Koncern Autokracja

1 października 2024

Anne Applebaum 


Koncern Autokracja
Przełożył Michał Rogalski
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2024

Rekomendacja: 5/7
Ocena okładki: 3/5

Oblegają nas? To atakujmy!

Co ze sobą wspólnego mają były marksistowski rewolucjonista, a obecne bezwzględny dyktator nikaraguański Daniel Ortega, zimbabweński watażka-prezydent Emmerson Mnangagwa, białoruski samozwaniec, były dyrektor sowchozu Alaksandr Łukaszenka, syryjski krwawy dyktator (w cywilu lekarz okulista) Baszszar al-Asad, północnokoreański socjopata (albo i co gorszego) Kim Dzong Un oraz węgierski premier Victor Orban? Zapewne niewiele – poza jednym: są autokratami, rządzącymi swoimi krajami na sposób dyktatorski, autokratami zorientowanymi na gromadzenie realnej władzy i niemniej realnych dóbr materialnych. Powiedzmy sobie od razu – nie łączy ich żadna ideologia. Zresztą nie ma wspólnej ideologii dla gromady krwawych psychopatów i złodziei; każdy z nich lubi tylko kraść i rządzić, rządzić i kraść…

Wspólnota autokratów – coś, co pani Applebaum nazwała koncernem, sugerując ideologię, wiarę, formę i organizację – w zasadzie pewnie nie istnieje. Jest co najwyżej luźne, incydentalne dorozumiewanie się ad hoc w kwestiach pojawiających się wspólnych interesów. Więc jeśli jakiś ajatollah wesprze petersburskiego urkę dostawą bojowych dronów, to znaczy tylko, że pojawiała się okazja do wyrwania jakiegoś kapitału (albo chociaż zaszkodzenia komuś trzeciemu) – a nie dlatego, że nagle wyznawać zaczęli wspólne niezbywalne wartości czy modlą się do tego samego boga. Nic z tych rzeczy…

Rozsiani po całym świecie autokraci i dyktatorzy jedną tylko wspólną cechę mają: niebywale są skromni. Żaden z nich expressis verbis nie przyzna się, że dyktatorem i autokratą, mordercą i złodziejem jest. Przeciwnie: każdy z nich jest mistrzem w tkaniu maskującej moskitiery – liczni na przykład posługują się lewackim toposem, zapożyczonym z jakiejś marksistowskiej Wulgaty, przyrządzonej przed laty na goszystowskich uniwersytetach, osobliwie francuskich. Inni posiłkują się frazeologią religijną, transcendentalną – podkupioną u skrajnie prawicowych teologów chrześcijaństwa lub radykalnych mułłów. Jeszcze inni z zapałem cytują Gobineau, Chamberlaina i Schleichera. Są też jawni faszyści, nacjonaliści, socjaliści… Niektórzy nawet werbalnie mianują się demokratami – a co? Słowa są elastyczne, a papier cierpliwy; jeszcze nie słyszałem, by księga czy przemowa odwróciła się i dała autorowi w mordę.

W sensie ideowym zatem międzynarodówka dyktatorów zapewne nie istnieje – Pinochet nie był Pol Potem, a Castro – Idi Aminem… W ogóle rzadko bywają do siebie podobni, choć czasem stylizują się na lepszych i większych od siebie; przybierają pozy i maski ideolo… W sensie militarnym – no, tu raczej są skłonni sobie wzajemnie pomagać niż przeszkadzać. Sponsorowanie terroryzmu bądź uprawianie takowego w sensie ścisłym, własnymi siłami i środkami – oczywiście, jak najbardziej… Ekonomicznie zaś – bywa rozmaicie; ale na ogół jakieś więzi utrzymują, zwłaszcza ci objęci sankcjami. I tu niezwykle pomocna bywa książęca ropna plutokracja z Zatoki; w oczach Zachodu – z powodów politycznych i oczywiście ekonomicznych – czysta i nieskazitelna niczym łza Proroka. Ale w sumie – mimo pewnej przewidywalności zachowań – autokracje i dyktatury nie stanowią jakiejś zwartej wspólnoty. Nie są koncernem ani tym bardziej spiskiem czy sprzysiężeniem. To tylko podobieństwo celów narzuca podobne formuły działania. Owszem, autokracje i dyktatury bywają rozrzutne, niezrównoważone i samolubne, absurdalne i odseparowane od reszty świata – ale co do zasady potrafią żyć w pewnej symbiozie i bliskości – choć nie muszą być jak mafie czy gangi, wyobrażone jako jedna pięść zaciśnięta…

Ale pani Annie Applebaum wolno dokonać publicystycznego zabiegu „nastroszenia” własnej wizji spraw, o których pisze. W końcu jest dziennikarką, reporterką – nie zobowiązanym do sui generis obiektywizmu naukowcem. Toteż jej konstrukcja intelektualna – opisanie autokracji i dyktatur jako jednolitego ideowo i materialnie koncernu o globalnym zasięgu – zdaje się być całkiem uprawniona i prawdopodobna. A już na pewno dozwolona… Oczywiście nie każdy związek o charakterze koncernowym jest tak jawny i bezczelny jak ZBiR, czyli dyktatorskie sprzysiężenie Putina i Łukaszenki o charakterze legalnej, zgodnej z regułami tworzenia prawa traktatowego, umowy międzynarodowej. Ale na obszarze mniej formalnym związki autokratów są znacznie bardziej liczne (i efektywne bardziej niż ten ZBiR – dodajmy)… Wyśledzone, zidentyfikowane i rozszyfrowane łańcuchy (sieci zgoła…) rozmaitych połączeń personalnych, biznesowych, politycznych i rozmaitych innych są tak gęste, że uprawniają przynajmniej do publicystycznej (czyli w zasadzie niewymagającej akuratnego dowodzenia) tezy o organizacyjnej symbiozie autokracji i dyktatur. W rezultacie zatem pani Applebaum mogła podjąć (wielce skądinąd udaną) próbę naszkicowania raportu dochodzeniowego (a zarazem zdemaskowania istoty rzeczy…) o strukturze i działaniu mniemanego arcykoncernu Zła.

Zacznijmy od najważniejszego ustalenia w procesie rozbioru strukturalnego koncernu Autocracy Inc.– kto w tym biznesie jest CEO? Znaczy się chief executive officerem – czyli prezesem. To dobre pytanie… Publicyści i politycy świata demokracji liberalnych posługują się od dawna wytrychem poznawczym, znanym jako Oś Zła (pionierem był tu prezydent USA George W. Bush w 2002 roku). Wtedy oś ta przebiegała przez Iran, Irak i Koreę Północną. Po wojnach w Zatoce odpadł Irak, ale doliczono Libię Kadafiego, Syrię Asadów i Kubę braci Castro. Potem jeszcze na osi znalazły się Białoruś, Mjanma (czyli Birma) i Zimbabwe. Podstawą do nanizania tych państw na Oś Zła było rzekome lub prawdziwe organizowanie bądź popieranie (finansowe, rzeczowe, polityczne i moralne) światowego terroryzmu. Zarzut wspólnictwa z terroryzmem czy poplecznictwa w tym diabelskim dziele jest oczywiście poważny, dowiedziony i pierwszorzędny, gdy chodzi o kwestię odpowiedzialności za losy świata. Ale przecież nikt rozsądny z egzegetów życia politycznego nie stwierdzi dobrowolnie, z głębi własnego komentatorskiego jestestwa (bez pistoletu przystawionego do skroni), że którykolwiek z byłych, obecnych i przyszłych przywódców państw nadzianych na pomienioną Oś Zła nadawałby się na CEO tak odmalowanej przez panią Applebaum firmy Autocracy Incorporated. Ani jakiś ajatollah, ani ten rozwydrzony socjopata-gnojek z północnej Korei, ani białoruski dyrektor sowchozu. No, dosłownie nikt. I w żadnych warunkach.

W takiej sytuacji – rozpoznanej zresztą i przez samych dyktatorów – gdy rozporządzalny zasób kadrowy redukuje się do dwóch poważnych kandydatów, ale tylko jeden z nich ma kwalifikacje kompletnie pasujące do wzorca. To niejaki Władimir Władimirowicz Putin: pacan z petersburskich podwórek, służbista-kagiebista-rezydent, cierpliwy zastępca na kilku frontach dowodzenia – zimny, opanowany profesjonalny zabójca, upozowany na dobrodusznego cara-batiuszkę. Jesteśmy w domu – wiemy, o co w tym wszystkim chodzi!

A ten drugi ewentualny i możliwy CEO? No cóż, ma kwalifikacje – ale raczej na przewodniczącego rady nadzorczej (PSB – President of Supervisory Board) wielkiej korporacji autokratów i dyktatorów. Jest po prostu równie twardy, a może i twardszy niż Putin, majątek ma większy, możliwości też chyba większe i do tego niezrównaną konfucjańską filozofię życia jako postulatu dążenia do równowagi między yin i yang (czymkolwiek one są…). Prywatnie, gdy nie działa w międzynarodówce autokratów i dyktatorów, jest jedynowładnym dyrektorem największej fabryki globu, produkującej prawie wszystko. I bardzo to dobrze dla pokoju na świecie, bo to „prawie” robi wielką różnicę. Bowiem „prawie” to komputerowe czipy – mikroprocesory. Jakoś nie potrafią jeszcze opanować tej gałęzi wytwórczości. Tak, tak – „dyrektor fabryki Chiny” pan Xi Jinping jest (na razie…) „tym drugim”, czyli PSB w koncernie Autokracja.

No i wszystko jasne! Putin i Xi Jinping, Xi Jinping i Putin… Jeden prowadzi pełnoskalową wojnę wyniszczającą przeciw Ukrainie, drugi do wojenki się gwałtownie sposobi, ostrząc zęby na wyspę, której imperium fatalnym zrządzeniem losu nie opanowało w 1949 roku (a teraz wyspa jest światowym mocarstwem w produkcji… akurat wspomnianych czipów). Więc w zasadzie każdy opisujący dzieje koncernu dyktatorów i autokratów mógłby poprzestać na tych dwóch „herosach”, na ich osiągnięciach się skupiając. Bo to wielce właściwa i rzetelna egzemplifikacja istoty owej międzynarodówki satrapów.

Ale to byłaby łatwizna – a pani Applebaum należy do tych publicystów, którzy zawsze wybierają stromiznę – czego po wielekroć dowiodła na piśmie. Toteż podjęła trud zaiste olimpijski, by wytrwale przeprocesować wszystkie interesy Koncernu Autokracja, na wszystkich kontynentach – skupiając się na przepływach finansowych i doskonaleniu wspólnych mechanizmów uprawiania propagandy, dezinformacji i podprogowego działania na pamięć, świadomość oraz… marzenia.

Z racji wykonywanego przez pół wieku (i z niemałą satysfakcją) zawodu mam nieco ponadprzeciętną (w stosunku do zwykłego, lecz aktywnego obywatela) wiedzę o dziejach, mechanizmach robienia polityki i tzw. stosunkach międzynarodowych. Wobec czego w tym miejscu muszę powiedzieć jedno: lektura książki pani Applebaum jest cholernie pożyteczna i wielce wskazana dla każdego, kto jest przywiązany do demokratycznej wizji (i praktyki przede wszystkim!) tego świata – najwspanialszego, bo jedynego istniejącego. Lektura dostarcza argumentów i wspiera… Ba – przekonuje, że obrona naszego stanu posiadania jest nie tylko konieczna, ale i możliwa. Trzeba tylko ze stanu oblężenia przejść do ofensywy!

Tomasz Sas
(01 10 2024)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *