Ryszard Kapuściński Zegar piaskowy Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Rozterki zdrożonego Reportera Reporter jest zmęczony, a świat nie wydaje się mu już tak wspaniały, jak niegdyś. Za to wydaje mu się, że miałby coś jeszcze do powiedzenia. I na ogół ma. Lata i doświadczenia wykonywania swego zawodu nauczyły go, żeby wszystko zapisywać – istotne i nieistotne, na razie bez selekcji. Bo się przyda. Lata i doświadczenia nauczyły go, by niczego nie powierzać samej pamięci. Owszem – pamięć przechowuje zarówno fakty, jak i wrażenia, zapachy, powidoki, dźwięki, smaki, obrazy… Ale przechowując, dodaje bezwiednie rozmaite „konserwanty”, „ulepszacze”, „spulchniacze” i „poprawiacze smaku”. Więc pamięć jest dobra, ale notatki lepsze. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba opisać obraz, dokładnie przytoczyć słowo, utrwalić sytuacje, ustawienia, zapisać ruch, zagwarantować powtarzalność recepty, opowiedzieć emocje, zdefiniować umykające (za szybko…) imponderabilia. Reporter jest znużony i niezdrów. Fach dał mu w kość – najzdrowszy to on nie jest, ten fach reporterski. Stres, wątroba (wiadomo…), żołądek, nerki, kręgosłup, nogi… Choroby tropikalne (same szczepienia na takowe to udręka), pasożyty, sraczka… Upały, słońce, deszcze, śniegi i mrozy. Lasy deszczowe z miliardami robali i inną gadziną, pustynie z wodą racjonowaną naparstkami, góry i płaskowyże z chorobą wysokościową. Brud, głód, syfilis i HIV……
Didier Eribon Powrót do Reims Przełożyła Maryna Ochab Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Wycieczka z biletem powrotnym? Nie ruszyłem się z miejsca urodzenia, nie porzuciłem swojej klasy, nie aspirowałem wyżej (cokolwiek to znaczy), nie chciałem więcej; tylko światopogląd ulepiłem sobie sam… Innymi słowy: kontynuuję. Z socjologicznego puntu widzenia chyba jestem w mniejszości. A symboliczna, nabrzmiała znaczeniami figura „powrotu” jest mi całkowicie obca. Bo nigdzie i właściwie w żadnym sensie się nie oddalałem. Ale nie znaczy to, że lekturę Eribona mógłbym sobie darować. Bo zawsze dobrze jest zobaczyć, co mądrego i kształcącego (albo złego i deprymującego – zależy od istoty materii i punktu widzenia) przytrafiło się innym… Idzie tu bowiem nie tyle o geografię, co o drugi aspekt „powrotu” (a ten akurat jest możliwy bez zmiany współrzędnych, bez miany miejsca pobytu) – czyli wędrówkę z klasy do klasy i z powrotem. Tylko że nie jest to powrót w sensie ścisłym. Wyjście z jednej klasy i wejście do innej to droga jednokierunkowa, a sam proces – nieodwracalny. Więc nie powrót, tylko odwiedziny – parudniowa wycieczka, kurtuazyjny gest sentymentalny, czasem połączony oczywiście z refleksją poznawczą, choć częściej bywa to tylko egoistyczna, narcystyczna manifestacja, współgrająca z łapczywą, publiczną (czyli za…
Mustafa Suleyman, Michael Bhaskar Nadchodząca fala Przełożył Justyn Hunia Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 3/5 Chatbot je ciastko Przewiduję, że niebawem w zglobalizowanym świecie będzie musiała powstać całkiem nowa, chroniona ściśle przed penetracją (a z powodu reżimów tej ochrony – w pewnym sensie autarkiczna), międzynarodowa organizacja pożytku publicznego, którą powinno się nazwać Brygadą Śledczą imienia Alana Turinga… Obiór patrona dobrze poinformowanym wskazuje, o co chodzi. Alan Turing – genialny brytyjski matematyk – w czasie II wojny światowej kierował odkodowaniem niemieckiego szyfru Enigma (wedle koncepcji polskich kryptologów Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego), a potem zajął się budowaniem i projektowaniem oprogramowania dla elektronicznych maszyn cyfrowych (dziś nazywamy je komputerami); jednym z ubocznych (ale, jak się okazało, ważnych na zawsze) projektów naukowej aktywności matematyka był tzw. test Turinga – eksperyment pozwalający ustalić, czy „rozmówca” eksperymentatora jest człowiekiem, czy maszyną. Taki test był i jest kluczowym elementem badań nad tzw. sztuczną inteligencją… Przy czym Turingowi wcale nie chodziło o narzędzie sposobne do demaskowania, czy rozmówca eksperymentatora-arbitra jest maszyną. Intencją Turinga było, by kiedyś w przyszłości (możliwie nieodległej) maszyna zdała jego test i wyprowadziła w pole człowieka, który uznałby, że rozmawia z drugim człowiekiem. Innymi słowy – chodziło o osiągnięcie stanu, w którym…
Maciej Robert Rzeki, których nie ma Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Hydrologia pamięci Od jednej z tych rzek – nie-rzek, wzmiankowanych przez Macieja Roberta, mieszkam w Łodzi już sporo ponad pół wieku – w oddaleniu stu, może dwustu metrów. A więc praktycznie na skraju dawnej doliny rzecznej, z czasów przedindustrialnych, gdy sporej wielkości ciek wodny zuchwale i potoczyście płynął sobie tzw. dolnym biegiem przez grunta rządowe przy wsiach Wólka i Rokicie, by niebawem zasilić wody znacznie większego Neru. Rzeka nazywa się Jasień (rodzaju męskiego – ten Jasień…) i jest jedną z tych dwóch (ta druga nazywa się Łódka) najważniejszych rzek-weteranek, bez których nie byłoby ani mojego miasta, ani centrum przemysłu włókienniczego, którym moje miasto nagle się stało i po niespełna dwustu latach jeszcze bardziej nagle być przestało. O ile jednak obfitość wód rzecznych na wiślano-odrzańskim wododziale w środku ziem Królestwa Polskiego była jakimś istotnym argumentem podczas narodzin miasta i jego biznesowego przeznaczenia, o tyle ta sama „obfitość” wód (w tzw. międzyczasie zamieniona w stan bliski parametrom pustynnym) nie miała już żadnego wpływu na gwałtowną, morderczą degradację miasta i jego powolne konanie (notabene zabójcy chodzą na wolności, ale to temat na inne opowiadanie…). Więc rzeki, nad którą…