Nadchodząca fala

2 czerwca 2024

Mustafa Suleyman, Michael Bhaskar 


Nadchodząca fala
Przełożył Justyn Hunia
Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2024

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 3/5

Chatbot je ciastko

Przewiduję, że niebawem w zglobalizowanym świecie będzie musiała powstać całkiem nowa, chroniona ściśle przed penetracją (a z powodu reżimów tej ochrony – w pewnym sensie autarkiczna), międzynarodowa organizacja pożytku publicznego, którą powinno się nazwać Brygadą Śledczą imienia Alana Turinga… Obiór patrona dobrze poinformowanym wskazuje, o co chodzi. Alan Turing – genialny brytyjski matematyk – w czasie II wojny światowej kierował odkodowaniem niemieckiego szyfru Enigma (wedle koncepcji polskich kryptologów Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego), a potem zajął się budowaniem i projektowaniem oprogramowania dla elektronicznych maszyn cyfrowych (dziś nazywamy je komputerami); jednym z ubocznych (ale, jak się okazało, ważnych na zawsze) projektów naukowej aktywności matematyka był tzw. test Turinga – eksperyment pozwalający ustalić, czy „rozmówca” eksperymentatora jest człowiekiem, czy maszyną. Taki test był i jest kluczowym elementem badań nad tzw. sztuczną inteligencją… Przy czym Turingowi wcale nie chodziło o narzędzie sposobne do demaskowania, czy rozmówca eksperymentatora-arbitra jest maszyną. Intencją Turinga było, by kiedyś w przyszłości (możliwie nieodległej) maszyna zdała jego test i wyprowadziła w pole człowieka, który uznałby, że rozmawia z drugim człowiekiem. Innymi słowy – chodziło o osiągnięcie stanu, w którym maszyna ukryłaby się między ludźmi, gdyż potrafiłaby myśleć (i rozmawiać o tym, co pomyślała) tak jak oni…

Dlaczego to takie ważne? No cóż, wydaje się, że dylemat rozróżnialności między człowiekiem a maszyną w obecnej dobie nabiera szczególnego, nowego i w pewnym sensie złowrogiego znaczenia. Turing żadną miarą nie mógł przewidzieć zasięgu postępu w dziedzinie maszyn elektronicznych, nie wiedział, jak rozwiną się komputery i jakie zyskają one możliwości. Ale genialne narzędzie eksperymentalne, które wykoncypował, nadal może być podstawą procedury śledczej. Tyle, że odwróconej… Już bowiem nie chodzi o optymistyczne, afirmujące postęp oznajmienie: patrzcie, oto mamy maszynę, która myśli jak my. Idzie raczej o wytropienie takowej i zezłomowanie – a to z powodu zagrożeń, jakie może ściągnąć na rodzaj ludzki…

Skąd zagrożenia? No cóż – postęp technologiczny wydaje się stanem nieuchronnym (oraz przyspieszającym). Gdy mówimy o jego powstrzymywaniu, nie mamy na myśli radykalnego zaniechania, zatrzymania świata w rozwoju, ale raczej ograniczanie, temperowanie zbyt wybujałych ambicji organizatorów tego postępu: uczonych, konstruktorów, analityków, polityków, cynicznych manipulatorów, psycho- i socjopatów, szukających nowych narzędzi wzniecania tumultów, chaosu i pożarów – a nadto kontrolowanie rezultatów postępu, zagrażających egzystencji gatunku i całej planety. Tu się przyda Brygada Śledcza im. Turinga – pod auspicjami, załóżmy prowizorycznie, Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Sztuczna inteligencja, bo o nią tu w istocie chodzi, to z założenia źródłowego koncept imitacyjny. Jej pomysłodawcy i pierwsi twórcy chcieli (ich następcy chcą tego nadal…) zbudować i zaprogramować maszynę cyfrową, komputer, który w sposób idealny, nie do odróżnienia (test Turinga!) umiałby naśladować inteligentne zachowania człowieka; przy czym nie chodzi tu tylko o małpiarstwo – prostą imitację – ale o „pełnokrwiste” myślenie w taki sam sposób, jak czyni to człowiek. Czyli maszyna, która uczy się, analizuje i syntetyzuje dane, podejmuje decyzje, rozwiązuje problemy, tworzy nową jakość (a osobliwie dzieła sztuki)… Innymi słowy: w sensie intelektualnym j e s t człowiekiem. Nie naśladowcą, tylko ludzkim intelektem. Kwestia wszakże – czy także w obszarze emocji i innych stanów niekwantyfikowalnych? Na to pytanie na razie odpowiedzi nie ma. I byłoby lepiej, gdyby nigdy nie padła. Nie jestem bowiem w stanie nawet prowizorycznie wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby w obrębie jednego cyfrowego mechanizmu doszło do zniesienia granic między „czuciem i wiarą” a „mędrca szkiełkiem i okiem”. W tym sensie, że umiałby on bez trudu przeskoczyć od jednego do drugiego i poruszać się między sferami równolegle, bez żadnych barier.

Istota sukcesu sztucznej inteligencji (jeśli takowy kiedykolwiek nastąpi) polegałaby zatem na totalnym rozpracowaniu ludzkiego mózgu. Do tej pory sztuczna inteligencja „uczy się” korzystając z objawionych, ujawnionych rezultatów pracy mózgu. Liczy, zbiera te rezultaty, przy pomocy wspierających algorytmów statystycznych bada frekwencję i „gęstość” pojawiania się rezultatów typowych i nietypowych, analizuje charakterystyczne i powtarzające się struktury językowe i na tej podstawie przewiduje (to znaczy oblicza probabilistycznie) szansę pojawienia się nowego rezultatu, podobnego do poprzednich. Innymi słowy: jeśli w zbiorze analizowanych (pod kątem na przykład możliwych odpowiedzi na zadane pytanie) rezultatów pojawiają – częściej niż inne – jakieś zdefiniowane przez algorytm formaty werbalne, to istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że zostaną one użyte w wypowiedzi sztucznej inteligencji na zadany temat. Erudycja sztucznej inteligencji może być kompletna – w sensie zbioru myśli ludzkiej, intelektualnego dorobku cywilizacji humanoidów.

Ale skąd się w człowieku taka myśl wzięła? Tego sztuczna inteligencja nie wie i zapewne nigdy się nie dowie. Nawet najbardziej wnikliwa analiza wszystkich rezultatów pracy ludzkiej inteligencji nie da odpowiedzi na pytanie – skąd się to wszystko wzięło? Nie wydaje się bowiem możliwe (chociaż zmapowanie przebiegu sygnałów w sieci neuronów i synaps jest wykonalne), by zbadać, co konkretnie owe sygnały zawierają, jaka się z nich buduje myśl i co znaczy. Inaczej: jaką treść ma i z sobą niesie każda „iskierka” elektryczna w mózgu? Czemu pobudza akurat tę, a nie inną strukturę i jak oraz dlaczego dokonuje wyboru? Może kiedyś w przyszłości jakiś komputer kwantowy (o możliwościach dziś niewyobrażalnych nawet…) rozszyfruje merytoryczną treść sygnałów w neuronach i synapsach na tyle dokładnie, że będzie można powiedzieć – oto maszyna myśli jak człowiek. Na razie wszakże dupa nadal blada. Ale mimo to…

Ojcowie-Fundatorzy sztucznej inteligencji wciąż, w większości swego środowiska, zafascynowani są pomysłem dogonienia człowieka (może nawet przegonienia, zdublowania, zmarginalizowania). Bo to przeważnie idealiści, zaczarowani realnymi i wyobrażonymi przyszłymi możliwościami technologii. Autor „Nadchodzącej fali” (czy ona dopiero nadchodzi? – a może już tu jest?) Mustafa Suleyman należy do tych nielicznych Ojców-Fundatorów, którzy dostrzegli (niekiedy poniewczasie…) rozmaite zagrożenia. A to szybsze wyczerpywanie się zasobów (co to na przykład będzie, gdy zabraknie litu do bateryjek w smartfonach?), a to bezlitosna demografia (20 milionów Polaków, tylko pół miliarda Chińczyków), a to choćby biochemiczna degeneracja środowiska… Powstrzymywanie (a przynajmniej regulacja) nieokiełznanego rozwoju technologii jawi się jako wyzwanie nader aktualne, nie do odłożenia na później. Bo „późnieja” w takim stanie, do jakiego przywykliśmy dziś, może już nie być; może być tylko gorzej…

Szczególnie intensywnie rozpatrywanym przez Ojców-Fundatorów scenariuszem „technologii na manowcach” jest symboliczna figura Inteligentnego Skurwysyna i jej pojawienie się w przestrzeni publicznej. Taki cyniczny socjopata o morderczych skłonnościach potrafiłby ze sztucznej inteligencji stworzyć eksterminacyjną broń i sprzymierzyć się z dowolnym dyktatorem (bądź sam mógłby nim zostać). I co wtedy? Przyzwolenie na Zagładę? No raczej nie… Więc jak go powstrzymać?

Wybitni twórcy sztucznej inteligencji zatem od kilku lat część swego czasu i kreatywnych mocy poświęcają dylematom Etyki Postępu. Piszą zalecenia, moderacje i moratoria, publikują kodeksy dobrych praktyk, inicjują i opiniują prawodawstwo powściągające technologię, w sytuacjach spornych chętnie zostają arbitrami oraz amici curiae, zostają z własnej woli whistleblowerami tudzież opiniotwórczymi krytykami. I to dobrze. Może tym razem technologia nie przyłapie ludzkości ze spuszczonymi portkami i podgarniętymi spódnicami.

Zanim jednak uwikłamy się w wojnę z własnym dziecięciem – trochę oddechu… Na razie sztuczna inteligencja jest bardzo „sztuczna” – co widać, słychać i czuć (do testu Turinga daleko…). No i ta „inteligencja” jakaś taka cieniutka i wątpliwa. Żeby nie rzucać gołosłownych oskarżeń – wdałem się w dyskurs z chatbotem, czyli programem umożliwiającym interakcję (w sensie rozmowę) z komputerem; wybrałem szeroko reklamowany (w sensie osiągów i możliwości) ChatGPT firmy OpenAI niejakiego Elona Muska. Postawiłem przed nim zadanie dyskursywne. Spróbuj rozwiązać dylemat: zjeść ciastko i mieć ciastko

Po niespełna dwóch sekundach chatbot napisał respons:
, czy nie zjeść ciastka i zachować figurę.

Rozwiązaniem tego dylematu może być znalezienie złotego środka, czyli zjedzenie ciastka, ale w umiarze oraz połączenie tego z regularną aktywnością fizyczną. Można także zastanowić się nad tym, czy jedno ciastko zaważy na całej diecie i czy naprawdę jest konieczne rezygnowanie z przyjemności jedzenia ciastka dla zachowania figury. Warto pamiętać, że zdrowy styl życia to nie tylko dieta, ale również regularna aktywność fizyczna i odpowiednie nawyki żywieniowe.

Naprawdę! Zaczął od przecinka, jakby chciał tekstem po tym przecinku uzupełnić dylemat, który przed nim postawiłem. Reszta tekstu to już bełkot: sen pijanego dietetyka. Wynika z niego jednak, że sztuczna inteligencja w dyspozycji ChatGPT skupiona jest na literalnym, dosłownym sensie przekazu-komunikatu, będącego obiektem dyskursu. Słowa „ciastko”, „żreć” i „mieć” rozumie tylko w znaczeniu pierwotnym. Tymczasem to znaczenie w sensie intelektualnym całego powiedzonka jest kompletnie pozbawione znaczenia. To przecież zwrot idiomatyczny, symboliczny, figuratywny i metaforyczny. W gruncie rzeczy oznacza napomnienie – że coś istniejącego jednorazowo, co zostało przez nas zużyte, na swoje miejsce nie powróci… Sztuczna inteligencja w wydaniu bota ChatGPT jeszcze się nie doczytała. Cóż – zanim to nastąpi, mogę zalecić prowizoryczną „łatę”: gdy ktoś cię teraz poprosi o rozwiązanie dylematu „zjeść ciastko i mieć ciastko” – odpowiadaj: „kup dwa!”

A poza tym – lektura „Nadchodzącej fali” Suleymana jest aktem niezbędnym dla wszystkich, którzy pragną pojąć zbliżający się szybkim krokami przełom cywilizacji i nie chcą bezczynnie oczekiwać wyautowania…

Tomasz Sas
(02 06 2024)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *