Ante Tomić Cud w Dolinie Poskoków Przełożyła Dorota Jovanka Ćirlić Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2024 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Stara miłość nie rdzewieje – po chorwacku Donoszą akurat teraz w mediach rozmaitych, że w Chorwacji intensywnie rozmnażają się żmije i dochodzi do coraz częstszych ataków tych wrednych gadzin na ludzi – na razie na prawowiernych lokalsów – rdzennych Chorwatów, ale sezon turystyczny w tej pięknej bałkańskiej republice dopiero się rozkręca… Zęby jadowe zatopione w mięsisto-piwnej łydzie grubego Szwaba czy otłuszczonego mięśniaka-Polaka to widok piękny i pożądany. Z punktu widzenia żmijowego plemienia. Ale nie tylko… Czemu akurat teraz tak się porobiło z tymi żmijami? Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, że to wina Ante Tomicia – autora „Cudu w Dolinie Poskoków”. Poskok bowiem to nie tylko rodowe nazwisko bohatera tej groteskowej opowiastki – twardego dalmatyńskiego górala Jozy – i jego czterech synów: Kreszimira, Branimira, Zvonimira i Domagoja. Zresztą powiedzieć o Poskokach, że twarde z nich chłopy, to nic nie powiedzieć. Ich struktura fizyczna i umysłowa podobna jest do skał krasowych, aczkolwiek pobudowana na strawie zdominowanej przez kaszkowatą, sraczkowatą mamałygę. Ludność okoliczna z Gór Dynarskich pospolicie poskokami nazywa pewien gatunek jadowitego gada – żmiję nosorogą (Vipera ammodytes) – sporą…
Grzegorz Kasdepke, Hubert Klimko-Dobrzaniecki Królik po islandzku Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Przepisy na wielkie żarcie, czyli schabowy po koszalińsku Uwielbiam sytuacje, gdy dwa względnie stare chłopy (względem sumy życiowej eksperiencji i wagi tzw. bagażu doświadczeń) robią sobie jaja i uprawiają prozę w celu ewidentnie zabawowym (przy czym celu zarobkowego się nie wyklucza) – korzystając z odwiecznego chłopackiego przywileju podsmradzania (symbolicznego tymczasem – ma się rozumieć; jak kiedyś robiło się kopciucha ze starej kliszy celuloidowej, by „uświetnić” na przykład rekolekcje lub akademię z okazji dnia milicjanta) oficjalnej celebry (by nikogo nie urazić…) fenomenu, zwanego życiem codziennym warstw wyższych, średnich i niższych. Nasze życie codzienne bowiem – osobliwie to w wersji publicznej – wydaje się być solenne i sztywniackie jak dekiel od trumny. Każdy zatem, kto potrafi sztywność ową zmiękczyć, obśmiewając to i owo, wart jest tyle złota, ile sam waży. Chociaż dalece nie wszyscy celebransi sztywniactwa gotowi byliby cenę tę zapłacić… Ale z tym mniejsza – ważne, że ciągle są tacy dojrzali chłopcy, gotowi do pikarejskiej w swej istocie rozróby literackiej, choćby miała ona tylko polegać na eksploatacji złoża wspomnień heroicznych – i wielce przez to wesołych, nawet może dla gawiedzi zabawnych, z własnego zapasu…
Krzysztof i Aleksander Daukszewiczowie Nareszcie w Dudapeszcie Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Przemyśl i Wrzeszcz Jak się ma taki talent i genialny słuch (tzw. słuch obywatelski), to oczywiście i bezwarunkowo zostaje się satyrykiem. A przeznaczenie już o to zadba, by po właściwej stronie, czyli po naszej (tymczasowo opozycyjnej, ale to się zmieni…). Jak wygramy. Kiedyś… Ale czy wtedy nasz satyryk pozostanie po naszej stronie i zacznie szydzić z debiutujących przegrywów, czy mu wewnętrzna busola każe się obrócić na ich stronę i nam dopieprzać? Nie wiem, nie wiem – wolałbym, żeby nie. Ale to i tak dylemat czysto teoretyczny, albowiem nie zanosi się, byśmy wygrali wybory w dającej się przewidzieć przyszłości. W każdym razie satyryk Daukszewicz Krzysztof jest po naszej stronie. A jeszcze tym razem dodatkowo wciągnął w ten proceder syna Aleksandra. No i pięknie – teraz jest ich dwóch… Wzmocnienie nie oznacza żadną miarą, że pan Krzysztof słabuje, że potrzebuje wsparcia. Nic z tych rzeczy – to po prostu rodzaj stażu, szkolenia przywarsztatowego. Warsztat satyryka – jeśli spojrzeć na zagadnienie z punktu widzenia samej konstrukcji, mechanizmu działania – nadzwyczajnie skomplikowany nie jest. Składa się z trzech członów. Pierwszy to optyczno-akustyczne postrzeganie świata (wspierane…
Adam Kay Świąteczny dyżur Przełożyła Katarzyna Dudzik Wydawnictwo Insignis, Kraków 2019 Rekomendacja: 4/7Ocena okładki: 4/5 Święty Mikołaj w parze z Ponurym Żniwiarzem… Jeśli ktoś jeszcze nie czytał mądrej, zabawnej i pouczającej książki Adama Kaya „Będzie bolało”, winien to zaniedbanie nadrobić czym prędzej. Gdyby jednak pojawiły się trudności realizacyjne, w tak zwanym międzyczasie można zaryzykować krótkie (dwie – trzy godzinki na lekturę wystarczą, z przerwą na herbatę…) spotkanie ze „Świątecznym dyżurem” – drugą książką Kaya, wydaną kilka tygodni temu, ponownie eksploatującą jego w sumie niedługi (siedem zaledwie lat!), ale owocny i niezwykle intensywny życiowy epizod w służbie dla medycyny, ściślej: publicznej służby zdrowia w Wielkiej Brytanii, w zawodzie ginekologa-położnika. Adam Kay porzucił medycynę, bo poczuł się wypalony, niepewny swych decyzji; zwątpił też w swe umiejętności rozmowy z pacjentami… Słowem: zaczął boleśnie odczuwać wszystkie skumulowane niedogodności długotrwałego… i pierwszorzędnego, pełnoobjawowego stresu bojowego – jak weteran ze starganymi nerwami po kilku turach na linii ognia w jakiejś pustynnej, uporczywej wojnie z dysponującymi imponującymi nadwyżkami amunicji partyzantami… Adam Kay jest dziś aktorem, komikiem estradowym w trudnej sztuce stand-upu, pisarzem, scenarzystą telewizyjnym, autorem tekstów piosenek (czasem ich wykonawcą), bywalcem (obficie nagradzanym) festiwalu Fringe w Edynburgu. No i… zdrajcą, odszczepieńcem, czarną owcą w medycznej rodzinie Kayów…
Lucjan & Maciej Make Life Harder. Przewodnik po polityce Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2016 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Granat w szambie, ale niewypał Kupa śmiechu – jak zwykle… Eksperci medialni Maciej i Lucjan (kolejność obojętna, bo i tak są nie do odróżnienia, jak hipsterzy spadający po nieudanej próbie zrobienia selfika w odmętach Wodogrzmotów Mickiewicza) – blogerzy, którym nadojeło… Że są niedoceniani. Chociaż na dobrą ocenę zasługują. Napisali drugą w życiu książkę (i pierwszą, którą być może przeczytali – bo gdyby przeczytali pierwszą, którą napisali, nie zabraliby się za drugą; raczej wyemigrowaliby na Ziemię Franciszka Józefa i założyliby szkołę tanga dla tamtejszej populacji misiów polarnych…). No dobra – żarty żartami, ale bądźmy poważni choć przez chwilę. Drugie „Make Life Harder” oczywiście unosi się na fali popularności pierwszego, które było dziełkiem dokładnie o niczym, czyli o nas: o każdym Januszu i Sebie, Karinie i Andżeli. O naszym życiu, obyczajach, modach, priwyczkach, lękach, o klaustrofobii ścieśnionej między Bugiem a Łużycką Nysą. Napisanym w formie horoskopu skojarzonego z kalendarzem włościańskim na rok pański 1912 (nakładem Wydawnictwa Pszczółka, Sztrosbauer & Naftali Cukierman w Zaleszczykach, złożonym i odbitym w manufakturze Gebr. Percyków w Gródku Jagiellońskim). Powiedzieć, że strasznie śmieszne to dziełko jest – to…
Lars Berge Korponinja Przekład: Natalia Kołaczek Grupa Wydawnicza Foksal – Wydawnictwo WAB, Warszawa 2016 Rekomendacja: 1/7 Ocena okładki: 3/5 Troll sikający do kawy w ołpenspejsie Korporacja biznesowa (branży dowolnej) – z jej strukturą, formalizmem, osobliwym językiem (kiedyś na taki półprofesjonalny, acz zwulgaryzowany dialekt mówiono kmina…), obyczajami, rytuałami, hierarchią, skrywanymi tajemnicami, subkulturą (podobną do więziennego „drugiego życia”, zwanego czasem niezbyt fortunnie i precyzyjnie grypserą) tudzież życiem erotycznym – jest, jak się wydaje, arcywydajnym tworzywem literackim, wręcz wymarzonym źródłem sukcesu na niwie twórczej. Wystarczy wejść do środka, szeroko otworzyć oczy i uszy, mieć dobrych informatorów (znudzonych, zniechęconych, wreszcie oburzonych – w żadnym razie nie trywialnych zadowolonych…), gapić się i opisywać… Opisywać! Korporacyjnym świeżym mięskiem (choć czasem trudno je odróżnić od padliny…) żywi się literatura, kino, telewizja. Ba, satyra nawet! I właśnie z tą ostatnią jest kłopot… Bo raczej nie ma się z czego śmiać. Korpoklimaty nadają się idealnie do kryminału; zadowoleni byliby też kontynuatorzy dzieła Kafki, Dostojewskiego, Schulza; może też mistrz King i legion naśladowców jego uszczknąłby surowca dla korpohorroru. Może nawet być obyczajówka z pełnym spektrum wariacji i dewiacji seksualnych. Ale humor? I to w szwedzkim wydaniu? No nie, to już po prostu niemożliwe… Każdemu, kto pokładałby jakowąś nadzieję w tzw….