Frederic Beigbeder Życie bez końca Przełożył Wiktor Dłuski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Za długo biegniesz zygzakiem… Więc tak, myślę o śmierci. Nieczęsto, ale myślę. Wiem, że czai się niedaleko – raczej bliżej niż dalej, raczej wcześniej niż później. Nieubłagane, nieprzekupne są bowiem prawa Matki Natury. Jako i początek, tak i koniec jest faktem. Nie wierzę w życie po życiu, więc skupiam się na tym, co tu i teraz. Jestem już w wieku, gdy myśli się – co też takiego po sobie zostawisz? Dobra materialne jakoś umiem policzyć, lecz pamięć? Tego nie wiem, ale na podstawie ekstrapolacji statystycznej, zliczonej ze znanych mi losów pamięci o ludziach, których znałem, a odeszli przede mną, mniej więcej wiem, czego się spodziewać… Aha, i jeszcze tych kilkaset tekstów zostanie tak długo, na ile ja sam opłacę lub moi spadkobiercy zdecydują się opłacić abonament u właściciela serwera czy tam chmury… Więc nie, jakoś się tego wszystkiego nie boję. Wolę oczywiście, by „to wszystko” zdarzyło się jak najpóźniej – bo mam co i z kim robić, nie nudzę się w oczekiwaniu na śmierć. Ale akceptuję zawczasu i takie zakończenie, którego nawet mogę nie zauważyć – statystycznie bowiem kwestię ujmując, niekiedy…
Marek Krajewski Moloch Wydawnictwo Znak, Kraków 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Mock i ciemne moce Miło skonstatować, że twój ulubiony autor znów w formie – jak za najlepszych lat. Zaprawdę, Markowi Krajewskiemu posłużył kolejny powrót do swego klasycznego, najstarszego bohatera, czyli funkcjonariusza wrocławskiej policji kryminalnej Eberharda Mocka. Nowy „mock” trzyma poziom tych najdawniejszych – kipiących fabularnymi pomysłami, nieudziwnionych (choć aż nadto „zakręconych”, eksploatujących ponure zakamarki ludzkiej duszy), nieprzekombinowanych, sprawnie i perfekcyjnie opowiedzianych. No i bohater… Bohater znów jest wykreowany z zachowaniem wymogów brzytwy Ockhama (nie mnożyć bytów ponad potrzebę…), a jego konieczne dla powodzenia fabuły „oboczności charakterologiczne” autor ma pod kontrolą. Innymi słowy: kreacja zdyscyplinowana… Polubicie tego Mocka – czułego twardziela, sukinsyna o niezłomnych drogowskazach moralnych, zachowującego się jak brutal na wieczystym, gigantycznym, chronicznym kacu nałogowca (choć w tym akurat tomie Mock tkwi szczęśliwie – a może nieszczęśliwie – w okresie pełnej, choć wielce dokuczliwej wstrzemięźliwości, wywołanej delirycznym wstrząsem natury osobistej, ale objawy właściwe dla stanu postalkoholowego towarzyszą mu upierdliwie, chociaż akurat teraz w zasadzie nie pije…). Stary, dobry Krajewski, stary, dobry Mock… Jakiż to kontrast z dwiema poprzednimi książkami Krajewskiego – o lwowskim policjancie Edwardzie Popielskim – tym razem uwikłanym w działalność służb kontrwywiadowczych u zarania II Rzeczpospolitej,…
Mary L. Trump Zbyt wiele i nigdy dość Przełożył Janusz Ochab Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 2/5 Czy wreszcie powiecie mu – you’re fired!? „Jak moja rodzina stworzyła najniebezpieczniejszego człowieka na świecie” – tak brzmi podtytuł, objaśniający zawartość książki, którą Mary Lea Trump w całości poświęciła swemu stryjowi, młodszemu bratu jej ojca Fredericka Christa Trumpa Juniora – Donaldowi Johnowi Trumpowi – czterdziestemu piątemu (daj Boże, jeszcze tylko przez parę tygodni, ale to oczywiście nadal nic pewnego; na dwoje babka wróżyła…) prezydentowi Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wybór tej osobliwej kreatury był pierwszym w dziejach ponaddwustuletniej tamtejszej demokracji ustrojowym „wypadkiem przy pracy”, który się zdarzyć żadną miarą nie powinien. Ale jednak się zdarzył… Obywatele wybrali idiotę, psycho- i socjopatę, zakłamanego megalomana, narcyza niezdolnego do jakichkolwiek uczuć, osobnika niezbornego intelektualnie, niewyznającego żadnych wartości – poza pragnieniem wielkiej forsy i jeszcze większej forsy, mitomana, oszusta, demagoga i w zasadzie paranoicznego nieudacznika. Coś takiego stało się pierwszy raz w historii USA, ale wciąż przecież niewiele trzeba, by mogło się powtórzyć. Dlaczego tak się stało? To dobre pytanie. I nie ma na nie jednej dobrej odpowiedzi. Nadal. Może niebawem się do takowej zbliżymy… Na razie godzi się jednak zauważyć, że Donald Trump nie…
Krzysztof i Aleksander Daukszewiczowie Nareszcie w Dudapeszcie Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Przemyśl i Wrzeszcz Jak się ma taki talent i genialny słuch (tzw. słuch obywatelski), to oczywiście i bezwarunkowo zostaje się satyrykiem. A przeznaczenie już o to zadba, by po właściwej stronie, czyli po naszej (tymczasowo opozycyjnej, ale to się zmieni…). Jak wygramy. Kiedyś… Ale czy wtedy nasz satyryk pozostanie po naszej stronie i zacznie szydzić z debiutujących przegrywów, czy mu wewnętrzna busola każe się obrócić na ich stronę i nam dopieprzać? Nie wiem, nie wiem – wolałbym, żeby nie. Ale to i tak dylemat czysto teoretyczny, albowiem nie zanosi się, byśmy wygrali wybory w dającej się przewidzieć przyszłości. W każdym razie satyryk Daukszewicz Krzysztof jest po naszej stronie. A jeszcze tym razem dodatkowo wciągnął w ten proceder syna Aleksandra. No i pięknie – teraz jest ich dwóch… Wzmocnienie nie oznacza żadną miarą, że pan Krzysztof słabuje, że potrzebuje wsparcia. Nic z tych rzeczy – to po prostu rodzaj stażu, szkolenia przywarsztatowego. Warsztat satyryka – jeśli spojrzeć na zagadnienie z punktu widzenia samej konstrukcji, mechanizmu działania – nadzwyczajnie skomplikowany nie jest. Składa się z trzech członów. Pierwszy to optyczno-akustyczne postrzeganie świata (wspierane…
Michael Chabon Telegraph Avenue Przełożył Krzysztof Majer Grupa Wydawnicza Foksal – wydawnictwo wab, Warszawa 2020 Rekomendacja: 6/7 Ocena okładki: 4/5 Wielka Amerykańska Powieść? Nie tym razem… Rekomendując jedno poprzednich wydanych u nas dzieł Chabona – „Poświatę” (w tym blogu ponad dwa lata temu – 20 sierpnia 2018 roku) – sugerowałem, by wydawca dodawał do każdego egzemplarza solidny nóż z ząbkami, a to z uwagi na gęstość tej prozy, niemożliwej do ogarnięcia bez ostrego narzędzia, rozkrawającego tekst na poręczne, cieńsze plasterki, lepiej dostosowane do możliwości aparatu poznawczego przeciętnego czytelnika… W przypadku „Telegraph Avenue” prośbę tę wypadnie powtórzyć, ale z sugestią, by narzędzie do rżnięcia gęstej prozy było solidniejsze niż nóż ze zwykłym ręcznym napędem. Może spalinowa husqvarna? Jest bowiem co rżnąć… Zaprawdę, mało kto na świecie (nie przesadzam…) potrafi tak upakować tekst, nadając mu zarazem elastyczność i pokaźną objętość. Chabon powinien pracować na akord w fabryce konserw, gdyby mu się tak nie powiodło w literaturze. Tak pakować – to trzeba umieć. Tysiące zaskakujących, nieoczywistych metafor o zdumiewającej urodzie, tysiące słów o niemożliwym zrazu do odgadnięcia przeznaczeniu, ale po chwili oczywistym, jakby były kawałkami milionowego, automatycznego puzzla. Potoki – wręcz kaskady fantazmatycznych konstrukcji narracyjnych – jak na przykład jednozdaniowa (ale na szesnastu…
Richard Osman Morderców tropimy w czwartki Przełożyła Anna Rajca-Salata Wydawnictwo Muza SA, Warszawa 2020 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Wesołe jest życie staruszka… Nie oszukujmy się: u większości (szacowanej na jakieś dziewięćdziesiąt procent) poddanych Jej Królewskiej Mości Elżbiety Drugiej, przebywających aktualnie na emeryturze, budżety osobiste spinają się ledwo-ledwo lub wcale. Jak u nas… Załóżmy przeto, że owa przeważająca, bo dziewięćdziesięcioprocentowa większość emerytów nie zajmuje się niczym innym, niż usilnymi próbami zaktywizowania, poprawy bilansu środków pozostających do dyspozycji miesiąc w miesiąc, podejmując jakieś zajęcia, na ogół niskopłatne, ale to zawsze coś. Lecz te dziesięć procent… No cóż, ćwiartka lub nawet jedna trzecia z nich w ogóle nie ma żadnych problemów materialnych, a zgromadzony przed emeryturą kapitał pozwala – primo: korzystnie sprzedać mieszkanie w Londynie czy domek w Cottswolds, a za zarobione pieniądze nabyć – secundo: jakieś mas lub małe chateau w Prowansji, farmę w Burgundii lub Normandii, willę w Toskanii, hacjendę na Majorce, apartament pod Malagą, opiti (domek znaczy, po grecku…) na Korfu, albo zgoła hotelik na Bahamach, by – tertio: zniknąć z pola widzenia, zwłaszcza służb podatkowych Zjednoczonego Królestwa. Ci nas nie obchodzą. Pozostaje liczna gromadka emerytów, czerpiących z państwowych, komunalnych i prywatnych funduszy ubezpieczeniowych, oprócz tych zabezpieczeń posiadających zaskórniaczki…