Igor Brejdygant Uwolniona Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Marzenie ściętej głowy… Kamandir Antonio zdemaskowany jako agent GRU. Nic takiego jeszcze się nie wydarzyło. I być może się nie wydarzy. Pewnie nie… Ale brzmi pięknie – co przyznaję bez szczególnego oporu, ale i bez satysfakcji. Pod tym bowiem względem rzeczywistość bardziej jest kulejąca. Ale literatura? Ba, ta może sobie pozwolić na więcej – na spekulację, igrce wyobraźni, na aluzje i w ogóle fikcję rodem ze świata równoległego, wyspekulowanego na podstawie chwiejnych przesłanek. Chociaż po tym, co publicznie ujawnił generał Pytel, nic nie wydaje się niemożliwe, a fakty znienacka stawiają pytania. Lecz czy ktoś tu i teraz szuka właściwych, pasujących odpowiedzi? To z kolei dobre pytanie… Z gatunku tych, na które oficjalnie, pod nazwiskiem, nikt nie odpowie. A możliwe spekulacje będą kwitowane wzruszeniem ramion lub (w wersji hardcorowej) pukaniem się w czoło. Nie dlatego, że nie ma tam nic na rzeczy – raczej dlatego, że wszystko jest tajne jak cholera, łamane – nie, nie przez poufne – kołem łamane (gdy zwrot ten potraktujemy niemetaforycznie, dosłownie raczej…). Wychwalanie Igora Brejdyganta w tej sytuacji jawi się jako czynność rutynowa, prawo zwyczajowe (tej samej kategorii co ius primae noctis na przykład…)…
Ken Follett Nigdy Przełożył Janusz Ochab Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2021 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Ćwiczenie z wyobraźni, czyli anatomia eskalacji Przez liczne dekady swej pisarskiej posługi na niwie literatury sensacyjnej (z historyczną jest nieco inaczej, a taką też uprawia…) Ken Follett przyzwyczaił nas do pewnej takiej powagi, sierioznej misji, która sam narzuca swej thrillerowej (więc z natury rzeczy pewnie rozrywkowej) prozie. Jak każdy prominentny przedstawiciel małego narodu (jest Walijczykiem) każe się traktować poważnie i nigdy nie pozwoliłby sobie dopuścić do sytuacji, w której posądzono by go o luzik jakiś nadmierny, poczucie humoru (uchowaj nas, Panie!) czy abnegację w kwestii wartości, zasad moralnych tudzież imponderabiliów patriotyczno-narodowo-ojczyźnianych. Ale co to za misja? No cóż, gdyby odwołać się do poetyki interviews z kandydatkami na Miss Universum, chodzi po prostu o pokój na świecie… Innymi słowy: nasz człowiek wygrywa ekstremalne starcie z ich człowiekiem, a kody startowe – z westchnieniem ulgi – są usuwane z komputerów wyrzutni, No i pięknie… W jednym pakiecie otrzymujemy ostrzeżenie i wybawienie, z serią mordobić w sensie ścisłym i symbolicznym takoż, plus odrobina konwencjonalnego seksu (jeżeli 72-letni autor cokolwiek o tej aktywności człowieczej pamięta). Follett jet majstrem tego rodzaju literatury – 100 milionów nakładów to nie byle co….
Luis Sepulveda Koniec historii Przełożyła Joanna Branicka Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2021 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Nie spoczniemy, nim dojdziemy, czyli la lucha continua Jest takie słynne zdjęcie – jedna z ikon XX wieku: w półotwartych solidnych odrzwiach stoi grupka młodzieńców w cywilnych garniturkach typowych dla mody lat 70.; w rękach mają AK-47, wszyscy zadzierają głowy i patrzą w niebo. W środku grupki stoi starszy pan w marynarce narzuconej na jakiś fikuśny nieformalny sweterek, na głowie ma wojskowy hełm, trochę zawadiacko przekrzywiony i niezapięty. Też trzyma kałasznikowa, też patrzy w górę… Wygląda troszkę groteskowo, ale cała scena to kluczowy moment jednego z większych i ważniejszych dramatów politycznych ubiegłego stulecia. Akcja uchwycona na zdjęciu toczy się 11 września 1973 roku w Santiago de Chile, przed wejściem do pałacu prezydenckiego La Moneda – a ten starszy pan to legalny prezydent Republiki Chile – doktor Salvador Allende Gossens – właśnie obalany przez puczystów (popieranych, niekoniecznie całkiem dyskretnie, przez CIA i znanego amerykańskiego prezydenckiego doradcę Henry’ego Kissingera, który 12 dni po zamachu, jakby w nagrodę, został sekretarzem stanu USA) pod wodzą niejakiego Augusto Pinocheta – generała tamtejszej armii i jednego z największych zbrodniarzy drugiej połowy XX wieku. Wszyscy patrzą w niebo, bo…
Bill Clinton, James Patterson Gdzie jest prezydent Przełożyła Karolina Rybicka Wydawnictwo Znak, Kraków 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Nie bądź taki szybki, Bill… Bill Clinton ma pomysł fabularny zręcznej intrygi sensacyjnej i ogromną, praktycznie nikomu innemu niedostępną wiedzę (dwie kadencje w Białym Domu!) o sprawowaniu władzy. Ale nie w kwestii tzw. know how – czyli jak z tego sklecić opowiastkę, która miałaby ręce i nogi, a przede wszystkim magiczny walor skłaniający potencjalnego czytelnika do sięgnięcia po kartę płatniczą czy wejścia na stronę sklepiku Amazona… Samo nazwisko Clinton ma wprawdzie ogromną wartość rynkową, ale może nie wystarczyć… Poza tym – inaczej się pisze autobiografię czy esej polityczny, a inaczej – beletrystykę sensacyjną w stylu Grishama, Le Carre’a, Ludluma czy choćby Toma (drugoligowca!) Clancy’ego… Nie da rady – trzeba zatrudnić, dokooptować do drużyny fachowca z najwyższej półki. I to wyposażonego w specyficzne cechy osobowości – nie tylko talent kreacyjny najczystszej próby… Oczywiście założyć trzeba, że autor pierwszej gildii nie zechce pełnić roli anonimowego ghost writera. On, ze swym nazwiskiem, zapragnie na pewno dopisać się na okładce. To nieprzezwyciężalna (żadną kwotą!) kwestia ego… Z drugiej wszakże strony, zważywszy na nazwisko i osobowość figuranta, taki widmowy współautor liczyć się musi z tym, że…
Robert Harris Monachium Przełożył Andrzej Szulc Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2018 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Spróbuj się dogadać, zanim zaczniesz strzelać… Sir Arthur Neville Chamberlain (1869 – 1940), konserwatysta, premier rządu Jego Królewskiej Mości w latach 1937 – 1940 (do 10 maja – dnia rozpoczęcia agresji Hitlera na Belgię, Holandię tudzież Wielkie Księstwo Luksemburga i Francję…), nie cieszy się ani dobrą pamięcią, ani sympatią historyków oraz wyedukowanych historycznie obywateli UK. Przeciwnie – mimo prób zobiektywizowania, ocieplenia i wytłumaczenia jego roli w historii, wciąż jest uważany za symbol bezradnej słabości Zjednoczonego Królestwa i całego Imperium Brytyjskiego w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Jego lekko kabotyński i ciężko naiwny, dyskwalifikujący polityka gest wyciągniętej ręki z paroma kartkami memorandum o pokoju, które pokazywał na londyńskim lotnisku po powrocie z Monachium i konferencji z Hitlerem, nadal w nauczaniu dyplomacji traktowany jest jako przykład fatalnego kryzysu poznawczego: wytrawny polityk albo kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił, albo wiedział i omamił opinię publiczną. W obu przypadkach to i zbrodnia, i błąd, który Anglię kosztował bardzo wiele krwi, godności i zasobów… „Monachium” Roberta Harrisa nie jest ani próbą rehabilitacji, ani aktem dooskarżenia sir Neville’a. To powieść sensacyjna – fikcyjna w gruncie rzeczy, ale dobrze udokumentowana, wykorzystująca…
Håkan Eriksson Lunatycy Przekład: Agata Teperek Wydawnictwo Edipresse, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Dżihad zaspanych bojowników albo palec Boży Wynaturzeni bieżeńcy z klubu prawdziwych wyznawców Proroka, młodzieńcy urodzeni wprawdzie już w krainach niewiernych, ale spychani na margines (inna rzecz, że na ogół niespecjalnie intensywnie starający się – jeśli w ogóle próbujący – zmienić swój status…), fałszywi nauczyciele, zdesperowani opętańcy i cyniczni przewodnicy – „starsi bracia”, oferujący skrócony kurs obsługi pasa szahida, kałasznikowa albo stingera. To naturalne środowisko, w którym rodzi się, krzewi, wzbiera i konserwuje duch dżihadu – świętej wojny w imię wiary jedynej i prawdziwej, jej boga i jego proroka. Tak przynajmniej widzi to autor „Lunatyków”… Z drugiej strony tenże sam autor widzi swój kraj – ląd sytych białych (w dominującej większości) ludzi, wystawiających do walki w obronie swych wartości, posiadłości, cnót , świętego spokoju i wolności (zwłaszcza wolności czynienia głupstw i niegodziwości…), garstkę zmęczonych, wypalonych profesjonalistów, nieźle wprawdzie wyposażonych, zmotywowanych i zdeterminowanych, ale spętanych regułami poprawności, regulaminami i oczekiwaniami polityków – z mandatami namaszczonymi wolą ludu w wyborach powszechnych. Tak to przynajmniej widzi autor „Lunatyków”… Powiedzmy to sobie od razu: Håkan Eriksson nie należy do czołówki skandynawskich autorów literatury sensacyjnej, kryminalnej i innej tego gatunku. Nie…
Guillaume Musso Dziewczyna z Brooklynu Przekład: Joanna Prądzyńska Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Gra o sumie ujemnej Przyznaję z pokorą i równie szczerym żalem, że do tej pory niewielkie miałem pojęcie o istnieniu pana Guillaume’a Musso, a o jego dziele i miejscu w literaturze pojęcie moje było jeszcze mniejsze. Dopuszczam nawet myśl zdrożną, iż wyrządziłem sobie tym „bezpojęciem” (ale dodam na usprawiedliwienie: niechcący!) jakąś ogromną krzywdę poznawczą – niemalże czarną dziurę sobie sprokurowałem. Dociera do mnie powoli bezmiar mego intelektualnego nieszczęścia: to tak samo, jakbym zabierał się do pisania monumentalnego eseju o fenomenie kulturowym disco polo i w trakcie przygotowań nagle wyszło na jaw, że nie wiem, kto to taki Zenek Martyniuk, nie słyszałem żadnego przeboju tego gostka (a jeśli nawet, to nie kojarzę…) i pojęcia nie mam, że przez czyjeś (chyba kobiece…) oczy zielone oszalał. Nawet nie wiem, czy się z tego leczy? A jeśli tak – to czy ambulatoryjnie, czy w zakładzie zamkniętym w Choroszczy? Ale co my tu o Zenku M. gawędzimy. Revenons à nos moutons! Taki to i gieroj z pana Musso… Podobno lider francuskich rankingów produkcji literatury w branży thrillerów, kryminałów i sensacji (czternaście powieści od debiutu w…