Dorota Gąsiorowska Opowieść błękitnego jeziora Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2023 Rekomendacja: 1/7 Ocena okładki: 2/5 Słodkości bardzo słodkie… Realizując oblig wytworzonej przez samego siebie tradycji, raz w roku w czasie i takiejże okolicy przedbożenarodzeniowej zanurzam rękę w stosie literatury (to może zbyt mocne słowo, jak na te termini) romansowej, by całkowicie losowo wyciągnąć tom do zarekomendowania. Tym razem – przysięgam, że stało się to randomowo – bez żadnej selekcji, bez namysłu. No i spadła z karuzeli losu „Opowieść błękitnego jeziora”. Lektura tej „Opowieści…” w zasadzie mnie ucieszyła – dzieło to bowiem obszerne, na kilku płaszczyznach czasowych rozpostarte, obfitujące w wątki obyczajowe, uczuciowe, w historie magiczne, baśniowe zgoła, pełne przy tym szlachetnych uczynków, z gruntu dobrych postaci, z akcją w fascynująco bukolicznych, wzorcowo naszkicowanych okolicznościach przyrody (niezależnie od pory roku), wypełnione spiętrzonymi zdarzeniami, które zawsze na dobre się obracają – a wszystko w godnych podziwu dekoracjach i z towarzyszeniem imponderabiliów o nieposzlakowanej sile moralnej… Innymi słowy: to kreacja świata – przedstawionego takim, jakim powinien (wedle wyobraźni autorki) być, nie zaś, jakim jest naprawdę. No i pięknie… Istota problemu sprowadza się zatem nie do tego, czy tekst ma jakąkolwiek wartość poznawczą, ale czy w ogóle da się przeczytać ze zrozumieniem,…
Leopold Chauveau Cudowne kuracje doktora Popotama Przełożyła Maria Raczkiewicz-Śledziewska Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2023 Rekomendacja: 5/7 Ocena okładki: 4/5 Czy to bajka czy nie bajka? Z klasyczną literaturą dziecięcą jako odbiorca rozstałem się nader wcześnie, czyli niemal równo z momentem, gdy sam posiadłem umiejętność czytania – a stało się to na rok przed rozpoczęciem edukacji szkolnej w zacnej łódzkiej podstawówce nr 83 imienia Stanisława Jachowicza – dziewiętnastowiecznego pedagoga i skądinąd wierszoklety, autora licznych i wielce popularnych bajek i umoralniających opowiastek dla dzieci specjalnie pisanych. Tata z mamą, skonstatowawszy iż swobodnie oddaję się samodzielnej lekturze, z ulgą wyzbyli się obyczaju wieczornego czytania na głosy – co więcej; na mnie zrzucili obowiązek czytania młodszemu bratu; ówże na szczęście moje, zdopingowany osiągnięciem „starszego”, wprędce doszlusował sam do grona czytających, uwalniając mój lekturowy potencjał dla moich własnych potrzeb. Nudząc się zatem w szkole ponownym zgłębianiem dawno odkrytych tajników elementarza Falskiego, wetowałem sobie czas stracony buszowaniem w domowej bibliotece, skompletowanej w swym podstawowym zrębie czas jakiś temu, przed wojną (ma się rozumieć – drugą światową) i jeszcze wcześniej. Księgozbiór ten zalecał się niemałą kolekcją encyklopedii różnej jakości i proweniencji, słowników, leksykonów, dykcjonarzy tudzież praktycznych poradników rolniczych i rzemieślniczych. W bibliotece oczywiście królował mój ukochany…