Katarzyna Bonda Czerwony Pająk Wydawnictwo Muza SA. Warszawa 2018 Rekomendacja: 1/7 Ocena okładki: 3/5 Kto tu rządzi? Baranina, Masa, don Antonio i stara szafa (Kiszczaka)… Co za ulga! Katarzyna Bonda dociągnęła do finału swoją, zakrojoną na opus magnum (prawie trzy tysiące stron druku!), tetralogię niby-kryminalną o czterech żywiołach. Tysiące wiernych czytelników mogą odetchnąć i w chwili wolnej zastanowić się, co właściwie czytali… Bo na pewno nie kryminał, choć usilnie im to wmawiali autorka, wydawca i zblatowani „krytycy” czy inne „autorytety”, instalujące Bondę (za co, za ile?) na tronie „królowej polskiego kryminału”. Gdy półtora roku temu rekomendowałem (na trzy…) w tym blogu „Lampiony” (poprzedni tom „żywiołów” – o podpalaczach kamienic w Łodzi i domniemanych skarbach łódzkiego getta…), zastanawiałem się, co taka warta każdych pieniędzy liderka (nieważne – prawdziwa czy sztucznie wykreowana) literatury, sama zresztą wyglądająca jak milion dolarów, robiła w Łodzi? Odpowiedzi na to pytanie nadal nie mam – poza domniemaniem, że miała zohydzić miasto (ale na czyje zamówienie?), portretując je jako stolicę menelstwa, ksenofobii i antysemityzmu… W każdym razie tak wyszło – z intencją czy bez niej… Ale ta zagadka to nieznaczący nic drobiazg wobec dylematu, co mianowicie miałoby wynikać z lektury „Czerwonego Pająka”? Jedno wynika na pewno. Bonda okazała…
Katarzyna Bonda Lampiony Wydawnictwo Muza SA, Warszawa 2016 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 3/5 A tu się pali jak cholera… Modna, absolutnie bezbłędnie wykreowana autorka kryminalna, komiwojażerka sensacji Katarzyna Bonda zawitała do Łodzi w celu sporządzenia powieści. Fakt sam w sobie trudny do pojęcia, albowiem jej pozycja osobista, każdych warta pieniędzy (nawet wygląda jak milion dolarów…), pozwala jej dzisiaj grać w ekstraklasie atrakcji. A Łódź cóż – czwarta ledwie to liga. Scenarzyści, aktorzy (może wyjąwszy od reszty nieco lepszych Chabiora i Czopa) oraz realizatorzy „Komisarza Alexa” mieszczą się tu w sam raz. Ale Bonda? Jakże ona urosła od czasów „Tylko martwi nie kłamią” – takiej sobie intrygi (uwaga: też chodzi o kamienicę; w liczbie pojedynczej…) z akcją osadzoną w Katowicach. Na każdym kroku o tym zakotwiczeniu geograficznym przypominały wtręty krajoznawcze, historyczne tudzież architektoniczne, niezgrabnie rwące akcję, jakby dopisane inną, trochę drżącą ręką. Wyglądające zresztą jak klasyczny product placement (w trybie umowy z komórką promocji miasta). Bonda oczywiście zaprzecza, by z miejscami, w których się lokuje, łączyły ją jakiekolwiek więzy formalne w rodzaju umów o dzieło. I ja jej wierzę. Bo to by była przesada, gruba nieprzyzwoitość… Potrzeba ścisłego, wyznaczonego koordynatami, ubarwionego didaskaliami, opisami przyrody bez mała, i rozciągniętego na osi czasu…