Ekwatoria

7 maja 2016

Patrick Deville
Ekwatoria
Przekład: Jan Maria Kłoczowski
Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2016

rekomendacja: 5/7
ocena okładki: 3/5

Na równiku jest po byku?

Podoba mi się pogląd pewnego kongijskiego profesora-marksisty (wykształconego zresztą w bywszym Leningradzie…), że cała magia równikowej Afryki bierze się z czysto astronomicznego faktu równej długości nocy i dni – po dwanaście godzin, jak w pysk strzelił. Bez okresów przejściowych. Świt wybucha jak Supernowa, zmierzch rozwala światło w try miga…
Może dlatego potomek włoskich arystokratów (urodzony w papieskim Castel Gandolfo) Piotr Savorgnan de Brazza, w służbie zresztą francuskiej (oficer wojennej floty) uwziął się, by zmazać białe plamy z mapy serca Afryki? Może z tego powodu amerykański dziennikarz Henry Stanley uwziął się, by odszukać pewnego zaginionego podróżnika i pod palmową wiatą w wiosce Udżidżi nad jeziorem Tanganika zadać słynne pytanie :”Doctor Livingstone, I presume?” (a zaraz potem wychylić specjalnie na tę okazję przytarganego szampana ze srebrnych kubków…)? Pewnie dlatego niejaki Eduard Schnitzer (zbieżność nazwisk ze Schnitzerem z jednej z poprzednich recenzji absolutnie przypadkowa; aczkolwiek może nie całkiem…), śląski Żyd (z Opola), kazał nazywać się Eminem Paszą i uwziął się, by rządzić na poły mityczną prowincją Ekwatorią? Może Ernesto Che Guevara, zauroczony właśnie czarnobiałym yin i yang każdej nadrównikowej doby, uwziął się i przez kilka lat bezskutecznie usiłował wzniecić rewolucję w Kongu?
A ulubiony mój autor w branży egzotycznej (obok Bruce’a Chatwina; czytaliście „W Patagonii”? Jeśli tak, to wiecie – dlaczego…), czyli Deville, na afrykański kawałek równika przytargał swe ciało znużone (z Ameryki Środkowej – „Pura Vida”), by zbadać, jak się dziś mają sprawy w krainie Brazzy i Stanleya. Poruszony skądinąd wieścią, że szczątki odkrywcy wykopie się z grobu w Algierze, by umieścić je uroczyście w mauzoleum nad brzegiem rzeki Kongo w Brazzaville (stolicy jednej z dwóch kongijskich republik).
Na równiku wszystko jest możliwe – każda wojna o cokolwiek, rewolucja, rzeź międzyplemienna, dowolna dyktatura, marksistowska bzdura, jawa i mrzonka, zbrodnia i miłość. Deville to postrzega nader przenikliwie, a i pisać potrafi niezgorzej. Wielkiej ci on przy tym erudycji jest…
Po lekturze mniej jakoś odczuwam pustkę po Kapuścińskim i jego osobnym (przy tym nad wyraz osobliwym; niektórzy krytycy utrzymują nawet, że nieco naciąganym…) widzeniu, rozumieniu i objaśnianiu świata. Deville to wprawdzie już inna generacja penetratorów jądra ciemności, ale przecież nie gorsza. Wprost przeciwnie…
Tomasz Sas
(7 05 2016)


Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *