nie potrzebuje, albowiem ze swej natury jest populistyczny co się zowie? Coś w tym chyba jest. Sadura z Sierakowskim czujnie założyli, że to trzeba zbadać. Sama elegancka i zuchwała zarazem teza nie wystarczy. Sformułowali zatem pytania do ankiety i rozpoczęli badania terenowe…

Rezultaty tej penetracji – skądinąd zaskakujące, inspirujące, a nawet wywołujące krótkotrwały odruch sprzeciwu u ludzi nawykłych do „regulaminowego” uprawiania polityki – nie będą w sposób oczywisty przedmiotem tej rekomendacji; szczegóły sobie sami, drodzy czytelnicy, odnajdziecie w książce naszego duetu i przyswoicie. Dlatego pominiemy te szczegóły – przyjrzymy się za to kilku „ogółom”… Istota bowiem dylematu populizmu polega na tym, że jego wyznawcy i wykonawcy ideologicznych manifestów „władzy ludu”, prymatu suwerena nie tylko nad elitami, ale przede wszystkim nad ustanowionym niegdyś przez te elity prawem, nie są garstką pionierów nowego porządku. Nie – domniemani członkowie owego ludu – populusu (jak zwał, tak zwał), są dokładnie tacy sami, tylko zapewne swej postawy nie potrafią zwerbalizować. Ale ankieta Sadury i Sierakowskiego obnaża i definiuje rudymenty światopoglądu klienteli wyborczej PiS. To albo interesowni cynicy, którym „do rozumu” przemawia dawanie forsy i innych beneficjów „do łapy”. I nie potrzeba jakoś szczególnie nimi manipulować. Ich populizm jest prosty jak konstrukcja cepa i z natury rzeczy transakcyjny. Albo – druga grupa, czyli bardziej emocjonalni wyznawcy, którzy nie ufają państwu i jego instytucjom, nie ufają nawet sąsiadom; ich populizm ogranicza się do wyboru strategii przetrwania, polegającej na przyłączeniu się do tych, którzy nic nie wymagają. Gramy w pojedynkę, ale z tymi, którzy już dają, a nie tylko obiecują, że zreformują służbę zdrowia i przywrócą praworządność.

No i okazało się z tych badań, że gramy też w poprzek. Populistami z krwi i kości okazują się wyborcy różnych ugrupowań (w różnym wprawdzie stopniu i natężeniu, ale są wszędzie – podobnie jak liberałowie). Populizm byłby zatem cechą naturalną, genetyczną, tu i ówdzie tłumioną przez świadomość polityczną i wychowanie? No, no – to chyba najważniejsza teza, wypływająca z pracy Sadury i Sierakowskiego. Ale jak to powstrzymać? To fundamentalne pytanie egzystencjalne… Zaś odpowiedź na wyciągnięcie ręki: wygrać wybory, potem odbudować, zrekonstruować i zreformować co się da. Z trzecim warunkiem gorzej – bo to właśnie odbudowa zaufania, odbudowa więzi na całkiem lokalnym poziomie, odbudowa tzw. kapitału społecznego, odbudowa potencjału aktywności, altruizmu nawet… To może potrwać. I nie da się takiego projektu obliczyć w kadencjach. Istotne jest jednak co innego – ważne, żeby wystartować. A o tym przekonamy się dziś wieczorem. Albo jutro. A najpóźniej pojutrze…

Tomasz Sas
(15 10 2023)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *