Dawid Krawczyk Cyrk polski Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021 Rekomendacja: 6/7 Ocena okładki: 4/5 Cena strachu Tytuł tego starego francuskiego thrillera (w stylu noir i bez happy endu – ma się rozumieć) z Yvesem Montandem natrętnie mi się przypominał raz po raz w trakcie lektury reportażu Krawczyka. Tak, transportowanie ładunku nitrogliceryny zdezelowaną ciężarówką po południowoamerykańskich bezdrożach narzuca się samo jako metafora skracająca, kondensująca, lapidarnie podsumowująca wysiłek reportera usiłującego nadążyć za trzema niedawnymi kampaniami wyborczymi, które w ciągu roku przeorały nasz kraj niezgorzej. Prawie jak pandemia… No i przyznać muszę, że zawodowym czytelnikiem będąc, nigdy dotąd podczas czytania najgorszych nawet horrorów uczucia strachu nie doznałem. A podczas lektury „Cyrku polskiego” – tak… I to był strach egzystencjalny – z powodami, pobudkami i przesłankami całkowicie realnymi, spoza obszaru emocji czy imaginacji. Niemal fizycznie czułem, jak coś wzbiera za moimi plecami, coś, co czochra resztki owłosienia, rzuca cień i nie znika, gdy się gwałtownie odwrócisz. Przeciwnie; tkwi tam nadal, mordę szczerzy i bezczelnie się śmieje, żre kiełbachę z grilla, popija ciepłym napojem piwo- lub sokopodobnym, szcza pod murem i wrzeszczy Polskę na różne sposoby oraz przez wszystkie przypadki… Ludzie – po lekturze Krawczyka skonstatowałem, że ja nie boję się o Polskę i Polaków, ale…