Camilla Grebe Stąpając po cienkim lodzie Przekład (z języka szwedzkiego; wydawca tym ewenementem się chwali; może dotąd tłumaczyli z drugiej ręki?): Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2017 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Śnieg zaciera zbrodni ślady, ale łeb nie od parady… Łeb oczywiście szwedzkiego policjanta, łeb szwedzkiej psycholożki (nawet gdy powoli zaczyna ją niewolić ten wredny Niemiec… Jak mu tam? Alzheimer?). Tęgie muszą głowy mieć, bo tam u nich na Północy śnieg podobno potrafić padać i polegiwać pół roku bez mała. Taki mają klimat, no cóż – ja cię sorry bardzo… Ale my tu śmichu-chichu, a sprawa poważna jest. Będzie chyba trzeba sieriozne międzynarodowe śledztwo wszystkimi siłami wszcząć, bo w pojedynkę żaden z nas – krytyków i rekomendatorów literatury popularnej, sensacyjnej, kryminalnej – zagadki nie rozwiąże. A pytanie z pozoru proste jest, z pozoru naiwne i z pozoru szczere: dlaczego? Dlaczego skandynawska literatura kryminalna od kilku pokoleń (najmarniej trzech) samodzielnie tworzy czołówkę światową? Dlaczego za tą czołówką długo, długo nic – dopiero za tym „nic”… znowu długo nic? Dlaczego europejscy i amerykańscy zawodowcy w tym peletonie nie widzą nawet pleców ostatniego nordyckiego marudera czy debiutanta? Dlaczego, nawet gdy na wieczną służbę odchodzą najlepsi mistrzowie pióra, bez obciachu i straty…
Dominik W. Rettinger Talizmany Wydawnictwo Edipresse Polska SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Klub spadkobierców w boju z duchem wojewody sandomierskiego Znacie dobrze ten typ… Z literatury romansowej, bo w życiu trudno podobną idiotkę napotkać. Z reguły zresztą rzeczywistość ma na składzie idiotki większe i wielopłaszczyznowe, jeśli nie totalne. Bo taka typowa z literatury, na mocy rozporządzenia autora swój rozum ma, tylko jakoś dziwnie rzadko korzysta… 33-letnia urodziwa panienka (wzorowa łamaczka serc, tyle że niefortunnie krótkodystansowa na ogół), z wykształcenia – a jakże, historyczka sztuki, posiadaczka zabójczo pięknego bruneta (typu: marzenie mamuśki, której spieszno i tęskno do statusu teściowej, a może i babci…) i satysfakcjonującej roboty (w kolorowym brukowcu z ambicjami, ze świata celebrytów, shoppingu i kulinariów…). Ale z dnia na dzień szczęśliwa układanka ulega destrukcji. Podły brunet niespodziewanie zdradza z modną aktoreczką. Naczelna, wredne skądinąd babsko, zaś każe… romans ów, gorący wszak hit tygodnia, opisać. Tego już za wiele! Brunet do kanalizacji – tam najgłębszymi rurami płynie Leta, rzeka Zapomnienia… Robota zaś w cholerę – honor nie pozwala! Tragedia i trauma… Do tego dramatyczny splot wydarzeń mocno upośledza zdolności poznawcze bohaterki. A szkoda, bo będzie ich niebawem potrzebowała w stopniu nadnaturalnie istotnym – a to dzięki kolejnym,…
Katarzyna Kwiatkowska Zgubna trucizna Wydawnictwo Znak, Kraków 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Bazarowe rewelacje albo belle epoque nad Wartą Anonimowemu darczyńcy z Wydawnictwa Znak (przed laty pamiętali i podsyłali zapowiedzi oraz nowości, ale ostatnio przestali…), który zapewne przypadkowo odnalazł moje dane na starej liście adresowej i pchnął kurierem przesyłkę z egzemplarzem recenzenckim „Zgubnej trucizny”, winien jestem wdzięczność (nie dozgonną, ale szczerą i długotrwałą…). Bowiem o istnieniu Katarzyny Kwiatkowskiej miałem oczywiście jakie takie pojęcie, śledząc pisma i portale branżowe. Ale jakoś nigdy nie złożyło się, bym oddał się lekturze któregokolwiek z jej licznych dzieł… Widoczne moje zapotrzebowanie na tzw. kryminał retro zaspokajali Krajewski z Wrońskim i panią Szwechłowicz. Tymczasem jednak gatunek ten rozrasta się, pączkuje i pięknieje, a nawet obrasta w obrazki, czego widomym dowodem serial telewizyjny „Belle epoque”… Cóż zatem takiego atrakcyjnego tkwi w intrydze kryminalnej, poprowadzonej w którejś z minionych epok – starożytności ani średniowiecza (dość wspomnieć genialne „Imię róży” Eco) nie wyłączając? W zasadzie nic. Zagadka kryminalna w kostiumach historycznych i takiejże scenografii zagadką być nie przestaje. Motywy występku są tak odwieczne, jak rodzaj ludzki jest stary, czasem tylko modus operandi zmienia formy na bardziej wyrafinowane (technicznie…). Ale w gruncie rzeczy pięciokąt konstrukcyjny intrygi jest niezmienny: zbrodnia…
Robert Harris Konklawe Przekład: Andrzej Szulc Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Santa Sede pod kluczem czyli mały Robcio wybiera Pontifexa… Robert Harris – wielkie nazwisko literatury anglosaskiej; boję się napisać: popularnej, bo to naprawdę najwyższa półka. Ten 60-letni syn drukarza z Nottingham, absolwent Cambridge (literatura angielska w Selwyn College), dziennikarz BBC, redaktor i komentator polityczny „Observera”, potem „Sunday Timesa” i „Daily Telegraph” (pierwszy liberalno-lewicowy, a te dwa raczej konserwatywne…), pisać książki postanowił w 1982 roku. Ale zaczął od… publicystyki politycznej: o broni biologicznej, o wojnie falklandzkiej, o aferze z rzekomymi pamiętnikami Hitlera, o polityku Partii Pracy Neilu Kinnocku… Dopiero w 1992 roku zabrał się za powieść – wystartował ambitnie, bo jego „Fatherland” zaczynał się od (na szczęście całkiem fikcyjnego)… zwycięstwa III Rzeszy w II wojnie światowej. No i potem fikcji się trzymał – w przypadku drugiej książki – „Enigmy” – nawet dość kurczowo, co mu boleśnie wytknął historyk Norman Davies. U Harrisa to nie Polacy z Poznania złamali jeszcze przed wojną zasadę funkcjonowania niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma, tylko brytyjscy geniusze matematyki w centrum deszyfrażu Bletchley Park (częściowa prawda: wielki Alan Turing zautomatyzował proces czytania depesz radiowych Enigmy). Ale dobry, trzymający w napięciu i trzymający się…
Robert Dugoni Grób mojej siostry Przekład: Lech Z. Żołędziowski Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 2/5 Staromodna przyzwoitość kontra marketingowa postprawda Witajcie w ciężkich czasach, PT Recenzenci Literatury Sensacyjnej, Kryminalnej, Dreszczowców i Horrorów! Zasyłamy tą drogą wyrazy głębokiej troski o wasz los, albowiem wedle znaków w niebie i na ziemi grozi wam rychłe przejście w stan spoczynku. Wiecznego. Z powodu tego, co Japończycy nazywają karoshi – czyli śmierci z przepracowania… Światowa bowiem produkcja netto (w tej kwocie mieści się też produkcja krajowa brutto), czyli suma wydawanych ksiąg z tych gatunków nie podwaja się prostacko co sezon – ona rośnie w tempie znacznie subtelniejszym, przypominającym chyba tylko sekwencję kolejnych liczb w tzw. ciągu Fibonacciego. Nie wiecie, co to takiego? To ciąg liczb, w którym każda następna jest sumą dwóch poprzednich; gdyby to narysować, otrzymalibyśmy rozszerzającą się spiralę; gdyby na jednej osi pomierzyć odstępy między punktami przecięcia tychże kolejnych obrotów spirali, dałoby się je wyrazić stałą liczbą 1,6 (w przybliżeniu); to tzw. złota proporcja… Zresztą przyjrzyjcie się układowi… nasion słonecznika albo muszli morskiego ślimaka łodzika (nautilusa). Tak samo jest z księgami gatunku SKDiH. Produkcja netto zaś oznacza porcję dostępną w języku polskim po przetłumaczeniu z języków oryginałów (to jasne,…
Agnieszka Meyer Karmin Wydawnictwo mg, Warszawa (?) 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Księgi są nieśmiertelne, ale… potrzebują strażnika Jestem zakłopotany… Po lekturze „Karminu” Agnieszki Meyer mnie to zakłopotanie dopadło. Po pierwsze – dlatego, że to powieściowy debiut autorki skądinąd w pisaniu biegłej (dziennikarstwo i temuż podobne…). A wobec debiutów zwykłem stosować niejakie ulgi (dopiero test drugiej książki decyduje…). Po drugie – bo to romans jak się patrzy: z nutką skrytej powagi, metafizyki, wiedzy tajemnej tudzież transcendencji i profesjonalnego bibliofilstwa; z dobrym seksem, w globalnej scenografii, z rozstaniami, nieporozumieniami, rozpaczą, zaborczością, podejrzliwą zazdrością oraz niemożnością – wręcz atrofią umiejętności porozumiewania się… Po trzecie zaś – gdyby literalnie zastosować krytycznoliterackie narzędzia wartościujące w sensie ścisłym, nie obeszłoby się bez użycia inkryminowanego po wielekroć słowa na gie (którego nie rozwijam do końca, bo po sądach za to ciągają…). Osobliwie zaś w sensie języka, gatunku metafor skrzących się jak kryształki skarmelizowanego, przesłodzonego syropu, inkrustujące kałużę wytrawnego… kiczu. Wobec powalającej urody niektórych metafor staję skruszony i oniemiały; ręce opadają, przez struny głosowe nie przechodzi dyktowane przez rozum słowo powszechnie uznane za niestosowne, wręcz grubiańskie – w rodzaju, bo ja wiem: na przykład kurwa mać… A z tym wszystkim nie potrafiłbym czegokolwiek niemal zarzucić warstwie…
Héctor Garcia, Francesc Miralles Ikigai Przekład: Katarzyna Mojkowska Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Szczęśliwi czasu nie liczą… Ta niewielka książeczka ma podtytuł „Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia”. To wiele wyjaśnia… Jej autorzy to Iberyjczycy: hiszpański inżynier, programista wykształcony w MIT oraz pisarz-reporter i bloger Hector Garcia Puigcerver (z japońska zwany Kirai; rocznik 1981; w Tokio mieszka od 13 lat) oraz kataloński pisarz, tłumacz (akurat z niemieckiego…), wydawca i doradca literacki Francesc Miralles y Contijoch (rocznik 1968…). Obaj panowie parę lat temu spotkali się przypadkiem w nostalgicznym tokijskim barze i w takimże nastroju. A ponieważ japońska whisky (słowo daję, jest taka – nawet dość droga; ale nie odważę się nawet pytać, z czego ją pędzą…) ma właściwości rozluźniające język i umysł, obaj eksploratorzy tajemnic Orientu dogadali się w kwestii tajemnicy japońskiej duszy. Od słowa do słowa – postanowili takową zgłębić i summę wiedzy opublikować w formie książki. Po trwających rok teoretycznych pracach badawczych w tokijskich (i nie tylko) bibliotekach (a może także knajpkach…) obaj doszli do wniosku, że sensu życia szukać należy tam, gdzie trwa ono najdłużej, a nadto wedle ogólnego przekonania jest zdrowe i szczęśliwe… Statystyki i raporty cesarskiego biura ewidencji ludności…
Marek Bukowski, Maciej Dancewicz Najdłuższa noc Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Niepiękna epoka w starych dekoracjach, czyli proto-CSI na tropie… Hałaśliwie i ponad potrzebę (a może nie?) reklamowany serial kostiumowo-kryminalny TVN „Belle epoque” ma naturalnie swój scenariusz (podejrzenia niektórych wrednych i uprzedzonych krytyków, że jednak nie ma, są oczywiście intencjonalnie fałszywe, cynicznie nieuprawnione…). Aktor (niekiepski…) i reżyser (początkujący) Marek Bukowski oraz popularyzator historii Maciej Dancewicz rzucili właśnie na rynek księgarski (za pośrednictwem Muzy…) „Najdłuższą noc” – powieściowe rozwinięcie scenariusza pierwszego odcinka (!) serialu. Taki popularny ostatnio chwyt marketingowy: jedno niesie drugie – i na odwrót; zależnie od rynkowych potrzeb, koniunktury słupków oglądalności i sprzedawalności… W kwestii serialu wypowiadam się z najwyższą niechęcią, nie jestem albowiem krytykiem sztuk wizualnych. Dość nadmienić, że nie był tak obiecujący, jak zapowiadano, choć pieczołowitości rekonstrukcyjnej odmówić realizatorom nie można. Ale co innego wystawa, co innego fabuła… Oraz reżyseria. I sztuka aktorska (wyjąwszy Lubaszenkę i Lubosa: obaj są poza intelektualnym i profesjonalnym zasięgiem reszty ekipy…). Przypatrzmy się zatem książkowej wersji Pięknej Epoki. Jest to, podejmując kwestię syntetycznie najbardziej jak można – literatura rozrywkowa dobrej klasy, na przyzwoitym rzemieślniczym poziomie i w stylu jak najpełniej old fashioned (jak zwykli mawiać…
Antonio Manzini Czarna trasa Przekład: Paweł Bravo Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2017 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 2/7 Krew na śniegu, kontener z Cejlonu, śledztwo zesłańca… Schemat mocno wyeksploatowany: pyskaty, niepokorny, chamski, skuteczny (ale nie do końca pryncypialny!) komisarz policji naraził się komuś ważnemu ze stołecznego układu; z powodów osobistych stracił czujność i został szurnięty na odległą prowincję bez prawa powrotu… Światowa literatura kryminalna aż kipi od takich fabularnych układanek, a kino kryminalne wręcz je uwielbia (samotny wilk na obcym terenie to kopalnia arcyfilmowych konfliktów!), że już o serialach nie wspomnę… Temat więc wyeksploatowany, zszargany, ale wciąż atrakcyjny. Publiczność albowiem kocha outsiderów z problemami. Nie wiedzieć czemu. Jedni pewnie z poczucia wyższości, drudzy – z sytej, mieszczańskiej głupoty, trzeci – z potrzeby solidarności. Tym większy podziw należy się komuś, kto znając obciążenia, schemat taki wziął na warsztat i nie spieprzył, nie strywializował… Zwłaszcza że to prawie debiutant był…. No, ale z nim może być tak, jak z tym Ickiem-praktykantem z jubilerskiego warsztatu w Antwerpii, któremu boss niedbale rzucił olśniewającą, drogocenną perłę z poleceniem przewiercenia dziurki. Natychmiast… A zesztywniałemu z przerażenia klientowi obiecał, że to bezpieczne, bo Icek jeszcze nie zna prawdziwej wartości obiektu… Debiutant istotnie może nie wiedzieć, na…