Marek Bukowski, Maciej Dancewicz
Najdłuższa noc
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA,
Warszawa 2017
Rekomendacja: 3/7
Ocena okładki: 3/5
Niepiękna epoka w starych dekoracjach,
czyli proto-CSI na tropie…
Hałaśliwie i ponad potrzebę (a może nie?) reklamowany serial kostiumowo-kryminalny TVN „Belle epoque” ma naturalnie swój scenariusz (podejrzenia niektórych wrednych i uprzedzonych krytyków, że jednak nie ma, są oczywiście intencjonalnie fałszywe, cynicznie nieuprawnione…). Aktor (niekiepski…) i reżyser (początkujący) Marek Bukowski oraz popularyzator historii Maciej Dancewicz rzucili właśnie na rynek księgarski (za pośrednictwem Muzy…) „Najdłuższą noc” – powieściowe rozwinięcie scenariusza pierwszego odcinka (!) serialu. Taki popularny ostatnio chwyt marketingowy: jedno niesie drugie – i na odwrót; zależnie od rynkowych potrzeb, koniunktury słupków oglądalności i sprzedawalności…
W kwestii serialu wypowiadam się z najwyższą niechęcią, nie jestem albowiem krytykiem sztuk wizualnych. Dość nadmienić, że nie był tak obiecujący, jak zapowiadano, choć pieczołowitości rekonstrukcyjnej odmówić realizatorom nie można. Ale co innego wystawa, co innego fabuła… Oraz reżyseria. I sztuka aktorska (wyjąwszy Lubaszenkę i Lubosa: obaj są poza intelektualnym i profesjonalnym zasięgiem reszty ekipy…).
Przypatrzmy się zatem książkowej wersji Pięknej Epoki. Jest to, podejmując kwestię syntetycznie najbardziej jak można – literatura rozrywkowa dobrej klasy, na przyzwoitym rzemieślniczym poziomie i w stylu jak najpełniej old fashioned (jak zwykli mawiać starzy Chińczycy oraz co doświadczeńsi Malgasze…). Co w żadnej mierze ujmą dla obu autorów nie jest. Przeciwnie: to certyfikat profesjonalnej przyzwoitości i dobra rekomendacja, gdyby chcieli się tak bawić dalej! Naprawdę, czyta się jak wzorcową powieść awanturniczą z epoki – jak Ossendowskiego, Lepeckiego, Marczyńskiego (ach, ten handel żywym towarem dla burdeli w Buenos!), wczesnego Parnickiego, Makarczyka, Dołęgę-Mostowicza; bo taki Sergiusz Piasecki na przykład już pisał nowocześniej… To nie jest zarzut – przeciwnie: komplement, bo mamy do czynienia z idealnym dostosowaniem warsztatu do wymogów gatunku i czasu. Jak Bukowski i Dancewicz na to wpadli? Intuicja czy wyrafinowany, przepracowany zamysł? Mniejsza z tym – rezultat jest zadowalający. Wielce…
Popatrzmy zatem, co my tu mamy? No cóż – w gruncie rzeczy mefistofeliczno-faustowski pakt z diabłem tu mamy. Z cyrografem na skórze wydziarganym w opiumowo-wódczanych odmętach speluny w Chinatown (San Francisco; gdyby ktoś był ciekaw szczegółów – to kolorowy smok…). Na początek wszakże akcja leci dwoma równoległymi traktami na dwóch odległych planach: w prowincjonalnym mieście przygranicznym CK monarchii Habsburgów – Krakowie, oraz na morskich szlakach Oceanu Indyjskiego… W galicyjskim grodzie policja ma kłopot, odnajdując mocno okaleczone zwłoki kobiet. Z portu zaś w Singapurze wyrusza w drogę do Anglii (ale via Kapsztad, czyli dookoła Afryki) brytyjski parowiec „Legion” z oficerem wachtowym Janem Edigeyem-Koryckim (swoją drogą fajne nazwisko, tatarskie, ale już nieco używane…) na pokładzie. Jasio przed laty dał dyla z Krakowa po ustrzeleniu w pojedynku braciszka swej ukochanej Konstancji.
Sylwestra 1904 roku i Nowy Rok 1905 Jan spędza na wysepce Nossi-bè u północnego cypla Madagaskaru; akurat wtedy, gdy na redzie małego tamtejszego portu Hell-Ville rzuca kotwice II Eskadra Pacyfiku wiceadmirała Zinowija Rożestwienskiego. Konfrontacja krewkiego syna syberyjskiego zesłańca z rosyjskimi oficerami (z których większość ma przed sobą tylko pięć miesięcy życia, nim dotrą do cieśniny znanej jako Cuszima i spotkają niejakiego Heihachiro Togo, admirała floty Cesarstwa Japonii…) jest nieunikniona – na szczęście zanim wymiana ciosów stanie się nieodwracalna, Jana ekspediuje do łóżka (dokładnie: do swego; całkiem ładna scena erotyczna…) pół-Malgaszka Sophie, córka francuskiego ex-legionisty, właściciela knajpy. Po powrocie na statek Jana dopada depesza z Krakowa – mama nie żyje… Marynarz składa dymisję, przez Suez i Triest (z dłuższą przerwą w aleksandryjskim lazarecie – na zwalczenie ataku malarii…) dociera do Krakowa. I teraz dwie nici intrygi splatają się…
Okazuje się bowiem, iż kolega Jasia ze studiów (medycznych…) Henryk Skarżyński wespół z siostrą Weroniką – chemiczką edukowaną w paryskich laboratoriach małżonków Curie – założył był w komendzie CK policji krakowskiej samodzielną pracownię patologiczną (w sensie raczej prosektoryjnym…) i kryminalistyczną. Takie ówczesne pionierskie CSI… Henryczek zdradza Jasiowi tajemnicę śledztwa: jego mama została zamordowana (w pensjonacie w Szczawnicy zresztą…). Okoliczności i modus operandi wskazują, że to mógł być morderca seryjny. Więc Jan postanawia zbrodniarza odnaleźć i zdemaskować…
Oczywiście przebiegu intrygi relacjonować nie będziemy, a to naturalnie z poczucia czytelniczej lojalności… Chociaż widzowie „Belle epoque” i tak z grubsza wiedzą (jeśli zapamiętali…), o co chodzi. W każdym razie awanturniczy duch Jana, jego zdolności analityczno-dedukcyjne, umiejętność kojarzenia, uporczywa dociekliwość w sojuszu z naukową perfekcją rodzeństwa Skarżyńskich doprowadzają do ujęcia seryjnego zbrodniarza, psychicznie chorego nosiciela Zła, owładniętego manią religijną preparatora współczesnych męczennic ku przestrodze grzeszników. W rezultacie młody Edigey-Korycki wstępuje do cesarsko-królewskiej policji kryminalnej… Co oczywiście pozwoli twórczo kontynuować serialowe intrygi; ale książka sama na tym się kończy…
Nie ulega wątpliwości, że główną zaletą tej fabularnej opowiastki jest precyzja w odwzorowaniu szczegółu. Dat (jak piszą, że Nowy Rok 1905 wypadał w niedzielę, to ja im wierzę i już nie sprawdzam w tzw. wiecznym kalendarzu…), pogody, topografii, mody, obyczaju, żeglugi, kolejnictwa, sekcji zwłok z użyciem… fonografu, opisu „Złotej legendy” Jacopa da Voragine, krakowskiej hierarchii towarzyskiej, techniki i mechanizmów handlu kobietami czy kryminalistycznych teorii Bertillona i Lombroso… Szczegół to istota. Niechlujstwo w tej mierze może położyć każdą, najzręczniejszą nawet opowieść. Precyzja zaś potrafi uratować i słabszą fabułę… Bukowski i Dancewicz dołożyli staranności, by pod tym względem ich dziełko wypadło bez zarzutu, a „piękna epoka” objawiła się odarta z tej zacierającej istotę rzeczy legendy. Na tym zasadza się przewrotność pomysłu. Więc może jakiś ciąg dalszy?
Tomasz Sas
(4 03 2017)
Brak komentarzy