Atlas dziur i szczelin

21 lipca 2023

Michał Książek 

 


Atlas dziur i szczelin
Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2023

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 4/5

Chłop żywemu nie przepuści…

Chłop żywemu nie przepuści!
Jak się żywe napatoczy,
Nie pożyje se, a juści!

Refren piosenki Kazimierza Grześkowiaka

Bohater, narrator (ale nie autor – autor nie) i podmiot liryczny tej piosneczki satyrycznej poniekąd, więc śmiesznej z założenia, ale przez to niezwykle smutnej, wręcz gorzkiej – to typowy klasyczny chłop polski. I co do zasady nieważne – ze wsi on czy z miasta – chodzi o typ mentalny, silnie rozprzestrzeniony między Odrą a Bugiem; gatunek w zasadzie dominujący na tym obszarze, zasiedlający wciąż nowe terytoria, nawet bardzo różniące się biologicznie. Bydlę posiada bowiem znaczne umiejętności adaptacyjne i spory w tym kierunku potencjał. Na szczęście z paru rozmaitych powodów (na razie nie rozszerzajmy kwestii; to temat na osobne opowiadanie) wytraca powoli swe zdolności rozrodcze, więc przybywa go jakby mniej, chociaż administracja aktualnego władcy usiłuje zapobiec degradacji prokreacyjnej przy pomocy stymulowania, zasilania rozrodu pińcetplusami… Mentalny chłop polski nizinny (jest też odmiana wyżynna, ale nie różni się prawie niczym) jako gatunek żyje w parach (ze szwagrem): pije parami, prokreuje parami, łazi po terenie parami, smrodzi i zanieczyszcza też parami. Na zimę niestety nie odlatuje, pazurami trzyma się ziemi, tej ziemi. No i zajmuje się nieprzepuszczaniem żywemu. Wszelkiemu żywemu – siebie samego nie wyłączając. Choć teoretycznie nie powinien…

Chłop mentalny bowiem, który żywemu nie przepuści, aczkolwiek zajął bardzo zróżnicowane biotopy i habitaty, tudzież spenetrował rozmaite klasy społeczne, pochodzenie ma w zasadzie agrarne. A to oznacza, że na swój sukces zapracował dzięki symbiozie z biosferą, z zielonym (zboża to przecież nic innego jak wzmocnione ewolucyjnie trawy), z drzewem, ze zwierzęciem. Niby okazuje im czasem swój niechętny szacunek – ale bez przesady. Swe poczucie supremacji nad „żywym” mentalny chłop polski wywodzi jakoby wprost z nauczania swych współplemieńców-kapłanów. A to alibi doskonałe… Między chłopem mentalnym a „żywym” rozpościera się sfera władztwa, wyższości, własności i co komu do tego. Jest jeszcze chłop mentalny uzbrojony – w dubeltówkę albo sztucer – i on się każe nazywać „myśliwym”, chociaż pospolitym kłusownikiem jest. Jest jeszcze chłop mentalny na urzędzie, nawet ministerialnym, który każe rżnąć lasy na potęgę, bo za sosny i dęby Chińczyki płacą dolarami, a u nas za darmo rosną… Czasem były senator pociągnie psa na łańcuchu za samochodem… Inny chłop mentalny zwali i spali gniazdo bocianie z przychówkiem w środku. Albo utopi krowę w gnojówce. Końskiego weterana odda Włochom na rzeź… Jeszcze inny wytnie drzewa i zabetonuje wielki plac w środku miasta. Chłop przecież żadnemu żywemu nie przepuści!

Na drugim biegunie też siedzi chłop, który żywemu nie przepuści. Ale inaczej – na odwyrtkę zupełnie. Nazywa się Michał Książek i wyspecjalizował się w rozglądaniu się wokół, zaglądaniu w każdą szczelinę w betonowych chodnikach, szukaniu wzrokiem każdej mrówki, każdego robaczka latającego (lub nie), każdego ptaszka i myszki. Lecz nie po to, by chwaścik zdeptać, dżdżownicę rozmaślić trampkiem na trylince, walnąć kamorem w krzyżówkę czy łyskę na parkowym stawku lub naszczać do mrowiska.

Michał Książek wszystko, co zaobserwował, po prostu zapisuje. I w taki oto sposób notatnik spęczniał mu do rozmiarów atlasu przyrody zurbanizowanej… Zwróćcie uwagę na osobliwą formę edytorską. Książka niby w typie regularnym – zawiera osiem rozdziałów, a każdy poświęcony osobnej „instytucji” przyrodniczego uniwersum, osobnej instalacji biologiczno-miejskiej, osobnemu zjawisku natury ożywionej. A wewnątrz rozdziałów – chaos formalny, nawarstwiający się spontanicznie i systematycznie – jak w roboczym notatniku zawodowego obserwatora: są główne zapiski – datowane lub nie – a oprócz nich jakby fiszki na osobnych kartkach, z dodatkowymi objaśnieniami, definicjami, są wetknięte między kartki zasuszone listki, źdźbła, kwiatki – jak w starych herbariach, są kartki z ułamkowymi obserwacjami; znam ten system – w swoich notatnikach przez lata zawsze miałem a to doklejane karteczki, a to zapiski na biletach, paragonach kasowych lub serwetkach knajpianych, bądź innych kwitach, którym zmieniałem przeznaczenie. „Atlas…” Książkowy wygląda właśnie jak osobisty notatnik roboczy. Tylko patrzeć, jak karteczki się wysypią…

I to nie jest żadna wada czy niedoróbka edytorska – to zaproszenie: byście, drodzy czytelnicy, między kartki „atlasu dziur i szczelin” wtykali swoje własne zapiski na byle czym – tym co pod ręką – z własnych obserwacji miejskiego ptactwa, robactwa, chwastów, drzew i zakrzaczeń, wiewiórek, ślimaków, motylków. Obserwacji – nie dręczenia, przeganiania, trucia. Po prostu patrzcie. Regularnie się rozglądajcie, w rytmie pór roku, potem lat, wreszcie dekad. Patrzcie pod nogi, gdzie w szparach między płytami chodnikowymi pojawiają się jakieś zielone listki albo mrówcze dziurki obsypane piaskiem, gdzie w trawnikach kłębi się niesamowite, utajone życie dziwnych zwierząt, o których nazwach nie macie pojęcia – a o zwyczajach i zachowaniach już nie wspomnę. Zerknijcie czasem na akrobacje jakiegoś motylka lub krzątaninę pszczołopodobnych; nie poganiajcie administratorów waszych „habitatów”, by regularnie i często kosili trawniki. Sprawdźcie, czy uda się wam dostrzec gdzieś wróbla (mnie przez ostatni rok się nie udało, choć się pilnie rozglądam…). Gołębie możecie sobie darować z oczywistych względów, ale nie lekceważcie grzywaczy – gołębiej arystokracji. Nauczcie się rozróżniać sikory bogatki, modre i ubogie. Obserwujcie podniebne łowy jerzyków – to wasi sprzymierzeńcy w starciu z komarami (drugimi są kaczki, wyżerające komarze larwy w parkowym stawie). Polubcie zielonego dzięcioła, regularnie opukującego pień słabującego klonu pod waszym oknem…

„Atlas dziur i szczelin” to fenomenalna książeczka. Nie ma wprawdzie kieszonkowego formatu, ale nie trzeba jej zabierać na miasto. Zacznijcie tworzyć własny atlas – coś w rodzaju zielnika połączonego z notesem podglądacza ptaków. Oczywiście przydałyby się tzw. klucze do oznaczania (czyli rozpoznawania i nazywania) drzew, ptaków, owadów, mchów i grzybów, roślinek na trawnikach i nieużytkach, ale czasem wystarczy dostęp do internetowych zbiorów danych za pośrednictwem smartfonu. Jeśli nie – róbcie zdjęcia i pytajcie fachowców.

Ale fenomen „Atlasu…” Michała Książka na czym innym się zasadza. To jest przede wszystkim rozprawka filozoficzna o związkach i układach człowieka z naturą. O naszych fobiach, lękach, atawizmach i głupocie – bywa, że zbrodniczej. To także hymn na cześć siły, mądrości, cierpliwości i przenikliwości Matki Natury, która nie zwykła się poddawać – nawet wobec ekstremalnej opresji betonozy – zachowując zdolność odradzania się. My wymyśliliśmy architekturę, a natura wysyła przeciw niej jakieś skromne mchy i porosty, jakieś listeczki wątłe, ptaszyny słabe (osrany pomnik to jest to…). Czasem wygrywa beton, czasem przegrywa – ogólny bilans oscyluje w okolicy zera, lecz na ogół drzewo- i trawofobi mają sukcesy bardziej spektakularne. Kto nie był w Kutnie, nie wie o co chodzi… A tu chodzi o życie!

Więc wiecie co? Róbmy od czasu do czasu dziury w betonie. Zatkajmy jakąś rurę – niech woda nie znika za szybko w kanalizacji. Polubmy kałuże – małe i duże. Precz z tujami i wygolonymi trawnikami; tu nie Wimbledon, tu się gra o wyższą stawkę. O jaką? Rzućcie czasem okiem na termometr za oknem…

Tomasz Sas
(21 07 2023)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *