Håkan Eriksson Lunatycy Przekład: Agata Teperek Wydawnictwo Edipresse, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Dżihad zaspanych bojowników albo palec Boży Wynaturzeni bieżeńcy z klubu prawdziwych wyznawców Proroka, młodzieńcy urodzeni wprawdzie już w krainach niewiernych, ale spychani na margines (inna rzecz, że na ogół niespecjalnie intensywnie starający się – jeśli w ogóle próbujący – zmienić swój status…), fałszywi nauczyciele, zdesperowani opętańcy i cyniczni przewodnicy – „starsi bracia”, oferujący skrócony kurs obsługi pasa szahida, kałasznikowa albo stingera. To naturalne środowisko, w którym rodzi się, krzewi, wzbiera i konserwuje duch dżihadu – świętej wojny w imię wiary jedynej i prawdziwej, jej boga i jego proroka. Tak przynajmniej widzi to autor „Lunatyków”… Z drugiej strony tenże sam autor widzi swój kraj – ląd sytych białych (w dominującej większości) ludzi, wystawiających do walki w obronie swych wartości, posiadłości, cnót , świętego spokoju i wolności (zwłaszcza wolności czynienia głupstw i niegodziwości…), garstkę zmęczonych, wypalonych profesjonalistów, nieźle wprawdzie wyposażonych, zmotywowanych i zdeterminowanych, ale spętanych regułami poprawności, regulaminami i oczekiwaniami polityków – z mandatami namaszczonymi wolą ludu w wyborach powszechnych. Tak to przynajmniej widzi autor „Lunatyków”… Powiedzmy to sobie od razu: Håkan Eriksson nie należy do czołówki skandynawskich autorów literatury sensacyjnej, kryminalnej i innej tego gatunku. Nie…
Krzysztof Pyzia (wywiadowca) Jerzy Dziewulski o polskiej policji Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 – 07, zgłoś się na Tempelhof! – Nie chcę, ale muszę… Legenda. Żywa. Tylko dlatego, że święcie wierzy, iż gliniarza dzieli od śmierci to, co potrafi. Więc on potrafi sporo, bo chce, by dzieliło go jak najwięcej, choć parę razy okazało się, że i tak warstwa ochronna nagle robiła się cieniutka. Celnie, odpowiednio blisko wystrzelony pocisk okazalszego kalibru ma moc obalania wszelkiej teorii, a i ze sporą częścią praktyki radzi sobie niezgorzej. Ale lepiej umieć, niż nie umieć. No i może nie zginą inni… Więc Dziewulski umie. Co umie? Strzec. Bronić. Ścigać. Czynnie zniechęcać do łamania prawa. Delikatny albo spory wpierdol spuścić – zależnie od zapotrzebowania. Negocjować. Pilnować. Politykę robić. Wszyscy w kraju wiedzą, kto zacz. Pokolenie starsze, średnie, może nawet lekkopółśrednie – to już na pewno. Trzech tylko gliniarzy w peerelu i później, na początku trzeciej rzeczypospolitej, było równie sławnych: porucznik Borewicz, kapitan Żbik i major Downar. Rzecz w tym, że to fikcyjni gliniarze – z literatury albo z telewizji. On jeden prawdziwy. Do tego stopnia, że gdyby ktoś, stanąwszy mu na drodze, zechciał sprawdzić, co on naprawdę umie –…
John Grisham Demaskator Przekład: Andrzej Szulc, Anna Dobrzańska Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 2/5 Firma wciąż ma klienta, choć pelikany odleciały śladem samotnego wilka na górę bezprawia… Firma „John Grisham Incorporated” od 1988 roku kręci na wysokich obrotach jak dobrze posmarowana taśma produkcyjna; wypluła już 36 tomów kryminalno-sensacyjno-prawniczego opus magnum, co daje wysoką średnią: mniej więcej jeden i ćwierć tomu rocznie. Dość, by utrzymać renomę… Więcej – to już zatrącałoby o narcystyczną grafomanię. Mniej – o lenistwo i rentierskie odcinanie kuponów. Więc firma Grisham Inc. zasuwa regularnie, by nie wzbudzać podejrzeń. Bo z czasem do polityki produkcyjnej firmy Grisham Inc. byłoby można dostosować anegdotkę z epoki wielkich budów socjalizmu, gdy to na widok biegających po długich pochylniach z desek chłoporobotników z taczkami zafascynowany reporter podsuwa sitko majstrowi z pytaniem: – Ale tempo, nie? Na co majster: – No; tak zapierdalamy, że nie ma czasu taczek załadować! No więc firma Grisham Inc. ostatnimi czasy tak właśnie wygląda – ruch jest, ale taczki puste… O ile „Czas zabijania”, „Raport Pelikana”, „Zaklinacz deszczu”, „Firma” i „Klient” to arcydzieła gatunku – o tyle nowsze produkty już nie zalecają się ani taką fantazją, ani takim mistrzostwem snucia intrygi i opowiadania, ani…
Dominik W. Rettinger Talizmany Wydawnictwo Edipresse Polska SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Klub spadkobierców w boju z duchem wojewody sandomierskiego Znacie dobrze ten typ… Z literatury romansowej, bo w życiu trudno podobną idiotkę napotkać. Z reguły zresztą rzeczywistość ma na składzie idiotki większe i wielopłaszczyznowe, jeśli nie totalne. Bo taka typowa z literatury, na mocy rozporządzenia autora swój rozum ma, tylko jakoś dziwnie rzadko korzysta… 33-letnia urodziwa panienka (wzorowa łamaczka serc, tyle że niefortunnie krótkodystansowa na ogół), z wykształcenia – a jakże, historyczka sztuki, posiadaczka zabójczo pięknego bruneta (typu: marzenie mamuśki, której spieszno i tęskno do statusu teściowej, a może i babci…) i satysfakcjonującej roboty (w kolorowym brukowcu z ambicjami, ze świata celebrytów, shoppingu i kulinariów…). Ale z dnia na dzień szczęśliwa układanka ulega destrukcji. Podły brunet niespodziewanie zdradza z modną aktoreczką. Naczelna, wredne skądinąd babsko, zaś każe… romans ów, gorący wszak hit tygodnia, opisać. Tego już za wiele! Brunet do kanalizacji – tam najgłębszymi rurami płynie Leta, rzeka Zapomnienia… Robota zaś w cholerę – honor nie pozwala! Tragedia i trauma… Do tego dramatyczny splot wydarzeń mocno upośledza zdolności poznawcze bohaterki. A szkoda, bo będzie ich niebawem potrzebowała w stopniu nadnaturalnie istotnym – a to dzięki kolejnym,…
Robert Harris Konklawe Przekład: Andrzej Szulc Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Santa Sede pod kluczem czyli mały Robcio wybiera Pontifexa… Robert Harris – wielkie nazwisko literatury anglosaskiej; boję się napisać: popularnej, bo to naprawdę najwyższa półka. Ten 60-letni syn drukarza z Nottingham, absolwent Cambridge (literatura angielska w Selwyn College), dziennikarz BBC, redaktor i komentator polityczny „Observera”, potem „Sunday Timesa” i „Daily Telegraph” (pierwszy liberalno-lewicowy, a te dwa raczej konserwatywne…), pisać książki postanowił w 1982 roku. Ale zaczął od… publicystyki politycznej: o broni biologicznej, o wojnie falklandzkiej, o aferze z rzekomymi pamiętnikami Hitlera, o polityku Partii Pracy Neilu Kinnocku… Dopiero w 1992 roku zabrał się za powieść – wystartował ambitnie, bo jego „Fatherland” zaczynał się od (na szczęście całkiem fikcyjnego)… zwycięstwa III Rzeszy w II wojnie światowej. No i potem fikcji się trzymał – w przypadku drugiej książki – „Enigmy” – nawet dość kurczowo, co mu boleśnie wytknął historyk Norman Davies. U Harrisa to nie Polacy z Poznania złamali jeszcze przed wojną zasadę funkcjonowania niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma, tylko brytyjscy geniusze matematyki w centrum deszyfrażu Bletchley Park (częściowa prawda: wielki Alan Turing zautomatyzował proces czytania depesz radiowych Enigmy). Ale dobry, trzymający w napięciu i trzymający się…
Adam Brookes Wojny szpiegów Przekład: Paweł Wolak Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2016 Rekomendacja: 3/5 Ocena okładki: 2/5 Kuda uszoł wasz Kitajczonok Li? Ten użyty w tytule recenzji szlagwort z romansu Aleksandra Wertyńskiego („Gdie Wy tiepier?”, znanego także pod tytułem „Liliowy Negr”) zawsze, no po prostu automatycznie przypomina mi się, gdy trafiam w literaturze (osobliwie popularnej) na próbę zmierzenia się z tzw. tajemnicą Orientu – najczęściej oczywiście tajemnicą Chin. Krainy potrząsającej strunami wyobraźni. Przykrótkimi strunami, godzi się zauważyć, bowiem na ogół chodzi o literaturę powstającą w zachodnim kręgu cywilizacyjnym. Setki, a może już tysiące autorów od czasów weneckiego awanturnika Marco Polo usiłują zgłębić, rozwikłać, objaśnić zagadki Państwa Środka. Powiedzieć, że 99 procent z nich ledwo powierzchownie zmacało problemat chiński, to niewiele powiedzieć… Zgoła nic. Te 99 procent to rezultaty nieudolnego ukrywania kompletnej ignorancji, wynikającej z mentalnej, intelektualnej niemożności przebicia i spenetrowania bariery otaczającej Orient. Ignorancja maskowana jest konfabulacją, bajkami, plotkami, kłamstwami, domysłami, nieuprawnionymi ekstrapolacjami i dedukowaniem z niewiadomego… Na pocieszenie powiem, że nic w tym uwłaczającego: 99 procent chińskich autorów, usiłujących rozszyfrować cywilizację śródziemnomorską, ma tak samo! Ale co z tym jednym procentem? No cóż, to domena wybitnych badaczy: uczonych, wielkich publicystów, wielkich polityków, wielkich analityków polityki, gospodarki, kultury….
Nikodem Pałasz Zabójczy tie-break Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2016 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Zaguglowany terminalnie; od zaraz potrzebne cięcia sanitarne… Jest wszystko. Zwłaszcza zaś inteligentna, skomplikowana, niemal wiarygodna, cyniczna jak trzeba, trzymająca w napięciu intryga kryminalna i polityczna. Tak skrojona, że mniemać można, iż do cna wyczerpała pomysłowość i kombinatoryczne talenty autora… No nie wiem – Nikodem Pałasz ma jednak wszelkie po temu dane, by się bystro zregenerować mentalnie. Nikodem Pałasz należy do tej (skądinąd wcale licznej…) grupy autorów krajowego kryminału, którzy piszą za dużo. A pisać muszą, bo się uduszą. Przy czym zwrot „za dużo” nie oznacza wydajności, frekwencji wydawniczej. Mam na myśli zawartość każdego dziełka z osobna… Co zatem „za dużo” znaczy? Pocznijmy od bohatera sequelu (bo to bodajże trzecia z nim książka…), czyli inspektora policji (teraz już byłego) i funkcjonariusza Europolu (takoż ex…) Wiktora Wolskiego. Klasyczny przypadek przepakowania… 40-letni z lekka łysiejący i odrobinkę tyjący erudyta, bokser, kolekcjoner winyli, ekspert rynku starych samochodów (nie złomu ze szrotów, tylko vintage…), słuchacz punkowo-hiphopowej grupy Beastie Boys, sybaryta, niezgorszy kochanek (sprawność seksualna plus umiejętność czytania kobiecej duszy…), znawca poezji i wedle terapeutów: osobowość psychopatyczna… No i ta przeszłość dramatyczna, znaczona zgonami bliskich, krwawymi śledztwami i urazami (syndrom…
Eric van Lustbader Robert Ludlum. Odwet Bourne’a Przekład: Jan Kraśko Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz S.C., Warszawa 2016 Rekomendacja: 1/7 Ocena okładki: 2/5 Zabili go i uciekł Tor lotu pocisku kalibru od mniej więcej 7,62 mm do jakieś 12,5 mm, który w wyniku gwałtownej eksplozji ładunku miotającego opuścił lufę broni strzeleckiej, krótkiej lub długiej, szalenie trudno zakłócić. Owszem – snajperzy, czyli precyzyjni strzelcy długodystansowi, od razu powiedzą, że czynniki takie jak wiatr, ciśnienie atmosferyczne, wilgotność i temperatura powietrza… Mają nawet specjalne tablice przeliczeniowe i algorytmy w podręcznych komputerkach polowych (opancerzonych i w kamuflażu bojowym), by te niedogodności usunąć. Ale w zasadzie wystrzelony pocisk porusza się po swej trajektorii (wybranej przez wycelowaną lub nie lufę…) bez przeszkód i z siłą pewną taką – niepohamowaną i destrukcyjną. Więc jeśli przypadkiem (lub nie) na tej drodze znajdzie się obiekt jakowyś, dajmy na to ciało ludzkie, nie ma ono prawa uniknąć dekompozycji (z dużym – rosnącym wraz z kalibrem pocisku – prawdopodobieństwem zejścia definitywnego). Zasada ta ulega jednak zawieszeniu na gruncie tzw. literatury sensacyjnej, z osobliwą zaś siłą zawieszenie to demonstruje się w przypadku osobnika, znanego pod prowizorycznym (ale od lat ważnym) imieniem i nazwiskiem Jason Bourne… Postać tę wykoncypował amerykański klasyk powieści sensacyjnej, awanturniczej,…
Arne Dahl Ciuciubabka Przekład: Anna Krochmal, Robert Kędzierski Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2016 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 2/5 Precyzja niewidzącego Kreowany na nową gwiazdę kryminalno-sensacyjnego nurtu literatury skandynawskiej szwedzki pisarz (etatowo pracujący – ciekawostka! – jako researcher i lektor noblowskiego komitetu…) Arne Dahl (naprawdę nazywa się Jan Lennart Arnald) powoli dorasta do oczekiwań krytyki… Starsi mistrzowie ustawili jednak poprzeczkę tak wysoko, że dla juniora-aspiranta (rocznik 1963 – ledwie 53 lata – doprawdy, cóż to za wiek…) ciągle jest wolna przestrzeń na wypracowanie potęgi skoku… A przestrzeń to niezwykle potrzebna. Dotąd bowiem uważałem Dahla za sprawnego wyrobnika-rzemieślnika, dobrego w opowiadaniu i snuciu intrygi, operującego przy tym językiem przyzwoitej próby (jeżeli coś nie zostało lost in translation, czego zweryfikować nie sposób, jeśli się nie zna szwedzkiego ni w ząb…). Być może krzywdzę wielkiego pisarza niechcący, ale przed kilkoma laty już zaliczyłem trzy (z ośmiu lub dziewięciu…) jego seryjne powieści o tak zwanej Drużynie A, wyimaginowanej komórce szwedzkiej policji do zwalczania przestępczości niekonwencjonalnej, zorganizowanej i przekraczającej granice kraju: „Misterioso” (2010), „Na szczyt góry” (2011) i „Europa Blues” (2012; wszystkie wydane w Muzie, a w Szwecji jakąś dekadę wcześniej…). No i nie wydały mi się one lekturą wielką, szlusującą do Mankella, Läckberg czy tego…