Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść; tom II (1939 -1945). Inferno
biografistyka , esej historyczny / 4 sierpnia 2017

Waldemar Piasecki Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść; tom II (1939 -1945). Inferno Wydawnictwo Insignis, Kraków 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/7 Trzeba być przyzwoitym zawsze, zwłaszcza wtedy, gdy nie warto… Taki komentarz wyrwał się bohaterowi tej biografii, gdy jej autor przyniósł mu egzemplarz książki innego sławnego autorytetu moralnego epoki najnowszej. „Zawsze”. Nie zaś: „warto”. Bo to nie jest kwestia wyboru ani oceny. Tylko niezbywalnej powinności człowieka honoru. Przyzwoitość, uczciwość nie są liczmanami w jakiejś wyimaginowanej alternatywie sytuacyjnej. Albo są zawsze, albo wcale. I to nie podlega pertraktacjom. Nawet z samym sobą przed lustrem przy porannym goleniu… Bohater tej biografii (i tu pozwolę sobie na wtręt osobisty) jest na krótkiej liście (raptem czteroosobowej…) ludzi, których skłonny jestem uważać za prawdziwe autorytety. Których wskazaniami intelektualnymi, ideowymi, politycznymi, etycznymi skłonny jestem kierować się w życiu. Bohatera tej biografii stosunkowo późno dołączyłem do swej prywatnej listy (dobrze – oto pozostałe nazwiska: Tadeusz Kotarbiński, Zygmunt Bauman, Jacek Kuroń…). Po pierwsze – bo długo niewiele o nim wiedziałem; po drugie – była to wiedza jednopłaszczyznowa: że kurier Państwa Podziemnego, że informował o zagładzie Żydów, że ma poczucie winy, iż misja ta okazała się w gruncie rzeczy nieskuteczna, bo jednak DOKONAŁO SIĘ… To aż nadto w…

Ze świętej góry
esej historyczny , literatura drogi / 27 stycznia 2017

William Dalrymple  Ze świętej góry Przełożył Krzysztof Obłudzki Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2017 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Na niebiańskiej łące coraz mniej różnych kwiatów; wszystkie jednakowe… Na hasło: „ortodoksyjny mnich prawosławny” usłużna wyobraźnia podsuwa figurę odzianego w czarną szatę (zapewne habit jakiś albo riasę…) okazałego brodatego męża spędzającego dziesięciolecia całe w gromadzie jemu podobnych, mieszkających wespół w klasztornym odosobnieniu – na modlitwie, kontemplacji, lekturach i przepisywaniu starych ksiąg, pisaniu ikon, uprawianiu wątłego, kurzem oprószonego ogródka, śpiewach chóralnych ku czci Najwyższego i innych zajęciach bogobojnych, chyżo posuwających ziemskie, doczesne sprawy ku nieuniknionemu i niemal pewnemu zbawieniu… Z monastyru prosto na niebiańską łąkę. Na szczęście chrześcijaństwo monastyczne obrządków wschodnich (prawosławie wedle rytu bizantyjsko-moskiewskiego zaledwie małą cząstką jest wielopostaciowego kościoła Orientu, wywodzącego się z nauczania Chrystusa…) żyło przez stulecia w rytmie bogatszym niż tylko mniej lub bardziej klauzurowe wspólnoty osiadłych braci, kultywujących celibat, duchową ascezę, ubóstwo i posłuszeństwo. Po rzymskich cesarskich traktach i pielgrzymich ścieżkach, po karawanowych szlakach od oaz Egiptu po barierę nieprzebytej grani Kaukazu, między ludzkimi osadami i wyniosłymi monastyrami wędrowały tysiące braci duchownych, ciekawych świata i ludzi, głoszących Słowo, żywiących się darami wiernych, ćwiczących cnotę cierpliwości, umartwiających ciało i ducha. Zapewne niektórzy z nich byli agentami policji, funkcjonariuszami…

Ekwatoria
esej historyczny / 7 maja 2016

Patrick Deville Ekwatoria Przekład: Jan Maria Kłoczowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2016 rekomendacja: 5/7 ocena okładki: 3/5 Na równiku jest po byku? Podoba mi się pogląd pewnego kongijskiego profesora-marksisty (wykształconego zresztą w bywszym Leningradzie…), że cała magia równikowej Afryki bierze się z czysto astronomicznego faktu równej długości nocy i dni – po dwanaście godzin, jak w pysk strzelił. Bez okresów przejściowych. Świt wybucha jak Supernowa, zmierzch rozwala światło w try miga… Może dlatego potomek włoskich arystokratów (urodzony w papieskim Castel Gandolfo) Piotr Savorgnan de Brazza, w służbie zresztą francuskiej (oficer wojennej floty) uwziął się, by zmazać białe plamy z mapy serca Afryki? Może z tego powodu amerykański dziennikarz Henry Stanley uwziął się, by odszukać pewnego zaginionego podróżnika i pod palmową wiatą w wiosce Udżidżi nad jeziorem Tanganika zadać słynne pytanie :”Doctor Livingstone, I presume?” (a zaraz potem wychylić specjalnie na tę okazję przytarganego szampana ze srebrnych kubków…)? Pewnie dlatego niejaki Eduard Schnitzer (zbieżność nazwisk ze Schnitzerem z jednej z poprzednich recenzji absolutnie przypadkowa; aczkolwiek może nie całkiem…), śląski Żyd (z Opola), kazał nazywać się Eminem Paszą i uwziął się, by rządzić na poły mityczną prowincją Ekwatorią? Może Ernesto Che Guevara, zauroczony właśnie czarnobiałym yin i yang każdej nadrównikowej doby,…