Anna Kamińska Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 Rekomendacja: 4/7 Ocena okładki: 3/5 Zejście ze szczytu w dolinę niebytu… Ponieważ góry SĄ, się na nie wchodzi i z nich potem schodzi. Nie zawsze schodzi i nie zawsze na własnych nogach. Góry bowiem nie tylko SĄ, one SĄ silniejsze od człowieka. I wcale nie muszą tej przewagi jakoś specjalnie akcentować ani demonstrować. Takie SĄ i już; urządzone przez Matkę Naturę – niewiastę z natury swej zimną, nieczułą na emocje, pragnienia, fobie i zapały gatunku ludzkiego. Nawet nie tolerancyjną – raczej doskonale obojętną na nasz los indywidualny i zbiorowy, choć przecież niezaprzeczalnie jesteśmy jej częścią – i to osobliwą, bo uzbrojoną w świadomość… Zapewne dlatego wiemy, (niektórzy boleśnie, bo z doświadczenia…) że wspomniana tu Matka Matura urządziła te góry PRZECIW nam. Zapewne niechcący (jest przecież doskonale obojętna na naszą egzystencję i los) – ale przeciw. Życie w górach (a czasem nawet tylko obok gór…) wymaga bowiem wysiłku, przygotowania i nakładów większych niż egzystencja „na płaskim”… Pomyślcie choćby o wydatku energetycznym, który pochłania samo tylko chodzenie pod górkę, zwłaszcza w ekstremalnej formule wspinaczki w pionie. A poza tym powyżej jakichś siedmiu, siedmiu i pół tysiąca metrów przestają działać…