Etgar Keret Usterka na skraju galaktyki Przełożyła (z hebrajskiego!) Agnieszka Maciejowska Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Eksport drobnicy Być od wielu lat mistrzem świata w dziedzinie krótkiej formy fabularnej i starać się co jakiś czas podnosić poprzeczkę – nie po to, by konkurenci sromotnie odpadli, ale by sam mistrz miał trochę pod górkę i kawałek satysfakcji z prolongaty swego mistrzostwa… No, to doprawdy jest wyrafinowana formuła uczestnictwa w życiu publicznym. Dozwolona tylko dla najlepszych z najlepszych. Ekskluzywna. Jeśli weźmiecie do ręki nowy tom opowiadań Etgara Kereta, nie zaczynajcie lektury od początku, ale od środka – a konkretnie od tekstu zatytułowanego „Grzyb” – wtedy być może zrozumiecie, o co chodzi z tym podnoszeniem poprzeczki, samodoskonaleniem się, konkurowaniem z samym sobą. Oto Keret po latach posługi literackiej zorientował się, że w zasadzie jest Bogiem, Stwórcą, Dawcą – na małą skalę, ale jednak… W rzeczywistym życiu, jeśli napotykasz jakieś nieszczęście, wzruszasz ramionami i idziesz dalej. Co najwyżej wznosisz oczy do nieba, sygnalizując Odpowiedzialnemu, jaki masz stosunek – tym razem przesadziłeś, o Najwyższy (jeżeli istniejesz…). W literaturze tak nie skwitujesz nieszczęścia – ty je wymyśliłeś, ty jesteś odpowiedzialny i musisz być gotów do odpowiedzi na pytanie – dlaczego? Bez wykrętów….
Patrick Deville Taba-Taba Przełożył Jan Maria Kłoczowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Ruchawka na małą skalę? Historia przeciętnej drobnomieszczańskiej (ale z aspiracjami) prowincjonalnej rodziny francuskiej w ciągu ostatnich – powiedzmy – stu pięćdziesięciu lat, to zapis udziału w aktach powszechnego tumultu, zmieszany z manifestacjami potrzeby dobrobytu i pragnienia stabilizacji. Z jednej strony historia gwałtem swoje, z drugiej – Francuz wbrew wszystkiemu w poszukiwaniu świętego spokoju… Historia przeciętnej drobnomieszczańskiej rodziny francuskiej to patchworkowa mozaika obowiązków, potrzeby przetrwania i pragnienia przyjemnej egzystencji. Patrick Deville doskonale o tym wie. Ten francuski pisarz, podróżnik (bodajże otarł się też o zawodową dyplomację) i domorosły antropolog – badacz cywilizacji, był (i chyba nadal jest, mimo dojrzałego – jakieś 63 lata – wieku) maniakalnym wędrowcem. Na zasadzie odreagowania; w dzieciństwie po ciężkiej operacji biodra leżał rok w gipsie, więc potem MUSIAŁ się ruszać. A ruch od razu zyskał wymiar globalny, pod wpływem lektur zresztą. Inny nie wchodził w grę. Ta obsesyjna ruchliwość zaowocowała kilkunastoma książkami (Deville ma bowiem niepośledni talent pisarski, dysponuje dociekliwością iście detektywistyczną i fenomenalną erudycją) najróżniejszej konduity. Dość powiedzieć, że jego debiut książkowy miał tytuł: „Enologie et crus des vins”, czyli mniej więcej: Enologia (to nauka uzurpująca sobie…
Alex North W cieniu zła Przełożył Paweł Wolak Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2020 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 2/5 Antykwariat snów Nieodgadniona istota snu jest jedną z tajemnic natury ludzkiej. Badania trwają, ale pewnych rezultatów – statystycznie powtarzalnych, sprawdzalnych i objaśnialnych (już to biologicznie, już to na gruncie psychologii czy fizjologii mózgu) – jak nie było, tak nie ma. Oczywiście byli – i nadal są – badacze, twierdzący kategorycznie, że posiedli tajemnicę natury snu. Aha, taka to prawda, jak prawdziwa jest wiara w sprawczą moc senników, czyli katalogów interpretacji znaczeń marzeń i majaków sennych – tak, jak je zapamiętali śniący, by potem usilnie dowiadywać się, co też mogłyby one znaczyć. No cóż, powiedzieć, że rozumie istotę snu może tylko ten, kto jej nie rozumie… W każdym razie marzenie senne jest przedmiotem nieustannej fascynacji osobników naszego gatunku – od kiedy gatunek zdaje sobie sprawę z ich odrębności, „inności” i niepodobieństwa (choć składają się przeważnie z elementów znanych z doświadczenia lub rozpoznawalnych) wobec całej reszty „produkcji umysłowej”, czynionej na jawie. Tak – sny są fascynujące. Od zawsze… W takim na przykład mieście Uruk – centrum politycznym, gospodarczym i intelektualnym kraju Sumerów nad Eufratem – w okolicy świątyni Inanny (Isztar) odkryto znaczne…
Frederic Beigbeder Życie bez końca Przełożył Wiktor Dłuski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Za długo biegniesz zygzakiem… Więc tak, myślę o śmierci. Nieczęsto, ale myślę. Wiem, że czai się niedaleko – raczej bliżej niż dalej, raczej wcześniej niż później. Nieubłagane, nieprzekupne są bowiem prawa Matki Natury. Jako i początek, tak i koniec jest faktem. Nie wierzę w życie po życiu, więc skupiam się na tym, co tu i teraz. Jestem już w wieku, gdy myśli się – co też takiego po sobie zostawisz? Dobra materialne jakoś umiem policzyć, lecz pamięć? Tego nie wiem, ale na podstawie ekstrapolacji statystycznej, zliczonej ze znanych mi losów pamięci o ludziach, których znałem, a odeszli przede mną, mniej więcej wiem, czego się spodziewać… Aha, i jeszcze tych kilkaset tekstów zostanie tak długo, na ile ja sam opłacę lub moi spadkobiercy zdecydują się opłacić abonament u właściciela serwera czy tam chmury… Więc nie, jakoś się tego wszystkiego nie boję. Wolę oczywiście, by „to wszystko” zdarzyło się jak najpóźniej – bo mam co i z kim robić, nie nudzę się w oczekiwaniu na śmierć. Ale akceptuję zawczasu i takie zakończenie, którego nawet mogę nie zauważyć – statystycznie bowiem kwestię ujmując, niekiedy…
Michael Chabon Telegraph Avenue Przełożył Krzysztof Majer Grupa Wydawnicza Foksal – wydawnictwo wab, Warszawa 2020 Rekomendacja: 6/7 Ocena okładki: 4/5 Wielka Amerykańska Powieść? Nie tym razem… Rekomendując jedno poprzednich wydanych u nas dzieł Chabona – „Poświatę” (w tym blogu ponad dwa lata temu – 20 sierpnia 2018 roku) – sugerowałem, by wydawca dodawał do każdego egzemplarza solidny nóż z ząbkami, a to z uwagi na gęstość tej prozy, niemożliwej do ogarnięcia bez ostrego narzędzia, rozkrawającego tekst na poręczne, cieńsze plasterki, lepiej dostosowane do możliwości aparatu poznawczego przeciętnego czytelnika… W przypadku „Telegraph Avenue” prośbę tę wypadnie powtórzyć, ale z sugestią, by narzędzie do rżnięcia gęstej prozy było solidniejsze niż nóż ze zwykłym ręcznym napędem. Może spalinowa husqvarna? Jest bowiem co rżnąć… Zaprawdę, mało kto na świecie (nie przesadzam…) potrafi tak upakować tekst, nadając mu zarazem elastyczność i pokaźną objętość. Chabon powinien pracować na akord w fabryce konserw, gdyby mu się tak nie powiodło w literaturze. Tak pakować – to trzeba umieć. Tysiące zaskakujących, nieoczywistych metafor o zdumiewającej urodzie, tysiące słów o niemożliwym zrazu do odgadnięcia przeznaczeniu, ale po chwili oczywistym, jakby były kawałkami milionowego, automatycznego puzzla. Potoki – wręcz kaskady fantazmatycznych konstrukcji narracyjnych – jak na przykład jednozdaniowa (ale na szesnastu…
Charles Bukowski O piciu Przełożyli Krzysztof Obłucki, Marek Fedyszak, Piotr Madej, Lesław Ludwig, Jacek Lachowski, Michał Przybysz, Robert Sudół, Jan Krzysztof Kelus, Leszek Engelking, Michał Kłobukowski, Teresa Tyszowiecka-Tarkowska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Życie umiera z pragnienia Panie i Panowie – tego nie da się przeczytać zupełnie na sucho… Zaleca się odrobinę winka lub szklaneczkę whisky – tak na dwa palce – jako konieczne uzupełnienie lektury. Pijący normalnie – czyli niewiele w celach rozrywkowych, w okolicznościach towarzyskich lub „dla zdrowotności” – którzy nie wpadli jeszcze (obiektywnie!) w szpony nałogu, mogą czytać Bukowskiego bez obaw, a nawet powinni. Bo te teksty mają właściwości profetyczne… Alkoholicy – osobliwie zaś ci, który nie wiedzą albo nie wierzą, że nimi są – mogą się oddać czytaniu ze zrozumieniem. Mają bowiem odpowiedni podkład ideowy tudzież emocjonalny i wszystkie potrzebne narzędzia, by przepracować teksty Bukowskiego poprzez swoją własną alkoholową eksperiencję. Abstynenci zaś… No cóż, nie jest ich zbyt wielu, by na serio martwić się ich samopoczuciem podczas ewentualnej lektury Bukowskiego. W każdym razie abstynenci o silniejszej kompleksji moralnej po tej lekturze na pewno utwierdzą się w postanowieniu, by z alkoholem w jakiejkolwiek postaci nie mieć nic wspólnego. Natomiast moralnie słabsi…
Andrea Camilleri Uśmiech Angeliki Przełożył Maciej A. Brzozowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Kryzys wieku średniego? Gdy Camilleri pisał w 2010 roku „Il sorriso di Angelica”, miał 85 lat. Ale potrzebował wiedzieć, co znaczy właściwie pojęcie egzystencjalne – kryzys wieku średniego u osobnika płci męskiej. Sięgnął do własnej pamięci (lecz wiele mu ona nie podpowiedziała…) przeprowadził stosowne prace badawcze, dokonał szeregu rozpytań. I wyszło mu niezbicie, że męski kryzys wieku średniego to kobieta. Tak zwana kobieta niemożliwa – pragnienie, senna wizja, mokra legenda każdego mężczyzny – ale nieistniejąca w przyrodzie. Może się jednak zdarzyć spotkanie egzemplarza o daleko posuniętym podobieństwie do ideału (niemal identyczności). I wtedy na ogół dochodzi do ekscesów natury moralnej, zawodowej, rodzinnej, honorowej; zdarza się, że i finansowej (a ten aspekt bywa dotkliwy). Zakłócenia normalnego trybu rzeczy i spraw bywają gorzkie, rozległe i destrukcyjne – osobliwie w delikatnej kwestii reputacji… Przeto doszedłszy do takiego przekonania, obmyślił Camilleri dla swego bohatera zabójczą pułapkę. Wykreował mianowicie figurę dojrzałej trzydziestolatki o posągowych kształtach Moniki Bellucci („Miała na sobie czarne spodnie, równie obcisłe co bluzka, a możliwość oglądania jej z tyłu była prawdziwym darem bożym”), ale dla odmiany z długimi włosami blond (z jakiegoś bliżej…
Antonio Scurati M. Syn stuleciaPrzełożyła Alina Pawłowska-Zampino Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2020 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Pięść jest syntezą teorii, czyli krzepkie narodziny faszyzmu… Gdy 29 kwietnia 1945 roku grupa specjalna włoskiego ruchu oporu (włoski ruch oporu – wydaje się wam, że to oksymoron, ale w tym przypadku na pewno nie; to była masowa i zdeterminowana akcja ludowa…) o zabarwieniu raczej komunistycznym przywiozła do Mediolanu z nieodległej wioski Giulino di Mezzegra zwłoki rozstrzelanego dzień wcześniej Benita Mussoliniego i towarzyszącej mu w nieudanej ucieczce do Szwajcarii kochanki Claretty Petacci – postanowiono definitywnie i spektakularnie zakończyć epokę faszystowską, wystawiając ciała na widok publiczny, by dać obywatelom czytelny i widoczny sygnał kierunku i siły nadchodzącej zmiany. Zwłoki powieszono – za nogi – na ażurowym zadaszeniu stacji benzynowej (bodajże koncernu Esso) na Piazzale Loreto. Mediolańczycy, którzy kilka dni przedtem owacyjnie oklaskiwali swego wodza podczas histerycznego przemówienia (ostatniego w karierze i życiu…) w Teatro Lirico, szukając nadziei i otuchy w jego „ojcowskich” patriotycznych sloganach, teraz dawali wyraz swemu słusznemu oburzeniu i niekontrolowanej radości z powodu końca epoki – niekontrolowanej do tego stopnia, że powieszone na pokaz zwłoki prędko trzeba było usunąć w obawie przed dzikimi ekscesami profanacyjnymi, niegodnymi w tak cywilizowanym mieście… No cóż –…
Eduardo Mendoza Król przyjmuje Przełożył Tomasz Pindel Wydawnictwo Znak, Kraków 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Dynamika korka na fali… Koncept ten jest eksploatowany w literaturze tzw. Zachodu (w sensie cywilizacyjnym) od dawna: gdzieś w lodowatych pustkowiach rusko-tatarskiej Północy, a właściwie Północo-Wschodu, poza granicami oswojonego świata – ubi leones (jak pisano na starożytnych mapach) – leży sobie kraina osobliwa, idealnie dopasowana do dowolnych wyobrażeń wyobrażającego sobie. Raz jest to barbaria kompletna, krwawa satrapia i absurdalna dyktatura. Jakaś Krymtataria czy ugrofińska hiperborea. Albo lodowate królestwo trolli-kanibali… Innym zaś razem to sielankowa szlarafia, utopijna kraina intensywnej szczęśliwości, zarządzana przez Rozum i Miłość w tandemie, wielce oświecona i demokratyczna (albo absolutystyczna – wedle potrzeb…). Nawet gdy realnie istniejące w tamtych rejonach wyobraźni dziedziny odkryto, zdobyto i opisano, nadal funkcjonowały one jako fabularne dekoracje dla najdzikszych harców imaginacji. Ba, funkcjonują w tej roli do dzisiaj, choć to, co się tam wydarzyło i wciąż zdarza naprawdę, o ileż bardziej nadaje się jako tworzywo literackie… Eduardo Mendoza wśród eksploratorów hiperborejskiego mitu wyróżnił się osobliwym… lenistwem. Ten hiszpański pisarz (a właściwie kataloński, aczkolwiek w wojence Barcelony z Madrytem zajmuje stanowisko neutralnie ambiwalentne) nawet nie pofatygował się w głąb hiperborejskich krain, tylko po prostu został nad Bałtykiem. Nad…
Leonid Józefowicz Zimowa droga Przełożył Henryk Chłystowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7Ocena okładki: 3/5 Pa dikim stiepiam Zabajkalia… Na tęsknym przekazie tej katorżniczej pieśni przeważnie zaczyna i kończy się potoczna, powierzchowna wiedza średniostarszego pokolenia Polaków o dziejach Syberii. Jeszcze z lekcji historii majaczą się jakieś opowieści-legendy o dzielnych powstańcach-zesłańcach (sam Piłsudski podobno na Syberii kiblował…), jakieś gawędy o polskich uczonych i eksploratorach. Ale to wszystko za cara… Potem – nic. Czarna dziura. Tylko ostatnio – łagry, Kołyma, ropa, gaz, złoto, diamenty, futra i chciwość doszczętnie skorumpowanych oligarchów, pozwalających za milionowe łapówki Chińczykom rżnąć tysiącletnią tajgę na pałeczki do ryżu… Czasem mignie w telewizorze oskarżycielski reportażyk o zimie w bloku z wielkiej płyty w Irkucku, udekorowanym fantazyjnie spiętrzonymi soplami lodu, a tabloidy obleci historyjka o tęgim chłopie znad Angary, który z niedźwiedziem wziął się za bary. I odgryzł mu ucho. Poza przekazem na poły legendarnym, w zasadzie niewiele lub zgoła nic nie wiemy o prawdziwych dziejach Syberii i krain przyległych – niezależne od epoki historycznej. Nawet syberyjski wiek XX to w naszym, środkowoeuropejskim kanonie wiedzy historycznej biała plama. Oddziałek hobbystów-badaczy wojny rosyjsko-japońskiej jest tak nieliczny, że szkoda gadać. Admirałem Kołczakiem i jego odyseją nie zajmuje się nikt; nazwiska…
Robert Harris Drugi sen Przełożył Andrzej Szulc Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Jesień Średniowiecza? „Wiara, która nie może znieść świadectwa prawdy,nie jest warta tego, by ją zachować.” wielebny Christopher Fairfax, dopiero co wyświęcony alumn diecezjalnego seminarium duchownego w Exeter Typową dominantą pejzażu angielskiej prowincji są kościelne wieże z szarego kamienia, na ogół klockowate, na planie kwadratu, rozmaitej objętości i wysokości, zwieńczone pinaklami lub ostrymi wieżyczkami (w guście miniaturowych minaretów…) w czterech rogach wieżowej bryły. Na górnym pięterku oczywiście dzwon. Standardowa angielska parafia wiejska ma swój kościół z taką właśnie wieżą w stylu gotyckim lub neogotyckim, gdyż w XIX wieku chętnie naśladowano pospolity, klasyczny styl wiejskiej architektury sakralnej – trochę spatynowany, wpływał korzystnie na wizerunek okolicy (i ceny nieruchomości). Solidne przysadziste prostopadłościenne wieże (od 40 do maksymalnie 60 stóp) dominują w sielskim pejzażu, są drogowskazami i punktami orientacyjnymi – a poza tym wiadomo, że jeśli widać kościelną wieżę, to obok na pewno jest jakiś starożytny pub, gdzie można liczyć na łyk piwa i proste, niewyszukane przekąski w umiarkowanej cenie, jak dla swoich… Taki pejzaż, tyle że bardziej dziki, pusty, zmoczony ulewnym deszczem, zamaskowany mgłą znad wrzosowisk i wzgórz krainy zwanej Wessex – korka zamykającego…
Wasilij Grossman Życie i losPrzełożył Jerzy CzechWydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2020 Rekomendacja: 6/7Ocena okładki: 4/5 Grossman vs. ZSRR, czyli słuszna sprawa? Skażi-ka, diadia, wied’ nie daromMaskwa, spalionnaja pożarom,Francuzu otdana? Michaił Lermontow, „Borodino” Każda epoka w dziejach Rosji (i nie tylko jej – ale chwilowo właśnie w Imperium jesteśmy…) ma swoją wielką wojnę, rewolucję czy inne totalne „trzęsienie ziemi”. Każda wielka wojna, rewolucja etc. ma swojego pisarza – piewcę lub krytyka (to różnie bywa…) – ale wielkiego. Z wielką wojną 1812 roku nierozerwalnie związał się hrabia Lew Nikołajewicz Tołstoj – geniusz literatury w skali globalnej, autor czterotomowej epopei „Wojna i pokój”. (Notabene jeden z epizodycznych bohaterów „Życia i losu”, dowodzący w obronie Stalingradu dywizją niezbyt lotny, ale twardy generał Gurjew nie mógł uwierzyć, że Tołstoj nie uczestniczył w tej wojnie, bo go na świecie jeszcze nie było, a powieść napisał dobre pięćdziesiąt lat później. Przecież tak dobrze wszystko napisał, bo sam brał udział, sam walczył. „- Nie było na świecie? (…) Jak to nie było? No to kto za niego pisał, jeśli nie było go na świecie? Co? Jak myślicie?” – indyczył się generał, pijąc wódkę w punkcie dowodzenia w wygaszonym piecu martenowskim huty „Czerwony Październik” na pierwszej linii…) Wojna…
Anna Matwiejewa Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga Przełożyła Magda Dolińska-RydzekWydawnictwo Kobiece – MOVA, Białystok 2020 Rekomendacja: 4/7Ocena okładki: 3/5 Rassija – matuszka siekrietow Tajemnica… Rosja lubi, szanuje, pielęgnuje oraz intensywnie wytwarza tajemnice. Tajemnica jest magicznym słowem-kluczem założycielskim każdej rosyjskiej formacji państwowej (bez względu na ideologię) – od monarchii Iwana Groźnego począwszy po współczesną satrapię pułkownika KGB Putina. Klauzulę tajemnicy państwowej wykuli czynownicy Piotra Pierwszego i potem już płynnie poszło. Kto nie widział odbitej na papierach wielkiej czerwonej pieczęci w tłustej ramce z napisem „sowierszenno sekretno” (czasem z wykrzyknikiem dla wzmocnienia) – ten nic w Rosji nie widział. W Rosji bowiem tajemnica państwowa była i jest opoką imperium, fundamentem struktur władzy, czarodziejskim zaklęciem – przecinającym spory, kończącym dyskusję sygnałem ostrzegawczym, uruchamiającym mechanizmy instynktu samozachowawczego. Wielopokoleniowa tresura policyjno-łagrowa zrobiła swoje – plemię łamaczy tajemnic nigdy nie urosło w siłę, a dziś znowu wydaje się być na wymarciu… A tu tyle tajemnic do odkrycia – lub przynajmniej napoczęcia, nazwania, choćby wstępnego zdefiniowania… Jak Rosja (z przyległościami) długa i szeroka, tajemnice się płożą i srożą za płotami z czerwonych bukw. Trochę z nich udało się otworzyć, spopularyzować – ale przecież nie wyjaśnić. Ot, najwyżej rozgrzebać, dorzucić do puli wszechzwiązkowych tajemnic, podkarmić teorie spiskowe (i nakarmić…
Steve Cavanagh Trzynaśc13 Przełożył Janusz Ochab Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2020 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Zbrodnia bez granic… Od początku wiemy, kto zabija (choć nie tak łatwo go zidentyfikować…) i mniej więcej domyślamy się też – dlaczego… Więc dwa podstawowe elementy suspence’u na wstępie odpadają. Pozostaje trzeci. Czyli – jak on to robi? Innymi słowy: anatomia morderstwa. Bardzo wyrafinowanego morderstwa. Wielu bardzo wyrafinowanych morderstw. W tych okolicznościach narracyjnych pojawia się zasadne skądinąd pytanie – czy warto śledzić samą technologię zabójcy, gdy jego tożsamość i motywy, aczkolwiek są podmiotami śledztwa, prowadzonego gdzieś w tle, na drugim planie, dla czytelnika odsłaniają się po prostu. Dzięki udziałowi głównego sprawcy w przeprowadzonym przez autora procesie opowiadania. Morderca nie jest wprawdzie „podmiotem lirycznym” narracji, ale opis jego działań symultanicznie wypełnia jedną z dwu głównych linii konstrukcyjnych całej intrygi. Opis beznamiętnie szczegółowy i nad wyraz precyzyjny – spisany tak, jakby autor miał ambicję sporządzić raport behawioralno-sytuacyjny i nie obawiał się, że ktokolwiek zechciałby zostać naśladowcą sprawcy. Choćby dlatego, że nadmiar szczegółów i stopień ich zagmatwania wykluczałby przeciętnego człowieka z grona podejrzanych. Z powodu niedostatku kwalifikacji intelektualnych do ogarnięcia całego zbrodniczego zamierzenia. To zadanie dla niepospolitego geniusza mordowania… No i Cavanagh wykreował sobie takiego…
Robert Menasse Stolica Przełożył Jacek St. Buras Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Jak pięknie się wszystko wokół brukseli… Dziesięć milionów świńskich uszu to za mało, by negocjować dobry kontrakt. Tyle to pekiński handlowiec kupuje rano, idąc z koszyczkiem na targ… Ale jakby tak mieć ofertę na sto milionów świńskich kłapciatych aparatów słuchowych, precyzyjnie oddzielonych od łbów, ładnie zapakowanych i zamrożonych? I jako bonusik pięćdziesiąt milionów równie ładnie spreparowanych świńskich ogonów? To byłaby inna rozmowa… Ale na takim poziomie abstrakcji negocjacji nie może prowadzić żaden kraj Unii Europejskiej z osobna; Unia mogłaby razem, ale tu pech: Unia akurat nie prowadzi żadnej wspólnej eksportowej polityki świńskiej. Centrala nawet nie próbuje się porozumieć ad hoc. Europejscy hodowcy świń – zrzeszeni i oczywiście ostro lobbujący w swych świńskich interesach – pełni są najczarniejszych myśli: Chińczycy to wygrają. Albo Niemcy zawrą kontrakt osobno… Tymczasem na ulicach Brukseli widuje się tu i ówdzie biegającą dorodną świnię – jak to one – różową, tłustą i bezceremonialną. Może nawet kpiarsko uśmiechniętą… A po drugie – jedna z dykasterii tego biurokratycznego molocha, jakim jest Komisja Europejska, czyli Dyrekcja Generalna ds. Kultury i Edukacji (praktycznie bez znaczenia, z niewielkim stosunkowo budżetem i powszechnie lekceważona…