Yaa Gyasi Droga do domu Przekład: Michał Ronikier Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3 (może nawet 3,5…)/5 „Korzenie” odrastają, ale cieńsze i suche… Kto Ghanę opuszcza, jest głupcem; kto do Ghany wraca, jest głupcem po trzykroć… (wygląda na przysłowie ludu Fante, a może walecznych Aszantich, a może żadnego z nich, tylko tych łazęgów Mandingo – bo ja wiem?) Talizman z czarnego kamienia, prosty naszyjnik przekazywany sobie przez kobiety z rodu pięknej Effi, krążący między Złotym Wybrzeżem a Wschodnim Wybrzeżem, ma mieć magiczną moc spajania losów paru pokoleń (od ostatniej ćwiartki XVIII stulecia poczynając…) rozgałęzionej ghańskiej familii, której część sobie autochtoni (uwaga: to czasownik!) w Afryce, uprawiając kakao (potem zasię magię, edukację i niepodległość…) w okolicy starej kolonialnej twierdzy Cape Coast, część zaś w postaci towaru (czyli niewolniczej siły roboczej…) trafia na amerykańskie plantacje bawełny, do amerykańskich kopalń, degeneruje się w znarkotyzowanym amerykańskim Harlemie, by w końcu… po odrodzeniu (w stylu – wypisz, wymaluj – American Dream…) doktoryzować się z amerykańskiej socjologii w amerykańskiej Kalifornii… Bardzo to mimo wszystko optymistyczne… W rzeczywistości niepowieściowej takie historie naznaczone są piętnem zła z częstotliwością statystycznie większą niż dobra. Któżby jednak chciał o nich czytać, gdyby kończyły się fatalnie. Osobliwie na rynku…