Michał Choiński The New Yorker. Biografia pisma,które zmieniło Amerykę Wydawnictwo Znak, Kraków 2024 Rekomendacja: 5/7Ocena okładki: 4/5 Drożdże dziennikarstwa Nie ma w całej sferze kultury słowa i poza nią – właściwie w całej cywilizacji Gutenberga – zajęcia, które można porównać z robieniem gazety – a w sensie bardziej ścisłym: z procesem jej redagowania (a sam proces redagowania to dwa odrębne przedsięwzięcia: pierwsze to redagowanie tekstów, czyli przysposabianie produktów dziennikarskich oraz innych do druku tudzież zaprezentowania czytelnikom; drugie – to składanie tego wszystkiego, z czego robi się gazetę – tekstów, ilustracji, grafik i reklam – w jedną spójną, sensowną całość). Nie ma zajęcia bardziej fajnego i przynoszącego porównywalną satysfakcję. Nawet twórcze pisanie (czy to do szuflady, czy na sprzedaż…) takim zajęciem nie jest. Wiem coś o tym, bo przez prawie pół wieku należałem do grona szczęściarzy, którym dane było wykonywanie tej roboty – czyli robienia gazet. Uważam się właśnie za szczęściarza, bo przez pół wieku zawodowej aktywności robiłem to, co lubię najbardziej w świecie (oprócz towarzystwa – połączonego z dyskretnym nadzorem – mojej żony, dobrych lektur, whisky talisker i tytoniu erinmore albo kentucky bird do fajki). Robiłem to, co lubię – i jeszcze mi za to płacili… Wierzcie mi – gdy…
Wiesław Godzic Okrakiem na barykadzie. Dziennikarze i celebryci Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2016 Rekomendacja: 2/7 Ocena okładki: 4/5 Wymierający gatunek uprasza o życzliwą pamięć… Dowodem niezbitym na to, że Matka Natura kocha nas – dziennikarzy (w ścisłym tego słowa znaczeniu – a jakie ono jest, o tym za chwilę…), jest istnienie tzw. medioznawców, czyli ludzi uprawiających zajęcie, do którego my im dostarczamy pretekstu (czyli jednakowoż to niższe ogniwo łańcucha pokarmowego…). Medioznawcy wszak nie mieliby sensu bez mediów. Mediów, czyli produktu dostarczanego światu przez dziennikarzy (tak przynajmniej dotąd było; teraz już nie jestem taki pewien…). Ja tzw. medioznawców, czyli teoretyków dziennikarstwa, szczególnym darzę uwielbieniem. Takich, co to na własny rachunek, pod własnym nazwiskiem i twarzą ani niczego w gazecie nie napisali, ani (czego już Boże Broń!) nie zredagowali, ani w radiu nie powiedzieli, ani w telewizji nie pokazali. Za to wiedzą doskonale, jak się to robi, zaś osobliwie dobrze wiedzą – jak się robić powinno! Jak ich mam nie kochać ja, który przez lat czterdzieści i cztery dzień w dzień, świątek, piątek i niedzielę, pisałem, redagowałem cudze teksty i robiłem z nich gazety (po drodze zahaczywszy też o gmeranie w telewizji…). No jak? Gdy przychodzi taki i mówi, że wie,…