Dziennik 2003 – 2004
diarystyka / 30 listopada 2017

Krystyna Janda Dziennik 2003 – 2004 Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Drogowskaz, który uciekał… W zasadzie mógłbym powtórzyć wszystko to, co napisałem w tym blogu o pierwszym tomie „Dziennika” (2000 – 2002) Krystyny Jandy – dokładnie 30 kwietnia, czyli jakieś siedem miesięcy temu. Słowo w słowo, bowiem nadal – czyli w drugim tomie – wszystko się zgadza. To wciąż bardzo przyjemna, pożyteczna (w sensie ogólnorozwojowym…) lektura jest. Tyleż do śmiechu, co i do płaczu. Do pomyślenia… O życiu oczywiście. W tymże sensie Janda jest ważna – tak mniemam – dla tysięcy kobiet i mężczyzn, czytelników jej bloga na bieżąco (nie po latach, jak na przykład ja, nie przymierzając…). Janda jest jak drogowskaz – tyle że poruszający się z prędkością światła; wyciągać trzeba kulasy, by za nią nadążyć i zdążyć zobaczyć, jaki właściwie kierunek pokazuje. Nie pokazując w zasadzie, bowiem programowo odżegnuje się od wskazywania, jak żyć. Ujawnia tylko, jak żyje ona sama i jej bliscy (jak to się robi i dlaczego – pisałem poprzednim razem…). Słusznie przecież przy tym zakłada, że nikt nie chce żyć jak Janda. A może niesłusznie? Cokolwiek legło u podstaw pisania Jandy (pomijając z ostrożności eksplikacje, które ona sama składa…),…

Radość życia
notatki , wspomnienia / 23 listopada 2017

Roma Ligocka Radość życia Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Zbieraczka emocjonalnych okruszków na łowach Dwie – może lepiej trzy godziny absolutnego spokoju i butelka wina (ostatecznie może być dostojnie zbąblona cava, ale stosowniejsza będzie arcywytrawna rioja, najchętniej Valpiedra – w cenie porównywalnej z tą książeczką…). To dość, by znów zakochać się w Ligockiej… Figuralnie, symbolicznie i platonicznie – ma się rozumieć. Staruszkom jak ja inaczej nie uchodzi, a w razie czego łatwiej się opowiada, a nie odpowiada. Przymiotników w zasobie leksykalnym starczy, a o czasowniki bać się nie trzeba… Wypada bowiem ostrożnie się obchodzić z tym deklarowaniem miłości. Ale ja już nie pierwszy raz, więc mam trochę niezbędnej wprawy. Czy wystarczająco – to się okaże… Roma Ligocka nie jest pisarką z tych zawodowych – dam utrzymujących się z pisania i zajęć okołoliterackich, w tym z bywania na salonach, brylowania w telewizjach i pisywania felietonów w pismach lajfstajlowych z wyższej półki. Roma Ligocka jest malarką po studiach w krakowskiej Akademii, zawodowo zajmującą się kostiumem (ubiera aktorów w teatrze, filmie i telewizji) oraz scenografią; trochę malującą, rysującą, fotografującą – ale raczej na użytek własny i trochę dla przyjaciół. Pisać zaczęła pod wpływem impulsu, którego dostarczył jej… Steven Spielberg…

Kalijuga. Wiek waśni i sporów
esej historyczny , esej polityczny , reportaż / 20 listopada 2017

William Dalrymple Kalijuga. Wiek waśni i sporów Przekład: Berenika Janczarska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Wniosek o upadłość napisany dwadzieścia lat temu? Gdy w styczniu tego roku rekomendowałem w blogu esej historyczno-polityczno-podróżniczy Williama Dalrymple’a „Ze świętej góry”, nie miałem pojęcia, że Noir sur Blanc (wyrazy szacunku dla wydawcy – za poziom intelektualny oferty…) pod koniec roku ponownie uraczy czytelników Dalrymple’em… I że będzie to słynny zbiór esejów „The Age of Kali. Indian Travels and Encounters”. Czyli „Wiek Kali. Indyjskie podróże i spotkania”. Z tego oznajmującego, sprawozdawczego tytułu nasz wydawca zrobił coś bardziej podkręconego rynkowo, bardziej emocjonalnego. Wpierw użył obcego słowa „kalijuga”, wprowadzając tą drogą element pewnego egzotycznego niepokoju. Potem zastosował zwrot „waśnie i spory”, co zaetykietowało treść i skierowało uwagę czytelnika na aspekt „konfliktowy” – bardziej wszakże pożądany i poważany… Bo kto lubi czytać o czasach i miejscach, gdzie spokój unosi się nad ziemiami i wodami, gdzie nic się nie dzieje, a dzieje są pasmem nieustannego szczęścia i sukcesów? Dlatego „spory i waśnie” mówią więcej, znaczą lepiej, sugestywniej działają na wyobraźnię, obiecują więcej akcji niż neutralne znaczeniowo „podróże i spotkania”. Godzi się jednak w tym miejscu zauważyć, że słowniki języka polskiego słówko „waśń” objaśniają…

Sekret, którego nie zdradzę
kryminał / 17 listopada 2017

Tess Gerritsen  Sekret, którego nie zdradzę Przekład: Andrzej Szulc Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2017 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 2/5 Skąd się biorą dzieci złe… Kilka razy wśród mych rozrywkowych lektur znalazły się kryminały i thrillery autorstwa Tess Gerritsen, ale jakoś nie wywarły spodziewanego wrażenia. Ot – masówka, jakiej wiele nieustannie pojawia się na chłonnym i niespecjalnie wymagającym rynku anglojęzycznej literatury za Atlantykiem, skąd prawem silniejszego infekuje ona cały świat. Masówka, ale trochę wyróżniająca się, co nie znaczy, że z wyższej półki. Po prostu – nie tak ostentacyjnie grafomańska. Poprawne rzemiosło. Profesjonalne, bez zarzutów: kryminalistycznych, medycznych, psychologicznych, policyjnych. Autorka, wcześniej będąc młodą lekarką, ma kwalifikacje – więc nic dziwnego. Czego zatem nie wiedziała, to sobie doczytała, zapytała, przekonsultowała, przepracowała. Skrupulatność, rzetelność, technika, odpowiedzialność – godne podziwu… Tess Gerritsen nie jest królową kitu i fajerwerków. Jej precyzyjnie obmyślone intrygi nie zalecają się ani nadnaturalną, niepojętą inteligencją wywodu, ani finezyjną lekkością intrygi tudzież niewymuszonym dowcipem dialogów, ani malowniczą scenografią czy wymyślnymi didaskaliami, a wątki uzupełniające (osobliwie romansowy) są takie jakieś… Najodpowiedniejsze wydaje się słówko „szare” (jak w piosence Andrzeja Sikorowskiego – „lato było jakieś szare”; o ten rodzaj szarości mi chodzi…). Gerritsen nie tka koronki, tłucze cajg łokieć za łokciem –…

Światło w Cichą Noc
romans obyczajowy / 9 listopada 2017

Krystyna Mirek  Światło w Cichą Noc Wydawnictwo Edipresse Polska SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2, a może nawet ewentualnie 3/7 Ocena okładki: 3/5 Krwawiące serca z piernika spadają na puchowy śniegu tren, czyli Stille Nacht, Heilige Nacht… Gdybyście się naczytali po kokardę lektur poważnych, budujących, ba – formujących, kształcących i poszerzających (już to wyobraźnię, już to horyzonty…), też wpadłaby wam do głów myśl zdrożna a ucieszna: gdyby tak choć na chwilę przebudować strukturę połączeń między mózgowymi połaciami sterującymi? Aby (tymczasowo – ma się rozumieć) przestały na najwyższych obrotach łączyć idee wyższego rzędu z równie wysokimi fantazmatami tudzież emocjami? Niechby neurony choć na trochę naładowały się całą głupotą Wszechświata, niechby synapsy transportowały same bagatelki, fioritury i emocjonalne farfocle… Niechby miast muzy Kalliope wystąpiła jej bliźniacza siostra, bastardka Graphomania – bliźniacza, ale nieprawego pochodzenia, czyli nie od Zeusa, tylko może od wrednego Hadesa. Jak to możliwe? W mitologii greckiej nie takie numery uchodziły bajarzom na sucho… Innymi słowy: postanowiłem przeczytać prawdziwy romans z krwi i kości, nie udający, że romansem nie jest, nie roztaczający ambicji wygórowanych oraz oczek mruganych… Ale gdzie znaleźć prawdziwy romans i jak go odróżnić od podróby, zrzynki czy popełnionego z zimną krwią persyflażu? Najlepiej w fabryce. Renomowanych wytwórni romansów…

Szorstkie wino
esej antropologiczny , wspomnienia / 6 listopada 2017

Jean-Claude Carrière Szorstkie wino Przekład: Wiktor Dłuski Wydawnictwo Drzewo Babel, Warszawa 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Dyskretny urok, nieznośna lekkość prowincji… Francuskie pobrzeże śródziemnomorskie dzieli się na dziedziny lepsze i gorsze. To wszystko, co między Mentoną a ujściem Rodanu – z Marsylią i Tulonem, z Prowansją jako perłą w koronie – jest lepsze. Między ujściem Rodanu, Montpellier a Perpignan – to nieco gorsza Langwedocja. Nie żeby zaraz podlejszego sortu, bo piękna, nieznośnie w Historię bogata i ważna. Ale mniej znana w świecie, mniej szczęściem dotknięta po prostu… Na Prowansję rzucili się zdumieni, uszczęśliwieni i poniekąd trochę bezczelni cudzoziemcy – osobliwie Anglicy – ale też paryżanie (zdaniem miejscowych gorsi niż obcy…). I rozsławili niechcący, zwłaszcza ci władający piórem. Mieli po drodze na Lazurowe Wybrzeże – do Nicei, Cannes, Antibes, Saint-Tropez – więc czemu nie? Poza tym kraina prowansalska jest dobrze skomunikowana z resztą świata. Langwedocja leży na uboczu, komunikację ma gorszą, żadnych kurortów nadmorskich, ma co prawda parę oszałamiających staroci (Carcassonne, Nimes…), ale nie słynie z dobrej kuchni, a tameczne wina… No cóż. Langwedocja to największy francuski region winiarski; ale jakościowo… Większość tamtejszej produkcji to popularne wina stołowe albo zgoła proletariacko-kloszardowskie „pinardy”. Polski odpowiednik nazewniczy to chyba byłaby alpaga (z…

Berezyna
esej historyczny , reportaż / 4 listopada 2017

Sylvain Tesson Berezyna Przekład: Jacek Giszczak Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Odwrót z Moskwy czyli gwardia się nie poddaje… Pierwsza myśl po lekturze zdrożną i przewrotną, a nawet lekko zdradziecką mi się wydała. Nie rekomendować Tessona nikomu. Mieć przyjemność z czytania tylko dla siebie. Ale odrzuciłem myśl niegodną, egoistyczną i wredną… Zresztą – w końcu i tak ktoś na niego trafi i zrobi mu reklamę. Zasłużoną. Nawet niechcący… Więc niech to będę ja. A poza wszystkim jest kilka poważnych powodów, dla których Sylvain Tesson zasługuje na uwagę. Po pierwsze nazwisko wskazuje, że jest Francuzem, A ja ich lubię zasadniczo. Oczywiście nie wszystkich, nie zawsze i nie wszędzie. Ba, czasami skłaniam się entuzjastycznie do poglądu, że w niektórych miejscach i momentach piękna Francja (i nie tylko ona…) byłaby o niebo lepsza bez Francuzów. W zasadzie jednak cenię sobie kartezjańską logikę, pascalowską dociekliwość w dochodzeniu do prawdy, monteskiuszowską doktrynę równowagi, takoż i francuskie poczucie humoru, sarkazm i sceptycyzm. Tudzież kuchnię i wino… Po drugie Tesson jest podróżnikiem, co w epoce odkrytego świata wydaje się zajęciem pozbawionym sensu poznawczego; ale on to robi, by mieć frajdę. Rzuca wyzwania, sprawdza historię jak pokerzysta, tropi mity i cienie na…

Ogród ciemności i inne opowiadania. Wybór Tomasz Lem
proza polska / 2 listopada 2017

Stanisław Lem  Ogród ciemności i inne opowiadania Wybór Tomasz Lem Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 7/7 Ocena okładki: 4/5 Syn na tropie czyli sentimental journey Gdybym to ja miał zrobić wybór z krótszych form Lema (z zaleceniem, bym kierował się osobistymi emocjami), zacząłbym od pierwszego teksu Stanisława Lema, z jakim się zetknąłem. To było opowiadanie z cyklu Pirxowskiego: „Terminus” – drukowane w trzech odcinkach w miesięczniku „Młody technik” (rozumiecie ten wielodniowy ból oczekiwania na ciąg dalszy?) bodajże w lutym, marcu i kwietniu 1960 roku. Powód jest oczywisty i sentymentalny: pierwszy przeczytany Lem… A do tego dobry. Zapamiętany na zawsze. Na szczęście nikt mnie o zdanie nie pytał – jednego z setek anonimowych lemologów i lemofilów (raczej z naciskiem na to drugie lemo-). Wydawca zupełnie słusznie, trafnie i przewidująco zaufał synowskiej miłości, emocji, erudycji i intelektualnej uczciwości. Tomasz Lem – skądinąd autor synowskich wspomnień parabiograficznych „Awantury na tle powszechnego ciążenia” – okazał się czułym spadkobiercą… Synowska antologia rozpoczyna się tekstem fundamentalnym, wręcz założycielskim dla Tomasza Lema. Twierdzi on bowiem, iż opowiadanie „Ogród ciemności”, wydrukowane w „Tygodniku Powszechnym” w 1947 roku, jest bezpośrednią przyczyną sprawczą poznania się rodziców. Innymi słowy: dzięki lekturze panna Barbara Leśniak, studentka medycyny w Krakowie, zainteresowała się starszym…