Marcin Wroński Czas Herkulesów Grupa Wydawnicza Foksal – Wydawnictwo WAB, Warszawa 2017 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 Śmiertelny nelson czyli ostatnia wiosna komisarza M. Weteran kryminału historycznego (dziewięć tytułów z jednym bohaterem – komisarzem przedwojennej policji państwowej z Lublina – Maciejewskim Zygmuntem) Marcin Wroński już czas jakiś temu zapowiadał rychłe rozstanie ze swym flagowym cyklem i jego główną postacią. No i czas ten nadszedł; może nie ze wszystkim, ale w zasadzie tak… Bo trzeba wiedzieć, kiedy w szatni płaszcz pozostał przedostatni… Przedostatni, bo Wroński coś tam podobno sobie zachomikował. Ale w zasadzie ustrzegł się przed typową chorobą autorów kryminalnych – przed uwiądem z przedawkowania. Opanował słowotok, zwalczył pokusę ekonomiczną (bo przecież dobrze żarło…) i rozstał się po męsku – bez łez. Wiedział, że już nic nie wyciśnie: ani z bohatera, ani z epoki, ani z kredowo-lessowego, buraczanego pejzażu Lubelszczyzny, nieśmiało industrializowanego przez ambitny projekt COP-u. To znaczy – mógł próbować, ale dostrzegł, że utkwi na mieliźnie i będzie się powtarzał. W końcu Maciejewski to nie Maigret, a Wroński nie Simenon (toutes proportions gardeès). Belgijski fajczarz swego bohatera przeciągnął z sukcesem i bez znużenia przez 75 powieści i sporo mniejszych opowiadań. Wroński skromnie założył, że więcej nie da rady, zwłaszcza że…
Marcin Wroński Portret wisielca Wydawnictwo WAB, Warszawa 2016 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Co to znaczy – wpaść w kabałę… Znów (po raz ósmy zresztą) za sprawą Marcina Wrońskiego mamy okoliczność obcować z funkcjonariuszem Policji Państwowej Zygmuntem Maciejewskim. Tym razem w służbie jak najbardziej – w stopniu podkomisarza ku chwale ojczyzny i satysfakcji obywateli Lublina roku pańskiego jakby trzydziestego któregoś (wieku XX…); dokładnie nie wiemy, bo Wroński myli tropy i czasy, by większą dynamikę dziejów uzyskać… Wolno mu przecież, bo nie jest to wykład ani esej podlegający rygorom naukowym (a historia niewątpliwie nauką jest, aczkolwiek bywa też traktowana jako narzędzie uprawiania polityki czy zgoła malleus maleficarum). Podlega natomiast „Portret wisielca” reżimowi sprawnego opowiadania i dzięki tej podległości ośmielam się mniemać, że ósma Maciejewskiada jest najlepszą z dotąd wydanych. Nie tylko w komparatystyce wewnętrznej, czyli Wroński do Wrońskiego, ale obiektywnie. Ba, to już wyższa półka! Eksponując na wstępie to mniemanie, pozwolę sobie wyznać, że dotąd nie ceniłem jakoś szczególnie Wrońskiego. Ot, sprawny rzemieślnik, w snuciu intryg biegły i pracowity, dodatkowo upiększający teksty historycznym sztafażem (wymagającym solidnej bazy danych i upierdliwej kwerendy…). A że Lublin akurat? Ależ bardzo proszę… Może Krajewski penetrować ostępy dziejów Breslau i Lwowa, może Białas eksplorować sosnowieckie zagłębie,…