Księga dla starych urwisów
biografistyka , esej literacki / 11 maja 2019

Krzysztof Varga Księga dla starych urwisów Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2019 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Czytanie ze zrozumieniem Krzysztof Varga, bezapelacyjnie ode mnie młodszy o całe pokolenie (rocznik 1968) na prozę Edmunda Niziurskiego – tę dla młodzieży – nie mógł trafić w sposób naturalny, czyli w czasie, gdy ukazywała się ona w księgarniach (ukazywała to eufemizm – była spod lady, dla wtajemniczonych i zaprzyjaźnionych). Po prostu nie było go wtedy na świecie. Gdy Varga posiadł umiejętność czytania ze zrozumieniem literackich tekstów na poziomie twórczości Niziurskiego, czyli gdzieś w okolicach roku pamiętnego tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego, Niziurski zagrzewał intelektualnie i prowadził do boju (może najważniejszego – o sens życia) drugą albo i trzecią zmianę czytelniczej kohorty. Wydawało się nawet, że jego czas mija; wszystko, co najważniejsze w jego osobistym dziele, miał już napisane. I wydane – z wielkim czytelniczym sukcesem: „Księgę urwisów” (1954), „Lizusa” (1956 – fenomenalne opowiadania), „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” (1959), „Awanturę w Niekłaju” (1962) i wreszcie fundamentalny „Sposób na Alcybiadesa” (1964). Potem, przez długie twórcze życie pan Niziurski napisał i wydał jeszcze dziesiątki pozycji, ale bodaj żadna z nich – wyjąwszy może odjechane „Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego” (1975) oraz „Szkolny lud, Okullę i mnie” z 1982 roku…

Widzi mi się
eseistyka kulturalna , esej literacki / 28 listopada 2018

Zadie Smith Widzi mi się Przełożyli Justyn Hunia, Jerzy Kozłowski, Agnieszka Pokojska Wydawnictwo Znak, Kraków 2018 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Jak się pozbyć natręctwa myśli? Czym jest esej? W zasadzie to każdy tekst, w którym więcej jest autora niż czegokolwiek innego. To oczywiście nie znaczy, że uważam eseistykę jeno za wyrafinowaną formułę realizacji narcyzmu. O nie… Eseistyka współcześnie to coś więcej – to narcyzm spotęgowany. Co najmniej do kwadratu. Ale to nie wada ani jakowyś grzech. Przeciwnie. To zaleta. Są bowiem autorzy, którzy dopiero pisząc o sobie, wspinają się na szczyty ludzkich, gatunkowych możliwości intelektualnych. Pisząc o sobie, odkrywają nowe horyzonty, wobec których dylematy pewnego księcia duńskiego są zabawne niczym szamotanina prowincjonalnego pustelnika w hipermarkecie. Gdy autor eseju pisze esej, pisze o sobie. Pisze bardzo dobrze, stara się. Przecież materia, o której pisze, istnieje tylko w jednym egzemplarzu. Coś pojedynczego, wyjątkowego – unikat… Żeby przekonująco to „coś” zaprezentować, nie można poprzestać na powściągliwej dyskrecji. To musi być nagły atak na czytelnika, feeria ekspresji, erudycji, odważnej i perwersyjnej metafory… Od zwykłej prozy ma się różnić tak jak rondel boeuf de bourguignon od patelenki jajecznicy na kiełbasie. Esej jest bowiem produktem delikatesowym, a jego autor nie bywa anonimowym debiutantem. Do uprawiania…

Kontener
esej antropologiczny , esej literacki / 4 listopada 2018

Marek Bieńczyk Kontener Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2018 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Długie oswajanie śmierci matki Godzenie się z odejściem kogoś bliskiego nigdy (a może tylko przeważnie?) nie jest aktem jednorazowym, naciśnięciem wyłącznika. Wydaniem komendy delete files czy zgoła uruchomieniem erase disc. To proces – zazwyczaj długotrwały i bolesny; z tych, którzy doświadczają, nie każdy wpada na koncept przeprowadzenia tego procesu w formie pisemnej (lub choćby tylko zrelacjonowania ex post). Pisanie (nawet jeśli tylko na skład, nie do druku…) ma w sobie coś z ekshibicjonizmu – przeto kłóci się fundamentalnie z obyczajem intymnego przeżywania odejścia (modnie jest teraz mówić: przepracowywania, tak w stylu filozofów ze Zbawixa – ale to nie jest praca, spekulacja intelektu, tylko katorga umysłu, ciała i ducha). Zresztą godzenie się to niewłaściwe sformułowanie. Odejście kogoś bliskiego jest nie do pogodzenia… Całe nasze życie dzieli się na fazę, gdy bliscy są razem i następującą po niej fazę odchodzenia – jednej osoby, potem kolejnej – w rytmie i sekwencji nie do przewidzenia, narzuconej przez naturę. W tej drugiej fazie na ogół żyjemy dostatecznie długo, by dotkliwie, cieleśnie niemal, poczuć stratę, a ból rozstania, ból odejścia towarzyszy nam na zawsze – z różną intensywnością, ale na zawsze. Po prostu…