Kolory zła. Czerwień

15 września 2019

Małgorzata Oliwia Sobczak
Kolory zła. Czerwień
Grupa Wydawnicza Foksal – Wydawnictwo WAB, Warszawa 2019

Rekomendacja: 2/7
Ocena okładki: 2/5

Raczej blady róż, z przewagą bla, bla, bladości…

Jestem wściekły na siebie – znów dałem się nabrać… Autorom blurbów oczywiście. Tym razem wydawca zgromadził eskadrę kompletnie anonimowych blogerów z Instagramu, dodatkowo obciążonych problemami z posługiwaniem się językiem polskim. I opublikował ich opinie w liście dołączonym do dzieła. Ale na okładce pojawiła się też rekomendacja pułkownika Vincenta V. Severskiego („Absolutnie pochłaniająca”) – autora, którego wielce poważam i wręcz wielbię; chyba ta opinia nie została wymuszona torturami? Rzuciłem się tedy sprawdzić, co też mogło aż tak pochłonąć jegomość pana pułkownika?

Przeczytałem jednym tchem, starając się nie odrywać od lektury (no, najwyżej na tyle, ile potrzeba do zrobienia herbaty), bo tak zachwalali swe oddanie tej lekturze niektórzy z cytowanych blogerów. Może czytanie ciurkiem to sposób, by ją zmóc bez strat własnych? Pochłoniesz czy dasz się pochłonąć – wszystko jedno… Ważne, że tym sposobem nie zajmie ci to dużo czasu. Bo przecież nie masz czasu do stracenia, nieprawdaż?

Więc o co chodzi z tą „Czerwienią”? Cóż, autorka – dwojga imion Małgorzata Oliwia madame Sobczak – jest wziętą tu i ówdzie, osobliwie podobno na Wybrzeżu (Gdańskim, by nie było nieporozumień…) romansopisarką, aczkolwiek o niewielkim dorobku (w sensie liczby tytułów). Nie wiedzieć czemu gatunek postanowiła zmienić. Może zorientowała się, że Kalicińskiej, Michalak czy Grocholi już nie dogoni? Fakt, nie dogoni na pewno. Pod każdym względem nie dogoni. Może rachunek prawdopodobieństwa podsunął jej myśl zdrożną, lecz usprawiedliwioną, że z Bondą, Puzyńską, Grzegorzewską czy tam Rudnicką pójdzie jej łatwiej – nie wspominając już o tych gamoniach – facetach?

I rzeczywiście. Intrygę pani Małgorzata Oliwia obmyśliła wzorowo. Zbrodnia na przedwiośniu: trup dziewczyny na plaży w Sopocie, oczywiście wyłowiony z wody. Klasyka. Gdyby nie drobny (w stosunku do wagi ciała) szczegół: miała wycięte wargi (konkretnie tzw. czerwień wargową) – fachowo, precyzyjnie, zapewne skalpelem. Zagadka sama w sobie spora, typ okaleczenia wskazuje na jakiegoś osobliwego psychola, maniakalnego zboczeńca, może nawet seryjnego… Właśnie – seryjnego; ktoś sobie przypomniał, że siedemnaście lat temu na plaży w Sopocie znaleziono ciało podobnie okaleczonej dziewczyny – Moniki, córki sędzi Boguckiej. Dziewczyna, licealistka z dobrego domu, obracała się w nieciekawym świecie trójmiejskiej gangsterki. Sprawy wtedy nie rozwiązano. Akta utknęły w archiwum spraw umorzonych z powodu niewykrycia sprawcy… Ciągu dalszego oczywiście nie zdradzimy.

Dobre… Jak na debiut – przyznaję – dobre. Pani Sobczak ma imaginację na poziomie. Dawno nie mieliśmy do czynienia z intrygą tak klarowną, prościutką na wstępie, ale jednocześnie stwarzającą wiele możliwych równoprawnych kierunków kontynuacji. Dla czytelników specjalizujących się w odgadywaniu zagadek przed dobrnięciem do końca lektury, na podstawie ujawnionych przez autora przesłanek, własnej intuicji i typowych algorytmów dedukcji – koszmar! Zakończenie intrygi nie do odgadnięcia, przebrnięcie przez chaos dowodów, plątaninę tropów, wariantów, ślepych odgałęzień – no po prostu intelektualny horror… Ale w sumie – co tu ukrywać – to świadectwo niezgorszych umiejętności pisarskich. Pani Małgorzato Oliwio – szacunek! Jak na debiutantkę – nawet podwójny, bo poczynała sobie pani z fabułą w stylu starego wyjadacza. A przecież pani nim nie jest… Mamy zatem do czynienia z intuicją, wrodzonym talentem i ekscesem Matki Natury. Ale może to też być przypadek małego praktykanta w jednej z antwerpskich pracowni jubilerskich, któremu szef – na oczach skonfundowanego, a nawet przerażonego właściciela bezcennej perły – rzuca nonszalancko, a nawet niedbale pomieniony klejnot, z poleceniem przewiercenia dziurki… A protesty właściciela kwituje rozsądnie: – Sza, Icek zrobi wszystko starannie, jak go uczyłem. A ponieważ nie zna prawdziwej wartości perły, ręce nie będą mu się trząść… Pani Małgorzata Oliwia dwojga imion Sobczak też chyba nie znała prawdziwej wartości swego pomysłu i obrobiła go regulaminowo, wedle kanonów pisania literatury sensacyjnej. No i bardzo dobrze…

Ale pisanie literatury sensacyjnej nie kończy się na pomyśle fabularnym. Ani nawet na jego zrealizowaniu. Literatura to jeszcze sylwetki bohaterów, didaskalia, dekoracje, ozdobniki i tymżesz podobne duperele – w sumie składające się na produkt gotowy do czytania. Nie są ważniejsze od samego pomysłu, ale mogą pomóc lub zaszkodzić. Podkręcą tempo, dodadzą urody, wprowadzą odpowiedni nastrój. Ale mogą też usztywnić atmosferę, „zrobić wiochę”, odebrać wiarygodność – słowem: wszystko spieprzyć… I tutaj autorka ma problemy – warsztatowe, intelektualne, emocjonalne.

Weźmy na przykład takiego prokuratora Leopolda Bilskiego (Nie za wymyślne to imię? Zwłaszcza że jego zwierzchnik ma na imię Ildefons…) – głównego bohatera „Czerwieni”. Obowiązkowo przystojny, pociągający, atrakcyjny, wyposażony w hipnotyzujące oczy, sprężysty, mocny trzydziestosześciolatek – stylowy ogólnie rzecz ujmując, ale za to bez sukcesów u pań, zapewne odstręczających się, gdy tylko zyskiwały świadomość, jakąż to profesję uprawia dopiero co poznane „ciacho”… Mężczyzna idealny, bez wad, bez nałogów, nietknięty jeszcze objawami kryzysu wieku średniego… Nie za słodko? Pani Sobczak uważa, że nie i ładuje na grzbiet swego bohatera całą wiarę w męski ideał – jakby Leopold był alter ego jakiegoś bliskiego jej realnego faceta; tylko alter ego doposażonym w takie cechy, których tamtemu zabrakło. Może zmobilizować tamtego chce, ulepszyć, poderwać do lotu? Chwalebny zamiar, ale nie w literaturze rozrywkowej z branży kryminalnej. Romanse mogą być wyidealizowane, nawet przerysowane – ale kryminał nie. Może autorka o tym nie wie, ale takie teksty zyskują znacznie, gdy są wiarygodne… Czyli bohaterowie ze skazami, podobni do reszty, a osobliwie do czytelniczej publiczności. Kryminał to nie romans, przerysowań nie znosi, o czym boleśnie przekonują się autorzy, dotknięci syndromem przefajnowania na odwyrtkę, kreujący pozytywne poniekąd postaci głównych bohaterów, ale obciążonych poważnymi wadami charakteru, nałogami, chorobami (szczególnie popularne są uzależnienia, depresje i syndrom stresu bojowego…) i nawet dewiacjami. Takie kreacje – zwłaszcza gdy są „seryjne” – szybko wyczerpują swój potencjał, wiodąc autora na manowce poturbowanej psychologii. Więc skrajności won! Ale jeśli planuje pani ciąg dalszy, proszę temu Bilskiemu zrobić jakąś małą krzywdę, uczłowieczyć go, upodobnić do zwyklaka – czytelnika.

Drugi problem pani Małgorzaty Oliwii dwojga imion Sobczakowej to język. W tekście zostało mnóstwo śladów katorżniczej męki redakcji, usuwającej zbędne słowa, poważny nadmiar słów. Ale trzeba było przy okazji (wychowawczo!) powiedzieć autorce, że to jej obowiązek. Pierwszy i najważniejszy. Z doświadczenia wiem, że skracanie własnych tekstów to męka niewypowiedziana… Zawsze lepiej mi szło rżnięcie cudzego – taki miałem zawód. Ale piszący we własnym, dobrze pojętym interesie nie powinni przerzucać obowiązku skrawania, heblowania na redagujących. Zresztą zawszeć lepiej być werbalnym ascetą niż utracjuszem. No i te metafory… „Sędzia Bogucka wygięła się w łuk i głęboko westchnęła.” To tylko taki przykład… Wyobraźnia podsuwa mi obraz ciała sędzi Boguckiej wygiętej w łuk, ale ze względów obyczajowych, mając skądinąd na uwadze rosnącą pruderię w środowiskach czytelniczych, nie odważę się obrazu tego opisać słowami. Wszelako autorka mogłaby choć spróbować. Inaczej. Subtelniej, a zarazem z większym leksykalnym rozmachem. Ciało wygięte w łuk to kiepska literatura…

Poprzestańmy na tym. Dajmy pokój debiutantce – nie znęcajmy się więcej. Tym bardziej, że w sumie nie jest taka zła. Intryga zwłaszcza – obmyślona wzorowo – przynosi jej zaszczyt. Dziewczyna umie kombinować na wysokim poziomie, co w branży kryminalnej nie jest ani łatwe, ani częste. Zobaczymy, jak sobie poradzi z testem drugiego podejścia, ważnym sprawdzianem posiadania iskry bożej na sposób trwalszy niż jednorazowa iluminacja. Kłaniamy się zatem i cierpliwie czekamy…

Tomasz Sas
(15 09 2019)


Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *