Ciuciubabka

12 sierpnia 2016

Arne Dahl
Ciuciubabka
Przekład: Anna Krochmal, Robert Kędzierski
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2016

Rekomendacja: 3/7
Ocena okładki: 2/5

Precyzja niewidzącego

Kreowany na nową gwiazdę kryminalno-sensacyjnego nurtu literatury skandynawskiej szwedzki pisarz (etatowo pracujący – ciekawostka! – jako researcher i lektor noblowskiego komitetu…) Arne Dahl (naprawdę nazywa się Jan Lennart Arnald) powoli dorasta do oczekiwań krytyki… Starsi mistrzowie ustawili jednak poprzeczkę tak wysoko, że dla juniora-aspiranta (rocznik 1963 – ledwie 53 lata – doprawdy, cóż to za wiek…) ciągle jest wolna przestrzeń na wypracowanie potęgi skoku…
A przestrzeń to niezwykle potrzebna. Dotąd bowiem uważałem Dahla za sprawnego wyrobnika-rzemieślnika, dobrego w opowiadaniu i snuciu intrygi, operującego przy tym językiem przyzwoitej próby (jeżeli coś nie zostało lost in translation, czego zweryfikować nie sposób, jeśli się nie zna szwedzkiego ni w ząb…). Być może krzywdzę wielkiego pisarza niechcący, ale przed kilkoma laty już zaliczyłem trzy (z ośmiu lub dziewięciu…) jego seryjne powieści o tak zwanej Drużynie A, wyimaginowanej komórce szwedzkiej policji do zwalczania przestępczości niekonwencjonalnej, zorganizowanej i przekraczającej granice kraju: „Misterioso” (2010), „Na szczyt góry” (2011) i „Europa Blues” (2012; wszystkie wydane w Muzie, a w Szwecji jakąś dekadę wcześniej…). No i nie wydały mi się one lekturą wielką, szlusującą do Mankella, Läckberg czy tego nieposkromionego gaduły Stiega Larssona. Co najwyżej pukały od dołu na średnioniską półkę z Asą Larsson, Kristiną Ohlsson albo tym duńskim radykałem Katz Krefeldem…
Dahl utrudnił sobie literacką egzystencję na własne życzenie, wybierając dla swych gawęd fabularną strukturę o założeniach niemożliwych do spełnienia – oksymoronicznych zgoła. Założył bowiem, że szwedzka policja – ociężała, zbiurokratyzowana, sparaliżowana polityczną poprawnością, tkwiąca ochoczo w niewoli procedur, niespecjalnie inteligentna, znakomita w spychologii i recytowaniu wymyślonych przez speców od komunikacji społecznej formułek, a przy tym nudna jak śmierć w domu starców w niedzielne popołudnie – że taka policja może być żwawym tworzywem sensacyjnych fabuł, osnową porywających intryg oraz wylęgarnią niekonwencjonalnych, inteligentnych, przystojnych i sprawnych detektywów płci obojga, rozwiązujących zagadki jednym kopem lub mózgu zmarszczeniem… W kraju, gdzie 95 procent zbrodni popełniają nordyccy, słowiańscy czy zgoła bliskowschodni lub bałkańscy alkoholicy, którym kilka koron zabrakło do opłacenia rachunku w Systembolaget? Albo gdy partner się im zbiesił? Niewiarygodne…
Ale Dahl w to wchodzi i kreuje grupkę policyjnych supermenów (płci obojga, żeby nie było…), Widać jednak jak na dłoni, że zarządza nimi z najwyższym trudem – do tego stopnia są sztuczni i stereotypowi, mimo brutalnych zabiegów uczłowieczających. Oczywiście – z lat biegiem i przyrostem doświadczenia historie Dahla nabierają rumieńców i coraz sprawniej bronią się przed rutyną. Ale Dahl do tego wszystkiego radykalizuje się społecznie; jego kreatury już nie tropią morderców z namiętności czy za zdradę; na celowniku są siatki pedofilskie, handlarze żywym towarem, łowcy i sprzedawcy noworodków, przemytnicy prochów, korumpujący i korumpowani na wysokich szczeblach, handlarze bronią… Innymi słowy: w słusznej sprawie i dla społeczeństwa… Przez taki mur zapewne nie przeciśnie się zwyczajny seryjny zbrodniarz z porąbaną, perwersyjną psychiką. Dahl żyje w świecie cynicznych zawodowców (na oko całkiem normalnych, no, może trochę przypakowanych…), kolekcjonerów forsy i władzy, wyznawców i kapłanów żądzy posiadania.
No i bardzo dobrze…Udana literacko penetracja tego dokładnie wyimaginowanego środowiska, mającego na dodatek wiele wspólnego z kreowanymi przez media (ale korzystające z policyjnych raportów…) wizytami w rzeczywistym świecie zbrodni, to towar pierwszej jakości, którego łakną czytelnicy. Dahl z lat biegiem się wyspecjalizował, odnalazł i misternie rozbudował swój pisarski biotop – niszę, w której porusza się jego finezyjna, coraz bardziej koronkowa inwencja twórcza. Nie uwierzycie, na czym to polega – ambitny Dahl po prostu odkrył Europę! Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że nie on jedyny, nie pierwszy i nie ostatni; rzecz w tym wszelako, co z tym odkryciem zrobił (i może jeszcze zrobi…).
Stary Kontynent, zwłaszcza gdy występuje w gwiaździstym kostiumie Unii Europejskiej, to kopalnia tematów i możliwości kreacyjnych, poczynając choćby od zawiłości strukturalnych, biurokracji i polityki unijnej. Sama Strefa Schengen to czysty kryminał keine Grenzen. Nieograniczona barierami paszportowo-celnymi, mobilna i uzbrojona w Sieć przestępczość potrzebuje przecie takiejże policji… Wyobraźcie sobie zatem, że kompletujecie policyjną supergrupę: nordycki geniusz, uporządkowana Niemka, bystry Iberyjczyk, mokra Włoszka (pardon: mądra Włoszka i do tego śliczna), chytry, ambitny Grek, misiowaty Polaczek, twarda Litwinka (nie dziewica-bohater, ale prawie…), osobliwy Rumun z wielkim uchem, roztargniony Fin, angielska Żydówka o kwalifikacjach Bonda z MI5, ostra Francuzka z berberyjskimi korzonkami… Tak układać możecie w kółko z nieskończoną chmarą wariantów, z mnóstwem osobistych historyjek, życiorysów, skłonności, talentów… A teraz postawcie przed nimi handlującą ludźmi rumuńsko-romską mafię żebraczą, włoską mafię (może być kalabryjska 'ndrangheta…), zmowę koncernów naftowych i szemraną firmę niby-ochroniarską… Kocioł się zrobi jak cholera! A w tym kotle akcja frunie wam między Amsterdamem, Brukselą, Sztokholmem, Atenami i węgierskim zadupiem tak szybko, że ledwo zdążycie połapać wszystkie wątki za ogon… Taka to bowiem jest lektura – wartka, wymagająca wysokich stanów skupienia i wciągająca. Owszem, Dahl stosuje spowalniacze w postaci licznych wtrętów ideolo z arsenału wrażliwego społecznie lewicującego intelektualisty. Owszem, wprowadza wątki liryczne (od dyskretnej erotyki nie stroniąc…) czy zgoła baśniowe (niewidomy cygański gitarzysta…) albo fantazyjne (seksualna przeszłość elokwentnej i altruistycznej unijnej pani komisarz) czy z gatunku hipotez science fiction (te akumulatory…). Ale jest w tym wszystkim duży ładunek iskry bożej – no, talentu, ma się rozumieć…
Tak oto na naszych oczach Arne Dahl zmienia kategorię wagową – przechodzi do gromadki autorów cięższego kalibru. Zapowiada się ciekawie – zwłaszcza że już jest nasz ulubiony ciąg dalszy!
Tomasz Sas
(12 08 2016)


 

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *