Jerzy Pilch Autobiografia w sensie ścisłym, a nawet umownym Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Epitafium dla kota Głupieloka, czyli życie po życiu… Jeszcze jeden Pilch dzisiaj… No i dobrze. Nie uskarżam się. A że trochę przechodzony? Trudno – świetnie. Całkiem nowych – nieśmiganych, nieklepanych, nie podkręcanych – już nie będzie. Od roku nie ma i nie będzie. Jeśli strażnicy „masy” spadkowej jeszcze coś wyciągną z zakamarów spichrzów, skrzyń i szuflad – to tyle naszego. No, ale to autobiografia – więc druk mający pierwszeństwo przed wszelkimi innymi. Bowiem miarodajnie objaśniający to i owo. Fakt, nieco używany, bo drukowany w „Tygodniku Powszechnym” w odcinkach jakieś dziewięć – osiem lat temu. Ale zaszczytu zebrania do kupy w druk zwarty, nobilitacyjnie książkowy, jakoś za życia autora nie dostąpił… Czyżby onże uznał, iż niewart jest? A może chciał zachować do jakichś nieodgadnionych, ale wyższych przeznaczeń? Może miał być wstępem do wszechogarniającego opus magnum? Któż to wiedzieć z całą pewnością może… Kiedy pisał tę autobiografię na żywo, w odcinkach (dokładnie 2012 – 2013) dla „Tygodnika…”, miał Pilch na uwadze inne swoje problemy biograficzne. Nie tylko w sensie ścisłym… Gdy bliski Pilchowi krakowski „Znak” – dzięki legendarnej wprost intuicji swego szefa Jerzego Illga,…
Jerzy Pilch Pretensja o tytuł jest jedyną, jaką mieć tu można Wydawnictwo Polityka, Warszawa 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Nostalgiczny powrót do niegdysiejszych przewag Niespełna rok po śmierci Jerzego Pilcha – wybitnego prozaika, dramaturga i przede wszystkim fenomenalnego felietonisty – redakcja „Polityki” umyśliła sobie, że uczci tę smutną skądinąd rocznicę, wydając tom felietonów swego sławnego autora. Gdy zabrali się do archiwalnych kwerend, okazało się, że ktoś ich wyprzedził. Był to nikt inny, jak sam… Pilch. Wyszło na jaw, że ten emocjonalny szaławiła, literacki awanturnik i bezinteresowny mąciwoda pozostał na wieki wieków uporządkowanym, zdyscyplinowanym po lutersku rzemieślnikiem słowa, dopilnowującym zawczasu losów swej spuścizny, odpowiedzialnym i dobrze zorganizowanym (w sensie ścisłym) spadkodawcą intelektualnym. W papierach znalazła się teczka z wyborem felietonów z „Polityki”, które – zdaniem mistrza – można było bez ochyby powtórzyć, a niektóre nawet trzeba byłoby… Nie pozostało zatem nic innego, jak intuicyjnie zaufać trafności wyboru autora tudzież intelektualnym kryteriom selekcji, zawartość teki zdigitalizować, puścić na maszyny i… dołączyć (w cenie 34,99 złociszy, co umiarkowanie zbójeckim geszeftem jest) do części nakładu świątecznego, wielkanocnego numeru „Polityki” – z tytułem wymyślonym osobliwą frazą, z iście Pilchowską dezynwolturą. Tak też i zrobiono! I jakiż osiągnięto rezultat? Zbiór felietonów w pewnym (pewność to…
Jerzy Pilch 60 felietonów najjadowitszych Wydawnictwo Wielka Litera Sp. z o.o., Warszawa 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Lekcje u magistra pokątnej literatury ulotnej Admiratorzy i użytkownicy wiekopomnego, rewolucyjnego wynalazku Gutenberga wprędce dostrzegli, że nie tylko Biblia i inne arcydzieła ludzkiego geniuszu (takie na przykład De revolutionibus orbium coelestium) zyskują na powszechności i znaczeniu po ich wydrukowaniu. Technika ruchomej czcionki, łatwo układanej w słowa odbijane na papierze, wydatnie obniżyła koszty kolportażu ludzkiej myśli wszelkich gatunków i rozmaitej proweniencji. Intensywność ruchawki intelektualnej znacząco wzrosła. Pewna grupa uczestników życia publicznego dostrzegła, że na kartce wielkości octavo (którą łatwo schować w kieszeni) zadrukowanej borgisem (lub lepiej petitem) zmieści się więcej przekleństw i kalumnii, iżby zdołał wypowiedzieć najlepszy mówca na rogu ulicy w czasie, który mu pozostanie do zwinięcia przez tajną policję. W miarę postępów nauki czytania i pisania zadrukowana kartka stawała się potężną bronią. Paszkwile, hańbiące donosy, denuncjacje, krytyczne diatryby, satyry, fraszki rubaszne, krotochwile, sprośne aluzje personalne, posądzenia i oskarżenia, pamflety, zniewagi, parodie… To tylko część arsenału skrytego w drukach ulotnych – ulotkach dosłownie, bo łatwo z wiatrem ulatywały i rozprzestrzeniały się w miejscach publicznych. Szlachta nasza polska nabyła wtenczas obyczaju podcierania tyłków papierem, albowiem na polach elekcyjnych zwalczający się kandydaci i ich…
Jerzy Pilch Żółte światło Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Wielka jesienna wyprzedaż Od pewnego czasu z kręgów bliskich pisarzowi Jerzemu Pilchowi dochodzą wieści, napomknienia i ton’kije namioki (to akurat po rosyjsku…), że pisarz ów dzieło życia przygotowuje – ba, pospiesznie obrabia i wykończa takowe ręką własną; ma to jakoby być autobiografia – stuprocentowo szczera, wywrotowa i demistyfikująca. Autobiografia, bowiem mistrz jest rzekomo skrajnie niezadowolony z podjętych dotychczas prób biograficznych (nawet z tzw. wywiadu-rzeki). Podobno uważa, że powinien brać problemat we własne ręce – w trosce o pogłębiony i kompletny byt zjawiska „Pilch” w sensie ścisłym i nie-ścisłym. Autorzy ponoć wykazali się skrajną powierzchownością i niezrozumieniem, przeto teraz on naprostuje ścieżki, wyjaśni nieporozumienia, da wykładnię autentyczną i oficjalną, zranionych uleczy, niezaspokojonych pocieszy, obojętnych natchnie wiarą… Ino jeszcze trochę poczekajta… Nie wiem, czy to wszystko prawda. Już samo źródło przecieku budzi wątpliwości. Sformułowanie „kręgi bliskie” to zaawansowany eufemizm. Cokolwiek stamtąd słychać, słyszane być nie może, albowiem nie zostało wypowiedziane. „Kręgi bliskie” Pilchowi to terytorium bezludne; nikogo tam nie ma. Boleśnie się o tym przekonywały kolejne muzy i damy, mylnie mniemające, że związki płciowe tudzież sentymentalne upoważniają do robienia planów na przyszłość. Nie upoważniają – nawet w chorobie…
Jerzy Pilch Trzeci dziennik. 7 maja 2017 – 15 lipca 2018 Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Starość nie radość? Zanim oddacie się lekturze (zaręczam, że z satysfakcją…), popatrzcie na okładkę. Zdjęcie to nowy Pilch. Jakby definitywnie pogodzony z istnieniem kobiet, a nawet oddający się w ich ręce – zarazem metaforycznie i dosłownie. Dosłownie, bo ta wypielęgnowana dłoń kobieca zaraz się zaciśnie na szyi pisarza, a może nawet czerwone, wypiłowane i użytecznie uformowane pazurki wbiją się krwawo w słabiznę pisarskiej grdyki. Taki gest, gdyby pisarz dokonał go dłonią własną, sygnalizowałby potrzebę zastanowienia się, rozważenia nasuwających się znienacka wątpliwości natury poważnej, egzystencjalnej zgoła. Ale dokonany rączką płci odmiennej – cóż znaczyć może? Do tej pory pisarz Pilch klasyfikowany był raczej jako zdecydowany zwolennik istnienia różnicy płci, jako uporczywy badacz tej różnicy oraz beneficjent odkrytych przy okazji tychże badań – wszechstronnych i pogłębionych, na ile się udało – korzyści natury emocjonalnej. Materialnej nie – Pilch zawsze był, jako prawowierny luteranin, niezależny ekonomicznie i na kobietach w tej mierze polegać nie musiał. Przeciwnie raczej bywało… Zatem sygnalizowana przez okładkowe zdjęcie „Trzeciego dziennika” figura retoryczna (mowa ciała to też retoryka…) albo nowego Pilcha przemianę symbolizuje, albo – kamuflażem jest, wyzwaniem… Czytajcie,…
Jerzy Pilch Żywego ducha Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Samotność w sensie ścisłym, czyli czemu Ziemianie powyginali? „Kto z gwiazdozbioru Wega patrząc na Ziemię zgadnie, kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim ostatni?” Leszek Aleksander Moczulski „Korowód” – piosenka Marka Grechuty Jerzy Pilch rozstrzygnął arbitralnie na swą korzyść wyliczankę z „Korowodu” – on i tylko on będzie ostatnim człowiekiem na Ziemi. Co więcej: postanowił opisać wydarzenie zawczasu – to znaczy zanim Ziemia opustoszeje naprawdę. Teraz bowiem jest szansa, że ktoś jeszcze przeczyta przekaz Pilcha (póki książki wychodzą). A na tym zależy najbardziej autorowi – zawodowemu pisarzowi, podkreślającemu po wielokroć, że nic innego – krom pisania, golenia wódy i nawiązywania krótkotrwałych związków z kobietami w celach erotycznych – w życiu robić nie potrafił. To znaczy czasem próbował, ale tak dobrze, by się z tego utrzymać, mu nie wychodziło… Natomiast jakiż byłby sens pisania, gdyby zniknęli hurtem wszyscy czytelnicy? W sensie czysto logicznym – żaden. To jak spacer po ostrzu brzytwy. Brzytwy Ockhama – ma się rozumieć (nie mnóż bytów nad potrzebę). Pilch znajduje sobie tłumaczenie: z jednej strony kompulsywne (bo bezcelowe, jak się wydaje) pisanie jest stanem umysłu, intelektualnym odpowiednikiem nałogu, instynktownym przedłużeniem bytu, protezą jestestwa, natręctwem….
Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak Część 2. Inne ochoty Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Spod kapelusza w sensie ścisłym czyli lęki i pokusy luterskiego synka Druga część z Pilchem rozmowy-rzeki Eweliny Pietrowiak (w cywilu reżyserki scen polskich dramatycznych i muzycznych, niezbyt znanej, niezbyt popularnej; ale za to – w sensie istotnym dla tej rozmowy – jednej z kobiet Pilcha…). Druga – a właściwie taka, jakby pierwszej nie było. Albo wypadałoby co nieco z niej unieważnić. Istotna rolę bowiem w całej historii odegrał tak zwany międzyczas, czyli hipotetyczna konstrukcja temporalna, oznaczająca czas, jaki upłynął od jednego wydarzenia A do drugiego wydarzenia B, przy czym merytoryczny związek między oboma wydarzeniami może być ścisły, luźny bądź żaden; ważna jest tylko sekwencja – czyli, by zdarzenia następowały jedno po drugim… Ergo: ma je oddzielać czas jakiś, co do długości trwania niezdefinowany. To właśnie międzyczas. Wedle wyznawców logiki intertemporalnej sam czas w międzyczasie nie musi być jednostajny i upływać liniowo; może być rozciągliwy, zapętlony, potencjalnie zawracalny lub sam z siebie zawracający… Przy czym wedle reguł tej osobliwej logiki sam w sobie międzyczas nie jest istotny. To zaledwie rama; istotne dla logiki intertemporalnej jest bowiem to, co się w międzyczasie…
Jerzy Pilch Portret młodej wenecjanki Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Silva rerum w sensie ścisłym Osobliwa lektura przed wami… Upozowana na kilka sposobów, zalecająca się być a to romansem, a to dziennikiem intymnym, a to esejem de litteris et artibus, a to felietonem kpiarskim z „Tygodnika”, a to wyklejanką bezładną z resztek i okruszków po uczcie bogów, a to regestrem czynów i przewag zaprzeszłych, wielce przez to fantazyjnych tudzież z dnia na dzień piękniejących, a to skargą, trenem bez mała, za utraconą sposobnością Innego zgoła. Frunąć lekko będziecie nad kartami „Młodej wenecjanki” jakbyście na powrót całą prozę (felietonów gazetowych zwłaszcza nie pomijając) Pilcha czytali jednym nieprzerwanym ciągiem (przypominającym ciąg nałogowca zresztą…). Bo to Pilch jest w sensie ścisłym (że pozwolę sobie użyć ulubionej jak chroniczna czkawka frazy Pilchowej) – aczkolwiek zmontowany z remanentów, remontów, rekonstrukcji i renowacji. Przecież także Pilchowych… Formalnie to belle lettre – lekko nostalgiczna (ach, ta powracająca jak kosmiczne drgania smutna, przez co niewymownie heroiczna, fanfara starości…) relacja z romansu (jednego z wielu – a zarazem przykładnie wymownego, wręcz wzorowego) narratora z kobietą – realną i zarazem symboliczną. Pralina Pralinowicz, bałkańska piękność nadnaturalna, fizycznie i jednopostaciowo w życiu narratora obecna czas jakiś (za…