Nadchodząca fala

Mustafa Suleyman, Michael Bhaskar  Nadchodząca fala Przełożył Justyn Hunia Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Chatbot je ciastko Przewiduję, że niebawem w zglobalizowanym świecie będzie musiała powstać całkiem nowa, chroniona ściśle przed penetracją (a z powodu reżimów tej ochrony – w pewnym sensie autarkiczna), międzynarodowa organizacja pożytku publicznego, którą powinno się nazwać Brygadą Śledczą imienia Alana Turinga… Obiór patrona dobrze poinformowanym wskazuje, o co chodzi. Alan Turing – genialny brytyjski matematyk – w czasie II wojny światowej kierował odkodowaniem niemieckiego szyfru Enigma (wedle koncepcji polskich kryptologów Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego), a potem zajął się budowaniem i projektowaniem oprogramowania dla elektronicznych maszyn cyfrowych (dziś nazywamy je komputerami); jednym z ubocznych (ale, jak się okazało, ważnych na zawsze) projektów naukowej aktywności matematyka był tzw. test Turinga – eksperyment pozwalający ustalić, czy „rozmówca” eksperymentatora jest człowiekiem, czy maszyną. Taki test był i jest kluczowym elementem badań nad tzw. sztuczną inteligencją… Przy czym Turingowi wcale nie chodziło o narzędzie sposobne do demaskowania, czy rozmówca eksperymentatora-arbitra jest maszyną. Intencją Turinga było, by kiedyś w przyszłości (możliwie nieodległej) maszyna zdała jego test i wyprowadziła w pole człowieka, który uznałby, że rozmawia z drugim człowiekiem. Innymi słowy – chodziło o osiągnięcie stanu, w którym…

Rzeki, których nie ma

Maciej Robert  Rzeki, których nie ma Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Hydrologia pamięci Od jednej z tych rzek – nie-rzek, wzmiankowanych przez Macieja Roberta, mieszkam w Łodzi już sporo ponad pół wieku – w oddaleniu stu, może dwustu metrów. A więc praktycznie na skraju dawnej doliny rzecznej, z czasów przedindustrialnych, gdy sporej wielkości ciek wodny zuchwale i potoczyście płynął sobie tzw. dolnym biegiem przez grunta rządowe przy wsiach Wólka i Rokicie, by niebawem zasilić wody znacznie większego Neru. Rzeka nazywa się Jasień (rodzaju męskiego – ten Jasień…) i jest jedną z tych dwóch (ta druga nazywa się Łódka) najważniejszych rzek-weteranek, bez których nie byłoby ani mojego miasta, ani centrum przemysłu włókienniczego, którym moje miasto nagle się stało i po niespełna dwustu latach jeszcze bardziej nagle być przestało. O ile jednak obfitość wód rzecznych na wiślano-odrzańskim wododziale w środku ziem Królestwa Polskiego była jakimś istotnym argumentem podczas narodzin miasta i jego biznesowego przeznaczenia, o tyle ta sama „obfitość” wód (w tzw. międzyczasie zamieniona w stan bliski parametrom pustynnym) nie miała już żadnego wpływu na gwałtowną, morderczą degradację miasta i jego powolne konanie (notabene zabójcy chodzą na wolności, ale to temat na inne opowiadanie…). Więc rzeki, nad którą…