Odetchnij jeszcze raz

26 grudnia 2018

Mariusz Ziomecki

Odetchnij jeszcze raz
Wydawnictwo Akurat (Muza S.A.), Warszawa 2018

Rekomendacja: 3/7
Ocena okładki: 1/5

Złego diabli nie biorą…

Dwa lata temu miałem już sposobność pochwalić Ziomeckiego w tym blogu („Pójdź na sąd boży” – wpis z 15 grudnia 2016 roku…). I nie widzę powodu, by nie zrobić tego jeszcze raz… Ten wzięty reporter i publicysta, filar mej ulubionej „Kultury” (nim jej z powierzchni Ziemi nie zmiotła zima stanu wojennego…), wśród dziesiątków zajęć, których imał się po powrocie z emigracji, uprawia też pisarstwo rozrywkowe. A konkretnie – w branży kryminalnej. Od 2015 roku wydaje cykl „Elementy zbrodni”, którego „Odetchnij jeszcze raz” jest tomem trzecim („Pójdź na sąd boży” był drugim, a „Umierasz i cię nie ma” z 2015 roku – pierwszym). W gromadce polskich Standardowych Autorów Kryminalnych (odtąd w skrócie: SAK…) Ziomeckiego wyróżniała… normalność. W sensie ścisłym. To znaczy – w sensie wykreowania głównego bohatera, Jego narrator, onże podmiot liryczny „Elementów zbrodni” – Roman Medyna, bywszy policjant po przejściach (z licencją detektywa prywatnego, przezornie wyrobioną na wszelki wypadek…), niezdatny do służby, bo mu ruska zawodowa zabójczyni przestrzeliła kolano (ale wciąż cieszący się szacunkiem kolegów z formacji bezpieczeństwa państwa wszelakich proweniencji, co już samo w sobie wydaje się graniczyć z niepodobieństwem…) – wydawał się normalny, bez jakichś osobliwych skaz charakterologicznych czy nałogów. Popijał w granicach normy, uczciwy był w pełnym regulaminowym standardzie, lubił szybkie jednoślady i dwuślady z turbodoładowaniem, panienki na boku dupczył bez niechęci, dopóki mu żona nie wyperswadowała radykalnie, wystawiając walizki na świeży luft… No, normals jak się patrzy.
Więc co wyróżniało (na plus…) Ziomeckiego, jeśli nie był to wszechmogący (albo porąbany…) detektyw? Coś, co wielu innym SAK-om sprawia niemałe trudności. Czyli – elegancja, granicząca z finezją pomysłowość oraz inteligencja intrygi kryminalnej. Ziomecki stawia swoim fabułom poważne wymagania intelektualne. I chyba się przy tym nie spieszy… Praktycznie jedną książkę na rok. To dobry wynik – nie pozwala o sobie zapomnieć, może się przygotować (a poza tym ma wiele innych zajęć, równie ciekawych), może szlifować produkt… Kudy mu tam do innych SAK-ów, wydajnych jak młynki do kawy, a intelektualnie tak skomplikowanych jak wyrób ceramiczny, zwany pustakiem… Kudy mu tam do jednego SAK-a stachanowca (nazwisko litościwie pomińmy) który wydaje jedną książkę miesięcznie (a może częściej; ktoby go tam podliczał, oprócz skarbówki…), a ostatnio zaczął nawet korespondencyjnie i bezczelnie nauczać, jak trzeba pisać…
Ziomecki zaś nie myśli tylko o honorariach, myśli o inteligentnej grze z czytelnikiem. To, co obmyślił dla czytelników „Odetchnij jeszcze raz”, naprawdę wystawia niezłe świadectwo jego „kryminalnej” przemyślności. Moczy swego bohatera, rozrywanego przez klientów detektywa, w dwie sprawy jednocześnie. Pierwsza to seria włamań do prowincjonalnych, wiejskich nieledwie oddziałów sieci małych banków (wypisz, wymaluj: popularne ostatnio SKOK-i…), ale z trupem, co na wizerunek banczków wpływa niekorzystnie. Sprawę zleca seksowna wiceprezes z obfitym aparatem oddechowym i atrakcyjnie ukształtowaną resztą cielesnej powłoki, co Medynę jakoś zawsze fascynowało… Ale zbyt wiele wskazuje na to, że zleceniodawczyni wolałaby zapłacić za usługę ciałem, niż wysupłać z kasy parę tysięcy euro.
Druga sprawa to zagadka z najwyższej półki – światowej sławy kompozytor polski, stale zresztą mieszkający poza krajem, między innymi na greckiej wyspie Hydra, chce wreszcie rozwikłać definitywnie zagadkę zamordowania swej pierwszej żony. Okrutną zbrodnię (dosłownie krwawą i psychopatyczną…) przypisywano esbecji. Ale nawet po osiemdziesiątym dziewiątym nic nie udało się ustalić. Byli funkcjonariusze nic nie wiedzieli o takiej akcji, niczego nie pamiętali. Żadnych śladów nie znaleziono też w papierach. Aż tu nagle sprawa odżyła, bo mistrza ktoś zaczął nagabywać o pieniądze, obiecując wyjaśnienie zagadki. Szantażysta musiał tkwić w kręgu bliskim kompozytorowi, bowiem listy z „ofertami” zaczęły pojawiać się w filharmonii podczas prób do prawykonania nowej symfonii maestra. Bezbłędna konstrukcja tej intrygi swoją drogą winna dać do myślenia (jeśli to nie jest zbyt abstrakcyjne dla tych panów pojęcie…) pomysłodawcom, instygatorom i wykonawcom akcji dezubekizacji wstecznej poprzez odbieranie wypracowanych emerytur byłym funkcjonariuszom i wydzielanie w zamian najniższych świadczeń krajowych. Oczywiście większość pokaranych w ten sposób odpowiedzialnością zbiorową, to był plebs służbowy bez znaczenia i wartości w strukturach. Ale wciąż żyje wśród nas gromadka dobrze poinformowanych… Co się stanie, jeśli zechcą zbilansować swe budżety domowe, rzucając na rynek już to kwity ze swych prywatnych szaf, już to podejrzenia, hipotezy i opowieści wciąż przechowywane w pamięci? A jeśli zostawią je spadkobiercom? Pomyślał ktoś o tym? Założę się, że nie…
No i jest trzeci watek: tradycyjny u Medyny – kłopoty z bratem… Wciąż jest winien dużą bańkę chłopcom z Miasta. Główny wierzyciel sprzedał dług Witolda innej grupie, potrzebującej sporo odpowiednio „zmotywowanych” jeleni do mulerki, czyli przemycania narkotyków popakowanych w eleganckie woreczki z prezerwatyw i upchniętych w żołądku muła. Wedle ostrożnych szacunków Medyny braciszek musiałby zrobić ze sto szczęśliwych kursów z pełnym żołądkiem, by spłacić dług (bez odsetek…). Niepodobieństwo… Więc trzeba schować braciszka – z jego kobietą i jej córeczką.
Jak sobie Medyna z całym tym bajzlem poradził? Cierpliwości i miłej lektury… Przecież nie będę spojlerował! Dość wspomnieć, że sprawił się chwacko i szybko – wszystko w w trzydzieści trzy dni. Prawie rekord świata… Trzy równoległe intrygi prowadzić silną ręką jak na smyczy i nie pozwolić im się splątać – niezły wynik wobec osiągnięć niektórych SAK-ów, objawiających kłopoty z utrzymaniem w ryzach jednej opowieści. Ziomecki umie zarządzać natłokiem zdarzeń; wymyśla sobie mały fabularny chaos, ale już w trakcie spisywania tej intrygi na papierze fakty same się porządkują i nie pozostawiają uczucia niepokoju. Przeciwnie – wiemy niezbicie, że narrator ma wszystko pod kontrolą, że mu meteoryt nagle na głowę nie spadnie, burząc następstwo zdarzeń… Bo Medyna to zasady, dobre policyjne obyczaje i dyscyplina intelektualna. Żadnych „figur dowolnych”, wiodących na manowce. Intuicja, instynkt i wywodzenie owocnych hipotez to też nie są obszary probabilistycznej gonitwy myśli. U Ziomeckiego swoboda myśli narratora podporządkowana jest regule brzytwy Ockhama – nie mnożyć bytów ponad potrzebę. Dlatego były policjant Medyna taką skuteczną jest maszyną do tępienia zła…
Oczywiście to kreacja literacka, więc może być dowolnie sprawna, wydajna, bystra i przenikliwa. Jedynie wzgląd na prawdopodobieństwo powstrzymuje w tej mierze fantazję autora. I to nie każdego. Kreacje polskich (i nie tylko…) SAK-ów skrzą się od dowcipu, intelektu, zdatności do mordobicia, umiejętności strzeleckich, sprawności w uwodzeniu. Jakby wszyscy znali bajkę braci Grimm „Siedmiu za jednym zamachem” i jej bohatera – sprytnego krawczyka-muchobijcę… Ziomecki jednak zrobił ze swego narratora całkiem możliwego do zaakceptowania normalsa. Ale w „Odetchnij jeszcze raz” nie zdzierżył i tamta kreacja uległa istotnym przeobrażeniom. Medyna nie tylko bije lepiej (daje radę zawodnikowi z klatki MMA…), nie tylko sprawniej, bez wysiłku i błędów kombinuje, ale został przez swego kreatora „pobrzydzony” – Ziomecki mianowicie ogolił mu łeb i na czaszce wytatuował co nieco, dodając też wymowne dziary tu i ówdzie. Entuzjazm pewnej kategorii pań na ten widok zdecydowanemu uległ wzmożeniu (dość wspomnieć ponownie chutliwą panią wiceprezes bankowej sieci…). Czy Ziomecki musiał doposażyć swego bohatera? Pewnie musiał – okropieństwa i osobliwości (z każdej dziedziny) sprzedają się lepiej. Pomijając jednak te oczywiste koncesje na rzec gustów publiczności, pełnych niekłamanej czci dla supermeństwa, lektura „Odetchnij jeszcze raz” to pyszna zabawa. I o to chodzi…
Tomasz Sas
(26 12 2018)
PS. Znów koszmarna okładka; zróbcie z tym coś następnym razem!


 

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *