Doskonała próżnia

4 stycznia 2024

Stanisław Lem


Doskonała próżnia
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 4/5

Zderzenie równoległe?

Koncept przewrotny i dostępny tylko wyrafinowanym umysłom: zrecenzować książki nienapisane. A do tego, co wydaje się założeniem potwornie utrudniającym cały proceder – nieistniejących autorów. Bo to trzeba wprzódy książki takie wymyślić – co najmniej naszkicować, by się w procesie odczytywania znaczeń i ich recenzowania nie zagubić. A po wtóre – utrzymać dyscyplinę wywodu na trwałym poziomie, nie dopuszczając do powstania wrażenia, że recenzujemy coś, czego nie przeczytaliśmy. Przypadłość wypowiadania się, a w szczytowym ujęciu – pisania o tekstach, których się nie przeczytało, jest ostatnio dość typowa wśród tzw. recenzentów; natykam się na jej rezultaty co i rusz. Ale to temat doprawdy godzien osobnego opowiedzenia…

Natomiast w trzeciej kwestii – wykreowania przy okazji nieistniejących autorów – wydaje się, że nasz autor zastosował podejście dwojakiego rodzaju. W pierwszym przypadku – gdy stwarza wrażenie, że autorami „recenzowanych” książek nieistniejących są autorzy mało znani, niszowi czy zgoła debiutujący – i wtedy „dookreśla” ich osobowości, by tym łacniej wywodzić i argumentować tezy zawarte w „recenzji”. To podejście patronackie. W drugim – gdy mamy odnieść wrażenie, że autorami są gwiazdy literatury w tamtym równoległym obiegu, osoby znane powszechnie, obdarzone autorytetem, obciążone przeszłością własną i własnym dorobkiem. Wobec takowych nasz autor odwołuje się do emocji bardziej familiarnych, plasuje się na pozycjach równościowych, a niekiedy – protekcjonalnych. Jakby chciał unaocznić wszem i wobec, że też jest gwiazdorem literatury…

No i wreszcie dylemat w sensie ścisłym fundamentalny – czy nasz autor recenzji z ksiąg nienapisanych jest jeden i ten sam, czy jest ich kilku (może kilkoro)? Wrażenia tożsamościowe są silne, ale bez przesady. No owszem – finezja, sublimacja tudzież pewna taka wytworność języka oraz jego obfitość wokabularna sugerują, iż autor wyposażony w te wszystkie cechy może być tylko jeden. Raczej. Lecz stuprocentowej pewności nie ma; figlarne fioritury ni stąd, ni z owąd sugerują, iż na tę antologię recenzji z ksiąg nienapisanych złożyli się autorzy o rozmaitym pochodzeniu – zarówno co do wieku i płci, jak i konstytucji światopoglądowych oraz budulca intelektualnego. Co w konsekwencji oznacza, że LEM mógłby być (z naciskiem na to MÓGŁBY) kosmicznym tworem idealnym, może nawet czymś w rodzaju międzyastralnego prekursora AI… Jedyne, co powstrzymuje mnie przed entuzjastycznym powielaniem tej możliwości, jest wiara w powszechną moc zasady tzw. brzytwy Ockhama, która samą Matkę Naturę powściąga przed niepohamowaną rozrzutnością. Bo czyż objawem mnożenia bytów ponad potrzebę nie byłoby wykreowanie tak obiecującego stwora jak LEM – tylko po to, by napisać jedną książkę, do tego w peryferyjnym języku, trudnym w translacji (zwłaszcza gdy o finezyjne metafory i inne osobliwe zagadki epistemologiczne chodzi…)? No – w sumie dwie, bo inkryminowany autor napisał jeszcze podobnej proweniencji „Wielkość urojoną” – czyli zbiór wstępów do książek nieistniejących.

Dobrze. Załóżmy zatem, że postawienie konstruktu intelektualnego zdolnego do tworzenia tak wyrafinowanej literatury jak recenzowanie lub pisanie przedmów czy też wstępów do ksiąg nieistniejących – bo nienapisanych – jest rozrzutnością sił przyrody, skoro konstrukt ten w czasie swego funkcjonowania napisał tylko dwie książeczki na ten temat, skromnych poniekąd rozmiarów, w języku słabo znanym w układzie globalnym i do tego trudnym w translacji. Brzytwa Ockhama winna twór ów ściąć bezlitośnie – jakby wpadła w łapy szalonego właściciela razury. Ale nie ścięła. Czemu? Bo konstrukt nazywany LEMEM spełniał w swoim czasie o wiele więcej funkcji twórczo-intelektualnych, niż tylko stworzenie świata równoległego z recenzji książek nienapisanych, będącego instrumentem pandyskusji o prawdziwym stanie wszechrzeczy…

Jest w „Doskonałej próżni” rozdzialik, formalnie nie będący recenzją nieistniejącego dzieła piśmienniczego, tylko… wykładem noblowskim niejakiego profesora Alfreda Testy, zatytułowanym „Nowa Kosmogonia”. Profesor (nie muszę chyba dodawać, że nieistniejący) z okazji odebrania rzeczonej nagrody wygłosił mowę o swej pasji badawczej, czyli zgłębianiu teorii powstania, istnienia i przyszłości Kosmosu. I w tym krótkim tekście jet cały Lem (w sensie Stanisław, pisarz polski o światowym znaczeniu i kalibrze). W imieniu literatury stawia on pytania o istotę naszej bytności we Wszechświecie. Jesteśmy w nim sami czy mamy sąsiadów? A jeśli tak, to dlaczego milczą? Zajęci są czymś innym, daleko ważniejszym niż komunikacja intelektualna z nami? A może nie chcą nas przestraszyć tym, co sami już wiedzą? Może nie mają nic do powiedzenia? Grają sobie w kulki i tak są grą pochłonięci, że mają nas (NAS?) w dupach (jeśli mają dupy)…

Po uważnej, ponownej lekturze „Doskonałej próżni” (pierwszy raz czytałem tę książkę pół wieku temu) wiem, skąd wzięła się fiksacja wybitnego amerykańskiego twórcy literatury science fiction Philipa K. Dicka na punkcie Lema. Otóż wielki ten pisarz, twórca literatury science fiction, prekursor paru jej podgatunków, skierował ją ze ścieżki przygodowo-awanturniczej w stronę filozofii, stawiał tzw. wielkie pytania – a to o naturę człowieczeństwa, a to o kwestie tożsamości androidów, o naturę wszechrzeczy. Słowem: daleko odszedł od czysto rozrywkowej funkcji science fiction. Tak daleko, że w końcu utożsamił się ze światem, który wykreował i swymi dylematami pobudził. I chyba nie mógł znieść, że gdzieś w dalekiej Polsce, za żelazną kurtyną, jest ktoś, kto znacznie wyprzedza go i w śmiałości myśli, i w stawianiu pytań, i we wszechstronności rejonów penetracji intelektualnej. A ponieważ w swych hipotezach, dowodzeniach i przedstawieniach objawił się jako zwolennik teorii spiskowych, wykoncypował, że Lem jako osoba nie istnieje; pomijając już fakt, że nazwisko jakieś takie niesłowiańskie, to taki geniusz nie mógłby się urodzić… Postawił zatem tezę, że „LEM” to agregat, zbiorowy pseudonim literacki, wykreowany z zebranej przez sowieckie służby intelektualnej crème de la crème – gromadki genialnych pisarzy, filozofów, astronomów – którym w tajnej komórce wywiadowczej kazano spółkowo uprawiać prozę science fiction na najwyższym poziomie, by zgnębić, poniżyć i pozbawić znaczenia twórców tzw. Zachodu – z nim samym, Philipem Kindredem Dickiem na czele. Ze swych podejrzeń sporządził raport zaniepokojonego obywatela (czytaj: donos) do… Federalnego Biura Śledczego. FBI w epoce Edgara Hoovera i długo po niej było podatne na tego typu sugestie, ale nie wiem, czy śledztwo podjęto. Być może nie bez znaczenia była okoliczność, że u Dicka zdiagnozowano jednak objawy schizofrenii. Wszelako zbadanie losów tego donosu byłoby ciekawe…

Ale mniejsza z tym Dickiem (w angielskim slangu to tyle co kutas, ewentualnie łagodniej – fiut) i jego idiosynkrazjami (delikatnie rzecz ujmując)… Ważne jest co innego – oto już ponad pół wieku temu mieliśmy pisarza, który postawił w literaturze pytania egzystencjalne, swą mocą znacznie przewyższające intelektualno-metafizyczne horyzonty Dostojewskiego i jego wadzenie się z Bogiem. Lem był geniuszem literatury (i nie tylko) w sensie ścisłym. Jedynym w swoim rodzaju. Brak Nagrody Nobla dla niego poważnie (chyba najpoważniej z pakietu licznych noblowskich błędów) obciąża sumienia i rozumy (jeśli takowe obydwa posiadają) członków stosownego Komitetu. Lecz cóż – to se ne vrati…

A teraz wyobraźmy sobie, że człowiek, który przewidział tak dawno sztuczną inteligencję i pojął, jakie mogą być z nią perturbacje, pisze, tworzy współcześnie – w czasie, gdy tzw. sztuczna inteligencja na siłę próbuje „uczestniczyć” w życiu intelektualnym cywilizacji człowieka, gdy różni domorośli kreatorzy, fałszywi prorocy tudzież mądrale usiłują komercyjnie utrwalić i uwiarygodnić swe algorytmiczne produkty w gigantoserwerach. Pewnie doszłoby do masakry… Ale nie dojdzie. Jeśli jednak nie damy sobie rady z tą AI, to może być kiepsko. Na wszelki wypadek czytajcie Lema. Całego – nie tylko „Doskonałą próżnię”…

Tomasz Sas
(04 01 2024)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *