Szczepan Twardoch Powiedzmy, że Piontek Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Może już lepiej nic nie mówmy… Piontek to na Śląsku nazwisko symboliczne, a właściwie nawet legendarne. Był sobie bowiem w latach 60. i 70. ubiegłego wieku niejaki Alojz Piontek – hajer, który fedrował na kopalni „Rokitnica” w Zabrzu. 23 marca 1971 roku w chodniku na głębokości 780 metrów Piontek został zasypany w wyniku pieprznięcia (zwanego w tamtych stronach familiarnie tąpnięciem, jakby to jakiś wielki mocarz nogą tupnął, bo się zdenerwował na zuchwałych ludzików…) górotworu – razem z osiemnastoma kolegami. Ośmiu z nich uratowano od razu, pozostali zginęli. Piontka z zawału wydobyto żywego po 158 godzinach od katastrofy. W opinii publicznej zdarzenie to potraktowano jako cud, tudzież dowód wielkich możliwości adaptacyjnych ludzkiego organizmu oraz wezwanie, by nigdy nie rezygnować z akcji ratowniczej – do samego końca… No więc mamy bohatera z ikonicznym nazwiskiem. Czemu takim? Żeby się kojarzył, albo i nie kojarzył – w każdym razie, by dodatkowy zamęt intelektualny sprowadzał na zawodowych i ochotniczych (czyli freiwilligerów…) egzegetów powieści Twardocha. Jakby tego zamętu, który Twardoch sprowadził sam bezpośrednio – było za mało. Może zatem to nazwisko cokolwiek znaczy – albo i nic nie znaczy. Ale powiedzmy, że…
Szczepan Twardoch Chołod Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 4/5 Zimne dupy Powieść przygodowa – w zasadzie klasyka. Chwyty narracyjne i technologie fabularne jakby zaczerpnięte (ale same wtórniki, nic oryginalnego…) z terytoriów prozy sensacyjnej, po których buszowali wcześniej wszyscy – i Jules Verne, i Tom Clancy, i Clive Cussler, a w kąciku może gdzieś Jack London…. To oczywiście żaden zarzut – dobre proweniencje to nie wstyd. Do tego spora porcja inspiracji z łagiernoj litieratury, której w Rosji mają po kokardę; można odczytać zwłaszcza sporo śladów Warłama Szałamowa – szczególnie uporczywego pensjonariusza (dzięki artykułowi 58 kodeksu karnego Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Radzieckiej, definiującemu pojęcie wroga ludu) Gławnego Uprawlienia Łagierej – a osobliwie tej części, która zawiadywała Kołymą. No i – co tu ukrywać – poważnego wkładu intelektualnego dostarczył Twardochowi nie kto inny, ale sam Sirko, czyli Wacław Sieroszewski – polski zesłaniec, etnograf i pisarz. I po raz wtóry powiadam: nie ma w tym nic zdrożnego ani nagannego. Ważne jest natomiast, co autor zrobił, co masywnego ulepił z przygarniętego surowca. Jako się rzekło – ulepił powieść przygodową. I wszelkie próby „poszerzania” imponderabiliów, dodawania powagi, znaczeń egzystencjalnych, sensów filozoficznych a nawet filozoficzno-geopolitycznych, są bezprzedmiotowe, pozbawione związku z rzeczywistością tej prozy. Ani głębi,…
Title: Wielkie Księstwo Groteski Author: Szczepan Twardoch Genre: zbiór felietonów Publisher: Wydawnictwo Literackie, Kraków Release Date: 26 10 2021 Szczepan Twardoch Wielkie Księstwo Groteski Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Razem czy osobno? W przypadku pisarza Twardocha odpowiedź jest oczywista: osobno, zdecydowanie tak. Ale od czego? Od wszystkiego? Od wszystkiego nie. Gdyby był całkiem osobno, nikt nie wydawałby jego książek (gdyby je próbował pisać), a nawet gdyby się ukazywały, nikt by ich nie czytał (poza garstką posiadaczy języka śląskiego w mowie i piśmie). Ergo: nie byłyby źródłem utrzymania, fundamentem pisarskiego bytu. Osobność Twardocha jest zatem natury symbolicznej, metafizycznej zgoła; do tego sam pisarz ową osobność wspiera wolicjonalnie, po wielekroć powtarzając „bo ja tak chcę i gówno komu do tego – dlaczego”. Ale realnie? Realnie jest cząstką dookolnej przyrody ożywionej. Cząstką opisaną i skatalogowaną nie tylko jako tutejsza (mówiąc uczenie: autochtoniczna), ale przynależna bezapelacyjnie (w zasadzie na podstawie jednej tylko, ale w pewnym sensie przesądzającej cechy rozpoznawalnej „na słuch”, czyli rodzimego, ojczystego języka, jakim się posługuje od narodzin…) do zdefiniowanego szerokiego zbioru – powiedzmy, że polskiego lub jakiegoś innego – terytorialnego i zarazem osobowego. A priori – niezależnie od tego, co sama cząstka o tym sądzi… I niezależnie…
Szczepan Twardoch Pokora Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Walka klas Nareszcie Twardoch znów w swoim naturalnym biotopie! Nie żebym chciał go zamknąć w jakimś Oberschlesien Ghetto, wśród upiornych hałd, wyrobisk w rozprutej ziemi, porośniętych zagajnikami-samosiejkami, wśród rzędów familoków, między tyralierami ciągnących się po horyzont zardzewiałych węglarek na zardzewiałych torowiskach – wśród ludzi mówiących tym samym językiem i wyznających tożsame wartości… Ależ nie, Boże broń! Polski pisarz ma niezbywalne prawo pisać, gdzie chce, o czym chce i dla kogo chce. Nic nikomu do tego. Chce się zainstalować na Archipelagu Trobrianda – proszę bardzo! Chce pisać w Hammerfeście – ależ oczywiście. Interesuje go życie codzienne kibucu w Kiriat Szimona – naturalnie może… Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, co napisze… Czy pisarz polski ma obowiązki polskie? Czy pisarz śląski ma obowiązki śląskie? Gówno prawda! (Chyba że sam zechce je mieć…). Pisarz ma obowiązki pisarskie – ma się wywiązać, gdy prosi o chwilę naszej uwagi i parę złotych za egzemplarz… W sensie jakości, a nie polskości czy śląskości, żydowskości ani innej, dowolnej „ości” Powtarzam zatem – literatura nie ma żadnych obowiązków natury moralnej ani społecznej – ma tylko bawić, wzruszać, do refleksji nakłaniać, do emocji przymuszać. Jakimi środkami?…
Szczepan Twardoch Jak nie zostałem poetą Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 3/5 Autoportret z narcyzem czyli spowiedź kaszalota (na raty) Felietonistyka jest kapryśnym i wymagającym gatunkiem literackim – co ujawnia się z osobliwą siłą, gdy trzeba zarobkować, takową uprawiając regularnie. Już samo poszukiwanie i wymyślanie tematów (obowiązkowo innych niż wszyscy, chyba że podczepiamy się pod uniwersalnego samograja…) jest bolesnym i frustrującym obowiązkiem. A jeszcze potem trzeba to napisać. I ta paraliżująca biel ekranu po otwarciu edytora tekstu… Ach, gdzie te czasy, gdy paraliżowała biel kartki A-4, wkręconej w wałek łucznika, consula, eriki (z tej fabryki w Dreźnie, Robotron bodajże, co to pewien robotnik zapragnął mieć takie piszące cudo w domu i po trochu wynosił części, ale za każdym razem, gdy już zmontował je w kupę, wychodziła mu keine schreibmaschine aber maschinengewehr…) czy jakiejś tam innej maricy; człowiek był młodszy i jakoś łatwiej udawało się otrząsnąć z niemocy. A i środki dopingujące łacniej dawały się przyswoić wątrobie… Więc każdy zarobkujący regularnym pisaniem prędzej czy później ulegał „sile wyższej” i usiłował wyłudzić cotygodniowe honorarium, opisując, jak to ciężko mu się pisze. Jeden chyba tylko Bolesław Prus, niedościgły tytan felietonistyki, w swych „Kronikach tygodniowych” nigdy nie uskarżał się na ciężką…