Joanna Łopusińska Zderzacz Grupa Wydawnicza Foksal – wydawnictwo wab, Warszawa 2022 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Nie ma przypadków, czyli Fibonacci kontra Higgs Ktoś znajomy prosił, bym rzucił okiem na „Zderzacza” – jakoby nowa miała być to jakość w gatunku literatury sensacyjnej. Fabuła w istocie rzeczy kryminalna typowo: podejrzenie zbrodni jest, a w ślad za nim profesjonalne i wartkie policyjne śledztwo. Ale ta scenografia, didaskalia, materia intelektualna intrygi, obsada personalna (dyplom MIT lub doktorat z fizyki to minimum…) oraz inne konstytutywne imponderabilia całej tej historii nakazują skłonić się ku gatunkowemu zaliczeniu jej w poczet intensywnie rozrastającej się rodziny thrillerów naukowych – i to bynajmniej nie tzw. science fiction. Główny bohater tego dreszczowca – niewątpliwie twór Matki Natury, aczkolwiek podobno niewidzialny, prawie niepoliczalny i niemal doskonale efemeryczny – ma na imię Bozon (jak klown Bozo; pamiętacie, gdzie to imię zagrało epizodyczną, ale istotną rólkę?) i nosi (w celu rozpoznania i odróżnienia) nazwisko swego „ojca teoretycznego” (który tylko przewidział możliwość jego istnienia, co jeszcze wypadałoby potwierdzić eksperymentalnie) – noblisty Petera Higgsa. Innymi słowy: panie i panowie – oto bozon Higgsa. Żyje tak krótko (dla zainteresowanych śledczych: 1,6 razy dziesięć do minus dwudziestej drugiej potęgi sekund…), że nikt nie zdążył go zobaczyć; pomierzono…
Oksana Zabużko Planeta Piołun Przełożyły Katarzyna Kotyńska, Joanna Majewska, Anna Łazar Wydawnictwo Agora, Warszawa 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Szcze ne wmerła Ukraina! Nie umarła i nie umrze (to pewnik, nie hipotetyczna nadzieja…). Ale jak się narodziła, skąd się wzięła taka, jaka jest i dlaczego? Dziś, gdy między ukrainofilią (sam do ukrainofilów się zaliczam) a ukrainofobią (którą pogardzam) nie zostało nic miejsca na niuanse, na jakąkolwiek dysputę z użyciem argumentów sine ira et studio, gdy nie powinno się (w obliczu moralnego wyzwania dziejącej się i powiększającej z dnia na dzień wojny – tragedii) stawiać jakichkolwiek pytań – trudno cokolwiek ustalić. Inna rzecz, że już dawno powinniśmy wszystko mieć utrwalone, przegadane i ku pożytkowi publicznemu opowiedziane. Ale nie mamy. Pytanie – czy kiedykolwiek w ogóle próbowaliśmy na serio usiąść i przegadać Ukrainę z Polską, Polskę z Ukrainą? Podejrzewam, że nie. W sensie ścisłym. Bo akty strzeliste i wyznania nikczemne w tym rachunku się nie liczą. A co mogłoby się liczyć? Bo ja wiem – może poważny, uczciwy wspólny podręcznik wspólnej historii, może więcej tłumaczonej literatury, więcej rozmowy (a jest o czym rozmawiać). W każdym razie jakiś konsensus, wypracowany w dialogu, przy którym opowiadają się obie strony – niezależnie od aktualnych…
Andrzej Dragan Kwantechizm 2.0, czyli klatka na ludzi Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Dlaczego w nocy jest ciemno? Pytanie to w tytule postawione tak śmiało, roku pańskiego tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego i piątego, o ile pamiętam – wczesną jesienią – sprawiło, że zyskałem pierwszy „murowany” stopień na świadectwie maturalnym, chociaż do samej matury było jeszcze wiele miesięcy, prawie cały rok szkolny 1965/66. Przedmiot nie należał do ważnych ani kluczowych w ówczesnym systemie edukacji ogólnokształcącej, był nauczany w wymiarze jednej godziny lekcyjnej tygodniowo, tylko w klasie jedenastej (czyli ostatniej), najczęściej przez wykładowców fizyki lub geografii, i nazywał się nieskromnie: astronomia. W moim dziewiątym liceum uczeniem (uczeniem – to chyba zbyt śmiałe twierdzenie, zważywszy na ubóstwo i zacofanie ówczesnej podstawy programowej; bardziej pasowałoby wklepywanie…) astronomii zajmował się fizyk, wykładowca genialny i budzący zasłużony respekt – profesor Tadeusz Lis. Astronomia wtedy wykładana wedle jakiegoś rutyniarskiego podręcznika doktrynalnie tkwiła w prostej, sprawdzonej epoce kopernikańsko-newtonowsko-galileuszowskiej. Odbyły się już pierwsze loty w kosmos. Ale w podręczniku nie było żadnego Einsteina ani Heisenberga, żadnego Wielkiego Wybuchu, żadnego promieniowania Penziasa/Wilsona, żadnych czarnych dziur ani tym bardziej – horribile dictu! – kwantów. Wyłożone było ex cathedra, że Wszechświat jest strukturą hieratyczną i hierarchiczną, zabudowaną jednostajnie i…
William Dalrymple Anarchia Przełożył Krzysztof Obłucki Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2022 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Wielkie żarcie… To ciężka lektura – i nie dlatego, że waży grubo ponad kilogram, więc niezgrabnie i z wysiłkiem się nią manipuluje. I nie tylko dlatego, że puchnie od dat, miejsc, zdarzeń i innych faktów, a także od nazwisk. Frekwencja tych ostatnich sprawia, że „Anarchia” czasem przypomina hinduską książkę telefoniczną średniej wielkości… Ale to nie problem – w trakcie uważnej lektury wszystkie te utrudnienia słabną, znikają, a w każdym razie przestają uwierać. Atrakcyjna potoczystość narracji zdaje się brać górę nad niedostatkiem walorów funkcjonalnych. Zresztą – co tu kombinować… Przeciw niedogodnościom poznawczym wystarczy uwagę wzmóc, a na dolegliwości fizykalne – wystarczy zastosować jedno z cudownych mazideł przeciwbólowo-przeciwzapalnych, reklamowanych w mediach. W inwazji „żółtych maści z apteki” mam swoją francuską faworytę (zresztą niereklamowaną w telewizji…), ale nazwy nie wymieniam – bo to nie arena promocji, nie lokowanie produktu; blog krytycznoliteracki nie jest (a przynajmniej nie powinien być) artykułem sponsorowanym… Ciężaru i trudności lekturze przydaje teza Dalrymple’a – zawarta zresztą w jednowyrazowym tytule – „Anarchia”. Dalrymple bowiem dość wąsko i pierwotnie definiuje samo pojęcie anarchii – zgodnie z podstawowym znaczeniem tego słowa w starożytnej, klasycznej grece:…
Robert Krasowski O Michniku Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2022 Rekomendacja:5/7 Ocena okładki: 4/5 Co za kłopot z tym Adasiem… Rok temu mniej więcej w tym blogu (a dokładnie 2 kwietnia 2021 roku) rekomendując (niechętnie i bez czytelniczego entuzjazmu…) „Demiurga” Romana Graczyka, czyli obszerną (choć poza tą szczegółowością niewiele mającą zalet) biografię Adama Michnika, wyraziłem pogląd, że teraz kolejni kandydaci na biografów tegoż Michnika wezmą na wstrzymanie i pozwolą publiczności ochłonąć. Założyłem bowiem, że długo potrwa, zanim ktokolwiek coś sensownego i szczegółowego o Michniku napisze. Graczyk bowiem odstręcza skutecznie – jak smrodliwa maść na szczury. Ale nie miałem racji. Widać Michnik to atrakcyjny temat – na tyle, by zwały usypane przez Graczyka zutylizować, odgarnąć, dotknąć istoty „kwestii Michnika”. Roboty podjął się Robert Krasowski, ale jej rezultatem żadną miarą nie jest ponowna biografia – ani postawiona obok, ani w kontrze do Graczyka, ani neutralna, ani polemiczna. Po prostu to inna gatunkowo książka, na dużo wyższym poziomie refleksji intelektualnej, na poziomie nieosiągniętym (bo przecież skądinąd nieosiągalnym) dla i przez prostego biografa – Graczyka. „O Michniku” autorstwa Krasowskiego to wyrafinowana próba (jak się wydaje, wielce udana) rzetelnej analizy politycznej, krytycznego przetworzenia wszystkiego, co Michnik mówił, pisał i zdziałał na scenie publicznej i w…