Córka prezydenta

26 września 2022

Bill Clinton, James Patterson

 
Córka prezydenta
Przełożyła Magdalena Hermanowska
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2022

Rekomendacja: 4/7
Ocena okładki: 3/5

Początek był dobry, ciąg dalszy jeszcze lepszy…

W 2019 roku dotarła do nas pierwsza książka duetu Clinton – Patterson: „Gdzie jest prezydent?”. Rekomendowałem ją w tym blogu 6 lutego 2019 roku – kończąc podziękowaniami dla Billa i Jima za kawał dobrej zabawy. Skrycie żywiłem też przekonanie, że tak dobrego pomysłu autorzy nie porzucą po pierwszym razie – po debiucie. Innymi słowy – że się jeszcze spotkamy… No i nie zawiodłem się – naprawdę: sensacyjne thrillery, pisane z punktu widzenia prezydenta Stanów Zjednoczonych (choćby fikcyjne, zgoła baśniowe – ale gorące od zdarzeń…) to koncept literacki wysokiej próby. Wszelako pod jednym (a w zasadzie kilkoma w jednym) warunkiem – że umiejętnie, ciekawie napisany, fabularnie wiarygodny, kompetentny w kwestii szczegółu operacyjnego i didaskaliów tudzież zbalansowanej techniki narracyjnej (mam tu na myśli równowagę między żwawą akcją a pokusą patriotycznej deklamacji…). Bill Clinton z nadwyżką spełnia postulat fachowości – w końcu spędził osiem lat w Gabinecie Owalnym i głęboko zabunkrowanych centrach dowodzenia Wolnego Świata, gdzie teoria sprawowania władzy zamienia się praktykę; a to jest doświadczenie, które zgromadziło i potrafi intelektualnie wykorzystać może dwóch ludzi żyjących dziś na świecie. Clinton i Obama. Przy czym ten drugi na razie wyraźnie nie zasygnalizował, że chciałby swą eksperiencję szerzej wykorzystać literacko. Ale oczywiście wykluczyć niczego nie można.

Natomiast Clinton… No cóż – to prawdziwa składnica wiedzy o rządzeniu, o tajemnicach, ludziach, zdarzeniach, zagadkach i mechanizmach. Aż strach pomyśleć, co on tam w swej pamięci i domowych archiwach podręcznych mógł jeszcze zgromadzić… Nawet nie usiłuję sobie tego wyobrazić – jakie jeszcze tajemnice i inne niezbyt jawne grzeszki władzy mogą w tym zasobie tkwić. Rzecz w tym tylko, czy przetworzenie tej wiedzy w sensacyjną, rozrywkową narrację nie stanowi problemu. Zakładam, że stanowić mogło, ale problem został rozwiązany elegancko, w typowy dla rozwiniętego kapitalizmu sposób – poprzez założenie spółki. Bill zawarł układ z pisarzem – autorem prozy sensacyjnej z najwyższej ligi, bestsellerowym rekordzistą sprzedaży – Jamesem Pattersonem (rocznik 1947). To autor może mniej niż Grisham czy King znany i sławny na naszym rynku, ale nie mniej doskonały – możecie wierzyć na słowo, jeśli sami go nie znacie. (A jeśli nie znacie, to nadróbcie tę lukę natychmiast…). Jego cykl z Alexem Crossem – tropicielem seryjnych zabójców (fenomenalny film „Kolekcjoner” z tej właśnie pochodzi półki…) to naprawdę czołówka światowej prozy sensacyjnej.

W tej sytuacji wybór Clintona jest oczywisty – wziął najlepszego z dostępnych. To Patterson jest w ich duecie „tym lepszym”, i to on mógł kręcić nosem. Mam wrażenie, że za Billem przemówił ogólny bilans jego udanej prezydentury – no i zasób wiedzy, dla najlepszego nawet pisarza niedostępny bez długotrwałych studiów, kwerend i specjalnych zabiegów epistemologicznych. W papiery im nie zaglądałem, więc nie wiem, jaką formułę prawną ostatecznie przyjął tandem Clinton&Patterson, ale sytuacja merytoryczna jest jasna: to Bill dostarcza „surowcowy wsad rzeczowy”, czyli intelektualną materię niezbędną do produkcji; sprawą Jamesa jest zaś know how, czyli wiedza o sposobach przerobienia tej użytecznej pulpy na gotowy do lektury, zadrukowany fabułą tekst…

Intryga „Córki prezydenta”, choć trywializmów, schematów fabularnych i oczywistości w niej wiele, zaleca się sporym ładunkiem emocji o niepospolitym ładunku – czyli zdarzeń osobliwych, „zakręconych” i nad wyraz nieoczywistych. Ale tak to już bywa, gdy intryga jest niekonwencjonalna i zupełnie niepowtarzalna. Wygląda na to, że Patterson potrafi literacko przetworzyć zasoby wiedzy Clintona – już po raz drugi i z większym ciężarem efektownych pomysłów niż za pierwszym razem. Ich spółka to ze wszech miar udane, dobrze rokujące przedsięwzięcie… I samowystarczalne, gdy chodzi o zasoby faktów i gotowe półprodukty. Pytanie – czy efekt końcowy tego „spółkowania” zaleca się zadowalającą jakością? Owszem – zaleca się; na wyobraźnię i talent Pattersona zawsze można liczyć. Dopóki zatem są pomysły…

O co zatem chodzi z tą „Córką prezydenta”? Sytuacja zaskakuje do razu: bohater główny, onże podmiot liryczny i narrator – niejaki Matthew Keating – jest b y ł y m prezydentem Stanów Zjednoczonych. Słowo „były” robi jednak wielką różnicę… A poza tym Matthew jest byłym żołnierzem – członkiem elitarnej formacji Navy SEALs, czyli komandosów marynarki wojennej USA: wyszkolonych, zabójczych jak diabli fachowców-egzekutorów z sił specjalnych. Z czynnej służby wyeliminowała go kontuzja biodra w Afganistanie. (Na marginesie: wojskowe kwalifikacje i chwalebna przeszłość obu – na razie! – bohaterów cyklu „prezydenckiego” to rezultat sui generis kompleksów psychologicznych Clintona – bo on sam z armią nie miał nic wspólnego, ominął go Wietnam; chyba nawet nie był rezerwistą gwardii narodowej…) Politykiem Keating też w zasadzie jest byłym – i to w znacznej mierze na własne życzenie: po nieudanej akcji antyterrorystycznej (zginęli cywile – kobiety i dzieci) publicznie przepraszał, co konkurencja przedstawiła jako dyskwalifikującą słabość, więc walkę o drugą kadencję sromotnie przegrał – i to już we wstępnej fazie, ze swą wiceprezydentką (ostrą i cyniczną karierowiczką skądinąd…). Zamieszkał w domu w lasach nad jeziorem w New Hampshire (żona Samantha wróciła do profesji profesora archeologii, córka Melanie poszła na studia do Dartmouth) i w zasadzie nie robił nic – poza rozpamiętywaniem swych klęsk i ostrożnym zbieraniem się do pisania wspomnień. Miał pensję, trochę personelu i ochronę Secret Service – i tysiące pustych dni przed sobą…

Tak się jednak złożyło – fortunnie czy nie, to już inna sprawa – że Matt jako prezydent dorobił się garstki wrogów. Zaprzysięgłych, zdeterminowanych i niezgorzej wyposażonych… Pamiętacie tę nieudaną operację antyterrorystyczną – głównego podejrzanego, niejakiego Asima al-Aszida, nie ujęto; za to w akcji zginęła żona terrorysty i jego trzy córki. Zatem al-Aszid ma cztery dobre powody, by się mścić. Co też czyni, porywając córkę Matta… W tym punkcie rozwoju intrygi zatrzymamy się, by nie rozpocząć ujawniania szczegółów wydarzeń; wspomnieć tylko wypada, że „wojenny” entuzjazm obecnej administracji szybko słabnie, a determinacja, by pomóc byłemu prezydentowi, równie szybko stygnie, gdy okazuje się, że słupki poparcia od tego nie urosną… Matt wydaje się być zdany na siebie i nieznaczną pomoc nielicznych przyjaciół.

Szczegóły oczywiście w tej rekomendacji pominiemy, by nie zakłócać przyjemności z lektury. Bo te szczegóły to w istocie jedyna przyjemność… Patterson, dysponujący zasobami intelektu i pamięci Clintona, zaiste wspiął się na szczyty swych umiejętności i możliwości narracyjnych. Krótkie, dynamiczne rozdzialiki-epizodziki nieuchronnie wiodą ku zwycięstwu, aczkolwiek same w sobie zawierają czytelny ładunek niepewności – jak to bywa na polu bitwy. Matt i jego komando to nie wyidealizowani herosi, tylko zmęczeni zawodowcy, oczywiście nienagannie wyszkoleni, ale swą zasadniczą siłę czerpiący ze specyficznego kodeksu etycznego ludzi uzbrojonych, którzy przysięgali służyć i bronić słabszych. I od tamtego „przysięgowego” epizodu nie pozwalają sobie na żadne wątpliwości. Coś w życiu wybrali i tego się trzymają. W tej sytuacji rezultat końcowy jest oczywisty – mimo ofiar w ludziach. Zło nie ma szans…

Opowiadanie, że zdarzyło się inaczej, nie miałoby sensu. W tego typu literaturze (w gruncie rzeczy przecież rozrywkowej) chodzi nie o finał, ten bowiem jest znany (albo zaledwie przeczuwany, lecz z narastającą pewnością…), tylko o to, jak wszystko zostało zrobione. Czyli o szczegół. Wygrywa ten, kto potrafi lepiej zaciekawić (nawet potrząsnąć jaźnią), kto dysponuje lepszymi danymi i ma lepsze pomysły narracyjne. Clinton&Patterson na tym poletku wydają się być niedoścignieni, a przecież założyć można, że to nie koniec ich możliwości. Dlatego lektura wydaje się zabawna i obiecująca w aspekcie tzw. ciągu dalszego…

Tomasz Sas
(25 09 2022)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *