Nieprzewidziane konsekwencje miłości
romans obyczajowy / 18 maja 2016

Jill Mansell Nieprzewidziane konsekwencje miłości Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015 Rekomendacja: 3/7 Ocena okładki: 2/5 All you need is love… Winien jestem Wydawnictwu Literackiemu jedną zaległą rekomendację. Kilka miesięcy temu, powodowany niewytłumaczalnym (na gruncie racjonalnym) impulsem, poprosiłem o egzemplarz recenzencki kolejnej (bodajże trzynastej) Mansell na naszym rynku. Czasem tak mi się zdarza – mniemam, iż dam radę i porywam się… Ale potem to mija mi – po przekartkowaniu i lekturze nad wyraz entuzjastycznych blurbów. Nabieram przekonania, że czasu szkoda i odkładam na spód stosiku z nowościami. Podejrzewam zresztą, że to typowa przypadłość recenzentów (osobliwie tych, którzy jednak czytają, zanim napiszą) – nieliczenie się z siłami, chęciami, a w końcu brak dyscypliny i nieumiejętność ogarnięcia wszystkiego. No i obawa przed zarazą, definiowaną przez powszechnie znane słowo na G. (nie rozwijam skrótu, bo po sądach za to ciągają…). Więc Mansell kornie kurzem obrastała, aż przypadkiem po lekturze nieco dołującego kornwalijskiego thrillera w rękę mi wpadła i przypomniałem sobie, że akcja romansowa takoż w Kornwalii się toczy, więc zacząłem czytać – dla odtrucia. I dacie wiarę, że wciąga? Intryga miłosna prosta jak konstrukcja cepa (choć samo młócenie cepem już takie proste nie jest…): ona po przejściach (naprawdę bijących ostro) przysięga, że…

Krótka książka o miłości
eseistyka kulturalna / 11 maja 2016

Karolina Korwin Piotrowska   Krótka książka o miłości Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2016 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 2/5 Wielkie wzmożenie po przecenie I znów, wbrew tytułowi, okazały buch. Stron niemal siedemset, waga słuszna (kilo bez mała…). I o czymże? Nie o miłości w sensie ścisłym, czyli uczuciu międzyosobniczym (przeważnie jednak międzypłciowym…) – jeno o miłości do filmów, czyli o tym, jak będąc małą dziewczynką autorka do kina poszła na „Gwiezdne wojny” – a potem na parę setek kolejnych. I to stało się jej życiową fascynacją – ba, zawodem bez mała (choć gwałtownie odcina się od korporacji filmowych krytyków; istotnie – nie jest jednym z nich z racji całkowitego braku warsztatu i aparatu krytycznego, osobliwie języka, pozwalającego ludziom tej profesji rozumieć się wpół słowa, za to porozumiewać z innymi plemionami już nie bardzo…). No i dobrze… Korwin Piotrowska jest po prostu jedną z funkcjonariuszek wcale licznej grupki samozwańczych (to nie zarzut!) przewodników po gustach – dla publiczności swego własnego gustu niepewnej. Innymi słowy: medialną, pewną siebie, przemądrzałą rekomendą (taki sobie, średnio udany neologizm…) w branży filmowej, której niekwestionowaną zaletą jest to jedynie, że mówi i pisze tylko o filmach, które na własne oczy widziała (w dzisiejszych czasach to wcale nie jest…

Ekwatoria
esej historyczny / 7 maja 2016

Patrick Deville Ekwatoria Przekład: Jan Maria Kłoczowski Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2016 rekomendacja: 5/7 ocena okładki: 3/5 Na równiku jest po byku? Podoba mi się pogląd pewnego kongijskiego profesora-marksisty (wykształconego zresztą w bywszym Leningradzie…), że cała magia równikowej Afryki bierze się z czysto astronomicznego faktu równej długości nocy i dni – po dwanaście godzin, jak w pysk strzelił. Bez okresów przejściowych. Świt wybucha jak Supernowa, zmierzch rozwala światło w try miga… Może dlatego potomek włoskich arystokratów (urodzony w papieskim Castel Gandolfo) Piotr Savorgnan de Brazza, w służbie zresztą francuskiej (oficer wojennej floty) uwziął się, by zmazać białe plamy z mapy serca Afryki? Może z tego powodu amerykański dziennikarz Henry Stanley uwziął się, by odszukać pewnego zaginionego podróżnika i pod palmową wiatą w wiosce Udżidżi nad jeziorem Tanganika zadać słynne pytanie :”Doctor Livingstone, I presume?” (a zaraz potem wychylić specjalnie na tę okazję przytarganego szampana ze srebrnych kubków…)? Pewnie dlatego niejaki Eduard Schnitzer (zbieżność nazwisk ze Schnitzerem z jednej z poprzednich recenzji absolutnie przypadkowa; aczkolwiek może nie całkiem…), śląski Żyd (z Opola), kazał nazywać się Eminem Paszą i uwziął się, by rządzić na poły mityczną prowincją Ekwatorią? Może Ernesto Che Guevara, zauroczony właśnie czarnobiałym yin i yang każdej nadrównikowej doby,…

Dom Rotschildów. Prorocy finansów 1798 – 1848. Tom I
biografistyka , historia / 5 maja 2016

Niall Ferguson Dom Rotschildów. Prorocy finansów 1798 – 1848. Tom I Przekład: Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016 rekomendacja: 5/7 ocena okładki: 3/5 Złoto toczy się w krąg, z rąk do rąk… Ten wers z operetkowego („Baron cygański” Johanna Straussa syna) kupletu niejakiego Sandora Barinkaya, onegoż barona, podobno nad wyraz trafnie oddaje zasadniczy mechanizm gospodarki kapitalistycznej (i nie tylko: niektórych innych epok chyba też…). To znaczy tak jest w popularnym polskim tłumaczeniu libretta Ignacego Schnitzera, w oryginale niemieckim chodzi o coś innego… Owszem – złoto (symboliczne upostaciowienie pieniądza wszelkiej maści) krąży sobie tędy i owędy, na sposób lekko chaotyczny i uśredniony, wyjąwszy jednak miejsca, okazje i czas, gdy ma zwyczaj (i powód) gromadzić się intensywnie i ponadprzeciętnie (by nie rzec – w nadmiarze, bo w nadmiarze nigdy go nie ma!). Jedna z takich okoliczności, o konsekwencjach globalnych niemalże, ma swój prapoczątek w drugiej połowie XVIII stulecia na Judengasse, ulicy-osi żydowskiego getta we Frankfurcie (tym nad Menem), w domu „Pod Czerwoną Tarczą” (Zum roten Schild), gdzie mieszkała rodzina drobnych kupców, używających naturalnie (a dlaczegóżby nie?) nazwiska Rotschild, a z nich pierwszy bardziej znany był Mayer Amschel (1744 – 1812) – handlarz antykwarycznymi monetami, który później wszedł na rynek jako…