Tomasz Łubieński Osiemdziesiąt plus minus Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 To jeszcze nie koniec! Aż mi się wierzyć nie chce – Tomasz Łubieński sporządził autobiograficzny esej całościowy z powodu znacznego przekroczenia osiemdziesiątki (dokładnie 18 kwietnia stuknie mu 85 lat…). Zawodowcy robiący w słowie, osiągając ten limes, zaczynają się trochę spieszyć – zapewne z pobudek „statystycznych”. Wydaje się im bowiem – słusznie, jak mniemam… – że jeśli dotąd zachowali pełnię władz umysłowych i twórczych, to nieubłagana Matka Natura postara się, by to już długo nie potrwało. I przeważnie mają rację, niestety. Dlatego w okolicy osiemdziesiątki każdemu, kto jeszcze jest w stanie, zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy (w swej pierwotnej formie) nakazują, by zająć się sobą, własną spuścizną intelektualną i tzw. dziedzictwem. Najbardziej wyrafinowani publikują dzienniki – udowadniając zdumionej publiczności, że już od maleńkości wiedzieli, że są skazani na wielkość, przeto pracowicie skrobali w zeszycikach zapiski dnia powszedniego, pełne (jakżeby inaczej!) celnych obserwacji, pikantnych szczególików, przenikliwych diagnoz, wnikliwych uwag i myśli mądrości pełnych. I tak przez całe życie, by pod koniec zachcieć namieszać w środowisku choć w jednej ćwierci tak wyraziście, jak się udało rąbnąć Gombrowiczowi. Mniej zapobiegliwi, ale przywiązani do gatunku memuarów codziennych, po prostu siadają przy…
Tomasz Łubieński Wojna według Karskiego Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2019 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Misja udana czy nieudana? Dobre pytanie… A odpowiedź od lat niejednoznaczna, zwłaszcza że sam wykonawca misji oceniał, że nie – że była nieudana. Ale niepodlegli historycy, a każdy z nich chłop na schwał (w sensie, że intelektualnie…), mogą mieć inne zdanie, czyż nie? A mowa tutaj o epizodzie wojenno-okupacyjnym, którzy w dziejach Polski, drugiej wojny i świata w ogóle, w sensie materialnym nie znaczył ani zmienił literalnie nic, nie był żadnym przełomem w działaniach na polu walki, w gabinetach sztabowych, wywiadowczych, dyplomatycznych, w środowisku polityków i przywódców walczących stron. Epizod bez jakiegokolwiek znaczenia w sensie strategicznym, militarnym, politycznym. Miał – jak się wydaje – jedynie jakiś wymiar moralny, co jest, jak można zasadnie mniemać, wyłączną specjalnością polskich epizodów w dziejach świata. Jesteśmy mistrzami imponderabiliów etycznych, honorowych – za to pozbawionych jakiegokolwiek realnego znaczenia… Tak było i w tym przypadku. Misja, o której mowa, była w zamierzeniu standardowym, regularnie powtarzanym przedsięwzięciem łącznościowym między polskim państwem podziemnym a emigracyjnym rządem – najpierw we Francji, potem w Londynie. W obu kierunkach – tam i z powrotem. Taki kanał kontaktowy wydawał się ważny, bo nie wszystko można było przekazać drogą…